wtorek, 27 stycznia 2015

XXVIII. Tajemnicze 1500 metrów

Załoga Jaka-40/044 oczekująca przy swoim statku na wylądowanie nadlatującego Tupolewa, miała usłyszeć najpierw dźwięk zniżającego się samolotu, następnie gwałtownie zwiększające się obroty silników i w końcu ich milknięcie, czemu towarzyszyć miały głuche odgłosy i wybuchy. Co działo się potem? 
Artur Wosztyl: (http://mypis.pl/blogi/2214-as_us/wpisy/2849-kulisy-mordu-politycznego-iii) (...) po tym jak umilkły silniki TU 154m z wieży wyszedł jakiś mężczyzna w mundurze i udał się w kierunku postoju pojazdów zabezpieczenia. Po chwili pojazdy ruszyły na sygnale. Następnie z wieży wyszedł kolejny mężczyzna w mundurze, wzrost około 160-165 cm, krótko ostrzyżony, jasny blondyn, masywnej budowy ciała. Było widać, że jest zdenerwowany, trzęsły mu się ręce, odpalał papierosa. Do niego podszedł chor. Muś, następnie ja i por. Kowaleczko.   
Remigiusz Muś: (http://rebelya.pl/post/2789/rebelya-ujawnia-pena-wersja-zeznan-remigiusza-m) Po około 5 minutach nawiązałem łączność z wieżą zapytując „co z naszą tutką”, odpowiedział mi „żebym wysiadł z samolotu, bo oni stacjonują 50 metrów od samolotu którym przylecieliśmy.” Spotkaliśmy się z nim, drżący głosem odpowiedział nam, że tupolew spadł (...) 1500 metrów przed pasem.   
Artur Wosztyl: Wtedy do attaché wojskowego w Moskwie (gen. Grzegorza Wiśniewskiego –RM) zadzwonił por. Rafał Kowaleczko i uzyskał od niego informacje, iż samolot się rozbił i jego zdaniem nikt nie przeżył. Ponadto poinformował on, iż stoi około 20 metrów od statecznika rozbitego TU – 154M, z którego rozpoznawalna jest jedynie szachownica. W jego ocenie samolot uderzył w ziemię w odległości  około 1,5 km od progu pasa.  
Nie wiadomo skąd wzięło się owe 1500 metrów. Czy źródłem tej informacji byli pracownicy wieży, czy może jakieś inne rosyjskie służby, czy też może świadkowie, którzy nie liczyli odległości od początku pasa, tylko przekazywali informacje wcześniej zasłyszaną, albo po prostu podawali dystans jaki musieli pokonać z tego miejsca w którym oczekiwali na samolot, do tego, które uwiecznił na swoim filmie polski operator Sławomir Wiśniewski? Choć ten ostatni przypadek jest raczej wątpliwy, bo proszę zwrócić uwagę - pierwszym źródłem informacji ma być kontroler, który wyszedł z wieży, zaraz po "katastrofie"
Co ciekawe owe 1500 metrów, w najprzeróżniejszych konfiguracjach, będzie się wciąż przewijać w relacjach ze Smoleńska.   
W filmie "Poranek", dokładnie w 5 minucie 55 sekundzie filmu, słychać rozmowę dziennikarza Mroza, z Olejniczakiem i Słomczyńskim (?), w której ten pierwszy, klnąc wulgarnie, przekazuje do studia w Warszawie informację, że spotkał kogoś, kto "twierdzi, że półtora kilometra od lotniska rozbił się prezydencki samolot."  Domyślać się można, że tym kimś jest Sławomir Wiśniewski. W jaki sposób Wiśniewski - operator, niezależnie od Wiśniewskiego - generała i od rosyjskiego kontrolera, mogą podawać dokładnie tę samą odległość? Tym bardziej, że wcale nie wynosi ona 1500 metrów, Zweryfikujmy od razu tę wartość,  
Proponuję zapoznać się w tym celu z dalszą częścią zeznań nawigatora Jaka-40/44. 
Remigiusz Muś: Po około godzinie, kiedy nikt się nami nie interesował postanowiliśmy pójść na miejsce zdarzenia. Okazało się, że miejsce to nie jest oddalone 1500 metrów jak wcześniej nas informowano lecz 400-500 metrów od progu pasa i 50 metrów w lewo zgodnie z kierunkiem lądowania.     
Sfilmowane przez Sławomira Wiśniewskiego miejsce, z charakterystycznym statecznikiem oznaczonym biało-czerwoną szachownicą, było tym samym punktem, o którym wspominać ma w rozmowie z por. Kowaleczką gen. Grzegorz Wiśniewski, i znajdowało się ono rzeczywiście, tak jak opisał to chorąży Muś niecałe 400 m od progu pasa, a także niepełne 700 metrów od wschodniej wieży lotniska, oraz około 800-850 metrów od miejsca w którym stał Jak-40/44 z oczekującą na mających powrócić dziennikarzy załogą. 
Oznaczmy literą a) – wieżę, b) –  próg pasa, oraz c) miejsce dramatu, a otrzymamy wówczas taki oto schemat.   

Spójrzmy na to jeszcze raz. Kontroler lotu - "krótko ostrzyżony, jasny blondyn" - po wyjściu na zewnątrz i spotkaniu się z Musiem, Wosztylem i Kowaleczką informuje ich, że "zdarzenie" miało miejsce 1500 metrów od pasa. Tymczasem miejsce tragedii jest zaledwie kilkaset metrów od wieży. Jest to o tyle dziwne, że rosyjscy kontrolerzy powinni wiedzieć kiedy i gdzie zniknął z radarów nasz samolot. Tym bardziej, że do ostatniego momentu mieli oni przecież śledzić na monitorze jego lot, a więc powinni zdawać sobie sprawę, że leci centralnie na nich (a także na Wosztylowego Jaka, oraz oczekujący na przylot delegacji komitet powitalny). Proponuję więc jeszcze raz wsłuchać się w to, co mieli oni (według stenogramów) relacjonować w ostatnich sekundach.    
Pliusin : PLF, 101./ PLF, 101.  
Anonimowy Abonent: Stwierdź  przynajmniej - czy doleciał do radiolatarni czy też nie - gdzie on jest./ Хоть узнай, долетел он или нет до привода, где он.  
Anonimowy Abonent: Wszystko. Bliższą radiolatarnię minął, bardziej po lewej... gdzieś obok drogi. / Все, привод ближний прошел, левее... возле дороги где-то.   
Pliusin : PLF -101.  
Judin : Za bliższą (radiolatarnią – RMj) spadł, na lewo od drogi. / После ближнего упал, левее дороги 
Anonimowy Abonent: Zaczął odchodzić na drugi krąg, a potem przepadł. / На второй круг уходить начал, потом пропал. 
Pliusnin: Kurwa!!! / Б...дь!!!  
Co z tego fragmentu miałoby wynikać? Ano albo to, że ten dialog jest w tym miejscu „dopisany” później, a zdający relację mężczyzna był autentycznie przeświadczony że "katastrofa" wydarzyła się faktycznie 1500 m od lotniska, albo po prostu kłamał w żywe oczy, mówiąc, że samolot spadł 1500 metrów od progu pasaPrzecież będąc w wieży, i słuchając relacji Judina z Pliusninem doskonale musiał przecież wiedzieć, że bliższa radiolatarnia znajduje się około 1100 metrów od wzmiankowanego progu. Jeśli więc samolot spadłby przeleciawszy nad nią, to powinien być bliżej od lotniska niż 1100 metrów.  
Za pierwszą wersją i równocześnie za tym, że "roztrzęsionym mężczyzną" mógł być  Kierownik Strefy Lądowania, świadczyłby bowiem choćby ten fragment zeznania Wiktora Ryżenki:
W odległości dwóch kilometrów wskaźnik na czujniku lokatora lądowania mrugnął i ślad od tego mrugnięcia znajdował się na linii zejścia. W odległości 1,5-1,7 kilometra od pasa startów i lądowań, wydałem załodze TU-154 komendę - „Horyzont”, ale przy tym na monitorze czujnika nie widziałem już TU-154. 
Czy to nie stąd wzięło się owe 1500 metrów?   
Interesującą dla mnie rzeczą jest także to, że kwestia owych 1500 metrów nie znika, po ustaleniu, że miejsce zdarzenia bezpośrednio sąsiadowało z lotniskiem, ale powraca jeszcze kilkakrotnie.   
Gen. A. Aloszyn (cyt. za Amielin,  Ostatni Lot , s. 169) – jakby próbując wyjaśnić, skąd się wzięlo owe 1500 metrów: W odległości 1,5 kilometra kontrolerzy zauważyli, że załoga zwiększyła prędkość zniżania i zeszła poniżej ścieżki. Kontroler lotów wydał załodze polecenie przejścia do lotu poziomego, a gdy załoga nie wykonała go, kilka razy wydał polecenie odejścia na lotnisko zapasowe. Załoga nadal schodziła coraz niżej. Niestety, to doprowadziło do tragedii. 
Dla mnie jednak znacznie ciekawsza,niż słowa rosyjskiego generała jest ta oto relacja TVN24 z 10 kwietnia 2010 r,. sprzed godz. 10 - patrz od 1'39'' materiału (http://www.youtube.com/watch?v=PkCZVtpmb6E):  
Wiemy, że były bardzo złe warunki pogodowe, była bardzo gęsta mgła. Samolot nie wylądował, nie przyziemił, słychać było ryk silników, piloci podnieśli tę maszynę, polecieli jakieś półtora kilometra od tego lotniska i tam maszyna się rozbiła, zapaliła się. Wiemy już, że została ugaszona. Mówiliśmy o akcji ratunkowej. Mówiąc „akcja ratunkowa” zawsze jest ta iskierka nadziei, że wyciągnie się z tego samolotu kogoś żywego, ale już wiemy, to jest oficjalna informacja od pani gubernator obwodu smoleńskiego, nikt tej katastrofy nie przeżył...     
albo też o stwierdzenie (Relacja posła Antoniego Macierewicza, przewodniczącego Sejmowego Zespołu badającego przyczyny tragedii - w Telewizji Trwam i Radiu Maryja w „Rozmowach niedokończonych”) http://naszdziennik.pl/polska-kraj/22575,samolot-rozpadal-sie-w-powietrzu.html 
TU-154M rozpadał się na przestrzeni półtora kilometra przed szosą Kutuzowa i przed miejscem, gdzie upadły jego ostatnie fragmenty.  
Ale najciekawszą, moim zdaniem, informację pozostawiłem na sam koniec. Jest to jedno tylko zdanie z książki Piotra Kraśki, które warto wynotować – „Smoleńsk 10 kwietnia 2010” ze str. 37:  
Rosjanie z bloków stojących 1500 metrów od miejsca katastrofy mówili o wielkim huku. Sławek Wiśniewski z kolei był zdziwiony, że huk nie był aż tak wielki. 

XXVII. W okolicach smoleńskiej „katastrofy” ( cztery relacje)

Artur Wosztyl (http://rebelya.pl/post/2798/zeznania-por-wosztyla-mowi-do-nich-zeby-nie-sch): Był dźwięk podejścia do lądowania na ustalonym zakresie pracy silników. W pewnym momencie usłyszałem, że silniki zaczynają wchodzić na zakres startowy, tak jakby pilot chciał zwiększyć obroty silnika, a tym samym wyrównać lot lub przejść na wznoszenie. (...) Po dodaniu obrotów po upływie kilku sekund usłyszałem głośne trzaski, huki i detonacje. Do tego doszedł milknący dźwięk pracującego silnika, a następnie nastała cisza. 

Remigiusz Muś: Po kilku minutach usłyszeliśmy charakterystyczne gwiżdżące brzmienie silników tupolewa, typowe dla zmniejszanych obrotów przy zniżaniu. Nagle obroty wzrosły do maksymalnych, po dwóch sekundach uderzenie i trzy wybuchy i krótko trwający dźwięk zatrzymującego się jednego silnika a potem już cisza.   

Spójrzmy na inną, mniej oficjalną relację, której miał anonimowo udzielić gazecie „Fakt” jeden z pilotów Jaka-40/44 (Zespół Parlamentarny w swoich „dwustu relacjach” przedstawia go jako świadka nr 99 - Rafała Kowaleczkę) 
http://www.fakt.pl/K-wa-Co-teraz-ze-mna-bedzie-,artykuly,73696,1.html    
Po wylądowaniu cześć z nas stanęła przy pasie lotniska i czekała na tupolewa – (zwracam uwagę na to stwierdzenie - oznacza ono moim zdaniem, że załoga Jaka spodziewała się Tupolewa zaraz po swoim wylądowaniu – RM) (...) Początkowo odgłos był całkowicie normalny, silnik pracował spokojnie. W pewnej chwili jednak dobiegł nas huk silnika, taki jak przy starcie, więc wiedzieliśmy od razu, że dzieje się coś złego. Po chwili usłyszeliśmy odgłos dwóch eksplozji, po nich jakieś głuche trzaski. I zapadła cisza. Byliśmy przerażeni, bo zdaliśmy sobie sprawę, że doszło do katastrofy. Członkowie załogi Jaka ruszyli do stojących przy płycie Rosjan z obsługi lotniska. – Krzyczeliśmy do nich, że jest katastrofa, machaliśmy rekami, pokazywaliśmy, by tam natychmiast jechali. Że samolot się rozbił! Żeby nas zabrali, bo może trzeba ratować rannych, pomóc w ewakuacji  (...) 
– Rosjanie jakby niczego nie rozumieli. Dopiero gdy na nich nakrzyczeliśmy, wsiedli do samochodów i ruszyli w stronę, gdzie rozbił się samolot. Ale po chwili zawracali, bo tam było coś zagrodzone. Musieli jechać inną stroną. Gdy nas mijali, pytaliśmy, czy coś wiedzą, co z tupolewem? Jeden z nich przez otwarte drzwi auta rzucił nam: „Odlecieli”. Nic z tego nie rozumieliśmy. 

Gdy auta rosyjskiej obsługi w końcu odjechały, z wieży wybiegł kontroler, głośno przeklinając. – Krzyczał, że będzie miał straszne kłopoty, wielkie problemy. Łapał się za głowę, zakrywał rękami twarz, biegał w kółko i powtarzał, co z nim będzie, że takie straszne kłopoty będzie miał – opowiada nam członek załogi jaka. Kontrolera dobrze zapamiętał, bo wyglądał na bardzo starego człowieka, ze zniszczoną, nalaną, mocno czerwoną twarzą. (…) 

Po chwili przez okno wieży wyjrzał człowiek w zielonym mundurze. Wybiegł i zabrał tego kontrolera. Wojskowi zamknęli zaraz wieżę, a nam kazali wrócić do Jaka. Nie było z nimi żadnej dyskusji. Kazali i już. Zamknęli nas na kilka godzin w samolocie  – relacjonuje. 

Załoga jaka musiała pozostać w zamkniętej maszynie. Nie pozwolono im wyjść, nikt nie chciał niczego im powiedzieć o losie załogi i pasażerów prezydenckiego samolotu. – Rosjanie powiedzieli nam, że czekamy na nowego kontrolera, którego ściągają, byśmy mogli odlecieć.


Bardzo podobną do powyższej relację, przedstawiła, udzielając wywiadu, stewardessa Jaka-40/040 Agnieszka Żulińska (http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/otoczylo-nas-rosyjskie-wojsko/):  

AŻ: Kiedy usłyszałam ryk silników, wiedziałam, że tupolew próbuje się poderwać i chce odejść. Niestety, po jakimś czasie usłyszałam głuchy trzask łamanej czy gniecionej blachy, potem nastała cisza. Od razu wiedziałam, że się rozbili, zaczęłam krzyczeć. Moi koledzy z załogi nie dowierzali, czułam bezradność, miałam nadzieję, że dziewczyny przeprowadzają ewakuację, że ratują pasażerów, chciałam im pomóc. Ale nie wiedziałam, od czego zacząć, wołałam do ludzi czekających na nasz samolot, żeby im pomogli. (…) 
Reporterka: Była Pani na miejscu katastrofy? 

AŻ: Nie, ale pamiętam, że od razu znalazło się przy nas rosyjskie wojsko. To było wtedy, gdy w stronę miejsca tragedii ruszyły samochody. Stałam wtedy przy schodkach jaka, obok przejechała limuzyna, ktoś, jakiś mężczyzna, wyjrzał przez okno i krzyknął w naszą stronę, że tupolew odleciał. Wtedy zaczęłam krzyczeć, że to nieprawda, "dlaczego pan kłamie!".

Reporterka: Tym mężczyzną był Polak czy Rosjanin?

AŻ: Nie wiem, ale powiedział to po polsku. Tak samo nie wiem, co to była za limuzyna – wyglądała na taką, którą jeżdżą rządowe delegacje. Potem siedzieliśmy w samolocie, przed którym stał żołnierz. Nie mogliśmy wyjść z samolotu aż do godziny 17.00.

Reporterka: To był rosyjski żołnierz?
AŻ: Tak, wyglądało to tak, jakby trzymał przy nas straż.
Przypomnijmy sobie może też tę najbardziej znaną relację   

Zeznanie Artura Wosztyla:  
Po nastaniu ciszy pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, że samolot się rozbił. Nie pamiętam dokładnie, jakich słów użyłem, ale głośno do kolegów powiedziałem, że chyba się rozbili. W tym samym momencie z wieży wyszedł jakiś mężczyzna, którego po rosyjsku zapytaliśmy co się stało. Wymieniony stwierdził, że samolot odleciał. Od razu wydało nam się to niemożliwe, gdyż nie było słychać pracy silników odlatującego samolotu. Jednocześnie z lotniska ruszyły znajdujące się tam pojazdy: wozy strażackie, karetki pogotowia i szereg innych samochodów. Pojazdy te udały się pasem lotniska w kierunku, z którego słyszeliśmy dobiegające wcześniej dźwięki. Dla nas zachowanie służb lotniskowych wskazywało, że samolot się rozbił. Bezpośrednio po tym zadzwoniłem z telefonu komórkowego do dowódcy jednostki i do dyżurnego kierownika lotów w Warszawie, których powiadomiłem o moich przypuszczeniach. W międzyczasie wszystkie samochody wróciły w naszym kierunku, opuściły przez bramę wjazdową teren lotniska i udały się ponownie w kierunku, z którego wcześniej dobiegały dźwięki. Wtedy do attaché wojskowego w Moskwie (gen. Wiśniewskiego - RM) zadzwonił por. Rafał Kowaleczko i uzyskał od niego informacje, iż samolot się rozbił i jego zdaniem nikt nie przeżył. Ponadto poinformował on, iż stoi około 20 metrów od statecznika rozbitego TU – 154M, z którego rozpoznawalna jest jedynie szachownica. W jego ocenie samolot uderzył ziemię w odległości około 1,5 km od progu pasa. W międzyczasie opadła całkowicie mgła i poprawiła się widoczność na lotnisku. 

Jak długi okres czasu mógł minąć od chwili, gdy ustał „dźwięk zatrzymującego się jednego silnika" słyszany przez por. Wosztyla i chor. Musia, a wykonaniem telefonu przez por. Kowaleczkę do gen. Wiśniewskiego, który miał już wówczas stać przy charakterystycznym dla filmowej narracji operatora Wiśniewskiego stateczniku z szachownicą?  

Wosztyl używa tu enigmatycznego słówka: "wtedy", tak jak gdyby zdarzenia te miały następować zaraz, jedno po drugim - oto słychać huki i "trzaski"; z wieży wybiega jakiś mężczyzna; ruszają samochody; Wosztyl dzwoni do dowództwa, potem trzęsąc się wychodzi z wieży jakiś mężczyzna w mundurze, który opowiada im że samolot spadł; samochody wracają od progu wschodniego pasa jadąc w kierunku bocznej bramy i właśnie "wtedy" (już wtedy?!) Kowaleczko dzwoni do Wiśniewskiego, który już ma stać na „dymiącym” pobojowisku, przy stateczniku? Moim zdaniem musiało minąć przynajmniej kilka-kilkanaście minut, od „katastrofy”, aby gen Wiśniewski zdążył dotrzeć na jej miejsce i stanąć obok tego statecznika.

Wosztyl potwierdza to zeznanie w „Anatomii upadku – 2” Anity Gargas, trochę je wzbogacając:   

Artur Wosztyl: Rozmawiałem z DKL-em, do którego zadzwoniłem zaraz po rozmowie z panem pułkownikiem Raczyńskim (tym samym, który opowiadał co to „wojsko chciało” w Rozdziale XVIII „Lot asekurujący” - RM). Dyżurny kierownik lotów. I on powiedział, że na jego telefonie, w połączeniach, które ze mną miał, było (to – RM) o godzinie 8:38.  


Nie chodzi mi wcale w tej wypowiedzi o niezwykłą godzinę podawaną przez Wosztyla –8:38 (Niezwykłą, bo jeśli do DKL dzwonił już po „katastrofie”; po wyjściu z wieży jakiegoś mężczyzny z którym wymieniono kilka słów; ruszeniu kolumny samochodów; oraz po telefonie do dowódcy jednostki – to o której mogło mieć miejsce zdarzenie? Na pewno nie o 8:41) Chodzi mi jednak przede wszystkim o to, że dowódca Jaka nie przekazuje nam własnej informacji o czasie (np. „Spojrzałem na zegarek – była godzina...), ale informuje: „I on powiedział, że na jego telefonie, w połączeniach które ze mną miał, było (to – przyp. mój) o godzinie 8:38”.  



Z relacji Żulińskiej i Kowaleczki po „katastrofie” załoga nie mogła opuszczać Jaka-40, gdyż jakiś żołnierz miał przy nim trzymać straż. Widocznie jednak, ten nadzór nie był tak do końca szczelny, gdyż... 


Remigiusz Muś (zeznanie 10.04.2010): Sytuacja nasza wyglądała tak, że nie wiedzieliśmy, czy możemy oddalać się od samolotu. Obserwowaliśmy tylko przejeżdżające obok nas pojazdy ratownicze. Po około 5 minutach nawiązałem łączność z wieżą zapytując „co z naszą tutką”, odpowiedział mi „żebym wysiadł z samolotu, bo oni stacjonują 50 metrów od samolotu którym przylecieliśmy.” Spotkaliśmy się z nim, drżący głosem odpowiedział nam, że tupolew spadł. Po około godzinie, kiedy nikt się nami nie interesował postanowiliśmy pójść na miejsce zdarzenia. 
  
śp. chorąży Remigiusz Muś
Być może ten „areszt pokładowy” miał miejsce tylko tuż po katastrofie, gdyż już po jednej godzinie (wg. Musia) półtorej godziny (Kowaleczki), dwóch godzinach (Wosztyla) - trzej piloci przechodzą przez wyrwę w murze lotniska i wchodzą na pogorzelisko. Tu generalnie relacje wszystkich się zgadzają i sprowadzają mniej więcej do tego samego opisu. 


Artur Wosztyl: Po około 2 godzinach od katastrofy postanowiliśmy pójść we trzech zobaczyć szczątki samolotu i dowiedzieć się, czy ktoś przeżył. Przez te dwie godziny biłem się z myślami, czy na pewno chcę to zobaczyć. Po dojściu do końca pasa zauważyłem, że jest tam betonowe ogrodzenie, które uniemożliwiało dostęp do szczątek samolotu. Z tego powodu prawdopodobnie udające się na akcję ratowniczą samochody musiały wrócić do bramy wyjazdowej z lotniska i udać się na miejsce katastrofy zewnętrznej. W ogrodzeniu były wyłamane dwie płyty betonowe przez które udaliśmy się w miejsce katastrofy. W mojej ocenie szczątki samolotu znajdowały się w odległości 40 metrów od ogrodzenia lotniska i około 500 metrów od progu pasa lekko z jego lewej strony. Było to mniej więcej w miejscu, z którego do lądowania podchodził rosyjski samolot IŁ. Szczątki tupolewa były rozrzucone w pasie od długości 60 metrów i szerokości około 30 metrów. Wśród połamanego, pozgniatanego i skręcanego metalu zauważyłem fragmenty wózków podwozia głównego wraz z goleniami, statecznik i części kadłuba. Ponadto na całym tym obszarze były widoczne fragmenty ciał ludzkich, co było charakterystyczne, nawet duże fragmenty ciał nie były okryte odzieżą.   
Niezależnie czy udali się oni na miejsce „katastrofy” godzinę, czy dwie po jej zaistnieniu – faktem jest, że żadna osoba z załogi nie udała się od razu po usłyszeniu wybuchów. Najprawdopodobniej (choć nie mówią tego, ale moim zdaniem wyraźnie sugerują) stało się tak dlatego, że nie pozwolono im wówczas opuszczać swojego samolotu (artykuł „Faktu” z początku rozdziału).  


A co z tymi dwoma telefonami do dowódcy jednostki i do dyżurnego lotów na Okęciu, o których wspomina Artur Wosztyl? O której godzinie miały mieć one miejsce? I co dalej z tą informacją się stało? Jeśli jak mówi dowódca Jaka, została ona przekazana dowództwu "bezpośrednio" po zdarzeniu, to czy oznaczać by to mogło godzinę 7:45 naszego czasu?   

Raport Millera str. 87 (http://www.tvn24.pl/raporty/raport-millera,364) - Według uzyskanych przez Komisję informacji, kontroler WPL OKĘCIE około godz. 5:45 (7:45 czasu warszawskiego) otrzymał informację telefoniczną od jednego z członków załogi samolotu Jak-40 o lądowaniu na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY przy WA: podstawy chmur 60 m, widzialność około 2 km.  


Bardzo dziwna jest tu, moim zdaniem, nie godzina w której wykonano ten telefon, a treść przekazu. Dlaczego by bowiem informacja o warunkach – rzeczywistych, w których lądował Jak – miała być przekazana pół godziny po jego ”oficjalnym lądowaniu”? Jaki sens było informować Warszawę o warunkach sprzed „pół godziny”, skoro widzialność miała się wówczas obniżyć z 2000 do 400 metrów? Już bardziej przekonuje mnie argument, że kontakt z Warszawą został przez por. Kowaleczkę nawiązany natychmiast po wylądowaniu (około 6:50 czasu warszawskiego). Być może o 7:45 miał natomiast miejsce kolejny raport – ten o „katastrofie”, który zastąpiono informacją sprzed godziny? A może wyglądało to wszystko jeszcze inaczej.

Być może komuś, ta moja dedukcja wydaje się być mało prawdopodobna. Dla mnie dziwną wydaje się być natomiast zupełnie inna sprawa, związana z zeznaniem dowódcy Jaka-40/044 


Artur Wosztyl: Wtedy do attaché wojskowego w Moskwie (gen. Grzegorza Wiśniewskiego, nie mylić z montażystą Sławomirem Wiśniewskim – RM) zadzwonił por. Rafał Kowaleczko i uzyskał od niego informacje, iż samolot się rozbił i jego zdaniem nikt nie przeżył. Ponadto poinformował on, iż stoi około 20 metrów od statecznika rozbitego TU – 154M, z którego rozpoznawalna jest jedynie szachownica. 


Otóż skoro attache wojskowy w Moskwie gen. Wiśniewski miał stać przy stateczniku wkrótce po wypadku, to czy nie powinien on się tam znaleźć w tej samej grupie, w której był Tomasz Turowski i Emilia Jasiuk, czyli.... już około 7:48 czasu polskiego. http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/3214,arabski-kazal-milczec.html               



(…) Emilia Jasiuk stwierdziła, że około godz. 9.40 (7:40) usłyszała ryk silników. "Słyszałam huk przypominający przejście bariery ponaddźwiękowej" - powiedziała. Na miejscu katastrofy była po 8 minutach.   

XXVI. Trzy zagadki smoleńskie - próba odpowiedzi

Proponuję zebrać nie pasujące do oficjalnego scenariusza relacje, dotyczące samolotu Tu-154M dowodzonego przez Arkadiusza Protasiuka i jego lotu z 10 kwietnia 2010 roku i spróbować je pogrupować.
1) (http://ipn.gov.pl/o-ipn/zyciorys/prezes-janusz-kurtyka/jaroslaw-tesiorowski,-ipn): Jarosław Tęsiorowski:  Sobota, 10 kwietnia 2010 r. Parę minut po szóstej rano. Dzwoni telefon. W charakterystyczny dla siebie sposób Prezes Janusz Kurtyka zadaje serię pytań, związanych z wieloma sprawami (…) W sobotę, 10 kwietnia, Prezes skończył rozmowę, mówiąc: „Już wsiadam do samolotu”. 
2) (http://www.rmf24.pl/opinie/komentarze/pawel-swiader/news-pawel-swiader-boje-sie-powrotu-do-polski,nId,272706): Paweł Świąder, dziennikarz RMF24:  Nasz samolot miał odlecieć o 5 rano. (...) Dopiero na Okęciu okazało się, że dziennikarze mają lecieć Jakiem, a dopiero godzinę po nas wystartuje Tupolew. 
3)  (http://www.youtube.com/user/stanislaw10042010#p/u/43/Or5-0bnonmY): Wojciech Cegielski, dziennikarz Polskiego Radia: Koniec końców dzisiaj o piątej rano wystartowaliśmy z lotniska Okęcie samolotem Jak-40. Wtedy, kiedy wchodziliśmy do tego samolotu TU-154M już, jak mówią piloci, grzało silniki. 
Powyższe relacje dotyczą startu. A teraz kilka innych, tyle że dotyczących podejścia Tutki w Smoleńsku: 
4) (http://www.youtube.com/watch?v=oWUCO6xLPG0 czas 2'49'') Relacja TVP: Dziennikarze z Polski, którzy godzinę wcześniej wylądowali na tym samym lotnisku, potwierdzają, że kwadrans przed katastrofą Tupolewa, do lądowania we mgle szykował się wojskowy Ił.
5) (http://www.youtube.com/watch?v=vTulgxIJjmQ) Relacja Polsat News z 10 kwietnia 2010 roku: 
Dziennikarka Polsatu:  A wy Paweł o której wylądowaliście?  
Paweł Wuldarczyk: No, my wylądowaliśmy jakieś pół godziny, godzinę wcześniej. Trudno mi w tej chwili powiedzieć, bo tu jest godzina, dwie godziny różnicy, przepraszam, a ja jestem też trochę zdenerwowany, więc... nie wiem, no, godzina, około godziny wcześniej wylądowaliśmy.  

„Jakieś pół godziny, godzinę wcześniej”? Rozumiem, że to znaczy, jakieś pół godziny - godzinę przed „katastrofą”, tj. przed ostatecznym podejściem Tupolewa do lotniska „Smoleńsk Północny”. Przepraszam, a czy można określić to dokładniej?
6) (http://www.youtube.com/watch?v=k4oXVV_T6P0) : Rozmowa TV Republika:   
Katarzyna Gójska - Hejke: Bo przypomnijmy, ten Jak (40/044 - RM) wylądował ile wcześniej?  Piotr Ferenc-Chudy: Chyba czterdzieści minut wcześniej. Jakoś przed katastrofą. Znaczy - przed katastrofą.   
I jeszcze to: 
7) (http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/3214,arabski-kazal-milczec.html)   
(…)  Emilia Jasiuk stwierdziła, że około godz. 9.40 (7:40 czasu polskiego? - RM) usłyszała ryk silników. "Słyszałam huk przypominający przejście bariery ponaddźwiękowej" - powiedziała. Na miejscu katastrofy była po 8 minutach.   
Czy da się to wszystko jakoś uporządkować? 
Proponuję rozwiązać ze mną kilka prostych zagadek matematycznych.
Pierwsza:
Skoro Tu-154 ma lecieć z Warszawy do Smoleńska, około jednej godziny dziesięciu minut (jak przewiduje to plan lotu z 18.03.2010), a Jak-40 przylatuje czterdzieści minut przed nim, wyleciawszy godzinę wcześniej, to ile powinien trwać przelot Jaka na tym dystansie?
Odpowiedź: Przelot Jaka-40 z Warszawy do Smoleńska powinien trwać jedną godzinę i trzydzieści minut
Niezależnie od moich obliczeń potwierdza to (8) Paweł Świąder: lot trwał mniej więcej półtorej godziny. (http://www.rmf24.pl/opinie/komentarze/pawel-swiader/news-pawel-swiader-boje-sie-powrotu-do-polski,nId,272706 )
Druga: Jeśli Jak-40 leci do Smoleńska 1h 30', wylatując o godzinie 5:25 z Okęcia, to o której powinien przyziemiać w Smoleńsku?  

Odpowiedź:  O godzinie 6:55 . Niezależne potwierdzenia: płk. Krasnokutskij w stenogramach: (9) o 8:50 lądowali (…) zgodnie z planem lądował; (10) prokuratura praska - około godziny 8.50 czasu miejscowego, na lotnisku w Smoleńsku wylądował samolot Jak-40 z dziennikarzami. (11) z relacji Kubraka – o 7 rano byliśmy już na miejscu.
Dodatkowy wniosek: Jak-40/044 wyleciał z Warszawy prawdopodobnie nieco wcześniej niż o godzinie 5:25 , Niezależne potwierdzenia: Jan Mróz relacjonuje (12): "Wylecieliśmy około 5:20" - film – „Poranek” - 1'33''. (13) Artur Wosztyl zeznanie z 21.04.2010 roku ( http://www.npw.gov.pl/files/0/61428/protokoly-Wosztyl.pdf) : "(...) jeszcze przed startem około godziny 5:15, po zamianie samolotu,(...)"
Trzecia: O której godzinie powinien startować z „Okęcia” Tupolew dowodzony przez Arkadiusza Protasiuka, a o której z kolei powinien on lądować w Smoleńsku, skoro wystartować miał godzinę po Jaku, a lądować 40 minut po nim?   

Odpowiedź: Start Tupolewa 6:00 – 6:20 (zależnie od tego czy przesunięto jego wylot o tyle samo co Jaka-40, lub nieco mniej, ewentualnie jeśli nie przesunięto jego wylotu w ogóle).
Lądowanie powinno mieć wówczas miejsce pomiędzy godziną 7:10, a 7:55 (tu z kolei, choć na podstawie analizy – Rozdział XVII – jestem głęboko przeświadczony, że podejście zakończone „katastrofą” miało miejsce około 7:40, to w sumie nie wiem czy samolot wcześniej, przez jakiś czas, nie krążył wokół lotniska (Pliusnin (14): czy on tu będzie u nas tak latać, kurde?). Czy nie wykonał na przykład dwóch podejść (stąd ta graniczna 7:55, bo 7:40 jako najpóźniejsza ewentualna godzina przylotu plus kwadrans na potencjalne drugie podejście).

14) Georgij Połtawczenko, przedstawiciel prezydenta Rosji w Centralnym Okręgu Federalnym (http://wyborcza.pl/1,76842,7764783,Ten_przeklety_rosyjski_las.html#ixzz3PBuyf2rF): 
Tam staliśmy razem z gubernatorem. Gdzieś około 10.30 (20 minut przed katastrofą) podszedł do nas kontroler lotów (…) Powiedział, że zaproponował załodze samolotu odlot do Witebska, albo do Mińska, ale załoga podjęła inną decyzję, ponieważ mieli jeszcze dosyć benzyny postanowili oblecieć lotnisko.   

16) Gerard Kwaśniewski http://polska.newsweek.pl/smolensk--nieznana-relacja-oficera-bor,68588,1,1.html:  
Podszedł do nas Rosjanin z wieży kontroli lotów. Powiedział, że pogoda coraz gorsza, że raczej nie będą lądować. Czekamy, palimy papierosy. Pamiętam, jak ten Rosjanin z wieży podszedł do nas ostatni raz. Powiedział, że decyzja pilota jest taka, że zniży się i sprawdzi, czy zobaczy pas. Jeżeli nie zobaczy, odleci na któreś z lotnisk zapasowych, tam przeczeka złą pogodę i wróci.
Żeby móc uściślić odpowiedź na trzecią zagadkę (o której godzinie mogło mieć miejsce podejście / podejścia? Tu-154), przyjrzyjmy się jeszcze raz próbom przyziemiania Iła-76:  
17) Remigiusz Muś http://rebelya.pl/post/2789/rebelya-ujawnia-pena-wersja-zeznan-remigiusza-m: 
Próby lądowania tego Iła miały miejsce około po 15 i 30 minutach od naszego wylądowania. (...) Widziałem tego Iła, który po drugiej nieudanej próbie lądowania odleciał. Po kolejnych około 20 minutach z głośników naszej radiostacji usłyszeliśmy załogę naszego tupolewa zbliżającego się do rejonu lotniska.
18) Agnieszka Żulińska (stewardessa) według książki „Kto naprawdę ich zabił?”, K. Galimskiego I P. Nisztora (str. 50) miała powiedzieć: 
Warunki były tak trudne, że po drugim podejściu do lądowania z wykonania manewru zrezygnowała załoga rosyjskiego iła-76. Było to 15 minut przed rozbiciem prezydenckiej maszyny.
19) Relacja TVP:  http://www.youtube.com/watch?v=oWUCO6xLPG0  czas 2'49": 
Dziennikarze z Polski, którzy godzinę wcześniej wylądowali na tym samym lotnisku, potwierdzają, że kwadrans przed katastrofą Tupolewa, do lądowania we mgle szykował się wojskowy Ił.
Remigiusz Muś mówi o pojawieniu się Iła-76 - piętnaście minut od wylądowania Jaka-40/044. Potwierdzają to relacje dziennikarzy (Ił pojawić się miał, kiedy zeszli po trapie i kierowali się do autobusu) i dowódcy Jaka. Drugi przelot rosyjskiego samolotu nad lotniskiem, miał mieć według niego, miejsce kwadrans później (tu wszyscy eksperci są w miarę jednomyślni - około 12-15 minut trwa wykonanie kręgu nad lotniskiem przez tego typu samolot). „Po kolejnych dwudziestu minutach” mieli usłyszeć przez radiostację załogę Tupolewa „zbliżającego się do lotniska”. Słowa „Po kolejnych” – rozumiem jako: po dwudziestu minutach od odlotu Iła. Inaczej jednak ma to pamiętać stewardessa Jaka i dziennikarze – już  piętnaście minut po odlocie Iła  miało dojść do „katastrofy”. Kto się tu myli? Z poprzednich wyliczeń wynikałoby, że raczej Remigiusz Muś, gdyż: trzy kwadranse po zsumowaniu dają w przybliżeniu 45 minut, o których mieli mówić dziennikarze. Ale z drugiej strony relacje Musia są moim zdaniem najbardziej precyzyjne i wiarygodne. A co najważniejsze mieszczą się w przedziale do 7:55. Jednak, aby przesądzić tę kwestię i przyjąć jakąś konkretną godzinę proponuję zdać się na informację podaną w takim piśmie, które zwie się:
20) Gazeta Wyborcza - http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,105741,7752603,Odradzano_ladowanie.html#ixzz1HzIOY6kf :  Źródła wojskowe podają, że 15 min przed lądowaniem prezydenta służby kontrolne lotniska zabroniły lądować wojskowemu Ił-76  ze względu na złe warunki. On odleciał gdzie indziej. 
Finalnie więc moja hipoteza zakłada, że (szczegółowe opracowanie we wcześniejszych rozdziałach) poszczególne wydarzenia mogły mieć miejsce: 


5:15 – start Jaka-40/040 z „Okęcia” ( Rozdziały II-VII)
6:15 – start Tu-154 Protasiuka z „Okęcia” (Rozdziały XXIV i XXV)
6:33 – start Iła-76 z „Wnukowa” (Rozdziały VIII-XV)
6:50 – lądowanie Jaka-40/044 na „Siewiernym” (Rozdziały II-VII)
7:10 – pierwsze podejście Iła-76 na „Siewiernym”  (Rozdziały VIII-XI)
7:14 – „Tu-154 Protasiuka” przelatuje nad ASKIL  (Rozdział XXIV)
7:21 – „Tu-154 Protasiuka” wchodzi w krąg nadlotniskowy „Siewiernego” (Rozdział XXV)
7:25 – drugie podejście Iła-76 (niemal równocześnie z „podejściem kontrolnym(?)” Tu Protasiuka - Rozdziały XX-XXIV)
7:40 – „katastrofa” Tu-154M Protasiuka (Rozdziały XVII i XXII-XXV)


  

Materiały nie pasujące do mojej hipotezy i próba ich wyjaśnienia    

21) Stenogramy z wieży:
08:50:07 Pliusnin: Odbiór / Ответил. 
08:50:09 Murawiew: Pale Waleriewiczu, o (jakiejś godzinie) minut 55, ASKIL będzie przechodził pierwszy Polak, 0-31 PLF. / Пал Валерьевич, в 55 минут АСКИЛ первый поляк 0-31 ПЛФ.
W rozdziałach XV i XVI zastanawiałem się nad tym, jaki to samolot mógł się znaleźć nad ASKIL o godzinie X:55 i choć nie udało mi się tego ostatecznie ustalić, to doszedłem do wniosku, że najprawdopodobniej tą godziną X była godzina 6:55 czasu polskiego, a samolotem który mógł się wówczas pojawić (jeśli w ogóle się wówczas pojawił) mógł być zarówno Tu-154, jak i drugi Jak - Jak-40/?. Przedstawiam ten wyjściowy (do moich rozważań) materiał powyżej. Stenogramy odnoszą go do Jaka-40/044, którego ja z kolei wykluczam, gdyż według mnie (analizę przeprowadziłem w rozdziałach II-VII) – samolot ten wylądował o godzinie 6:50
Z tym fragmentem wiąże się czwarta zagadka: Czy i jaki polski samolot mógł przelatywać nad punktem ASKIL o godzinie 6:55?
Odpowiedź: Tu-154M według planu lotu z 18.03.10 miał pokonać ten dystans w niecałą godzinę, więc gdyby wyleciał najpóźniej o 6:05 – mógłby to być on. Ale nie zgadza się to z kolei z moim hipotetycznym harmonogramem, przedstawionym w tym rozdziale. Jedynym wyjaśnieniem tej sytuacji byłoby więc to, że (wymieniam według zmniejszającego się, moim zdaniem prawdopodobieństwa) albo: 
A) jakiś inny samolot przekracza wówczas ASKIL (Jak-040/?), który wystartować by musiał około godziny 5:40, albo... 
B) jest to wrzutka zmontowana w celu uzyskania spójności stenogramów (np. pierwotny komunikat mógł brzmieć: „O godzinie X:55, Mińsk, Pierwszy Polak 101-PLF”)
C) to nie godzina 6:55, a inna X:55
D) jest to rzeczywiście "Tutka Protasiuka", która wyszła z Okęcia o godzinie 6:00

E) Jest to informacja, że "Pierwszy Polak" ma przechodzić ASKIL za 55 minut. czyli za mniej więcej tyle, ile trwa lot Tu-154 z Warszawy do granicy białorusko-rosyjskiej (wg. clarisu z 18.03.10)
Wykluczmy na razie ostatni z wariantów i zajmijmy się tymi, które określają jakąś godzinę.
Otóż niezależnie od tego, czy „Tutka Protasiuka” wyszła z „Okęcia” około godziny 6:00, (a zatem nad ASKIL mogła się pojawić o 6:55). czy o 6:15 (ASKIL – 7:14) to w jaki sposób jej podejście na „Siewiernym” mogło mieć miejsce o 7:40?
W pierwszym przypadku (AKSIL 6:55) przyziemianie powinno mieć miejsce o godzinie 7:10-7-15, a w drugim 7:25-7:30. Tak, czy siak 7:40 to opóźnienie. Skąd się ono mogło wziąć ? 
Ten problem można, moim zdaniem, wyjaśnić o wiele łatwiej, niż to jaki samolot mógł pojawić się nad ASKIL o 6:55. Odpowiedzieć na to pytanie można by było, jak sądzę, posiłkując się materiałami, które przedstawiam poniżej:
22) Stenogramy z wieży:
09:33:36 АA: (niezrozumiale) / (нрзб).   
09:33:42 Paweł Pliusnin:  ...i jak im stawiać zadanie, zadzwoniłem do operacyjnego na „Logikę”, podałem im telefon, nikt nie wylatywał… / ...как вот им ставить задачу, я прозвонил оперативному на «Логику», дал им телефон, никто не вылетал…   
09:34:04 АA (niezrozumiale) / (нрзб).   
09:34:06 Krasnokutskij: No, zrozum,  pół godziny i to wszystko . / Ну, ты понимаешь, полчаса и всё.
23) Stenogramy z kokpitu: 
8:26:43,6-8:26:44,8 A No to mamy problem [dyrektor Kazana]   
8:26:38,1-8:26:40,2 Pierwszy Pilot: Paliwa nam tak dużo nie wystarczy do tego (niezrozumiale). 
W raporcie MAK, str. 165 w tym miejscu mamy inaczej "dosłuchane" – 
AA: Będziemy próbowali? [dyrektor Kazana] 
1P: Paliwa nam tak dużo nie starczy, żeby do skutku  
8:26:43,6-8:26:44,8 AA (Dyrektor Kazana) No to mamy problem. 
8:26:44,8-8:26:47,3 Pierwszy Pilot: Możemy pół godziny powisieć i odlecieć (odchodzimy) na zapasowe.
24) Zeznanie Artura  Wosztyla (http://rebelya.pl/post/2798/zeznania-por-wosztyla-mowi-do-nich-zeby-nie-sch): 
Około 20 do 30 minut przed katastrofą TU-154M usłyszeliśmy ich korespondencję radiową z kontrolą obszaru albo Mińsk lub Moskwy. 
(13) Georgij Połtawczenko: Gdzieś około 10.30 (20 minut przed katastrofą ) podszedł do nas kontroler lotów (…) Powiedział, że zaproponował załodze samolotu odlot do Witebska, albo do Mińska
Czy rzeczywiście taka sytuacja, że „Tutka Protasiuka” przelatuje wcześniej nad ASKIL o (6:55, ewentualnie 7:14), ale podchodzi dopiero o 7:40 - mogła mieć miejsce? Wydaje mi się, że tak. 
Z powyższych materiałów wyciągam też, dodatkowo, wniosek, że  pojawia się ona nad rosyjskim terytorium bardziej „ dwadzieścia – trzydzieści minut ” przed „katastrofą”, niż minut czterdzieści pięć. A to by moim zdaniem oznaczało, że prawdziwszą godziną jej przejścia nad ASKIL byłaby  7:14. (Czyli wariant D co do samolotu, który miałby się pojawić o godzinie 6:55 nad ASKIL, wykluczam)
Co mogłaby ona robić przez te niemal trzydzieści minut nad „Siewiernym”? Zdaję sobie sprawę, że jest to przecież kupa czasu. W przeciągu pół godziny mogłaby ona, na przykład, móc nawet dwukrotnie próbować podchodzić do lądowania.

A może podchodziła?    

25) Stenogramy z wieży –  mniej więcej w czasie, gdy Ił-76 drugi raz podchodzi do XUBS, adresowane – moim zdaniem – do innego niż ten Frołowa - statku powietrznego:
Wiktor Ryżenko: Na kursie, ścieżce / 1, на курсе, глиссаде.   
Nikołaj Krasnolutskij: Uspokój się. / Не дергайся 
Paweł Pliusnin: Przepędź go (niezrozumiale). / Угоняй его (нрзб)  
Paweł Pliusnin: Wykonujcie odejście na drugi krąg. / Выполняйте уход на 2-й круг. 
Czy aby na pewno chodzi tu Iła-76? Przecież zaraz potem z stenogramach jest to:
26) Stenogramy z wieży – jw. 
AA: (niezrozumiale) a czy Polak, to usiadł u nas (niezrozumiale) / (нрзб) а поляк-то сел у нас (нрзб). 
Z tej wymiany zdań wynika, moim zdaniem, że jakiś „Polak” próbował „usiąść” (raczej mu się to nie udało) tuż przed tym, kiedy miało mieć miejsce drugie (moim zdaniem drugie) podejście Iła-76. Być może „Polak”, któremu właśnie nie udało się przyziemić odleciał, a Pliusnin mówi do kogoś w wieży, kto zapytał o „Polaka”:  
27) Pliusnin: (niezrozumiale) czy nie rozumiesz, daj teraz odejść na drugi krąg i na zapasowe, potem z Polakiem. / (нрзб) ты не понимаешь, дай сейчас уйти на второй круг и на запасной, потом с поляком.
(13) Georgij Połtawczenko: (...) ponieważ mieli jeszcze dosyć benzyny postanowili oblecieć lotnisko.
(14) Gerard Kwaśniewski: (...) decyzja pilota jest taka, że zniży się i sprawdzi, czy zobaczy pas.   
28) Stenogramy z wieży: 
08:59:28 Murawiew: Ten za dwadzieścia minut <dwadzieścia po> i ten za dwadzieścia <dwadzieścia po>?  / Этот в 20 и тот в 20?
Jeśli by zatem „Tupolew Protasiuka” podchodził pierwszy raz, tuż-tuż przed Iłem-76 (około godziny 7:25) i było to nieudane podejście (ewentualnie „podejście kontrolne”), to moim zdaniem oznaczać by to musiało, że do „katastrofy” dojść musiało podczas jego drugiego podejścia (albo próby takiego podejścia), jeśli „katastrofa” miała by mieć miejsce około 7:40.  
29) Stenogramy z kokpitu: 
8:25:05,8-8:25:24,0 Artur Wosztyl: No, nam się udało tak w ostatniej chwili wylądować. No, natomiast powiem szczerze, że możecie spróbować, jak najbardziej. Dwa APM-y są, bramkę zrobili, tak że możecie spróbować, ale…  Jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję wam lecieć na przykład do Moskwy  albo gdzieś.
***
Innym, nie pasującym do mojej hipotezy (i przedstawionego przeze mnie w związku z tym harmonogramu) fragmentem są te słowa:    
30) TVP INFO – program z dnia 10 kwietnia 2010 roku, z godziny 15:35   http://www.youtube.com/watch?v=0uATj8KHWWk#t=40 (40 sekunda nagrania) 
Spiker: Godzina 6:40.  Rządowy tupolew startuje z wojskowego lotniska Warszawa – Okęcie.  
30) W raporcie MAK (na str. 16-17) widnieje taka oto informacja dotycząca wylotu Tu-154M z Prezydentem: 
Zgodnie z zapotrzebowaniem pierwotnym, wylot z Warszawy planowano na 8.30 (6:30 czasu polskiego - RM). Jednakże później do planu lotu wniesiono zmianę, czas wylotu przesunięto na 9.00 (7:00). Faktycznie, start z Warszawy wykonano o 9.27 (7:27), z opóźnieniem odnośnie przesuniętego czasu planowanego wylotu o 27 minut. 
Godzina 6:40. Czy nie ma o niej w raporcie MAK ani słowa? I co w ogóle wiemy o tej godzinie? Jakie zdarzenia mogły mieć wówczas  miejsce?  
Raport Millera mówi o momencie, w którym na pokład „Prezydenckiego Tupolewa” wsiadać mają pierwsi pasażerowie  http://www.tvn24.pl/raporty/raport-millera,364:
O godz. 4:41 (4:41 UTC - czyli 6:41 polskiego - RM) na pokład samolotu weszła pierwsza grupa pasażerów. 
Godzinę 6:40, podaną przez TVP Info tłumaczyć można sobie tym, że być może wówczas podstawiono na pas (podjechała) Tutkę Prezydencką. Może jakiś dziennikarz zarejestrował przemieszczanie się tego statku i podał taką informację?

Wnioski końcowe:

Zastanawiam się głęboko nad tym, czy może pierwotnie nie mogło być takiego planu, że w pierwszej fazie, z Warszawy wylecą kontrolnie (?) dwa samoloty: Jak-40 około godziny 5:00 i po nim Tu-154M około 6:00. Obydwa znaleźć by się miały w Smoleńsku gdzieś w okolicach godziny 7:00, ale w odstępie dwudziestominutowym, żeby nie przeszkadzały sobie podczas lądowania, stąd na przykład przesunięcie wylotu pierwszego z nich skutkowałoby przesunięciem wylotu drugiego. 
Na pokładzie Tutki – Arkadiusza Protasiuka, być może mieli (tak myślę) lecieć również  pracownicy BOR, których zadaniem było zabezpieczenie lotniska przed przylotem Prezydenta Polski  (może to stąd na XUBS – miał miejsce całkowity brak zabezpieczenia osobowego? - RM). Po wysłaniu sygnału, przez dwa pierwsze samoloty, że „wszystko gra” - o godzinie 7:00 wylecieć miał Prezydencki Tupolew. Jednak ponieważ pierwszy z Tupolewów prawie pół godziny latał na holdingu „Siewiernego” – tym samym opóźniło to wylot „Prezydenckiego samolotu” o  27 minut...   

XXV. Lot nad rosyjskim krajem - końcowe podejście (2)

Czy na podstawie stenogramów, zeznań i relacji świadków, oraz zapisu FMS można próbować ustalić jak mogło wyglądać końcowe podejście Tutki na XUBS? Autorzy „Ostatniego Lotu” piszą na przykład (str.148) na ten temat tak oto: 
Standardowo bliższa radiolatarnia znajduje się kilometr od początku pasa startowego, a dalsza - cztery kilometry (i tak w sumie na „Siewienym” jest, tyle że od strony zachodniej, o czym autorzy OL nie wiedzieć czemu nie wspominają - RM). Tymczasem w Smoleńsku pierwszy punkt orientacyjny znajduje się 1,1 kilometra, a drugi 5,26 kilometra od progu pasa  (Tak, ale tylko od strony wschodniej - RM). I choć komentują oni stenogramy z kokpitu (OL-2 str. 349) w następujący sposób: 
Dowódca 154M informuje, że kieruje się na dalszą radiolatarnię prowadzącą (NDB), która służy w obszarze lotniska Siewiernyj jako główny punkt nawigacyjny (...) Ta korespondencja jest nieco dziwna, ponieważ dowódca polskiego samolotu wyprzedza decyzje kontrolera i sam kieruje się na lotnisko. 
To i tak w końcu przeczą sami sobie (OL-2 STR. 436): 
Tupolew od dawna leci w kierunku lotniska kursem na (niedziałającą) dalszą radiolatarnię po zachodniej stronie pasa (czyli na punkt zaznaczony w UNSie jako DRL1). Załoga wybrała taki kurs na własną rękę po przekroczeniu punktu ASKIL, znajdującego się na granicy rosyjskiego obszaru powietrznego. 
Czytając te słowa zapisane przez ekipę Latkowskiego, już w końcu zupełnie nie wiem -  czy Tupolew przeleciawszy nad ASKIL kieruje się w końcu na zachodnią czy też wschodnią NDB (na DRL1 czy na DRL). W rozjaśnieniu tego problemu nie pomaga mi także lektura stenogramów. Oto mający bowiem (według oficjalnej wersji) przelatywać nad dalszą wschodnią NDB Arkadiusz Protasiuk, ma w ten oto dziwny sposób komunikować się z Wiktorem Ryżenko (KSL): 
10:39:40 Pliusnin (KL): Lądowanie dodatkowo (warunkowo), 120,3 metra.(wiatr z kierunku 120 stopni o prędkości 3m/s -RM) / Посадка дополнительно, 120, 3 метра.   
10:39:45 АA: (niezrozumiale) / (нрзб). 
10:39:50 Ryżenko (KSL): Podchodzicie do dalszej radiolatarni, na kursie, ścieżce, odległość 6. / Подходите к дальнему, на курсе, глиссаде, удаление 6.  
10:39:53 PLF-101: 4 (po polsku) / 4 (на польском языке). 
10:39:59 АA: (niezrozumiale) / (нрзб).  
Dlaczego czytając ten dialog z wieży jestem zdezorientowany? Ano dlatego, że dalsza radiolatarnia (skróty: DRL, NDB) od strony wschodniej znajduje się w odległości 5,23 km od progu pasa (wschodniego rzecz jasna), a od strony zachodniej 4,0 km (od zachodniego progu). No więc w końcu z której strony podchodzi Tupolew? Z tej o której mówi Wiktor Ryżenko, czy od tej, którą sygnalizuje Artur Protasiuk?  
Żeby już zupełnie stracić orientację w tej mgle informacyjnej, dodać należałoby, że zarówno Wosztyl, jak i Muś zeznali iż Tupolew podchodził przed samą katastrofą kursem 259, czyli od wschodu. Natomiast, obecni również w tym czasie na lotnisku – Ambasador Jerzy Bahr i jego ochroniarz-kierowca Gerard Kwaśniewski mieli relacjonować: 
Jerzy Bahr (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,MSZ-odpowiada-na-pytanie-Kaczynskiego-publikuje-rozmowe,wid,14370721,wiadomosc.html) :

Myśmy słyszeli tylko jak przelatywał nad lotniskiem nisko, potem wszystkie samochody zaczęły jechać w tamtym kierunku.   
Gerard Kwaśniewski (http://polska.newsweek.pl/smolensk—nieznana-relacja-oficera-bor,68588,1,1.html):

My nic nie słyszymy, ale oni się dziwnie zachowują, więc szybko wracam do samochodu. "Panie ambasadorze, coś jest nie tak". Jak dojechaliśmy do Rosjan, oni już odjeżdżali. "Co jest?" — krzyczę. „Tutka przejechała pas!” Tak powiedzieli — przejechała pas. Znaczy — nie wyhamowała. Ruszyli wzdłuż lotniska, na koniec pasa, my za nimi. 
Szczerze mówiąc w ogóle nie wierzę Bahrowi, że cokolwiek usłyszał. Przecież gdzie indziej mówił wyraźnie (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Jerzy-Bahr-o-katastrofie-w-Smolensku-nagle-zrobilo-sie-kompletnie-bialo,wid,16029603,wiadomosc.html):
"W pewnej chwili Rosjanie się nagle jakby zakołysali. Można powiedzieć, że przysiedli z wrażenia. Jeśli naraz coś dziwnego dzieje się z całą grupą to znaczy, że coś się stało. Normalnie ludzie się tak nie zachowują. Nagle pojawiła się też straż pożarna, która we mgle, przecinając boisko, mknęła w stronę. gdzie miał lądować samolot (to znaczy w którą stronę? - RM). To było coś nienormalnego. Nikt nie jeździ po pasie, na którym za chwilę ma się odbyć lądowanie. Podjąłem decyzję, że jedziemy za tym wozem strażackim." 
Jednym słowem, moim zdaniem, żadnego samolotu ani Bahr, ani Kwaśniewski nie widzieli, ani też go nie słyszeli. Jedyne co, według mnie mogli widzieć to "dziwne zachowanie"  Rosjan. Jedynym świadkiem, który mógł coś słyszeć był moim zdaniem Marcin Wierzchowski ( http://niezalezna.pl/13726-swist-silnikow-i-cisza ):
Ale stało się tak, że oczekując na lotnisku, w pewnym momencie – ja tak to pamiętam – usłyszałem świst silników tupolewa. Poznałem, bo leciałem nim wiele razy przy okazji różnych wizyt. Zapamiętałem, że potem była cisza. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to: „kurczę, wylądowali”. Powiedziałem do ambasadora Bahra: „panie ambasadorze, jedziemy, chyba wylądowali”. 
Pamiętam tylko ciąg silników, bo dzieliła nas spora odległość, mogło być około 800 m. (...) Wsiedliśmy do samochodu ambasadora Bahra, zobaczyliśmy, jak ochrona rosyjska, która stała jakieś 15 m od nas, ruszyła przez płytę lotniska w stronę miejsca, gdzie – teraz już wiemy – była katastrofa. My pojechaliśmy za nimi. (Rozumiem, że nie zdziwił go kierunek w jakim jechali Rosjanie - RM)
Gdyby bezkrytycznie przyjąć słowa Kwaśniewskiego, cytującego Rosjan, że Tupolew "przejechał pas", to oznaczałoby, że podchodził kursem 79 stopni (od zachodu). Bo kolumna rosyjskich samochodów, a za nią Bahr z Kwaśniewskim ruszyła na wschód, w kierunku ulicy Kutuzowa, tam gdzie pas miał "przejechać" samolot. 
Nie odrzucajmy jednak zupełnie tego, co mówią świadkowie obecni na lotnisku. Ciekawie bowiem słowa Bahra, Kwaśniewskiego i Wierzchowskiego współbrzmią z zapisami autorów „Ostatniego Lotu” (http://www.plf101.pl/lot_z_okecia_do_smolenska.asp): 
Nie jest trudno spostrzec, że w końcówce planu lotu czegoś brakuje. Z takim planem lotu nie da się wylądować na Siewiernym od strony wschodniej. Od dużej biedy można od zachodniej, ale i w tym przypadku załoga powinna mieć punkt położony dalej na zachód od lotniska niż DRL1, coś w rodzaju 10XUB po zachodniej stronie, żeby wykonać zakręt w kierunku pasa dostatecznie wcześnie, sporo przed osiągnięciem DRL1. 
To moim zdaniem, dosyć interesujące spostrzeżenie. Spójrzmy bowiem poniżej na odręczny szkic sporządzony przeze mnie.  

Jeżeli punkt A będzie oznaczał ASKIL, a Tutka Protaskuka leci kursem 50-52 na zachodnią NDB (DRL1) to wówczas, powinna ona przechodzić przez punkt KS (nawiązanie kontaktu z Korsażem wg. stenogramów), KR (pierwszy kontakt wg. Ryżenki), a następnie 40S (wektorowanie na kurs 40 według stenogramów). Wszystkie te punkty wyznaczyłem przyjmując, że Tupolew leci z prędkością 530 km. Taka średnia prędkość wychodzi ze stenogramów - na odcinku od ASKIL do wektorowania przez Korsaża samolotu na 079 (przy przyjęciu, rzecz jasna, że KL polecenie 079 wyda, w momencie gdy TU znajduje się na wysokości drugiego zakrętu wg. powyższego schematu). 
Oczywiście samolot cały czas zmniejsza swą prędkość, więc z kolei punkt B na moim szkicu oznaczać ma zmianę kursu na 040 przy prędkości 580 km/h. Samolot powinien więc zmienić kurs z 050 na 040, moim zdaniem, gdzieś pomiędzy punktem S04 oraz B. I lecieć w kierunku na pozycję w drugim skręcie, do pozycji pod wiatr lotniska Smoleńsk Północny - czyli najprawdopodobniej do któregoś z punktów odcinka oznaczonego u mnie jako D' - D.
Jednak, chciałbym tu zwrócić uwagę, że zanim tam doleci - wcześniej osiągnie któryś z punktów odcinka C'- C stanowiącego przedłużenie osi pasa lotniska "Siewiernyj" w kierunku zachodnim. 
A przecież ten punkt nie będzie niczym innym, jak tylko... (Uwaga! Cytuję tu Latkowskiego) "punktem położonym dalej na zachód od lotniska niż DRL1, coś w rodzaju 10XUB po zachodniej stronie, (potrzebnym Tu-154M, do tego... - RM) żeby wykonać zakręt w kierunku pasa dostatecznie wcześnie." Ten punkt (z odcinka C'-C) leży na osi pasa, gdzieś pomiędzy 12, a 16 km od zachodniego progu lotniska. Czyli... mniej więcej tyle, ile od wschodniego progu pasa znajduje się czwarty zakręt prezentowanego schematu XUBS. Więc wystarczyłoby, moim zdaniem, że Tupolew leciałby na odcinku ASKIL - drugi zakręt "Siewiernego" wolniej i niżej niż to przed chwilą założyłem, a podejście od zachodu byłoby całkowicie realne. Tak sądzę. Zwłaszcza, że następnym po DRL1 punktem, wpisanym do FMS-a miało być przecież 10XUB (na moim szkicu zaznaczone jako X).
Czy Tupolew mógł lecieć wolniej niż to założyłem? Mógł. A niżej? Czy pamiętacie Państwo, że w pewnym momencie porucznik Artur Ziętek ma mówić Moskiewskiej kontroli: "Moscow-Control, Polish Air Force 1-0-1, good day, at FL 3900 feet, over ASKIL, and we are ready for further descent". I choć później zarówno "Korsaż", jak i załoga Tutki operować będą w metrach, to gdzieś z tyłu głowy, coś mi kołacze, że gdy Arkadiusz Protasiuk, tuż przed zmianą kursu melduje kontroli lotów (8:25:32,0-8:25:34,2) "1500 z kursem 40 stopni", to chodzi mu o stopy, a nie metry i o wysokość kręgu (1500 stóp to przecież wysokość kręgu - 457,2 metra). Co za tym może przemawiać? Choćby takie drobne wtręty jak na przykład ten: 
Arkadiusz Protasiuk: ”Korsaż”, polski 101, utrzymujemy 1500. / «Корсаж», польский 101, сохраняем 1500.
Tak się głośno zastanawiam - dlaczego to mają utrzymywać, tą wysokość (i to akurat tą), zamiast schodzić z niej do wysokości kręgu? 
Zastanawiam się też nad jeszcze jedną sprawą, Czy nie mogło być, tak, że Tutka podeszła pierwszy raz od zachodu, przeleciała nad pasem (wykonując "podejście kontrolne"), a potem lecąc w kierunku 10XUB (albo na drugi zakręt kręgu) zatoczyła krąg i podeszła po raz drugi, tym razem od wschodu? Co mogłoby za tym przemawiać? Na przykład godziny podane w zeznaniu Pliusnina i te zapisane w stenogramach. Według Kierownika Lotu, Tupolew ma bowiem o 10:14 przechodzić nad ASKIL, a według słów Murawiowa - podanych w stenogramach - o 10:21 wchodzić w krąg (Rozdział XXIII). Biorąc pod uwagę różnicę czasu pomiędzy jednym, a drugim zdarzeniem - jeśli Tutka miałaby w ciągu siedmiu minut się tam znaleźć  - musiałaby lecieć na DRL1. 
Gdyby zaś miała lecieć  z punktu A do C' w ciągu 8 minut i 25 sekund (tyle w stenogramach trwa jej lot pomiędzy ASKIL a wektorowaniem 079) to wówczas musiałaby lecieć ze średnią dla tego odcinka prędkością - 360 km/h. Oczywiście przy niższej prędkości punkt C' przesunąłby się wówczas bardziej na zachód - na około 10 mil od progu zachodniego pasa (tyle ile od wschodniego leży 10XUB). Potem mamy godzinę 10:25 kiedy to nad XUBS ma pojawić się jakiś "Polak" (AA: A Polak to usiadł u nas?), a zaraz po nim Ił-76 (Rozdział XII i XXI). Jeśli Protasiuk miałby się znaleźć o 10:25 nad lotniskiem, mógłby dokonać tego lecąc tylko od zachodu. Lot z punktu C' do XUBS - to około 3 i pół minuty, co daje nam godzinę zbliżoną do 10:26 (właściwie do 8:26, a przecież to wówczas, miał po raz drugi - moim zdaniem - podchodzić Ił-76). 
Przypomnę jeszcze tylko, że cała załoga Jaka-40 ma wówczas wylec na zewnątrz swego statku, jakby byli wycieczką z przedszkola i nie widzieli nigdy przyziemiającego samolotu (czy Ił-76 to takie cudo techniki dla NATO-wskiej kadry?). A poza tym, czy przypadkiem za tego rodzaju scenariuszem nie przemawiałby też zapis FMSa: ASKIL - DRL1 - 10XUB - DRL - XUBS?  
No i to pytanie zadane przez Murawiowa Pliusninowi  - "ten 20 i ten 20"? Acha! I jeszcze przecież kierunek wiatru. Lądowanie od zachodu byłoby bowiem podejściem pod wiatr. Mgła według świadków przesuwała się przecież ze wschodu na zachód!  
A tak, a propos wpisanych do FMSa punktów - można by się było zapytać - czy załoga samolotu, na którego pokładzie jest Prezydent powinna sama kreować punkty, według których ma lecieć samolot? I "sama się wektorować" na lotnisko, nie posiadając na pokładzie, koniecznego do tego systemu RSBN (który nb. posiadał Ił-76)? Moim zdaniem - nie powinna. Co nie znaczy, że nie mogła.
Siergiej Antufiew – wicegubernator - http://www.gazetapolska.pl/30337-zerwana-lacznosc-z-tu-154: Podszedł kierownik lotów i mi zameldował. Jestem gubernatorem, więc mi zameldował. Ten kierownik lotów siedem lat służył na wojskowym lotnisku. Powiedział: „Ja bym nie ryzykował, tylko lądował na lotnisku zapasowym”. Ale pilot samolotu z prezydentem na pokładzie sam podejmuje decyzję.
Załoga powinna natomiast, z założenia, polegać na kontrolerach i na ich wektorowaniu. Tyle, że przecież podczas wektorowania żadne punkty w FMC nie są potrzebne, gdyż operuje się jedynie narzuconymi przez Kontrolę Lotów kursami. Czy to dlatego więc załoga zaczęła sama wpisywać punkty, gdyż z jakiegoś powodu nie miała zaufania do KL? Albo chciała niejako wymóc na nim wektorowanie? Czy taka sytuacja była możliwa? Czy dowódca Tupolewa mógł podjąć taką decyzję?
Krasnoutskij: Ty przede wszystkim daj mu na drugi krąg, znaczy drugi krąg i wszystko, a tam dalej, sam podjął decyzję, niech i sam decyduje… / Ты главное дай ему на второй круг, значит на второй круг и все, а там дальше, сам принял решение, пусть сам и решает... 
***
Ale pozostawmy tę hipotezę. Załóżmy, że Tupolew leciał jednak na wysokości 3600 metrów i nie podchodził do zachodu, tylko - jak mówi oficjalna wersja - zajął pozycję w drugim skręcie do pozycji pod wiatr, lotniska Smoleńsk Północny, gdzieś pomiędzy punktami D'-D. To co wówczas? 
Kiedy poprowadzimy prostą z punktu D lub D' do 10XUB, to punkt przecięcia tej prostej wypada dokładnie w środku toru lotu pomiędzy zakrętami trzecim i czwartym schematu nadlotniskowego (proszę spojrzeć na schemat). Czy nawigator wpisał więc ten punkt właśnie po to, aby móc samodzielnie wykonać trzeci i czwarty zakręt? Bo przecież załoga musiała go wykonać samodzielnie, gdyż Pliusnin, ani myślał wektorować nasz samolot, choć miał taki obowiązek: 
PLF-101: Wykonujemy czwarty, polski 101. / Выполняем четвертый, польский 101.  
Pliusnin: 101, wykonujcie czwarty. / 101, выполняйте четвертый. 
Dlaczego ani myślą go wektorować? Moim zdaniem, dlatego, że po prostu nie chcą aby nasz samolot wylądował na "Siewiernym". Zaraz bowiem po słowach Pliusina "101, wykonujcie czwarty". Krasnokutskij ma powiedzieć (i tu muszę powtórzyć to jeszcze raz) : "Ty przede wszystkim daj mu na drugi krąg, znaczy drugi krąg i wszystko, a tam dalej, sam podjął decyzję, niech i sam decyduje… / Ты главное дай ему на второй круг, значит на второй круг и все, а там дальше, сам принял решение, пусть сам и решает...
Zresztą i nasz ambasador mówi przecież coś takiego (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Jerzy-Bahr-o-katastrofie-w-Smolensku-nagle-zrobilo-sie-kompletnie-bialo,wid,16029603,wiadomosc.html) : 
"Z polskiej strony była pod tym względem wielka nieufność, tzn. nie wierzono w dobrą wolę gospodarzy. Uważano, że Rosjanie chcą wymusić lądowanie gdzie indziej, żeby połamać nam ten rytm, który był przewidziany. I to jednoznacznie było powiedziane: Rosjanie będą robić wszystko, żebyśmy tam "nie siedli". 
Czy z zaprezentowanego przeze mnie w tym rozdziale materiału można wyciągnąć jakieś jednoznaczne wnioski co do rzeczywistego przebiegu lotu Tu-154M Protasiuka?   
Jedno wydaje się być pewne. Od punktu ASKIL oficjalna trajektoria lotu Tu-154M - odzwierciedlona w stenogramach i na mapach MAK – jest bardzo wątpliwa. A końcówka lotu wydaje się już być całkowicie "odleciana".  Najtrafniej i najkrócej, to zjawisko podsumowuje, moim zdaniem, dr Paweł Przywara (http://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym_taws_i_jego_oszukiwanie-2.pdf): 
Co innego w momencie przelotu nad dalszą NDB mówi „kontroler”, co innego pilot; TAWS włącza się w kokpicie ni z gruszki, ni z pietruszki (wedle oficjalnych danych); PLF 101 leci nie na tej wysokości, na jakiej powinien; zostaje przestawiony wysokościomierz Dowódcy, by „oszukać TAWS”; piloci rozmawiają o ukształtowaniu terenu (zgodnie z CVR-2) – piloci nie rozmawiają o tym wcale (według CVR-1, CVR-3), a przy tym się okłamują (ustalenie KBWLLP). Wnet pojawią się i inne niezwykłości – piloci nie spostrzegą, że wchodzą na ścieżkę (wersja KBWLLP), potem zaś będą ścieżkę gonić; radiowysokościomierze (ustawione ponoć na 100 metrów) odezwą się w kokpicie na wysokości 65 metrów (wg ustaleń katastrofologów); wcześniej zaś nawigator będzie mówił parokrotnie Sto (metrów), mimo obniżania się samolotu; drugi pilot powie Odchodzimy, a pierwszy będzie milczał (zgodnie z CVR-1 i „raportem MAK”); pierwszy powie jednak Odchodzimy (CVR-2 i „raport Millera”), ale też nie wiadomo, czy na pewno („komisja płk. Latkowskiego”28); pierwszy na pewno powie Odchodzimy, a z nim i drugi (CVR-3) – ale samolot „nie odejdzie”; TAWS będzie podawał zmniejszające się parametry wysokości samolotu (wersja przedstawiana przez min. B. Klicha29); nie TAWS, a nawigator będzie podawał te parametry (CVR-1, -2, -3). I nie zapominajmy o tym, że najpierw w kokpicie w ostatnich fazach lotu „kartę będzie czytał” Dowódca Sił Powietrznych gen. A. Błasik (CVR-1: Mechanizacja skrzydła przeznaczona jest do (niezr.)), potem będzie tylko mówił Dwieście pięćdziesiąt metrów, Sto metrów i Nic nie widać - i wywierał presję na załogę samą swoją obecnością (CVR-2), a później się okaże, że nie wiadomo, czy w ogóle był w kabinie pilotów, gdyż żadnej jego wypowiedzi nie uda się odczytać podczas analizy fonoskopijnej (CVR-3).
Zarówno ze stenogramów - i to tak samo tych z kokpitu, co z wieży - wynika tak permanentne łamanie procedur przez kontrolerów lotu i załogę Tu-154M, że aż nie chce się wierzyć, aby to było możliwe. "Dokumenty" te, gdyby były prawdziwe, nie świadczyłby bowiem, moim zdaniem, wcale o lekkomyślności czy niedbalstwie personelu naziemnego i pilotów, ale wręcz o ich obłędzie. Stąd też przypuszczam, że to "szaleństwo" zostało skonstruowane w materiałach celowo, aby ukryć rzeczywistą trasę lotu załogi Arkadiusza Protasiuka. I jestem przekonany jeszcze do jednego - że w tym "szaleństwie" jest jakaś metoda, którą niezależni eksperci lotniczy byliby w stanie rozwiązać. Gdyby tylko chcieli.