Jak już o tym wspomniałem w przypisie do poprzedniego rozdziału, w raporcie MAK (na str. 16-17) widnieje taka oto informacja dotycząca wylotu Tu-154M z Prezydentem:
Zgodnie z zapotrzebowaniem pierwotnym, wylot z Warszawy planowano na 8.30 (6:30 czasu polskiego - RM). Jednakże później do planu lotu wniesiono zmianę, czas wylotu przesunięto na 9.00 (7:00). Faktycznie, start z Warszawy wykonano o 9.27 (7:27), z opóźnieniem odnośnie przesuniętego czasu planowanego wylotu o 27 minut.
Wojskowa operacja logistyczna
Wojskowa operacja logistyczna
W "Gazecie Wyborczej" znaleźć możemy wyjaśnienie dla tych zmian, przedstawione ustami płk. Ryszarda Raczyńskiego http://wyborcza.pl/1,76842,7826286,Dlaczego_Tu_154_nie_wylecial_wczesniej.html#ixzz2ewMrgSVs :
Wojsko chciało, by prezydencki tupolew wyleciał do Smoleńska wcześniej. Nie zgodziła się Kancelaria Prezydenta. Na pokład samolotu zabrała wszystkich dowódców wojskowych, nie pytając o zdanie ministra obrony.
Ujawniamy tezy raportu, który kilkanaście godzin po katastrofie prezydenckiego Tu-154 złożył ministrowi obrony czasowo pełniący obowiązki dowódcy Sił Powietrznych gen. Krzysztof Załęski. Wynika z niego, że lotnictwo zaplanowało wcześniejszą godzinę startu tupolewa. Plan przygotowano tak, że Jak-40 z dziennikarzami wystartuje o godz. 5 rano, a Tu-154 - o 6.30 (ostatecznie wystartował dopiero przed 7.30). Gdyby tupolew wystartował w planowanym czasie, byłby w Smoleńsku mniej więcej wtedy, kiedy lądował "dziennikarski" Jak. - Ten tupolew to najszybszy latający pasażerski samolot na świecie, odkąd nie latają concordy - mówi płk Raczyński.
Na pewno Tu-154 nie „byłby w Smoleńsku mniej więcej” równocześnie z Jakiem-40/044 (chyba, że o innym niż Jak-40/044 płk. Raczyński tu mówi), gdyby wyleciał o godzinie 6:30. Przecież Jak-40, jak łatwo obliczyć z jego prędkości przelotowej (ale także z opublikowanych dla tego dystansu planów lotów) powinien lecieć z Warszawy do Smoleńska około jednej godziny i czterdziestu, no maksymalnie - pięćdziesięciu minut. Z kolei Tupolew ten sam dystans powinien przebyć w około godzinę / godzinę dziesięć minut. Gdyby więc Jak-40 wyleciał o piątej byłby w Smoleńsku około godziny szóstej czterdzieści - szóstej pięćdziesiąt, natomiast tupolew z 6:30 – około godzinę po nim. Nie znalazłyby się więc te samoloty nad „Siewiernym” „mniej więcej” w tym samym czasie, gdyby wyleciały tak jak to mówi Raczyński.
Ale dajmy spokój algebrze. Ta wypowiedź mimo, że przeczy matematyce i zdrowemu rozsądkowi, jest i tak, moim zdaniem, bardzo interesująca. Tyle tylko, że z zupełnie innego, niż matematyczny, powodu.
Sedno wypowiedzi Raczyńskiego sprowadza się moim zdaniem do tego, iż wojsko planowało, żeby samoloty tak się „logistycznie zgrały”, by mogły znaleźć się u celu „mniej więcej w tym samym czasie”. Tyle tylko, że te dwa podane w artykule „planowane czasy” wcale o takim zgrywaniu się, nie świadczą. W sumie nie wiadomo więc jaką dokładnie (z iloma i jakimi samolotami) operację wojskową chciano przeprowadzić i z czym właściwie „nie zgodziła się Kancelaria Prezydenta”. Aczkolwiek już samo zasygnalizowanie tej sprawy jest moim zdaniem, bardzo intrygującą informacją.
Dlaczego?
Otóż słowa, że wojsko coś „planowało” świadczą, moim zdaniem, przede wszystkim o tym, że traktowano te loty jako ważną, strategiczną operację wojskową. W sumie nie powinno być w tym nic dziwnego. Był to przecież lot Głowy Państwa i Zwierzchnika Sił Zbrojnych na terytorium nieprzyjaznego kraju. Misja rzeczywiście szczególna. Ze słów płk. Raczyńskiego wynika także, że przemyślano starannie strategię lotów i w jej ramach podjęto decyzję o (nazwę to tak) „locie asekurującym”. Mało tego. Z tej jego wypowiedzi wynika także, że zagrożenie lotu było widocznie na tyle duże, iż sprawę analizowano i dyskutowano wspólnie z Kancelarią Prezydenta (czy wojsko posiadało inne zapatrywanie na sprawę dotyczącą zapewnienia właściwego bezpieczeństwa Lechowi Kaczyńskiemu niż KP?), która w kwestii czasu wylotu z opinią wojskowych miała się nie zgodzić. Interesujące jest również określenie „prezydencki tupolew”, którego używa Raczyński. Rosjanie na przykład - być może dla odróżnienia tego samolotu od innego Tu-154 - nazywają go z kolei „dużą tuszką”,
Obawiam się jednak, że tak zwany „plan wojskowych” wcale nie z „sytuacją meteorologiczną” był związany, jak to usiłuje wyjaśnić nam pan pułkownik Raczyński (http://wyborcza.pl/1,76842,7826286,Dlaczego_Tu_154_nie_wylecial_wczesniej.html#ixzz2ewMrgSVs ):
Dlaczego lotnictwo ustaliło takie godziny - Daje to zapas bezpieczeństwa czasu pozwalający np. na zmianę trasy przelotu lub krążenie nad lotniskiem w oczekiwaniu np. (zwracam uwagę na ten zwrot – „na przykład” - RM) na poprawę pogody - wyjaśnia "Gazecie" płk Ryszard Raczyński, dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który zajmuje się lotami VIP-ów.”
Tylko, czy ten „plan wojskowych”, z którym miała ponoć nie zgodzić się Kancelaria Prezydenta, nie miał być raczej związany z zagrożeniem terrorystycznym dla statku powietrznego UE, niż rzeczywiście z oczekiwaniem na poprawę pogody?
http://wpolityce.pl/wydarzenia/42702-ujawniamy-wywiad-wojskowy-przed-1004-
Służba Wywiadu Wojskowego w piśmie do portalu wPolityce.pl. Odpowiadając na nasze pytania służba informuje: Uprzejmie informuję, że m.in. Służba Wywiadu Wojskowego w kwietniu (na stronach ZP – dokładnie 09.04.10* - RM) 2010 r. otrzymała ogólną informację od wiodącego podmiotu współtworzącego system antyterrorystyczny w Polsce o możliwości uprowadzenia samolotu z jednego z lotnisk państw Unii Europejskiej, celem weryfikacji. Informacja nie zawierała żadnych bliższych danych.
Jeśli zaś ten „plan wojskowych” (abstrahuję tu od powodów) był taki, aby samoloty dolatywały jak mówi płk. Raczyński „mniej więcej” w tym samym czasie, to czy Jakowi-40, wylatującemu o godzinie 5:00, nie powinien towarzyszyć, startujący zaraz po nim drugi Jak-40, albo Tupolew wylatujący około godz 5:40-6:10 (ewentualnie jedno i drugie)? W każdym razie nie sądzę, aby płk. Raczyński pomylił się tu w rachunkach, aż o 45 minut. Moim zdaniem, „z tyłu głowy” mógł mieć świadomość wylotu jeszcze jakiegoś innego, nam nieznanego samolotu, a może też dwóch samolotów, tylko w zupełnie innej konfiguracji czasowej niż podana jest oficjalnie.
Kilka czysto hipotetycznych spekulacji
Spróbujmy przeanalizować całą tę sytuację metodycznie.
Jakimi środkami dysponuje na Okęciu wojsko, rano 10 kwietnia 2010 roku? Z tego co mówią dostępne nam relacje świadków, wynika, że są tam trzy Jaki-40 (w tym ponoć jeden nie do końca sprawny)** i na pewno jeden Tu-154M. Dysponuje też, według komisji Millera, dwoma pozwoleniami na lot (na XUBS). Jeden dla Jaka-40/044 i jeden dla Tu-154M/PLF-101. Ma również najprawdopodobniej informację o zagrożeniu terrorystycznym.
Czy posiadając takie środki i dane wojsko (niezależnie od decyzji Kancelarii) mogłoby podjąć ryzyko misji i wysłania w jej ramach jednego Tu-154 i dwóch Jaków (np. na jednym i tym samym callsignie – PLF-031)? Nie sądzę. Chyba, że było (były) jakieś inne pozwolenie np. dla któregoś z Jaków, na lot na inne pobliskie "Siewiernemy" lotnisko. Albo nie na uroczystości katyńskie, a na przykład na wspólne sympozjum (!?) dowódców rosyjskich i naszych wojskowych. Przeczyłaby temu jednak relacja, żony gen. Andrzeja Błasika – Ewy Błasik***.
Moim zdaniem, dosyć prawdopodobna wydaje się być też taka sytuacja, iż na „Okęciu” 10 kwietnia 2010 roku, znajdował się również drugi Tu-154 (PLF-102), z pozwoleniem na lot do Samary (miał tam być remontowany). Być może wojsko mając świadomość zagrożenia (a nie znając jego stopnia) planowało wysłać rano 10 kwietnia 2010 roku, prawie równolegle - dwa tupolewy, po to aby utrudnić potencjalnym zamachowcom ustalenie, w którym z nich leci Prezydent.
Przypuśćmy, że jesteśmy na miejscu osoby planującej tego dnia logistykę lotów i dysponujemy wiedzą, że istnieje zagrożenie terrorystyczne, oraz mamy jednoznaczny rozkaz wyekspediowania Prezydenta.
Mając dwa pozwolenia na loty Tu-154 i jeden dla Jaka-40, można by na przykład podjąć decyzję o wysłaniu samolotów w następującej kolejności – 5:00 – Jak-40/044; 6:30 – Tu-154 (PLF-102); 7:00 – Tu-154 (PLF-101). „Rozpoznawcze” i udane lądowanie Jaka-40 mające miejsce o 6:30, mogłoby być sygnałem, że może wylecieć pierwszy z Tu-154M . Jako ten pierwszy startowałby więc samolot PLF-Protasiuka - docelowo mający lecieć do Samary, ale z zadaniem międzylądowania na „Siewiernym”) a zaraz po nim „prezydencki tupolew” PLF-101. W momencie gdy pierwszy z Tupolewów ląduje (jeśli nie ma żadnych problemów) na „Siewiernym” drugi przechodzi dopiero przez punkt ASKIL. Mamy więc tu jakby podwójne rozpoznanie sytuacji - przez Jaka i pierwszego Tupolewa.
Inny wariant z dwoma pozwoleniami na loty Tu-154 i z jednym dla Jaka-40, mógłby być taki, że samoloty wylatują w następującej kolejności –5:00 – Jak-40/044; 6:00 – Tu-154 (PLF-102); 7:00 – Tu-154 (PLF-101). I oto pierwsi lądują dziennikarze (6:30-6:45), po to by móc na miejscu obserwować sytuację i na bieżąco informować opinię publiczną, gdyby coś niepokojącego się działo. Pierwszy Tupolew-154 (jako pierwszy z tupolewów startuje samolot PLF-102 - mający zgodę na lot do Samary, gdzie ma być remontowany - ale z taktycznym zadaniem międzylądowania na „Siewiernym”) lądujący po Jaku-40/044 (7:10). Przywozi on na miejsce m.in grupę BOR-owców, którzy sprawdzają miejsce lądowania Prezydenta i VIP-ów (jak wiadomo na XUBS w ogóle nie było ochrony BOR). I w końcu startuje Prezydencki Tupolew (7:10), który cały czas jest na bieżąco informowany o tym, jaka jest sytuacja na miejscu. Mamy więc tu także podwójne rozpoznanie sytuacji.
Gdyby natomiast założyć, za możliwy lot dwóch Jaków i dwóch Tupolewów, to w takim przypadku można by podjąć decyzję dotyczącą następującego rozkładu lotów (zapisuję tak, jak moim zdaniem mogły wylatywać i lądować, gdyż miało być przesunięcie w terminie startów): Jak-1 (start ok. 5:00 przylot ok. 6:50); Jak-2 (start ok. 5:15 przylot ok. 7:05); Tu-1 (start ok. 6:00 przylot ok. 7:15). I Tu-Prezydencki start - 7:00, lądowanie 8:15. Mielibyśmy wówczas planowe lądowania na Siewiernym, albo – (6:50; 7:05; 7:15; 8:15). Mogłoby to moim zdaniem zapewnić większe bezpieczeństwo Delegacji, pod warunkiem, że wszystkie lądowania miałyby miejsce na jednym lotnisku i w pierwszym z Tupolewów leciałaby ochrona BOR mająca zabezpieczyć miejsce lądowania Prezydenta. Wówczas, jakaś grupa, potencjalnie planująca zamach, musiałaby, moim zdaniem, za wszelką cenę starać się, by nie dopuścić do lądowania tych samolotów (i to niezależnie od tego, czy leciałyby ich dwa, czy więcej) w jednym miejscu, a „rozproszyć” je po różnych lotniskach.
Czy któryś z tych scenariuszy mógł mieć miejsce? Odpowiem pytaniem – czy nie dlatego taka wersja wydarzeń zdaje się być (przynajmniej na pierwszy rzut oka) zupełnie „odjechana”, że od 10 kwietnia pompuje się nam do głów, że na lotnisko „Siewiernyj” w tym dniu mogły lecieć tylko dwa samoloty?
Dwa, dwa, dwa – powtarzane w mediach jak mantra, powoduje ograniczenie naszego myślenia, sprawia, że każdy jeden dodatkowy lot, który ktoś nieśmiało próbuje zasugerować traktujemy jak wytwór chorego umysłu. Nie mam również co do tego najmniejszych wątpliwości, że tak jest i w tym przypadku.
Choć może to być i prawda... Nad sam „Siewiernyj” - mogły przylecieć tylko dwa samoloty.
Inne loty do Katynia
Aby więc te horyzonty myślowe chociaż troszeczkę rozszerzyć i nie szydzić, że „Siewiernyj” to nie „Heathrow”, aby samoloty lądowały tam co kwadrans, przyjrzyjmy się może, jak to było 7 kwietnia 2010 roku? Ile samolotów miała do dyspozycji Delegacja z Premierem? Na jakie zgodę otrzymano?
http://www.naszdziennik.pl/uploads/special/uzasadnienie.pdf - str. 304
W dniu 6 kwietnia 2010 roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej w odpowiedzi na noty PdS 10-19-2010 i PdS 10-20-2010 z 30 marca 2010 r. oraz PdS 10-21-2010 z 1 kwietnia 2010 r. skierowało do Ambasady RP w Moskwie notę 3583/n/3ed zawierającą następujące zgody na przelot w dniu 7 kwietnia 2010 r. na trasie Warszawa-Smoleńsk-Warszawa:
194 CD/07 numer lotu PLF 102 (nr rejestracyjny 101) i numer lotu PLF 037 (nr rejestracyjny 047)
192 CD/07 numet lotu PLF 035 (nr rejestracyjny 045) i numet lotu PLF 034 (nr rejestracyjny 044)
201 CD/07 numet lotu PLF 050 (nr rejestracyjny 020) i numet lotu PLF 011 (nr rejestracyjny 021)
203 CD/07 numer lotu PLF 012 (nr rejestracyjny 022)****
Praska prokuratura, prowadząc postępowanie w sprawie V Ds 32/11 ustaliła, że w dniu 07 kwietnia 2010 roku uzyskana została zgoda na przelot siedmiu statków powietrznych. Natomiast w raporcie końcowym komisji Millera (na str. 167) jest następująca informacja.
Ambasada RP w Moskwie otrzymała 6.04.2010 r. zgody na operacje w dniu 7.04.2010 r. dla rejsów PLF 102 (nr 101), PLF 035 (nr 045), PLF 050 (nr 020), PLF 012 (nr 022).
Więc w końcu ile samolotów tego dnia rzeczywiście poleciało? W tym punkcie wszyscy "prowadzący śledztwa" są zgodni. W raporcie MAK na stronie 16 jest taka informacja:
Faktycznie, 7 kwietnia na lotnisko Smoleńsk „Północny” wykonano cztery rejsy: jeden samolotem Tu-154M (PLF 102), jeden samolotem Jak-40 (PLF 035) i dwa samolotami CASA-295M.
Zadam wobec tego takie pytanie: dlaczego Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej; Naczelny Dowódca Jej Sił Zbrojnych; Osoba sprawująca najwyższą władzę administracyjną w kraju, miałby być potraktowany gorzej niż Premier? Dlaczego miano by Mu odmówić na główne uroczystości 70 Rocznicy Zbrodni Katyńskiej (nie tylko ze względu na liczną Delegację) dodatkowego samolotu, zwiększającego Jego (zagrożone) bezpieczeństwo?
Jeśli zaś chodzi (z kolei) o logistykę przylotów, to warto jeszcze, moim zdaniem zacytować co mówi o niej (pośrednio) Marcin Wierzchowski. Ten odpowiadając przed Komisją Parlamentarną na pytania dotyczące organizacji odbywających się w Katyniu uroczystości z udziałem Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, nie wiedzieć czemu nawiązał do lądowania Delegacji na "Siewiernym" dwa lata wcześniej (ze stenogramu dra Pawła Przywary – RM - http://freeyourmind.salon24.pl/401203,tajemnice-smolenska):
Dwa lata wcześniej ja przyleciałem, bo wtedy były dwa tupolewy... które, które przyleciały na uroczystości... W jednym była Delegacja oficjalna, a w drugim były... Rodziny... Katyńskie... (...) Ten samolot wylądował bo one się minęły w powietrzu... Najpierw wylądował samolot z Rodzinami, wysiedliśmy, one wsiadły do... autokarów, oczekiwały. Potem przyleciał... wylądował drugi samolot z Panem Prezydentem... Wsiedliśmy do autokarów i po prostu pojechaliśmy na uroczystości.
Czy czasami Wierzchowski w ten sposób nie tłumaczy się przed Komisją Parlamentarną z błędnego rozpoznania logistycznego, które mogło mieć miejsce w dniu 10 kwietnia 2010 roku? Z tego, że myśląc schematycznie, przeniósł sytuację z przeszłości na zupełnie inne okoliczności, które powstały 10 kwietnia ?
Podsumowując jednym zdaniem.
Nawet jeśli połączymy wypowiedź płk. Raczyńskiego z tym, co napisałem w poprzednim rozdziale, na temat możliwości wcześniejszego nastąpienia zdarzeń, to tylko moim zdaniem uprawdopodobnia to teorię o wylocie "samolotu, którego nie było". Wciąż jednak nie daje nam odpowiedzi - ile samolotów, jakie i o której - wyleciało do Smoleńska w dniu 10 kwietnia 2010 roku.
…..............................................................................................................................................................
* Z wyjaśnień żołnierza Centrum Operacji Powietrznych SP przywołanych w załączniku nr 86 wynika, że 9 kwietnia 2010 r. Dyżurna Służba Operacyjna SZ przekazała ostrzeżenie o możliwości uprowadzenia statku powietrznego z lotnisk jednego z państw Unii Europejskiej. Brak danych świadczących o wpływie tego ostrzeżenia na działania BOR oraz innych osób, instytucji i organów państwowych zaangażowanych w organizację i zabezpieczenie podróży delegacji z Prezydentem RP na czele do Katynia w dn. 10 kwietnia. (http://orka.sejm.gov.pl/ZespolSmolenskMedia.nsf/.../05-12%20dok%2013.doc)
** Relacja Pawła Świądra – dziennikarza RMF24: Gdy wszyscy siedzieliśmy już wewnątrz Jaka okazało się, że jeden z silników nie chce się uruchomić. Pilot grzecznie przeprosił mówiąc, że musimy przenieść się do drugiego Jaka, który stoi obok. Ktoś zażartował: "Jest jeszcze trzeci?" "Tak" - odparł pilot. "Czeka w hangarze". (http://www.rmf24.pl/opinie/komentarze/pawel-swiader/news-pawel-swiader-boje-sie-powrotu-do-polski,nId,272706)
*** Na ostatniej odprawie z dowódcami mąż mówił, że chce zabrać generałów na pokład Jaka-40. Sam też miał lecieć tym samolotem jako pasażer. Jednak dzień przed wylotem do Katynia, 9 kwietnia 2010 r., gdy wrócił do domu i zapytałam go, jakim samolotem leci, odpowiedział, że jednak Tu-154 razem z prezydentem. ( http://niezalezna.pl/38798-dlaczego-generalowie-wsiedli-do-tupolewa).
**** W dniu 07 kwietnia 2010 Premier ma do dyspozycji trzy Jaki i jednego Tupolewa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz