W lipcu
2014, kiedy zacząłem zamieszczać na "Niepoprawnych" wcześniejszą
wersję mojej książki o Smoleńsku. zaczęły nachodzić mnie pewne wątpliwości co
do czasów zdarzeń jakie przedstawiłem w swojej hipotezie. Podzieliłem się swymi
rozterkami z pewną publiczną osobą. - Najlepiej byłoby móc skonsultować się z
którymś z pilotów Jaczka - zakończyłem dzielić się z nią mym problemem. - To dlaczego
nie porozmawia pan o tym z porucznikiem Wosztylem? - Ba, żeby to było takie proste. Nawet nie
wiem jak się z nim skontaktować. A nawet jeśli dotarłbym do niego, to dlaczego
miałby chcieć ze mną rozmawiać? - Mogę pana z nim umówić poprzez moją znajomą.
Jeśli ona go o to poprosi, na pewno postara się poświęcić panu tyle czasu ile
będzie trzeba.
Faktycznie,
na następny dzień otrzymałem numer telefonu porucznika Wosztyla. Zadzwoniłem do
niego, opowiedziałem o swoim zamiarze napisania książki, oraz podałem adres
swego bloga, aby mógł zorientować się co i o czym piszę. Kolejnego dnia
zadzwoniłem ponownie, aby umówić się z nim na spotkanie.
- Skąd
się panu wzięła godzina lądowania mojego Jaka jako 7:25? - zaskoczył mnie
pytaniem na dzień dobry. - O tym właśnie chciałem porozmawiać. Wielu
rzeczy nie jestem pewien, stąd też poprosiłem pana o rozmowę. - Ale skąd się
panu wzięła ta godzina? - nie ustępował porucznik. - Wie pan, nie chciałbym
poruszać tej sprawy teraz. Wolałbym się z panem spotkać. Wtedy na spokojnie
moglibyśmy sobie o tym porozmawiać.
Umówiliśmy
się w ogródku jednej z warszawskich pizzerii 5 sierpnia 2014 roku.
Dowódca Jaka podszedł do mnie bardzo skupiony. Na krześle obok siebie położył dużą skórzaną torbę, mimo że jak mówił mieszkał tuż obok. - Muszę mieć przy sobie telefon, bo córka nie wzięła klucza od domu - wyjaśnił, widząc moje pytające spojrzenie, które spoczęło na jego bagażu.
Dowódca Jaka podszedł do mnie bardzo skupiony. Na krześle obok siebie położył dużą skórzaną torbę, mimo że jak mówił mieszkał tuż obok. - Muszę mieć przy sobie telefon, bo córka nie wzięła klucza od domu - wyjaśnił, widząc moje pytające spojrzenie, które spoczęło na jego bagażu.
-
Dlaczego tak bardzo wzburzyła pana godzina 7:25, jako czas lądowania Jaka na
Siewiernym? - zapytałem go gdy tylko usiedliśmy. - Dlatego, że jest
nieprawdziwa. Lądowaliśmy o 7:15. - Jest pan tego absolutnie pewien? - Jak mogę
nie być pewien? - żachnął się. Przecież podczas lotu mam cały czas zegar przed
oczyma. Co chwila na niego patrzę, żeby wiedzieć czy lot odbywa się zgodnie z
planem. Poza tym - dodał - zaraz po lądowaniu dowódca statku musi wypełnić i
podpisać druk rozkazu. Tam trzeba wpisać dokładną godzinę startu i lądowania. -
Czyli wpisał pan wówczas 7:15? - spytałem - No tak, spojrzał na mnie przeciągle,
jakby wietrzył jakiś podstęp. 7:15.
Nie
powiedziałem wówczas Wosztylowi, że wiem iż podczas pierwszego przesłuchania,
które miało miejsce 10 kwietnia 2010 zeznał on, że lądowanie Jaka-40/044
miało miejsce o 7:25, a podczas następnego przesłuchania godzinę tę określał
jako "około 7:20". Wiedziałem też doskonale o tym, że 7:15 była to
godzina oficjalna, "zaklepana" przez raport Millera.
Jednak
nie powiem - argumentacja, mówiąca że Wosztyl musi doskonale znać rzeczywistą
godzinę przyziemienia własnego samolotu, bo podczas lotu cały czas kontroluje
zegar, trafiała do mnie. Nie miałem tylko jeszcze wówczas pojęcia jak to co
mówi interpretować. Mimo to czułem jedno - godziną lądowania nie mogła być
raczej 7:15, przy której tak stanowczo obstawał w rozmowie ze mną.
Fragment zeznania Remigiusza Musia |
Porucznik
opowiedział mi, że z Warszawy wystartowali "jakiś kwadrans po piątej"
(w zeznaniu mówi zaś o 5:25, czyli co do jednego jest jak widać
konsekwentny - przelot, według
niego, trwał dwie godziny), z piętnastominutowym opóźnieniem, bo nie udało się
odpalić pierwszego Jaka. Sam lot miał przebiegać bez zakłóceń. Na moje pytanie
o dziwne, zmienne kursy jakimi wieża naprowadzała samolot dziennikarzy na pas
Siewiernego, Wosztyl stwierdził, że on nie widzi w tym nic niezwykłego - ot,
kurs jak kurs. O samym podejściu i lądowaniu opowiadał tak samo jak w złożonym
przez siebie zeznaniu i relacjach prasowych, więc nie będę tego powtarzał. Co
natomiast niezwykłe, twierdził, że nie mógł po swoim wylądowaniu komentować do
dziennikarzy manewru jaki wykonał Ił-76, podczas pierwszego swego podejścia,
bo... miało ono miejsce dopiero dłuższą chwilę po wyjściu żurnalistów.
Wspomniał
też, że po zakończeniu kołowania i opuszczeniu przez dziennikarzy pokładu
statku, załogę Jaka-40 odwiedził generał Grzegorz Wiśniewski oraz jego zastępca
pułkownik Czarnota. To wówczas porucznik Kowaleczko zapisał numer telefonu
attache wojskowego w Moskwie (do którego miał zadzwonić wkrótce po usłyszeniu
wybuchów). Mówił także, że po drugim przelocie Iła, z wieży (o której wówczas
jeszcze nie wiedział, że jest wieżą) wybiegło trzech mężczyzn i jedna kobieta.
Historia
podejścia Tupolewa, słyszanych odgłosów wybuchów, rozmowa z pracownikiem wieży
są na tyle znane, że także nie będę ich powtarzał. Bo to co usłyszałem, nie
wnosi do naszej wiedzy na ten temat niczego nowego.
- Co
zauważyliście po przejściu przez mur oddzielający lotnisko od polany na której
miało dojść do katastrofy? - Idąc wzdłuż polany widzieliśmy tylko drobne szczątki
samolotu i nagie fragmenty zwłok. - Czy widział pan jakieś ciała, które były całe?
- Tylko jedno. Było to nagie ciało niewysokiego mężczyzny o krótko ostrzyżonych włosach, z uciętą prawą ręką. Nie widziałem jego twarzy, była skierowana w drugą stronę. - Czy czuć było zapach paliwa? - Nie.
Powietrze było czyste. - Co wydarzyło się później? - Po jakimś czasie, kiedy
już wróciliśmy do samolotu przyjechali dziennikarze oraz dyplomaci, polscy
urzędnicy z Kancelarii Prezydenta, i była ogromna nerwówka, bo próbowano
ustalać listę ofiar. - Próbowano? - Tak. Mieli dwie albo trzy listy i z nich
usiłowali dojść kto zginął. - Czy mógłby pan przypomnieć sobie dokładniej ile
mogło być tych list? - Nie wiem - porucznik zamyślił się na chwilę - być może
było ich tylko dwie.
Wosztyl
niemal po każdym pytaniu, które mu zadawałem zmieniał temat, i zaczynał
opowiadać o tym, co w tym czasie nurtowało go najbardziej, czyli o
postępowaniu karnym które toczyło się w sprawie..., a właściwie przeciwko
pilotom Jaka-40/044. Nie przerywałem mu, rozmawialiśmy o tym przez chwilę, ale
gdy tylko nadarzała się sposobność, starałem się powracać do pytań dotyczących
wydarzeń z 10 kwietnia.
Zauważyłem,
że wówczas twarz porucznika wyraźnie się zmieniała. Mięśnie twarzy napinały się
mocniej, wzrok stawał się bardziej skupiony, mowa wolniejsza. Widać było, że
pilot stara się kontrolować to co mówi. Natomiast gdy mówił o postępowaniu
przygotowawczym, wyraźnie się ożywiał, jego oczy odzyskiwały blask, stawał się
niemal gadatliwy.
- Czy
rano spotkał się pan z załogą Tutki? - Nie. My byliśmy w domku pilotów przed
piątą, więc nie było szans się spotkać. - To o której miał mieć miejsce wasz
wylot? - No, o piątej. - Skąd pan wiedział, że akurat macie wylecieć o piątej? W
domku pilotów była "rozpiska lotów" z której wynikało kto, o której
kto ma lecieć. - To o której, miał
wylecieć Protasiuk z ekipą, że się nie spotkaliście? - Oni mieli wylecieć dopiero
kilka minut po szóstej.
Starałem
się nie dać po sobie poznać, jak zaskakująca była dla mnie ta informacja. - Ile
minut po szóstej? - zapytałem tak, jak gdyby chodziło mi tylko o uściślenie już
wcześniej znanego faktu. Wosztyl zorientował się, że powiedział coś, czego
widocznie powiedzieć nie powinien, bo uśmiechnął się tylko przepraszająco, jak
przyłapany na psocie uczniak. - Kilka minut po - powtórzył uciekając w bok
oczyma. - Skoro była tam kartka z godzinami wylotu, to musiała być tam przecież
zapisana jakaś konkretna godzina? - Nie pamiętam - porucznik nadal starał się
unikać mojego wzroku. Widziałem, że na ten temat, niczego więcej od niego już się
nie dowiem...
Informacje, które uzyskałem podczas rozmowy z porucznikiem Arturem Wosztylem wykorzystałem (obok wielu innych materiałów) do napisania książki "Zatarty ślad. O 10 kwietnia 2010 roku."
Jeśli przeczytałeś/przeczytałaś ten tekst, przeczytaj też koniecznie 12-PUNKTOWY PORZĄDEK WYDARZEŃ SMOLEŃSKICH (WYNIKI NIEOFICJALNEGO ŚLEDZTWA)
Możesz zapoznać się z opiniami o tej książce - TUTAJ
Możesz kupić tę książkę, na przykład - TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz