" czy warto zatem snuć teorie / spierać się ze złością / za bazę kłótni przyjmując najbardziej odpowiadającą mi / tak zwaną prawdę / czy nie powinienem raczej / wziąć się za zbieranie faktów / notować słowa / ... / słuchać i pamiętać / spisywać /"
-pisałem sześć lat temu, rozpoczynając swoje prywatne "śledztwo smoleńskie" gromadzeniem materiałów na temat 10 kwietnia. Dziś je kończę. Nie dlatego, że od dawna nie pojawiają się żadne nowe materiały na ten temat (bo moim zdaniem i tak w najbliższym czasie się nie pojawią). Jestem zwyczajnie "chocholim tańcem" wokół tej fundamentalnej kwestii po prostu zniesmaczony i zmęczony. Po co konstruować tunele aerodynamiczne, zatrudniać komisje i podkomisje, rekonstruować Tupolewa, skoro aby poznać prawdę wystarczyłoby tylko upublicznić materiał archiwalny Polskiego Radia program 1 (PR1) i TVP info z 10 kwietnia 2010 roku. Ewentualnie jeszcze dosłuchać kilku polskich świadków i upublicznić fotografie jakie w swoich domowych czy redakcyjnych archiwach mają dziennikarze. Nie mam także ochoty bić (ani toczyć) blogerskiej piany, gdyż smoleńska studnia jest tak głęboka, że na najgłośniejsze nawet wołanie nie odpowiada z jej głębin nawet echo, Stąd moja decyzja. Wprawdzie zapadła ona już trzy tygodnie temu, ale bloger "Propatrian" przekonał mnie abym nie kończył pisania o Smoleńsku bez sformułowania całościowej i linearnej hipotezy. Więc oto ona: