W jakim stanie ciała swoich bliskich spodziewali się ujrzeć członkowie Rodzin Delegatów, którzy przylecieli do Moskwy?
Jadwiga Ziętek: Pani minister (Ewa Kopacz - RM)
powiedziała wtedy, że choć była lekarzem medycyny sądowej i
uczestniczyła w wielu tragicznych oględzinach zwłok, to jednak to, co
zobaczyła na miejscu, wywołało u niej olbrzymią traumę. I w tym
kontekście powiedziała nam, że nie musimy podejmować się osobistej
identyfikacji, że wystarczy jeśli damy swój materiał genetyczny.
Andrzej Melak: przedstawiciel MSZ, koordynator tego wyjazdu, oraz
lekarz-ratownik powiedzieli nam, że to będzie dla nas straszne
przeżycie, ponieważ ciała są w takim stanie, że w większości nie można
ich zidentyfikować. Powiedziano, że mają czternaście ciał, które można
rozpoznać. (...) Stefana na tej liście nie było.
Czego mogli oczekiwać ci, którzy na własne oczy zobaczyli zarówno
miejsce, w którym miał spaść powietrzny statek, jak i jego rozkruszone
elementy?
Stanisław Joniec (brat śp. o. Józefa Jońca SP):
Wrażenie, jakie zrobiły na nas części samolotu, było piorunujące. (…)
To bowiem, co zobaczyliśmy, było i tak dla wszystkich wystarczająco
szokujące, bo zrozumieliśmy, jak bardzo ten samolot był zmasakrowany.
Każdy z nas mógł wyobrazić sobie, jak ta katastrofa mogła wyglądać.
Każdy z nas sam mógł to sobie wyobrazić. Również i ten, kto nie leciał
do Smoleńska czy Moskwy, jeśli tylko choć raz dane mu było obejrzeć film
Sławomira Wiśniewskiego nakręcony na polance pod „Siewiernym”.
Jeśli
tak poszarpany był stalowy ptak, którym lecieli Delegaci, to jak
musiały wyglądać ich kruche ciała? I to niezależnie od tego, czy
przyczyną tragedii była katastrofa, czy wybuch.