wtorek, 30 czerwca 2015

XLIV. Prawda wyłania się z mgły

Zamglona godzina


Skoro potężna mgła miała pojawić się  na "Siewiernym" już o godzinie 7:00 czasu polskiego (9:00 lokalnego smoleńskiego), to dlaczego nikt nie zawiadomił ani Okęcia, ani BOR, ani COP ani Centrum Hydrometeorologii, ani MSW, ani  Kancelarii Prezydenta, ani nie zaalarmował nawet choćby jednego z oczekujących na start pasażerów Tupolewa, że "źle się dzieje" na "Siewiernym"? Przecież o godzinie siódmej w Warszawie, na pokładzie Tupolewa, wszyscy już czekali na Prezydenta, rozmawiali przez telefony komórkowe, wysyłali SMSy? I również o tej samej porze na "Północym" mieli już być przedstawiciele Kancelarii Prezydenta, oraz ambasady RP (relacja Marcina Wierzchowskiego https://www.youtube.com/watch?v=zAslsmWHKwI )

Sądzę, że było tak spokojnie dlatego, iż o siódmej czasu polskiego, na "Północnym", nic się w ogóle jeszcze nie działo. A przynajmniej nie było tam jeszcze nawet najlżejszego śladu mgły. 
Mówię tak z pełnym przeświadczeniem, wbrew oficjalnej narracji, ponieważ:

1) jest taki zapis na smoleńskim blogu z 10 kwietnia 2010 z godziny 10:57 (http://forum.smolensk.ws/viewtopic.php?f=74&t=48375&start=40)

 lsd дача » 10 апр 2010, 10:57
А я топал в 8 утра, не было тумана, топал обратно в 10 - уже образовывался. А сейчас всё в тумане.

Tłumaczenie: "A ja, kiedy się tłukłem o ósmej rano (6:00 czasu polskiego), nie było mgły, tłukłem się z powrotem o 10:00 (8:00 czasu polskiego) - już się tworzyła. A teraz wszystko we mgle.

2) jest w dokumentacji Zespołu Parlamentarnego, wypowiedź świadka nr 196 (http://orka.sejm.gov.pl/ZespolSmolenskMedia.nsf/files/ZSMK-9STJU7/$File/Analiza%20relacji%20200%20świadków%20ZPa.pdf ):
Świadek  Nick: SIERGEEW NIKOŁAJ 15:14 „Mgła pojawiła się rano, zobaczyłem ją o godzinie 10:00 (8:00 czasu polskiego). O godzinie 10:30  w rejonie ulicy Ławoczkina zaczęła siadać, a około 11:30 podniosła się. Do 12:00 zniknęła.(...)" 
3) Marek Pyza w swoim artykule "Awaria za awarią, (...) Ujawniamy nowe fakty dotyczące katastrofy smoleńskiej" ( Rozdział XXXII) cytuje fragment zeznania milicjanta:

Kiedy obejmowałem służbę przy ochronie obiektu, była jasna słoneczna pogoda, mgły nie było. (...) O godz. 10.30 (8:30 czasu polskiego) na lotnisku Siewiernyj próbował wylądować samolot transportowy (z powodu mgły dokładnie nie widziałem modelu i koloru), niniejszy samolot po próbie lądowania zaczął unosić się i skrył się w nieznanym kierunku. Około godz. 10.40 widzialność w okolicy terenu obiektu chronionego gwałtownie pogorszyła się z powodu gęstej mgły. Mniej więcej w tym samym czasie słyszałem dźwięk silników samolotu w bezpośredniej bliskości od pasa startowego, następnie było słychać dźwięk silników samolotu oddalającego się od pasa startowego. Samolotu nie widziałem. Więcej nie słyszałem dźwięków samolotu zbliżającego się i oddalającego. (...) Po przybyciu do rejonu, w którym spadł samolot, skład osobowy został rozmieszczony na obiektach pełnienia służby (ochrony).


4) Raport Millera mówi o informacji na temat wylądowania załogi Jaka, która przyszła do DKL WPL Okęcie o godzinie 7:45 czasu polskiego (kwadrans na dziesiątą czasu rosyjskiego):

kontroler WPL OKĘCIE około godz. 5:45 (UCT: 7:45 czasu polskiego - RM) otrzymał informację telefoniczną od jednego z członków załogi samolotu Jak-40 o lądowaniu na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY przy WA: podstawy chmur 60 m, widzialność około 2 km.

5) Relacja ambasadora Jerzego Bahra i wiceministra spraw zagranicznych Rosji - Władimira Titowa. Pierwszy z nich określa przybycie drugiego - zaraz, lub też niemal równocześnie z pojawieniem się potężnej fali mgły. Wiceminister natomiast twierdzi, że przybył na lotnisko o godzinie 10:00 czasu lokalnego. (Rozdział XXXIII)

6) http://www.se.pl/wiadomosci/polska/msz-myslal-ze-tupolewem-z-lechem-kaczynskim-wyladu_155615.html Około 8 rano czasu polskiego (do tragedii doszło O 8:41) radca (radca polskiej ambasady w Kijowie Dariusz Górczyński - RM) informował centralę w Warszawie o złych warunkach pogodowych and smoleńskim lotniskiem. - Byłem na 100 procent przekonany, że samolot nie będzie lądował w Smoleńsku. Mgła była bardzo gęsta, nic nie było widać - powiedział "Rz" radca Górczyński.

Oddzielną podgrupę stanowią przypadki ukazujące, w jaki sposób Rosjanie usiłowali w stenogramach rozciągnąć tę "zamgloną godzinę".   

7) jest taki fragment stenogramów  z wieży (IES), w którym meteorolog Radgowski o stenogramowej godzinie 08:52:30 podaje pogodę dla... godziny 10:00  

08:52:29,8 Radgowski: O godzinie 10:00 odnotowujemy, trzy punkty/stopnie górnej. /  За 10 часов отмечаем: 3 балла верхней. 

8) prognoza "na godzinę 10:00" czasu lokalnego podana przez Radgowskiego pokrywa się z prognozą zamieszczoną w tabeli meteo na godzinę 9:00 czasu lokalnego - lecz nie z prognozą z godziny 10:00!. (Rozdział VII)

9) przełożony kontrolerów lotu - Nikołaj Krasnokutkij, według stenogramów z wieży o godzinie 09:40:39 mówi o pojawieniu się mgły jako o zjawisku, które wystąpić miało o godzinie 09:00, ale ... 10 minut wcześniej (o godzinie 09:30:05) pyta skąd wzięła się mgła o godzinie 10:00. (Rozdział II)

09:30:05 Nikołaj Krasnokutskij: No skąd mgła o godzinie 10, kurwa, to jakieś wariatkowo. / Ну откуда туман в 10 часов, б**дь, это дурдом.

09:40:39 Nikołaj Krasnokutskij: Wytłumaczcie mi, bo ja tego nie rozumiem – w prognozie nie było wilgotności 80%, więc skąd się ona (mgła –RM) wzięła się o 9:00, że zasłoniło wszystko kompletnie

Punkty 7). 8) i 9) świadczyć mogą o niechlujnym fałszowaniu stenogramów.



Wszystkie wymienione przeze mnie przypadki wskazywałyby na godzinę 8:00 czasu polskiego i 10:00 rosyjskiego (06:00 UTC) jako na godzinę powstania silnej mgły. Tyle, że oficjalnie miała się ona zacząć tworzyć o godzinie 7:00 polskiego czasu, kiedy jeszcze Tupolew stał na Okęciu. Natomiast wszystkie wyszczególnione przeze mnie powyżej przypadki wyraźnie wskazują na to, że część zdarzeń (np. lądowanie Jaka-40/044, pojawienie się mgły, podejście Iła) została celowo przesunięta w czasie o godzinę do tyłu, po to aby (moim zdaniem) wyizolować przylot  naszego TU-154M PLF101 od pozostałych wydarzeń. Czy zrobiono to dlatego, aby móc łatwiej odserparować podejście Tupolewa do XUBS od rzeczywistego kontekstu i łatwiej zbudować fałszywy obraz wypadków? Wydaje mi się, że mogło tak być.


Niezrozumiałe działania polskich służb monitorujących lot   


Na początek przedstawię dziwną historię jaką miała przebyć informacja o pojawieniu się mgły.

(http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed-fatalna-pogoda,165205.html): Informację (o warunkach atmosferycznych - RM) telefonicznie od pilota JAKa-40 uzyskano około godziny 8:20 poprzez służbę meteo na Okęciu – donosił w notatce, dołączonej do prokuratorskich akt, mjr Henryk Grzejdak. (z CH SZ RP - RM) 

Ale o godzinie 8:20 czasu polskiego Oficer Dyżurny CH SZ RP miał otrzymać warunki meteorologiczne nie tylko "od pilota Jaka-40" (Kowaleczko i Wosztyl zeznają, że nikt do nich w sprawie warunków meteo nie dzwonił), ale niemal równocześnie także SYNOP z lotniska Smoleńsk Południowy - Raport Millera (str 240)  

Personel  CH SZ zaalarmował COP dopiero po otrzymaniu około godz. 6:20 (8:20 czasu polskiego - RM) depeszy SYNOP z wynikami pomiarów stacji synoptycznej SMOLEŃSK POŁUDNIOWY z godz. 6:00 (mgła 500 m, niebo niewidoczne).

Mając te dwie nieciekawe informacje pogodowe mjr. Grzejdak powiadamia o nich oficera dyżurnego Centrali Operacji Powietrznych ppłk. Jarosława Zalewskiego, oraz dyżurnego meteorologa WPL - chor. Marcina Nojka  (Raport Millera str. 87)

O godz. 6:22 (8:22 czasu polskiego - RM) do COP dotarła również informacja z CH SZ RP o pogorszeniu WA na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY (na podstawie SYNOP z lotniska SMOLEŃSK POŁUDNIOWY).  

Co się z tą informacją dalej stać miało? Raport Millera (str.87) stwierdza tylko:

Ze stenogramu rozmów telefonicznych COP wynika, że osoby funkcyjne COP rozpoczęły działania, których celem było powiadomienie załogi samolotu Tu-154M nr 101 o pogorszeniu WA na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY oraz możliwych do wykorzystania najbliższych innych lotniskach.

Jakie to "działania" rozpocząć miały "osoby funkcyjne Centrum Operacji Powietrznych*"? (http://www.pis.org.pl/article.php?id=18534) - za ustaleniami dziennikarzy "Naszego Dziennika"

10 kwietnia ubiegłego roku, godz. 8.25: mjr Henryk G. sygnalizuje Centrum Operacji Powietrznych nagłe załamanie pogody w Smoleńsku. Podpułkownik Jarosław Z. zleca przekazanie tych informacji kontrolerowi na Okęciu, Piotrowi L., i powiadomienie załogi.

Tyle, że nikt z Tupolewem jakoś się nie kwapi się skontaktować. Dlaczego? Tłumaczeń jest mnóstwo, ale wszystkie i pojedynczo i razem do kupy wzięte, wydają się niedorzeczne. Bo choć przecież (Rap. Millera - str 168) wymagane jest utrzymywanie łączności krótkofalowej z macierzystą jednostką lotniczą”, to

1) kontrolerzy WPL w dniu 10.04.2010 roku nie mieli możliwości utrzymywania łączności krótkofalowej ze względu na brak w miejscu wykonywania swoich obowiązków urządzenia zapewniającego taką łączność (Rap.M.)
2) Ten rodzaj łączności (za pomocą radiostacji HF - RM) był wykorzystywany bardzo rzadko, mimo że zasięg tej łączności umożliwia realizację nadzoru operacyjnego podczas całego lotu również poza granicami kraju i przekazywanie załodze informacji istotnych z racji bezpieczeństwa (Rap. M).
3) wojskowy kontroler musiałby poprosić cywilnego kolegę z Okęcia, by przekazał załodze, żeby przeszła na częstotliwość wojskową. Tym razem nikt takiej prośby nie skierował. (Newsweek)  
4) to wina niejasnych procedur i lekceważenia powagi sytuacji przez wojskowych (Newsweek)   
5) Do ostrzeżenia nie wykorzystano też znajdującego się na pokładzie tupolewa telefonu satelitarnego z trzema liniami i faksem. Z zeznań wynika, iż wojskowi spodziewali się, że to kontrolerzy ze Smoleńska poinformują załogę o fatalnej pogodzie. Lauks zeznał, że nikt mu przecież nie nakazał zaalarmować tupolewa (Newsweek)
6) Wprawdzie w Tu-154M jest zarówno telefon satelitarny, jak i GSM, ale podczas lotu nie są one wykorzystywane. W ocenie wojskowych, teoretycznie w czasie lotu kontroler mógłby nawiązać kontakt z załogą za pomocą telefonu satelitarnego (GSM jest wyłączony), ale takiej praktyki w wojsku zwyczajnie nie ma. Co więcej, telefon satelitarny używany jest tylko na polecenie przełożonych. 10 kwietnia 2010 roku polecenia nie było... podobnie jak oficerów, którzy wydaliby taki rozkaz - był sobotni ranek.(NDz)
7) Na dodatek kończyła się zmiana i zaczynała druga (NDz)  
8) 10 kwietnia ubiegłego roku nie było na wojskowym Okęciu żadnej funkcyjnej osoby - bo zaczynał się weekend. (NDz)
9)  Nikt nie zadzwonił, bo trzeba mieć specjalną zgodę na wykonanie telefonu satelitarnego - to efekt taniej armii Bogdana Klicha. (NDz)
10) wcześniej takiej potrzeby kontaktu nie było, a po pojawieniu się informacji o złej pogodzie najwyraźniej zabrakło mu zdecydowania.(Biała Księga ZP)
11) starszy dyżurny zmiany dyżurnej COP, nie zdołał na czas zweryfikować otrzymanych informacji oraz przygotować meldunku dla swojego przełożonego, zawierającego alternatywne rozwiązania.(Biała Księga ZP)

Czy jednak technicznie możliwości zaalarmowania Tupolewa w ogóle istniały?

Owszem. Kontroler będący na końcu drogi informacyjnej, którą przedstawiłem (meteo Okęcie - CH SZ - COP - DKL) mógł "poprosić cywilnego kolegę z Okęcia by przekazał załodze, żeby przeszła na częstotliwość wojskową".  

A zlecający mu przekazanie informacji - oficer dyżurny Centrum Operacji Lotniczych?  
Raport Millera strona 239: Kontroler WPL WARSZAWA-OKĘCIE w zakresie przekazywania informacji o postępie lotu statków powietrznych 36 splt współpracuje ze specjalistą ruchu lotniczego Centrum Operacji Powietrznych (COP) (środki do prowadzenia łączności krótkofalowej z załogami statków powietrznych są na wyposażeniu COP).    

No, a oficer dyżurny Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP? (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed-fatalna-pogoda,165205.html):

mjr Grzejdak prosił dyżurnego meteorologa (a więc meteorolog też miał taką możliwość?! - RM) Okęcia o pilne przekazanie - tym razem pilotom Tu-154 - "sugestii lądowania w Moskwie". Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że on także "miał techniczne możliwości" by skontaktować się z załogą Tupolewa. Dlaczego tego nie zrobił?

I jeszcze, żeby mieć jaśniejszy obraz sytuacji ten oto fragment  (http://www.pis.org.pl/article.php?id=18534)

Co istotne, oficer operacyjny BOR - w tym dniu był to mjr Waldemar T. - miał możliwość nawiązania łączności z funkcjonariuszami w samolocie przez telefon satelitarny. Nie uczynił tego, gdyż wcześniej takiej potrzeby kontaktu nie było, a po pojawieniu się informacji o złej pogodzie najwyraźniej zabrakło mu zdecydowania.

Jednym słowem, wszyscy:
1) dyżurny meteorolog lotniska
2) dyżurny kontroler lotów
3) dyżurny oficer COP
4) dyżurny oficer CH SZ WP
5) oficer operacyjny BOR
mając techniczną możliwość zaalarmowania załogi Tu, nie podejmują ku temu żadnych kroków. I to pomimo świadomości zaistnienia tragicznej sytuacji meteorologicznej. Pytam się więc jeszcze raz szanownej Komisji Millera - Jakie to działania rozpocząć miały "osoby funkcyjne Centrum Operacji Powietrznych"


Czy naprawdę nikt nie zawiadomił Tupolewa?   


A może jednak przyczyna owego niezawiadomienia załogi Tu-154M była całkiem inna?

Raport Millera str.168:  
Przebieg lotu 10.04.2010 r. nie wskazuje na podjęcie próby nawiązania takiej łączności.

Ale z kolei na str 87 raportu jest przecież trochę inaczej:

Według stenogramu rozmów w kabinie samolotu Tu-154M nr 101 informacja z COP nie dotarła do załogi.

Moment... Czy czytacie Państwo to samo co ja?! Nie, nie chodzi wyłącznie o to, że głównym dokumentem z którego komisja Millera wyciągnęła wniosek o próbie nawiązania łączności był stenogram, (moim zdaniem to jest kuriozum), a nie na przykład zeznanie oficera dyżurnego COP. Istotą jest określenie - nie dotarła. Co to oznacza? To, że informacja z COP została wysłana na pokład Tupolewa i być może nawet odebrana przez pilotów PLF-101. Tyle tylko, że "według stenogramu rozmów" (a nie na przykład zeznań świadków - bo tych nie zaprezentowano) "nie dotarła do załogi"?

"Biała Księga" Zespołu Parlamentarnego:
 J. U., funkcjonariusz BOR:
W dniu 10 kwietnia 2010 r. objąłem służbę zastępcy oficera operacyjnego BOR w centrum kierowania BOR. (...) Kolejną informacją dotyczącą tego lotu był
telefon z Centrum Operacji Powietrznych, było to ok. godz. 8.30, może kilka minut później. Oficer, który pełnił tam służbę powiadomił nas o złych warunkach atmosferycznych nad Smoleńskiem i zapytał, czy jest nam coś wiadomo w tej sprawie. Spytał też, czy istnieje możliwość lądowania na lotnisku zapasowym. Dla nas to było zaskakujące, nie mieliśmy wcześniej sygnałów o złej pogodzie. Próbowaliśmy ustalić szczegóły dzwoniąc do dyżurnego BOR w porcie lotniczym z poleceniem zebrania informacji ws. lotniska, ws. ewentualnego lądowania samolotu prezydenckiego na innym lotnisku. Przekazał nam, że maszynę przejął nadzór rosyjski i nasza kontrola lotów nie ma z nią łączności.  

Co to znaczy "maszynę przejął nadzór rosyjski"? Jak to przejął? Fizycznie? Jakiego rodzaju nadzór? Czy to znaczy samo co - "oddaliśmy bezwarunkowo naszego Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych w ręce Rosjan"? Przeczytajmy jeszcze raz tą samą wiadomość, tyle, że z innego źródła, bo to co czytam po prostu w pale mi się nie mieści (http://www.pis.org.pl/article.php?id=18534).

Była jeszcze szansa, że ostrzeżenie trafi na pokład za pośrednictwem Biura Ochrony Rządu. Około godz. 8.30 ppłk Jarosław Z. skontaktował się z mjr. Jarosławem U., zastępcą oficera operacyjnego BOR w Centrum Kierowania BOR, informując o załamaniu pogody w Smoleńsku. Oficer BOR był zaskoczony, bo wcześniejsze prognozy nie zawierały takich sygnałów. Po skontaktowaniu się z podwładnym, dyżurnym oficerem BOR w porcie lotniczym Okęcie, ustalił, że tamtejsza kontrola lotów nie ma kontaktu z samolotem, bo przejął go nadzór rosyjski.

Chyba nie mam omamów. Chyba wyraźnie jest tu napisane, że na skutek przejęcia przez nadzór rosyjski (działanie Rosjan) nasze służby wojskowe utraciły kontakt z samolotem. Wskazuje przecież na to spójnik "bo". Jedno wynika przecież z drugiego. Nie ma kontatu z PLF-101 bo przejęli go Rosjanie.
I co? I nic?! Po prostu stwierdza się ten fakt i przechodzi nad nim do porządku dziennego?   
Moim zdaniem mając taką świadomość Jarosław U. z BOR powinien natychmiast skontaktować się ze swoim przełożonym Waldemarem T., a ten po nieudanym połączeniu się z Tutką przez telefon satelitarny (sprawdziłby w ten sposób wiarygodność informacji o braku łączności) powinien niezwłocznie wszcząć alarm. Miało by to miejsce jeszcze na kilka minut przed "katastrofą". Tymczasem z opublikowanych w mediach materiałów wynika, że reakcja na brak kontaktu z Tutką wygląda mniej więcej w taki sposób:

- Nie ma łączności z Tutką.  
- No i...?  
- I  wczoraj był ogłoszony alarm o możliwości uprowadzenia jednego z samolotów Unii.
- I co z tego?
- A nic. Tak sobie tylko gadam.  

Na podstawie "Nesweek Polska " - 10.04.10, godzina 8:59 -9:04 (Rozmowa oficera dyżurnego CH ZS RP Henryka  Grzejdaka z komendantem CH ZS RP Leszkiem Kilanowskim)
Grzejdak: Przyszła informacja na czas lądowania, troszkę przed czasem lądowania – bo tam co trzy godziny wysyłają to – że jest gęsta mgła. (...) 500 metrów i niebo niewidoczne. (...) Szybko nie puści i coraz dzwonię do [dyżurnego] operacyjnego z Okęcia i z nim ustalam. Tylko że nie ma łączności z tą TUTKĄ na razie.   



Czy aby jednak na pewno Warszawa nie ma łączności z Tutką? Z przytoczonego wyżej przeze mnie fragmentu "Białej Księgi" wynika tylko, że kontaktu z nią nie miał DKL (bo musiałby przez "cywilnego kolegę z Okęcia" itede itepe), natomiast COP pyta się o lotniska zapasowe, tak jakby tę łączność miał. Ponadto o godzinie 8:52 ppłk Jarosław Zalewski (oficer dyżurny COP) mówi do majora Henryka Grzejdaka, na jego sugestię co do wyboru lotniska zapasowego (Rozdział XXXIX) :

Z.: Nie, na razie nie, bo co, co, słuchaj. Ja nie mam tutaj wpływu i zobaczymy. Załoga podejmie decyzję. Ja im nic nie mogę sugerować tutaj.

też, tak jakby kontakt z tym samolotem COP jednak cały czas jednak miał. Powtórzę tu zatem jeszcze raz to co napisałem w rozdziale XXXIX - jeśli o godzinie 8:52 COP ma kontakt z Tutką, to na "Siewiernym" nie mogło dojść do katastrofy z udziałem PLF-101 o godzinie 8:41.


Podsumowanie 

Około godzniny 8:20 czasu polskiego, kiedy to miały zostać przerwane telefoniczne rozmowy pomiędzy Prezydentem RP, a jego  bratem, a także pomiędzy panią Izabelą Tomaszewską (Dyrektorem Zespolu Protokolarnego Prezydenta), a jej mężem; w momencie gdy Tupolew podchodził do lądowania na "Siewiernym", a któryś z pilotów Jaka-40 miał informować "Okęcie" o fatalnych warunkach pogodowych, w jakich przyszło mu lądować na XUBS - jednostki wojskowe monitorujące i koordynujące lot naszych samolotów do Smoleńska stwierdziły brak łączności z PLF-101 z uwagi na "przejęcie go" przez Rosjan. Mimo to z niewiadomych powodów nie wszczęły one alarmu. 

A może jednak nie było powodu, aby taki alarm wszczynać? Przecież pierwszy komunikat o tym, że doszło do katastrofy miał miejsce o godzinie 8:56. Może więc informacja o warunkach praktycznie uniemożliwiających lądowanie dotarła jednak do pilotów Tutki około godziny 8:30Wojsko miało przecież - wg raportu Millera - podjąć natychmiastowe działania mające na celu poinformowanie załogi Tupolewa aby leciał na lotnisko zapasowe do Moskwy.

(http://www.pis.org.pl/article.php?id=18534) Major G. dokonał również analizy warunków atmosferycznych dla ewentualnych lotnisk zapasowych i ok. godz. 8.40 przekazał taką informację do COP i służb meteo na Okęciu. Bardzo dobre warunki do lądowania panowały w Moskwie, więc meldunkowi towarzyszyła sugestia, by jeśli to możliwe, przekazać tę informację pilotom Tu-154M.  

....................................................................................................................................................
* Oparłem się tu w dużej mierze na materiałach zebranych przez bloggera   "Propatriana" - http://noweczasy.salon24.pl/571725,jaki-byl-los-delegacji-narodowej-9-lacznosc-z-tu154m 
** (http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/324058,klotnia-o-lot-tu-154-odpowiedza-eksperci-od-ruchu-warg.html) Depesza SYNOP nadawana jest ze Smoleńska co 3 godziny. Z informacji kpt. Sebastiana Pyśniaka, szefa służby meteo na wojskowym Okęciu, wynika, że zawiera ona dane dotyczące: godziny nadania, temperatury rzeczywistej, temperatury punktu rosy, widzialności, wielkości i rodzaju zachmurzenia, podstawy zachmurzenia, prędkości i kierunku wiatru i ciśnienia. Stacja meteorologiczna, która ją przekazuje, jest oddalona od Siewiernego o ok. 10 kilometrów na południe, od lotniska oddzielona jest miastem i rzeką. 



wtorek, 23 czerwca 2015

XLIII. Czternaście przesłanek za wylotem i lądowaniem na Siewiernym drugiego Jaka-40

Tylko jeden z dziennikarzy lecących w dniu 10 kwietna 2010 roku Jakiem-40 odezwał się do mnie, w odpowiedzi na moją prośbę - o udostępnienie zdjęć z Okęcia, z poranka owego tragicznego dnia - skierowaną bezpośrednio do niego. Odpowiedź brzmiała jednak tak, jak się tego obawiałem: "Niestety nie mam nic."  

Skoro więc nadal nie mam żadnej fotografii na potwierdzenie swojej tezy, o późniejszym niż podaje się oficjalnie, wylocie samolotu z dziennikarzami, spójrzmy na początek, jak to z informacją o lądowaniu Jaka-40 w Smoleńsku  być miało.

30 marca 2011. Portal TVN24 donosił:
Na początku marca, po posiedzeniu sejmowej komisji obrony, generał Lech Majewski, dowódca Sił Powietrznych, poinformował opinię publiczną, że to jeden z członków załogi JAKa-40 dzwonił krótko po lądowaniu w Smoleńsku na Okęcie i donosił o fatalnych warunkach pogodowych. Według słów generała, dzięki uzyskanym tą drogą informacjom, wojskowy kontroler warszawskiego lotniska miał przekazać dalej, że manewr odbył się "przy podstawie chmur 60 metrów i widoczności poniżej kilometra", czyli w warunkach dużo gorszych niż minimalne dla tego lotniska.(...) Z zeznań wojskowych kontrolerów i meteorologów, którymi dysponują wojskowi prokuratorzy wynika, że do kontaktu załogi JAKa z Warszawą nie doszło "krótko po lądowaniu" polskiej maszyny w Smoleńsku, ale ponad godzinę po nim i to nie z inicjatywy załogi, ale naszych meteorologów.

Spójrzmy wobec tego co na ten temat napisano w Raporcie Millera (str. 87).  

Według uzyskanych przez Komisję informacji, kontroler WPL OKĘCIE około godz. 5:45 (7:45 czasu polskiego - RM) otrzymał informację telefoniczną od jednego z członków załogi samolotu Jak-40 o lądowaniu na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY przy WA: podstawy chmur 60 m, widzialność około 2 km.

W raporcie tym stoi więc jak byk, że to jakiś członek załogi Jaka-40 dzwonił do kontrolera Wojskowego Portu Lotniczego, że jego samolot wylądował przy warunkach: widzialność 2 km, podstawa chmur 60m. Czy da się ustalić który z członków załogi Jaka kontaktował się z kontrolerem Okęcia po wylądowaniu samolotu?

Na zadane pytanie zeznaje; po wylądowaniu ja albo por. Kowaleczko telefonicznie poinformowaliśmy DKL (Dyżurnego Kontrolera Lotów - RM) w Warszawie o fakcie wylądowania.  Nie jestem w stanie powiedzieć czy telefonicznie ja albo por. Kowaleczko podawaliśmy warunki meteorologiczne panujące na lotnisku w Smoleńsku. Do mnie z Warszawy nikt nie dzwonił i nie pytał się o warunki atmosferyczne jakie panują na lotnisku w Smoleńsku. Po wylądowaniu około godz. 7.20 warunki atmosferyczne panujące na lotnisku utrzymywały się przez jakiś czas, myślę, że przez około 30 minut na podobnym poziomie, jak przy moim lądowaniu. Mam na myśli tylko widoczność. Zmiany te były bardzo dynamiczne. 

Bardzo interesujący fragment zeznania. Po pierwsze Wosztyl mówi tu, że to albo on sam, lub też drugi pilot, zameldował o fakcie lądowania - "po wylądowaniu".  Rozumiem, że taki meldunek jest czynnością rutynową, która powinna być wykonywana przez pilota, niemal automatycznie, zaraz po przyziemieniu. Jak pamiętamy ze stenogramów i z raportu Millera, samolot Wosztyla miał zetknąć się z płytami smoleńskiego lotniska  o godzinie 7:15 czasu polskiego, a informacja o wylądowaniu miała zostać przesłana o 7:45. Wosztyl w zeznaniu tym, moim zdaniem, próbuje wyjaśnić fakt, opóźnienia tego meldunku - tłumacząc się, że przez te trzydzieści minut bezczynności, widoczność i tak była "na podobnym poziomie" (co jest sprzeczne ze wszystkimi znanymi, w tym i z jego własnymi, zeznaniami) jak przy jego lądowaniu. Zresztą sam też zaraz dokonuje wolty i przeczy swojemu twierdzeniu dodając, że "zmiany były bardzo dynamiczne." Jeśli "były dynamiczne", to dlaczego tylko zmiany widoczność miałyby być "niedynamiczne"?

A może tych trzydziestu minut pomiędzy przyziemieniem, a meldunkiem w ogóle nie było?

A co mówi drugi ze świadków -  Rafał Kowaleczko?
(http://mikael-plus.salon24.pl/459682,por-rafal-kowaleczko-ii-pilot-jak40-zeznaje): W dniu 10.04.2010 ja osobiście, telefonicznie przekazałem por. Lauksowi do Warszawy fakt naszego lądowania. Nie podawałem mu wtedy warunków meto (tak w oryginale - RM) panujących na lotnisku w Smoleńsku. Raczej nikt z Warszawy nie kontaktował się ze mną w sprawie warunków meto panujących na lotnisku. Natomiast nie wiem czy z innymi członkami załogi ktoś się kontaktował w tej sprawie. 

Ten z kolei świadek zarzeka się, że on wprawdzie meldował o lądowaniu, ale nie  podawał żadnych warunków.  Ciekawe jest natomiast to, że nie pytał go o nie kontroler na Okęciu (Załącznik nr 3 do Raportu Millera - "Kierowanie lotami" i Rapor Millera str.239):

Kontroler WPL zgodnie z zapisem pkt 2.9.4 ust. 6 INOP miał obowiązek „zbierania informacji o stanie pogody od załóg statków powietrznych i przekazywanie ich do DML (Dyżurny Meteorolog Lotniska -RM)”.   

Jak sobie jednak przypominamy, zarówno z zeznań Pliusnina, jak też i Wosztyla, Musia i Kowaleczki (Rozdział V) widzialność podczas podchodzenia Jaka-40/044 miała wynosić miała 2000 metrów. Taką właśnie informację wg. raportu Millera otrzymał DKL Okęcie o 5:45 UTC. Ale, proszę mi wyjaśnić - jaki sens byłoby meldować o samym fakcie lądowania, po upływie pół godziny od tego zdarzenia, a warunki podawać dopiero godzinę po tym fakcie? Bo przecież... (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed-fatalna-pogoda,165205.html)  

Informację (o warunkach atmosferycznych - RM) telefonicznie od pilota JAKa-40 uzyskano około godziny 8:20 poprzez służbę meteo na Okęciu – donosił w notatce, dołączonej do prokuratorskich akt, mjr Henryk Grzejdak, który po godz. 8 zastąpił na stanowisku mjr. Januszewicza. 

Powtórzmy to sobie jeszcze raz. Jak ma lądować o 7:15, Meldunek o lądowaniu DKL-owi ma zostać złowżony o 7:45, natomiast informacja o warunkach ma zostać podana o 8:20. Godzinę po wylądowaniu?! Co by to miało za sens takie dozowanie informacji? O fakcie lądowania pół godziny po lądowaniu, a potem kolejne pół godziny i informacja o warunkach atmosferycznych podczas tego lądowania? Przecież (jak mówił Wosztyl) "zmiany były bardzo dynamiczne". Więc gdzie tu logika, gdzie tu sens? Przy czym -  i to też trzeba dodać - informujący o lądowaniu drugi pilot zarzeka się, że w ogóle nie podawał informacji o warunkach meteo.

No i przypomnę jeszcze, że poza tym wszystkim - jak pisze raport Millera  - kontroler "miał obowiązek zbierania warunku pogodowych od załóg." O tym obowiązku musiał wiedzieć przecież nie tylko sam kontroler, ale i porucznik Kowaleczko. Mało tego. Twierdzi się, że choć widzialność była coraz gorsza, to nasi piloci mieli dopiero po godzinie od swego wylądowania podać warunki meteo. Ale nie te - tragicznie złe, z chwili meldunku|*, ale te sprzed godziny - z momentu gdy mieli lądować. Czy nie wydaje się to zdumiewające? Niewiarygodne wręcz?
   
No, ale skoro jednak por. Kowaleczko stanowczo twierdzi, że nie powiadomił Warszawy o gwałtownym pogarszaniu się widzialności - mimo że stanowiło to poważny i rzeczywisty problem, a kontroler go o to nie zapytał, mimo że miał taki obowiązek - to moim zdaniem wszystko to, łącznie z logiką i doświadczeniem życiowym wskazywałoby jednak na to, że... o tym iż "Jak wylądował", drugi pilot powiadomił por. Lauksa zaraz po lądowaniu około godziny 7:45 czasu warszawskiego (gdzie indziej w raporcie Millera pisze - "około godziny 7:50 - str.200 raportu). A jak sobie przypominamy z uzasadnienia postępowania praskiego - Jak-40/044 miał lądować   o... 6:50 polskiego. Znów to godzinne przesunięcie. Ciekawe, prawda?

***

Jak już wspomniałem, prokuratorzy doszli do zupełnie innych wniosków, niż to co powiedzieć miał gen. Majewski, o telefonie wykonanym przez Kowaleczkę  "krótko po wylądowaniu w Smoleńsku". Że nie było to "krótko". Oparli się oni bowiem nie na raporcie Millera i zeznaniach pilotów, ale na "zeznaniach wojskowych kontrolerów i meteorologów."
Wróćmy  zatem do materiału zamieszczonego na stronie TVN24:   
10 kwietnia w godzinach porannych próbowali oni (meteorolodzy z Wojskowego Centrum Hydrometeorologii - RM) kilka razy uzyskać informacje o warunkach pogodowych od pilotów JAKa poprzez służbę meteo na Okęciu. Pierwszy upomniał się o to, na siedem minut przed startem z Warszawy prezydenckiego Tupolewa (samolot wyleciał z Okęcia o 7:27 – red.), major Dariusz Januszewicz, który pełnił wtedy służbę Dyżurnego Operacyjnego – Starszego Zmiany dyżurnej Centrum Hydrometeorologii. Jak zeznał przed wojskowymi prokuratorami, o godzinie 7:20 wykonał w tej sprawie dwa telefony.
Najpierw o warunki, w jakich lądowała załoga JAKa, zapytał oficera dyżurnego Centrum Operacji Powietrznych. Ten jednak informacji takich nie posiadał. - W związku z tym zatelefonowałem do dyżurnego METEO lotniska Okęcia prosząc go o uzyskanie informacji o warunkach atmosferycznych w Smoleńsku - relacjonował prokuratorom major. Informacja zwrotna, przekazana przez dyżurnego ok. godz. 7:45, (...) była krótka: - Dyżurny METEO, chor. Marcin Nojek, poinformował mnie, że pilot samolotu JAK-40 nie podał informacji o warunkach atmosferycznych podczas lądowania w Smoleńsku – zeznał mjr Januszewicz.
Proszę teraz zestawić tych kilka zdań, które podkreśliłem w tym rozdziale. Jaki obraz nam się tu wyłania?

Moim zdaniem taki:  po wylądowaniu Jaka-40/044 (zeznanie Wosztyla), do por. Lauksa - będącego kontrolerem na "Okęciu" - zadzwonił drugi pilot Jaka-40 (zeznanie Kowaleczki) informując go, że "dziennikarski Jak" wylądował na "Siewiernym". Czy podaje wówczas warunki atmosferycznie - nie wiadomo. Według raportu Millera - tak - ma to być 2 km widoczności, przy podstawie chmur 60 metrów, a według pilotów Jaka i prokuratury - nie. Jest godzina 5:45 UTC , czyli 7:45 czasu polskiego. Dwadzieścia minut temu z Okęcia wystartował Tupolew dowodzony przez kpt. Arkadiusza Protasiuka. Czy kontroler Lauks natychmiast, po otrzymaniu informacji o lądowaniu Jaka-40/044 - powiadamia o tym dyżurnego meteo - Nojka, a ten przekazuje informacje, ale wyłącznie o fakcie lądowania, do Centrum Hydrometeorologii? Pewnie tak. Pytanie - po co Lauks informuje meteorologa lotniskowego o nieistotnym dla niego, z meteorologicznego punktu widzenia, fakcie lądowania Jaka? Po co meteorolog z Okęcia, zamiast dopytać się kontrolera lotów co z pogodą na "Siewiernym", przekazuje dalej tę merytorycznie bezużyteczną informację do CH SZ RP**?

Co by jednak o tym zapisie w raporcie Millera nie mówić - jedno wydaje się z niego wyłaniać jak szydło z worka. Otóż, moim zdaniem - zapytanie Dyżurnego Meteorologa CH SZ RP mjra D. Januszewicza skierowane do oficera dyżurnego COP i Dyżurnego Meteorologa WPL Okęcie - chor. M. Nojka o godzinie 7:20 o warunki na "Siewiernym" było zapewne przedwczesne, gdyż... moim zdaniem Jak-40/044 wylądował na XUBS dopiero o... 7:45. Nie o 6:50, nie o 7:15, a o 7:45 (około 7:50 jak mówi, na stronie 200, raport Millera na temat momentu otrzymania meldunku od Jaka-40/044) czasu polskiego właśnie. Godzinie, którą zdezorientowani dziennikarze poczytali za "przed siódmą", "około siódmej" czy samą "siódmą" (w sumie logicznie, gdy się jest przekonanym o wylocie "po piątej", czy "w pół do szóstej"), gdy tymczasem dochodzić wówczas, moim zdaniem miała godzina szósta UTC, czyli ósma czasu polskiego.

(http://www.youtube.com/watch?v=vTulgxIJjmQ) Paweł Wudarczyk: No, my wylądowaliśmy jakieś pół godziny, godzinę wcześniej. Trudno mi w tej chwili powiedzieć, bo tu jest godzina... dwie godziny różnicy, przepraszam, a ja jestem też trochę zdenerwowany, więc... nie wiem, no, godzina, około godziny wcześniej wylądowaliśmy.   

Ja też - podobnie jak Wudarczyk - nie wiem, według jakiego czasu startowali dziennikarze (jeśli miał startować o, czy po piątej). Moim jednak zdaniem, gdy Jak-40/044 przyziemiał na Siewiernym, w Wojskowym Centrum Hydrometeorologii była godzina 5:45 UTC i było to 18 minut po starcie TU-154M z wojskowego lotniska Okęcie. Nie mam natomiast pojęcia, która godzina i jakiego czasu mogła być wówczas na WPL Okęcie i w 36 splt. Może i 6:45 jakiegoś tam czasu. W każdym razie nie polskiego i nie UTC na pewno.

Wróćmy więc ponownie do strony TVN24 (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed-fatalna-pogoda,165205.html):
Informację (meteo -RM) telefonicznie od pilota JAKa-40 uzyskano około godziny 8:20 poprzez służbę meteo na Okęciu – donosił w notatce, dołączonej do prokuratorskich akt, (sic! - RM) mjr Henryk Grzejdak, który po godz. 8 zastąpił na stanowisku mjr. Januszewicza. 

(...) kilkanaście minut po godzinie ósmej. Major Henryk Grzejdak (...) Jeszcze przed formalnym rozpoczęciem dyżuru prosi dyżurnego meteorologa na Okęciu, aby zapytał o pogodę załogę Jaka-40, który wiózł dziennikarzy i już wylądował. (...) Załoga jaka poinformowała, że podczas ich lądowania o 7.22 widzialność wynosiła dwa kilometry, zaś chmury wisiały na 60 metrach. To fatalne warunki. A prognoza SYNOP na godzinę 8, którą dysponował Grzejdak, była jeszcze gorsza – pokazywała widoczność 500 metrów przy niewidocznym niebie. To były warunki poniżej dopuszczalnego minimum dla załogi Tu-154M.

Tych informacji nie potwierdza jednak raport Millera (str.200), upierając się, że załoga podała warunki pogodowe o 7:50  czasu polskiego, ale tym razem to kontroler je przetrzymał. Jakby chciała rozmyć odpowiedzialność - tu trochę przedłużyli piloci, tu trochę kontroler. W sumie uzbierała się... Tak, tak. Nasza godzinka.

Uzyskane od załogi około godz. 05:50 informacje o tych warunkach (kontroler - RM) przekazał DML (dyżurnemu meteorologowi lotniska) 36 splt dopiero o godz. 06:32, po interwencji dyżurnego synoptyka CH SZ RP. - Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP  
Informacja ta została przekazana o godz. 6:32 DML i do COP.

Intrygujące są te informacje z Jaka... Zaraz! Z Jaka? A może raczej z Jaków? Czy nie wygląda to bowiem tak jakby miał(y) on(e) lądować o godzinie 7:45-7:50 (pierwsza informacja do Warszawy o lądowaniu) oraz o 8:17-8:22 (druga informacja)?

Dlaczego miałyby być dwa Jaki? Odpowiedź na to pytanie wiąże się z raportem jaki złożył generał Lech Majewski przed sejmową Komisją Obrony Narodowej. Jak bowiem donosi gazeta Fakt -    

Tuż po lądowaniu polskiego Jaka-40 w Smoleńsku 10 kwietnia kontroler wieży na lotnisku Siewiernyj zadzwonił do dyżurnego meteorologa na Okęciu i przekazał mu informacje na temat pogody. Zameldował też, że załoga naszego samolotu wykonała manewr bez zgody wieży przy podstawie chmur 60 metrów i widzialności poniżej kilometra! Mało tego. Taki telefon na Okęcie z telefonu komórkowego miał wykonać także pilot Jaka-40.

No to przypomnijmy sobie teraz meldunek Radgowskiego na godzinę 10:00, oraz tabelę meteo dla lotniska Smoleńsk Północny na dzień 10.04.2010 (Rozdział VII):

08:52:26,8 Paweł Pliusnin: Podawaj pogodę / Давай погоду.
08:52:27,7  ................................... 
08:52:28,2 Radgowski: Pełną / Полностью? 
08:52:29,0 Paweł Pliusnin: Tak / Да. 
08:52:29,8 Radgowski: O godzinie 10:00 odnotowujemy, trzy punkty/stopnie górnej. /  За 10 часов отмечаем: 3 балла верхней. 
08:52:32,2 Paweł Pliusnin: Так. / Да. 
08:52:32,9 Radgowski: Zamglenie, mgły, widzialność 4 kilometry/  

Raport Radgowskiego odpowiada pogodzie z tabeli z godziny 09:00 czasu rosyjskiego właśnie. A jeśli pogoda z tabeli z godziny 09:00 jest tą, którą Radgowski przedstawia jako obowiązującą na godzinę 10:00 to co?

A to, że Jak-40/044 przylatując o godzinie 5:45 UTC (7:45 czasu polskiego i 8:45 z tabeli) miał widzialność w granicach 4 km. Więc po jakiego grzyba jego załoga miałaby alarmować Okęcie, skoro warunki  były wówczas zgodne z prognozą DML Okęcie?

Natomiast drugi z Jaków mogący lądować około godziny 6:20 UTC (8:20 czasu polskiego  i 9:20 z tabeli) miałby rzeczywiście widzialność pomiędzy 2 km, a 1 km (tak tabela, przy czym stenogramy - 1500, 2000 - zeznanie Pliusnina, 1000 m - informacja Majewskiego - wszystko się zgadza). A więc czy to nie na jego lądowanie skarżył się  kontroler wieży Smoleńskiej?


***  

Przypomnę jeszcze tylko, iż na to, że leciały dwa Jaki mogłyby wskazywać, oprócz przedstawionego powyżej materiału, także:

2 - przygotowane rano 10 kwietnia do lotu dwa Jaki o numerach burtowych 044 i 045 (dodatkowy - prawdopodobnie n/b nr 047 "czeka w hangarze") ;
3 - słowa Jarosława Kaczyńskiego co do planowanego lotu: "Przez pewien czas byłem przekonany, że będzie to Jak, a nie Tupolew" (Rozdział VI);
4 - relacja Gerarda Kwaśniewskiego - ochroniarza ambasadora Bahra - o swojej koleżance, pracownicy BOR - Agnieszce Pogrodce-Węcławek , która zamieniła się z koleżanką i miała polecieć Jakiem (Rozdział VI);
5 - informacja prokuratury o obecności na pokładzie Jaka-40 jakiegoś "japońskiego dziennikarza" , który nie figurował przecież na liście pasażerów Jaka-40 przedstawionej w programie wizyty (Rozdział VI);
6 - słowa lecącego Jakiem-40/044 Pawła Wudarczyka: "bo tu już jest Delegacja, która przyleciała drugim (...) samolotem. (...) Marszałkowie Sejmu, pan Prezydent z Małżonką, no i wszyscy ministrowie, to był samolot jeden, ale był jeszcze jeden samolot" (Rozdział XV)
7 - słowa dyspozytora lotu na XUBS - Anatolija Iwanowicza Murawiewa (stenogramy IES 09:39:16,7 ) – Tak, uzgadniam, patrzę i oto, a Polak to siadł u nas … 
8- Artykuł w Komsomolskoj Prawdzie z 12.04.2010 - "Według słów Murawiewa, rano w sobotę, niedługo przed tragedią, dyspozytorzy przyjęli (posadzili) dwa samoloty" (Rozdział XXXII)
9 - Artykuł z "Wiesti" z 14.04.2010 - Nie bacząc na mgłę, lotnisko …. przyjmuje dwa rosyjskie Jaki-40. (Rozdział XXXII)
10 - rozmowa oficerów Centrum Operacji Powietrznych (PolsatNews) - Oficer COP: Dowódca Jakiem wylądował?(...) Oficer COP: Tylko nie wiem jakie było rozłożenie na samoloty (niezrozumiale) Generał X: A wcześniej było, że dowódcy będą lecieć Jakiem. (Rozdział XV)
11 -  wypowiedź Ewy Błasik, żony gen. Andrzeja Błasika: Na ostatniej odprawie z dowódcami mąż mówił, że chce zabrać generałów na pokład Jaka-40. (Rozdział XV)
12 -  fragment z przesłuchania przed Zespołem Parlamentarnym urzędnika Kancelarii Prezydenta - Marcina Wierzchowskiego - Poseł: A czy pan widział lub słyszał, jak lądowały wcześniej samolotyJaki? Jak lądowały? Marcin Wierzchowski:  Nie  (Rozdział XV)
13 - Słowa Jarosława Kuźniara - prowadzącego program TVN24 10 kwietnia 2010,  - godzina 9:27 :Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski potwierdza w rozmowie z TVN24, że według wstępnych informacji prezydencki samolot Jak-40, którym Prezydencka Para, Prezydencka Delegacja leciała rozbił się, podchodząc do lądowania niedaleko wojskowego lotniska w Smoleńsku. (…) Dwa źródła potwierdzają – agencja Reutera i rzecznik MSZ – maszyna Jak czterdziesty rozbiła się niedaleko lotniska w Smoleńsku.”  (Rozdział XVI)
14 - słowa Pawła Prusa (http://tvp.info/magazyn/po-godzinach/smolensk-miasto-bohater/6998533) W jednej chwili rozdzwaniają się telefony. Z każdej strony padają coraz to nowe, szczątkowe informacje. – Samolot rozbił się przy lądowaniu – ktoś mówi. Ktoś inny: – Podobno wylądował, ale nie wyhamował i wypadł z pasa. To polski Jak 40 – ktoś dorzuca. (....) Po chwili, słyszę głos Sławka Siezieniewskiego w słuchawce, który mówi do widzów, że pod Smoleńskiem rozbił się polski samolot. I że to prawdopodobnie Jak 40. (...) Po głowie krążą mi słowa, które powiedział Sławek: „Rozbity samolot to prawdopodobnie mały Jak 40.”  

.........................................................................................................................................

*  Nesweek Polska - http://www.newsweek.pl/na-celowniku-prokuratury,80236,1,1.html  :  Załoga jaka poinformowała, że podczas ich lądowania o 7.22 widzialność wynosiła dwa kilometry, zaś chmury wisiały na 60 metrach. To fatalne warunki. A prognoza SYNOP na godzinę 8, którą dysponował Grzejdak, była jeszcze gorsza – pokazywała widoczność 500 metrów przy niewidocznym niebie.