sobota, 20 marca 2021

"Świadkowie nauszni" pod lupą Antoniego Macierewicza. Niezwykłe relacje smoleńskich świadków (4)

Relacja Rustama Biriukowa – czas ujęcia 0:43 (https://youtu.be/CRpe8iA9MLc

Rustam Biriukow- będący dozorcą tego samego hotelu, w którym zatrzymał się Sławomir Wiśniewski – mówi: „I takie maleńkie, jakby od komety, takie coś. I za sekundę plaśnięcie, coś ciężko upadło. Potem nie było wybuchu, to znaczy ani płomienia, ani nic, tylko takie plaśnięcie. Tylko plaśnięcie takie było.”

Bogaty w zeznania dotyczące dźwięków towarzyszących zdarzeniu - Raport Komisji Parlamentarnej Antoniego Macierewicza „28 miesięcy po” (a dokładnie jego rozdział 4.6 noszący tytuł. „Świadkowie wskazywali na eksplozje”) znajduje się także wypowiedź tego świadka. Jakże jednak inną.

(str. 137) >>Rustam NN, pracownik Hotelu „Nowyj” – był 300 m od miejsca katastrofy:  Słyszę  dziwny dźwięk, nietypowy dla lądowania, taki świszczący. Samolotu nie było widać, tylko zarys. Ogon tylko widziałem.(...) I takie maleńkie, jakby od komety, takie coś. (...) Mgła była wszędzie dookoła, a za ogonem taki płomień na pięć metrów. (...) Ogon był w pozycji normalnej. << (cytowany w tym miejscu przez Raport KP fragment wypowiedzi Rustama jest wybiórczy – jego autorzy usuwają fragmenty wypowiedzi w których Rustam kilkakrotnie stwierdza, że nie było słychać żadnego wybuchu, a tylko „plaśnięcie”.

Poświęcam tyle czasu tej relacji, z tego powodu, że podobnie jak Berezinow, Biriukow używa, dla opisania dźwięku towarzyszącemu zdarzeniu, słowa „plaśnięcie”. Nie żaden   „wybuch” czy „eksplozja”. 

W podobnej jak państwo Berezinowowie odległości, tyle, że dokładnie z drugiej strony areny wydarzeń, szedł w kierunku miejsca, gdzie upadł samolot, starszy mężczyzna.


Relacja starszego mężczyzny – czas ujęcia 0:26 (
https://youtu.be/FN0SqUFc2kk

Jak widać na filmie – mężczyzna ten żyje, mimo że jak mówią archeolodzy, samolot rozpadł się na co najmniej 30 tysięcy kawałków.

Gdyby tam miała mieć miejsce eksplozja – drobne fragmenty maszyny powinny podziurkować świadka jak sito. (Nie wspominając o drzewach, z których to, nie słyszałem, aby ktokolwiek, kiedykolwiek, wydłubywał jakieś odłamki.) Ale… "to nie był wybuch – to było uderzenie w ziemię” – ucina kategorycznie sugestię dziennikarki, że był świadkiem eksplozji, starszy człowiek, który na miejsce zdarzenia dotarł wolnym krokiem, około trzy minuty po usłyszeniu dźwięków towarzyszących upadkowi. Za tym, że mówi prawdę powinno przemawiać już samo to, że... relacjonuje. 

Powróćmy do Raportu Zespołu Parlamentarnego, i jego rozdziału pn.[sic] "Świadkowie słyszeli wybuchy". A tam...

(Raport KP str. 139): >> Strażak NN, był na lotnisku, kilkaset metrów od miejsca katastrofy: „Akurat byłem bardzo blisko, na dworze. Samolot spadł na moich oczach. Po prostu spadł. Nie było żadnego wybuchu, tylko taki głuchy dźwięk.”<< 

I dalej...  

(str. 138) >> Dmitrij Zacharkin vel Janis Ruskuł, mieszkaniec domu obok ścieżki podejścia i radiolatarni, około 1000 m od miejsca katastrofy: „Samoloty tutaj lądują często i jesteśmy przyzwyczajeni do ich dźwięków. Ten samolot lądował z przerywanym szumem silników i głośnymi trzaskami. (...) Przechylał się raz w jedną, raz w drugą stronę, potem upadł.”<<

(str.139) Igor Fomin, pracownik warsztatu samochodowego ok. 200 m. od katastrofy: >> Zwykle, gdy do lądowania na lotnisku podchodziły samoloty, nie było ich słychać. A tu usłyszałem kilka głuchych dźwięków, takie trach, trach, to samolot zahaczał o drzewa. Nagle stanął w płomieniach, to był duży ogień. Potem znowu był głuchy dźwięk i ziemia się zatrzęsła. << 

Raport cytuje w sumie 14 (a nie 19 o których wspomina) relacji. Z tego ponad połowa przywołanych przez KP świadków (9) stwierdza, że zdarzeniu towarzyszył inny dźwięk niż eksplozja czy wybuch („trzaski”; „plaśnięcie”; „coś jakby tratowane, niszczone” itp.). W innym raporcie ZP ("Relacje 200 świadków") nalazłem też kilka historii przyrównujących dźwięki towarzyszące temu zdarzeniu do odgłosów powstałych podczas wypadków samochodowych, oraz zderzania się wagonów kolejowych podłączanych do siebie na bocznicy. Obydwa te rodzaje dźwięków zakwalifikować by można raczej do kategorii dźwięków uderzania, czy zderzania i gniecenia blach, niż do huku rozrywającej blachę eksplozji. A przecież na miejscu zdarzenia znajdowało się od 30 000 do 60 000 ("Raport Archeologów") drobnych elementów!

W innym raporcie Komisji Parlamentarnej Macierewicza, o którym już wspomniałem – "Relacji 200 świadków", znajdują się takie oto opisy: "Anatolij Iwanowicz, dozorca pobliskiego muzeum, skończył dyżur o 7 rano. Wrócił do domu, zjadł śniadanie i o 10:30 siedział już w swoim garażu obok lotniska. Nagle usłyszał warkot silnika. Kiedy wyjrzał, oślepił go błysk rozświetlający mgłę. Wydobył się z niego samolot. Mimo że leciał 100 metrów od Iwanowicza, wydawał się olbrzymi. Był bardzo nisko. Wyglądało, jakby próbował się wzbić. Po sekundzie jednak zniknął we mgle. Żadnych wybuchów czy trzasków łamiących się drzew. Po prostu zniknął i zamilkł." Albo taki: 

Jewgienij Stepanow, mieszkaniec ul. Awtozawodskiej 23: „Mój dom położony jest najbliżej lotniska ze wszystkich pozostałych. Żadnego wybuchu nikt nie słyszał." Czy też ten: 

Anatlolij Żujew - "Samolot niejako wyłonił się z mgły. Miało to miejsce w odległości około 150 metrów od miejsca w którym stałem. Samolot znajdował się bardzo nisko, około 10 metrów nad ziemią. Próbował nabrać wysokości. Zobaczyłem go pod kątem około 40-45 stopni w stosunku do horyzontu. Po tym jak zaryczały silniki powstał silny oślepiający błysk. Nie dostrzegłem jaki to był samolot, zorientowałem się jednak, że to był duży samolot, po prostu ogromny. Po tym jak nastąpił ten błysk, obserwowałem samolot przez 1 do 2 sekund, w tym czasie próbował on nabrać wysokości. Potem zamilkł warkot silników, a samolot znalazł się nad ulicą Kutuzowa w mieście Smoleńsku, gdzie straciłem go z pola widzenia. Nie słyszałem żadnych wybuchów, ani trzasków, po tym jak zamilkł warkot silników. Od tego momentu panowała już cisza." 

Czy powinno się, jak to zrobiła KP. pomijać, albo interpretować pod z góry założoną, "wybuchową" tezę, zeznania świadków? Bo choć istnieją wprawdzie świadkowie, którzy faktycznie mówią o huku, czy eksplozji, to jednak czy można wrzucać ich do jednego worka z tymi którzy kategorycznie twierdzą, że żadnego wybuchu nie było? I czy można worek ten oznakować karteczką z napisem "eksplozja"?  

Nie zakładam złej woli Zespołu. Bardziej jestem skłonny przypuszczać, że ma tu miejsce zjawisko opisane przez profesora psychologii społecznej Jonathana Haidta, który stwierdził, że "do prawdy prowadzą dwie drogi: droga badacza i prawnika. Badacz zbiera dowody, szuka w nich powtórzeń, formułuje teorie wyjaśniające poczynione informacje, a potem je sprawdza. Prawnik zaczyna z określonym przekonaniem, które stara się narzucić innym. Szuka dowodów na jego poparcie, a te które są mu niewygodne, stara się pomijać. Ludzki umysł został zaprojektowany tak, by pracować w obu tych trybach - być naukowcem i być prawnikiem, świadomie szukać obiektywnej prawdy i nieświadomie, z pasją przemawiać za tym, w co chcemy wierzyć. Oba te podejścia splatają się i przenikają, tworząc nasz pogląd na świat."    

Ponieważ ja nie chcę być wyłącznie prawnikiem (którym de facto przez swe wykształcenie jestem), więc nie chcę, z kolei, wychodzić od przekonania, że nie było wybuchu, tylko plaśnięcie. Nie chcąc zaś działać w ten sposób, że pominę relacje o "huku", czy "eksplozji", więc przytoczę również i te opisy. Poczynając od pierwszego, na który powołuje się raport "28 miesięcy po":


Artur Wosztyl - czas trwania ujęcia 0:08 (
https://youtu.be/rrgepsrFeD4) 

W sumie także i ten świadek nie mówi przecież o wybuchach, czy eksplozjach, tylko o „trzaskach i hukach”. Mówi on, powtórzę: „Obroty zaczęły narastać do maksymalnych. Następnie po kilku sekundach trzaski, huki.”

Nie ma tu mowy o wybuchach. Choć te, faktycznie, pojawiają się w historiach Wosztyla, ale dopiero w kolejnych, czasowo późniejszych relacjach. Ich kumulacją będzie „fala uderzeniowa”(„takie wibracje”), o której świadek "przypomni sobie" cztery lata po zdarzeniu.

Słowa "przypomni sobie", które umieściłem w cudzysłowie, to nie ironia. To naturalny proces wypierania przez nasz umysł rzeczywistych zdarzeń i dostosowywania go, z czasem, do bardziej spójnej i jednoznacznej narracji.

Podobnie do Wosztyla mówi (Raport KP str. 137) >>Agnieszka Żulińska, stewardessa Jaka-40: - „Czekaliśmy na wylądowanie tupolewa. Słyszeliśmy, jak się zbliża. W pewnym momencie był jeden huk, za chwilę drugi huk, po czym cisza.”<< Słuchając relacji tych dwojga, ciśnie się na usta pytanie, które powinno być zadane zaraz po zdarzeniu: - Czy określenie "huk" oznacza wybuch, czy też "głuchy odgłos"?

(str. 137) >>Anna Nikołajewa-Nosarczuk, mieszkająca w domu przy ul. Kutuzowa. Była 300 m od miejsca upadku szczątków samolotu - okna jej mieszkania wychodzą na stronę miejsca katastrofy: "Nagle usłyszałam taki grzmot, jakby coś wybuchło. (...) Wie pan, jakby wybuch.”<< 

Ale są też oczywiście relacje jednoznaczne wskazujące na "wybuchy". 

(str. 137) >>Marif Ipatow – stał przy garażach, około 300 m. od miejsca katastrofy:

"Zobaczyłem samolot, który leciał bardzo nisko. Ewidentnie coś było nie tak. Zaczął ścinać czubki drzew i tam w oddali usłyszeliśmy duży huk, jak wybuch bomby". 

Tyle, że - podobnie do Ipatowa, w tym samym czasie, przy garażach stała też grupa innych mężczyzn. Oto z kolei ich relacja:


Chłopaki”z garaży - czas trwania ujęcia 0:22 (
https://youtu.be/UdAk0D5qn9I) 

Pierwszy z wypowiadających się mężczyzn nie słyszał zupełnie nic. „Ani chrzęstu, ani huku, ani wybuchu nie było” - twierdzi. Te słowa ośmielają kolejnego osobnika, który jednak coś słyszał i jednak jego zdaniem był to wybuch. Tyle, że porównuje jego siłę do... dźwięku pękającej w ogniu butelki. 

Drugim świadkiem, który miał słyszeć potężny huk, był znajdujący się jeszcze dalej od źródła dźwięku niż Ipatof i "Chłopaki z garaży" (str. 138 "28mp") >> Siergiej Wandierow: "Do tragedii doszło przed moim własnym domem. Mieszkam zaledwie 400 metrów od miejsca katastrofy. W sobotę rano byłem przed domem. Nagle usłyszałem straszny huk. Na zamglonym niebie pojawił się samolot. Samolot jak samolot - pomyślałem. Mieszkając kilkaset metrów od lotniska, do takiego widoku można się przyzwyczaić. Jedno mnie jednak zdziwiło - w pewnej chwili ten huk po prostu zamarł. Dosłownie na ułamek sekundy nad lasem zawisła grobowa cisza. Odwróciłem głowę i zobaczyłem spadający samolot. Nogi się pode mną ugięły. Po chwili rozległ się okropny huk i wśród drzew pojawiła się łuna ognia." 

Słuchając relacji tego świadka odnoszę subiektywne wrażenie, że należy do tej samej malarskiej grupy "kolorystów", co Sławomir Wiśniewski. Mamy w jego opowieści najpierw określenie dźwięku przelatującego statku powietrznego jako - "Straszny huk", a zaraz potem to bagatelizujące: "samolot jak samolot." 

W tym miejscu należałoby też koniecznie wspomnieć o małżonce Aleksandra Berezinowa – Walentynie. Ten dialog pomiędzy małżonkami wart jest przytoczenia w całości.

 

 

Walentyna i Aleksander Berezinowowie – czas trwania ujęcia 1:31 (https://youtu.be/cUUZfcNQFkA) 

Aleksander Berezinow: I on tak plasnął – proszę sobie wyobrazić – przez drogę, sześćdziesiąt metrów. A tu żadnego wybuchu ani nic. Tam jechali strażacy, samochód strażacki tam jechał i się zarył...

Walentyna Berezinowa: My nie słyszeliśmy wybuchu, ale mówią..."

Aleksander Berezinow: Walu, żadnego wybuchu nie było! Jaki wybuch?!

Walentyna Berezinowa: Mówią, że był.

Aleksander Berezinow: No przecież myśmy tam razem byli. 

Mamy tu przypadek zupełnie odwrotny od poprzednich. Świadek była na miejscu zdarzenia. Naocznie i nausznie doświadczyła go, ale pod wpływem innych, nie jest pewna tego, czego doznały jej zmysły. Zaprzecza temu co słyszała. No bo jak to? Samolot spada zaledwie kilkadziesiąt metrów ode mnie i nie ma żadnego wybuchu? To niemożliwe. Może to tylko my z mężem go nie usłyszeliśmy? Przecież skoro inni mówią, że wybuch był... 

Neuronaukowiec Chris Frith w książce >>Od mózgu do umysłu<< pisze, że "mózg nie przekazuje nam wiedzy w sposób bierny, niczym odbiornik telewizyjny, lecz aktywnie tworzy obraz świata. Zdajemy sobie sprawę, jak potrafi być twórczy, bo obrazy te (również obrazy słuchowe - RM) bywają czasami zupełnie fałszywe." Nasz mózg, uczy się asocjacyjne, "że pewne sygnały zapowiadają konkretne zdarzenia, jak i tego, że pewne działania sprawią, iż coś się zdarzy. Oczywiście to nie same sygnały przewidują co ma nastąpić. Robi to nasz mózg." I dalej. "Moje spostrzeżenie jest prognozowaniem tego, co powinno być na zewnątrz mnie. (...) Czasami te oczekiwania bywają tak silne, że widzę to, co spodziewałem się zobaczyć, a nie to, co faktycznie wystąpiło." 

Taki model świata, czyli w naszym przypadku model "smoleńskiej katastrofy" wytworzył w naszych umysłach film Sławomira Wiśniewskiego. Ale nie tylko on. Także setki innych filmów wojennych, czy filmików na YT, na których po uderzeniu płatowca o ziemię następuje potężny wybuch. Takiego czegoś oczekiwali Ipatof oraz Wandierow, oglądając z daleka, i w dodatku poprzez ograniczającą widzenie mgłę, spadający samolot. Mogli oni zobaczyć, a właściwie tylko usłyszeć, to co wytworzył ich przewidujący sekwencje zdarzeń mózg.

Bardzo podobna rzecz zachodzi - moim zdaniem – w przypadku raportu Komisji Parlamentarnej. I tu, w raporcie "28 miesięcy po", stworzona została po raz pierwszy hipoteza (będąca modelem) podwójnego wybuchu. Bazuje ona w dużej mierze na owych 14 „relacjach naocznych świadków”, spośród których jednak tylko dwa mówią kategorycznie o wybuchu. Ten model jednak tak mocno – według mnie - zdominował przekonania twórców raportu, że przywoływane są w nim przypadki wskazujące na sytuacje całkowicie zaprzeczające temu modelowi, albo też zupełnie do niego nieprzystające. Na przykład, na str. 137 jest opis nagrania automatycznej sekretarki żony posła Leszka Deptuły (nb. mowa tam jest wyłącznie o słyszanych „trzaskach”, oraz „huku” - ale rozumianego jako „hałas wiatru” - a nie o eksplozjach czy wybuchach). Znajduje się tam też relacja „oficera armii rosyjskiej” który w ogóle nic nie wspomina o żadnym dźwięku towarzyszącym zdarzeniu, a tylko o tym, że „z warkoczem czarnego dymu samolot uderzył w ziemię”. 

Gdybym miał ocenić te dwie jednoznacznie "wybuchowe" relacje Ipatowa, oraz Wandierowa, a także trzy inne, mogące wskazywać (albo też i nie) na eksplozję, bo mówiące ogólnie o "hukach" czy "grzmotach", to zwróciłbym uwagę, że wszyscy ci świadkowie widzieli, lub słyszeli nadlatujący samolot, ale nikt z nich nie widział jego zetknięcia się z ziemią, a zdarzenie to usłyszał - w odróżnieniu od tych, którzy byli blisko zdarzenia, albo też coś z niego widzieli - ze znacznej odległości.  

Bo, co ciekawe, żaden z naocznych świadków zderzenia się samolotu z ziemią nie mówi o wybuchu! Ale to już zupełnie inna kategoria historii, którą postaram się opisać w kolejnym rozdziale.

W każdym razie, na podstawie tych zeznań, i to niezależnie od tego, czy zakwalifikujemy je jako "wybuch", czy "plaśnięcie" stwierdzić jednak można, że skala odgłosu towarzyszącego upadkowi samolotu nie była znaczna. A dźwięk ten niekoniecznie przypominał wybuch bomby. A przecież, jeśli doszło do eksplozji to zdecydowanie powinien. Nawet, bowiem, jeśli na pokładzie doszło do impozji, to nie możemy zapominać o zbiornikach z paliwem samolotu, które w każdym przypadku, niezależnie od rodzaju wybuchu - powinny eksplodować z wielką siłą. 

1 komentarz:

  1. Co do czasu zdarzenia, najbardziej precyzyjna jest relacja kierowcy Nikołaja Szewczenko, bo jego pojawienie się na wysokości pomnika "Czołgu" jest dość precyzyjnie związane rozkładem jazdy jego autobusu linii nr. 148 relacji Smoleńsk-Pieczersk-Smoleńsk.
    Sprawdzając rozkład jazdy w tym dniu widzimy, że żadna godzina odjazdu tego autobusu z przystanku Pieczersk nie pasuje do oficjalnej godziny zdarzenia:

    Od 21 listopada 2009 roku wszedł w życie nowy rozkład:

    Маршрут N 148 Смоленск - Печерск 
    Автовокзал 
    6.20 7.20 8.35 14.00 16.23 18.35 
    Пос.Печерск 
    6.45 8.00 9.10 14.35 16.53 19.05

    Tak to wygląda, jeśli ktoś nie ma wiedzy o czasie lokalnym jaki w tym dniu stosowany był w moskiewskiej strefie czasowej a był to czas strefowy MSK GMT/UTC+3, zamiast urzędowego letniego MSD GMT/UTC+4.

    Skoro tak, to N.Szewczenko wyjechał z przystanku w Pieczersku około 9:10 GMT/UTC+3, co w przeliczeniu na czas letni, było to o godzinie 10:10 GMT/UTC+4(8:10 GMT/UTC+2).
    Odległość z przystanku Pieczersk do pomnika "Czołgu" to ok. 5 km
    Jazda autobusu po trasie z przystankami to w zależności od warunków na trasie , ilości przystanków itp.to średnio około 30 km/h a czas potrzebny na pokonanie tego dystansu to około 10 minut.
    Jest bardzo prawdopodobne, ze autobus nr 148 znalazł się przy pomniku "Czołgu" około 10:10 + ~0:10 = ~10:20 GMT/UTC+4(8:20 GMT/UTC+2).
    Przebieg tego awaryjnego podejścia, inscenizującego katastrofę dość dobrze opisał N.Szewczenko(te manewry skrzydłami, zahaczenie o wierzchołki drzew, kołami podwozia w dół.
    Ten opis uzupełnił świadek, pracownik salonu KIA Motors(też zlokalizował czas jako po godzinie 10-tej) bo podał, że samolot podchodził w normalnej pozycji a nos samolotu skierowany był ku ziemi.

    Uzupełnieniem opisu tego zdarzenia jest przywołana przez P.Prusa w relacji na żywo z Katynia dla TVP Info, że lądowanie wyglądało następująco: samolot uderzył kołami podwozia w ziemię, odbił się w górę na kilka metrów i potem w ruchu postępowym osiadł na ziemi.

    Po około kilkunastu minutach, gdy wyciągnięto załogę samolotu - dublera i odwieziono karetkami na sygnale, samolot potraktowano ładunkami termobarycznymi a o fali uderzeniowej, którą odczuł, mówił A.Wosztyl(przy odl. ~700 m jako dzieliła go od miejsca zdarzenia, tylko taki wybuch mógł wywołać tak silną i o takim zasięgu falę uderzeniowa.

    Tu154M nr 101 odesłano na zapasowe (Briańsk) a po drodze skłoniono do awaryjnego lądowania na wojskowym lotnisku w Sieszczy w obwodzie briańskim(około 150 km od Smoleńska, gdzie wylądował właśnie około 8:41, co było sygnałem dla Krasnokutskiego do ogłoszenia o katastrofie.
    Telefony od funkcjonariuszy BOR: Surówki do żony, Agnieszki Pogródka-Węcławek do funkcjonariuszy BOR na Siewiernym i posła Deptuły do żony, były około 8:46, gdy funkcjonariusze rosyjscy przypuścili atak na pasażerów TU154M nr 101.
    Tak samo ABW potwierdziła, że 0 8:46 używany był telefon śp. Prezydenta L.Kaczyńskiego.

    OdpowiedzUsuń