Nigdy nie byłem w Smoleńsku. Moje wyobrażenia tego co miało się tam wydarzyć 10 kwietnia w całości wykreowane zostały przez media. Ich obraz zaczął się kształtować w mej wyobraźni po obejrzeniu filmu, który na smoleńskiej polance nakręcił Sławomir Wiśniewski. To był obraz lotniczej katastrofy.
Ale przecież zanim go, ten montażysta Telewizji Polskiej nakręcił, to już od wczesnych godzin porannych, zapamiętale filmował przestrzeń znajdującą się nad obszarem, który dopiero później nazwano „miejscem katastrofy”.
Wiśniewski podczas swojego pierwszego wywiadu nie przyznał się do filmowania lotniczego podejścia i powiedział, że spadający samolot zobaczył zupełnie przypadkowo(1). Nigdy też nie potrafił logicznie wytłumaczyć, dlaczego z uporem godnym lepszej sprawy, przez kilka godzin rejestrował statyczny widok z okna.
Niewątpliwie jest on świadkiem tamtych zdarzeń. Ale czy wiarygodnym? Jak nazwać człowieka, który na pytanie co widział i słyszał, co chwilę opowiada coś innego(2)?
Raz miał widzieć tylko skrzydło, innym razem również kawałek kadłuba, a znów kiedy indziej opowiada, że mgła nad drogą była przewiana i był przekonany, że to spada mały, niepolski samolot wojskowy. Tyle, że skrzydła tego „małego samolotu”, urastały nagle w jego opowieści do piętnastu metrów, a dźwięk – który słyszał z czegoś „co jakby było niszczone, tratowane”, przekształca się w„serię wybuchów z towarzyszącym mu trzydziestometrowym słupem ognia”
Czy nie bardziej wiarygodny od Wiśniewskiego, byłby taki świadek, który nie filmował „hobbystycznie” mgły, a na miejscu zdarzenia znalazł się na pewno przypadkowo?
Jak by wyglądał dzisiaj nasz obraz wydarzeń, gdybyśmy pierwszą relację z tego co wydarzyło się wówczas w Smoleńsku usłyszeli nie od Wiśniewskiego, ale od takiej właśnie osoby?
Kiedy 10 kwietnia, po godzinie 8:30 małżeństwo Berezinowów(3) przejeżdżało ulicą Kutuzowa - jadąc ze swego mieszkania do rodziny na wieś - samolot przeleciał tuż nad ich głowami. Zaraz potem – jak twierdzą – spadł. Bardzo blisko, bo zaledwie sześćdziesiąt metrów od nich. Sześćdziesiąt metrów. To niesamowicie mały dystans. To odległość w jakiej rozstawione są słupy trakcji elektrycznej.
Są w relacji Bieriezinowa trzy niezwykłe informacje, które burzą cały dotychczasowy, tak mozolnie budowany przez media, obraz zdarzeń.
Okazuje się bowiem, że Berezinow – osoba na stałe mieszkająca w pobliżu wojskowego lotniska rozpoznał w nim rosyjski wojskowy samolot transportowy.
Poza tym świadek twierdzi, że nie słyszał żadnego wybuchu. Ani w powietrzu, ani w momencie upadku. Jedynym dźwiękiem jaki Berezinowowie usłyszeli w momencie zetknięcia samolotu z ziemią było miękkie „plaśnięcie” obiektu o podłoże(4). Samolot po prostu "upadł"(5). To określenie(6) przewija się w co najmniej dziesięciu(7) innych relacjach(8). Co ciekawe, żaden ze świadków nie mówi przy tym o zderzeniu samolotu z ziemią, czy katastrofie(9), ale właśnie o upadku, czy plaśnięciu.
Rosyjski milicjant, który był w pobliżu zeznaje(10) z kolei, że: "Około godz. 10.40 (8:40 – RM) widzialność w okolicy terenu obiektu chronionego gwałtownie pogorszyła się z powodu gęstej mgły. Mniej więcej w tym samym czasie słyszałem dźwięk silników samolotu w bezpośredniej bliskości od pasa startowego, następnie było słychać dźwięk silników samolotu oddalającego się od pasa startowego. Samolotu nie widziałem. Więcej nie słyszałem dźwięków samolotu zbliżającego się i oddalającego."
Z salonu Kia, znajdującego się w pobliżu lotniska obserwował natomiast całe zdarzenie Oleg Starostienkow.
Także i on widział je od samego początku do końca. Twierdzi natomiast, że nie było tam żadnej katastrofy. Na pytanie zaś o to co widział, jeśli nie katastrofę, odpowiada wymijająco, że służył w wojsku(11). Co nam w ten sposób sugeruje? Czy to że widział operację wojskową?
To, iż nie powiedział co widział faktycznie – wcale mnie zresztą nie dziwi. Podobnie do niego zeznawali rosyjscy milicjanci rozlokowani w pobliżu smoleńskiego lotniska – twierdząc, iż "nie widzieli natomiast tupolewa w powietrzu, mimo że znajdowali się bardzo blisko miejsca zdarzenia – nawet kilkadziesiąt metrów od pasa startowego"(12). A skoro nie widzieli Tupolewa to nie mogli widzieć również i katastrofy z jego udziałem.
Tyle tylko iż to, że nie widzieli ani katastrofy, ani Tupolewa nie znaczy wcale, że nie widzieli jakiegoś innego samolotu i czegoś co katastrofą nie było.
Ale nie tylko oni nie zauważyli ani katastrofy ani Tupolewa. Nie znany jest bowiem ani jeden film, ani jedno ujęcie, ba, nie ma nawet jednej relacji z której by wynikało, że ktoś na własne oczy widział - 10 kwietnia - w powietrzu Tupolewa. Lecącego, przyziemiającego, spadającego, czy będącego w jakiejkolwiek innej konfiguracji wobec smoleńskiej ziemi . Owszem są świadkowie, którzy widzieli samolot. Ale albo był to wojskowy, rosyjski samolot transportowy, albo po prostu "samolot". Bo nikt, dziwnym trafem, nie zadał im podstawowego pytania – jaką to maszynę wówczas dostrzegli.
I choć każdy ze świadków opowiada historię zdarzenia troszkę inaczej, po swojemu, to obraz jaki się z tych historii wyłania jest zupełnie inny niż przedstawiają to media.
Sprowadza się on do tego, że w dniu 10 kwietnia 2010, około godziny 8:40 nie było w pobliżu lotniska Siewiernyj w Smoleńsku, ani żadnego wybuchu, ani żadnej katastrofy. Nikt też nie widział Tupolewa.
............................................................
(1) Sławomir Wiśniewski
(https://www.youtube.com/watch?v=IXNXjdtedrk&feature=youtu.be&t=2m37s
): Szykując sobie sprzęt do montażu, bo wiadomo, taka moja robota,
a pamiętając, że tu jest podejście na lotnisko. Tak to tu
przelatywał Tusk, czy Putin, słyszę głos silnika (...) Porwałem
za kamerę...
(2) Sławomir Wiśniewski – różne relacje: Konfrontacje
różnych relacji Wiśniewskieg o – czas trwania ujęcia - 0:53
(link is external)
https://www.youtube.com/watch?v=QYkvChdhT_U&list=PLxDSVTpAxQY9KDl214Qwt0lAL_E1tRx82&index=11
(3) Aleksander Berezin – relacja z filmu A. Gargas
"10.04.2010" - Relacja Berezinowa - czas ujęcia - 1:30
(https://www.youtube.com/watch?v=IXNXjdtedrk&feature=youtu.be&t=8m41s)
(4) Aleksander Berezin (film Anity Gargas pt. "10.04.10"):
O siódmej było jeszcze ładnie, a o 8:30 trzeba było włączyć
reflektory. (...) Jadę. I taki nienaturalny ryk. (...) I on tak
plasnął, proszę sobie wyobrazić, przez drogę 60 metrów. A tu
żadnego wybuchu, ani nic. (...) I o 9:00, ja przyjeżdżam na wieś
i twój brat Szuriak mówi, że to polski samolot. Jak to polski?! To
nasz, transportowy.
(5) Grupa świadków (https://youtu.be/IXNXjdtedrk?t=15m41s) :
Pierwszy z wypowiadających się mężczyzn nie słyszał zupełnie
nic. „Ani chrzęstu, ani huku, ani wybuchu nie było” - twierdzi.
Te słowa ośmielają kolejnego osobnika, który jednak coś słyszał
i jednak jego zdaniem był to wybuch. Tyle, że porównuje jego siłę
do dźwięku pękającej w ogniu butelki.
(6) Nikołaj Szewczenko – kierowca autobusu
(https://youtu.be/IXNXjdtedrk?t=22m32s) Ten oto naoczny świadek mówi
– „tam upadł”. Samolot według Szewczenki (relacja z „Anatomii
Upadku - 2” A. Gargas) upadł też na ziemię „zaraz za drogą”.
Więc na pewno nie na polanie, wśród drzew. Gdyby upadł w miejscu,
gdzie znajdowały się szczątki Tupolewa, Szewczenko z miejsca w
którym się zatrzymał po prostu, nie zauważyłby tego. Kierowca
autobusu potwierdza więc relację Berezinowa, mówiącego o 60-ciu
metrach, czyli punkcie znajdującym się w połowie odległości
pomiędzy drogą, a linią lasu.
(7) W Raporcie Komisji Parlamentarnej Antoniego Macierewicza
„28 miesięcy po”, w rozdziale 4.6 pt. „Świadkowie wskazywali
na eksplozje” są takie oto wypowiedzi: (Poniższe cytaty są
poprzedzone w raporcie stwierdzeniem: „Zespół Parlamentarny
zgromadził co najmniej 19 relacji naocznych świadków, którzy
słyszeli odgłos eksplozji przed upadkiem samolotu. Są to m. in.):
(Raport KP str. 139): >> Strażak NN, był na lotnisku,
kilkaset metrów od miejsca katastrofy: „Akurat byłem bardzo
blisko, na dworze. Samolot spadł na moich oczach. Po prostu spadł.
Nie było żadnego wybuchu, tylko taki głuchy dźwięk.”<<
(Raport KP str. 137) >>Agnieszka Żulińska, stewardessa
Jaka-40: - „Czekaliśmy na wylądowanie tupolewa. Słyszeliśmy,
jak się zbliża. W pewnym momencie był jeden huk, za chwilę drugi
huk, po czym cisza.”<<
Tu także nie pada słowo „wybuch” ani „eksplozja”.
Słowo „huk” może przecież określać upadek jakiegoś
ciężkiego, wieloelementowego przedmiotu (w znaczeniu „huk, rumor”
czy też „huki, trzaski” użyte przez Wosztyla).
(str. 137) >>Anna Nikołajewa-Nosarczuk, mieszkająca w
domu przy ul. Kutuzowa. Była 300 m od miejsca upadku szczątków
samolotu - okna jej mieszkania wychodzą na stronę miejsca
katastrofy: „Nagle usłyszałam taki grzmot, jakby coś wybuchło.
(...) Wie pan, jakby wybuch.”<<
(str. 137) >>Rustam NN, pracownik Hotelu „Nowyj” –
był 300 m od miejsca katastrofy: << (cytowany w tym miejscu
przez Raport KP fragment wypowiedzi Rustama jest wybiórczy – jego
autorzy usuwają fragmenty wypowiedzi w których Rustam stwierdza
kilkakrotnie, że nie było słychać żadnego wybuchu, a tylko
„plaśnięcie”. Kładą oni za to akcent na zdanie o
pięciometrowym płomieniu, które nie wiadomo skąd wzięli, bo go w
relacji Rustama w ogóle nie ma! Jest wręcz coś przeciwnego.
Świadek mówi bowiem jasno: „nie było wybuchu, to znaczy ani
płomienia, ani nic, tylko takie plaśnięcie” (patrz - ujęcie 7).
(str. 138) >> Dmitrij Zacharkin vel Janis Ruskuł,
mieszkaniec domu obok ścieżki podejścia i radiolatarni, około
1000 m od miejsca katastrofy: „Samoloty tutaj lądują często i
jesteśmy przyzwyczajeni do ich dźwięków. Ten samolot lądował z
przerywanym szumem silników i głośnymi trzaskami. (...) Przechylał
się raz w jedną, raz w drugą stronę, potem upadł.”<<
(str. 139) >> Igor Fomin, pracownik warsztatu
samochodowego ok. 200 m. od katastrofy: „Akurat wyszedłem przed
warsztat zapalić papierosa. Zwykle, gdy do lądowania na lotnisku
podchodziły samoloty, nie było ich słychać. A tu usłyszałem
kilka głuchych dźwięków, takie trach, trach, to samolot zahaczał
o drzewa. Nagle stanął w płomieniach, to był duży ogień. Potem
znowu był głuchy dźwięk i ziemia się zatrzęsła.”<<
Raport cytuje w sumie 14 (a nie 19 o których sam wspomina)
relacji. Z tego ponad połowa przywołanych przez KP świadków (9)
stwierdza, że zdarzeniu towarzyszył inny dźwięk niż eksplozja
czy wybuch („trzaski”; „plaśnięcie”; „huk” ; „coś
jakby tratowane, niszczone” itp.) Ponadto część świadków sama
z siebie zaprzecza temu (jakby się dziwiąc), iż podczas „zdarzenia
lotniczego” miał mieć miejsce wybuch, lub eksplozja (mówią „Nie
było żadnego wybuchu” lub po prostu „Nie było wybuchu.”).
Komisja Parlamentarna (w tych 14 „relacjach naocznych
świadków”) przywołuje też przypadki, które delikatnie można
nazwać problematycznymi. Na przykład, na str. 137 jest opis
nagrania automatycznej sekretarki żony posła Leszka Deptuły (nb.
mowa tam jest wyłącznie o słyszanych „trzaskach”, oraz „huku”
- ale rozumianego jako „hałas wiatru” - a nie o eksplozjach czy
wybuchach), czy relacja „oficera armii rosyjskiej” który w ogóle
nic nie wspomina o żadnym dźwięku towarzyszącym zdarzeniu, a
tylko o tym, że „z warkoczem czarnego dymu samolot uderzył w
ziemię”.
(8) Rustam NN ( https://youtu.be/IXNXjdtedrk?t=12m5s ) Okazuje
się, że Rustam - będący pracownikiem tego samego hotelu, w którym
zatrzymał się Sławomir Wiśniewski - nie słyszał żadnych
wybuchów, ale podobnie jak Berezin używa słowa „plaśnięcie”.
(9) Relacja starszego mężczyzny
(https://youtu.be/IXNXjdtedrk?t=14m14s): „To nie był wybuch – to
było uderzenie w ziemię” – mówi kategorycznie starszy
człowiek, który na miejsce zdarzenia dotarł wolnym krokiem, w
około trzy minuty po usłyszeniu dźwięków towarzyszących
upadkowi. Za tym, że mówi prawdę przemawia już choćby tylko to,
że relacjonuje.
(10) „Wsieci” nr 2/2013 s.18-19 (fragment zeznania
rosyjskiego milicjanta z art. M. Pyzy): Około godz. 10.40 (8:40 –
RM) widzialność w okolicy terenu obiektu chronionego gwałtownie
pogorszyła się z powodu gęstej mgły. Mniej więcej w tym samym
czasie słyszałem dźwięk silników samolotu w bezpośredniej
bliskości od pasa startowego, następnie było słychać dźwięk
silników samolotu oddalającego się od pasa startowego. Samolotu
nie widziałem. Więcej nie słyszałem dźwięków samolotu
zbliżającego się i oddalającego.
(11) OlegStarostienkow –
https://www.youtube.com/watch?v=IXNXjdtedrk&feature=youtu.be&t=27m34s):
Wróciłem do warsztatu i powiedziałem chłopakom, że rozbił się
samolot. (...) (Dopytywany dlaczego nie pobiegł zobaczyć, czy nie
trzeba komuś udzielić pomocy wyjaśnia): Ja nie katastrofę
widziałem, ale inne rzeczy. (Dziennikarka: A co pan widział?)
Starostienkow: Służyłem w armii.
(12)(Tygodnik „w sieci” nr 2 z 2013 – artykuł Marka
Pyzy s.18-19 " nie widzieli natomiast tupolewa w powietrzu, mimo
że znajdowali się bardzo blisko miejsca zdarzenia – nawet
kilkadziesiąt metrów od pasa startowego").
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz