środa, 23 marca 2022

Kładzenie uszu po sobie nie spowoduje, że „przyjdą po nas później”

Wiele osób sądzi, że Polska wykazuje się nadaktywnością, jeśli chodzi o zaangażowanie w konflikt pomiędzy Ukrainą, a Rosją. Trzeba by jednak zapytać, czy zmniejszenie naszej aktywności, lub nawet pasywna postawa, zmieniłby stosunek Rosji do nas, jako państwa. Obawiam się że nie. Tak naprawdę wszystkie nasze dotychczasowe działania, czyli presja na sojuszników aby podnosili sankcje na coraz wyższy poziom; pomoc humanitarna udzielana uchodźcom; zezwolenie na tranzyt przez nasz kraj uzbrojenia na Ukrainę; czy nawet propozycja misji pokojowej NATO, nie przekracza, moim zdaniem, zakresu działań jakie podejmuje się w ramach obrony koniecznej.Jakby nie patrzył, od 10 kwietnia 2010 r., czyli od 12 lat, Polska, a de facto całe NATO, jest w stanie sztucznie uśpionego konfliktu wojskowego z Rosją. Przypomnę, że zostali w tym dniu, przez Rosję, podstępnie przejęci, a następnie zlikwidowani naczelni dowódcy sił zbrojnych wszystkich rodzajów wojsk Rzeczpospolitej, łącznie ze Zwierzchnikiem S Z - Prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Szef MSZ Rosji – Ławrow mówiąc, że dopiero może dojść do konfrontacji pomiędzy Rosją a NATO, w ramach ewentualnej misji na Ukrainie, pomija to kwietniowe zdarzenie. Zgodnie zresztą z radziecką doktryną głoszącą, że „kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”. Nie uważa nas bowiem za samodzielny podmiot polityki międzynarodowej. O agresji Rosji na Polskę w 2010, jako ataku na całe NATO, być może zdecyduje się poinformować oficjalnie Joe Biden, podczas swego sobotniego pobytu w Polsce. Choć na tym etapie wojny wydaje mi się to mało możliwe.

Dlaczego miałby to zrobić? Dlaczego miałby teraz dopiero, po 12 latach, uznać to zdarzenie za atak na NATO? Zrobi to jeśli uzna, że właśnie teraz potrzebna jest większa konsolidacja Zachodu i mocniejsza presja na agresora. Szczególnie konieczne jest uświadomienie tego faktu opinii publicznej, w tych natowskich krajach, gdzie dotychczas rządzący przyzwalali Moskwie na różne agresywne, przekraczające wszelkie dopuszczalne normy cywilizacyjne, kroki. Uświadomienie im, że Rosja może praktycznie podjąć każde rozwiązanie, i w stosunku do każdego, kto działa niezgodnie z jej życzeniami, wydaje się obecnie koniecznością. Samo bowiem stwierdzenie że obecne kierownictwo Kremla jest zdolne do wszystkiego, stało się mało znaczącym komunałem. A, że jest ono zdolne do masowego ludobójstwa, czy likwidacji prezydenta każdego nieprzyjaznego Moskwie kraju, widać choćby po intensywnym „polowaniu na Zełenskiego”.

Dlatego siedzenie cicho, nie wychylanie się, nie oznacza że będziemy bezpieczniejsi. Wręcz przeciwnie. Kładzenie uszu po sobie nie oznacza nawet, że „przyjdą po nas nieco później”. Jeśli padnie Ukraina wezmą się za nas, niezależnie od tego jakie działania będziemy podejmować. Wyraźnie zapowiedział to 22 lutego Putin. Nie kraje bałtyckie, jak przewidywał Prezydent Kaczyński będą po Ukrainie, ale właśnie Polska. A ponieważ jesteśmy następni w kolejce nieposkromionego apetytu „imperium zła” nie ma co się wahać i zastanawiać czy jakiś krok, który podejmują rządzący nie jest czasem zbyt radykalny. Rząd musi postępować zdecydowanie, stanowczo, i z wielką determinacją. Dokładnie tak, jak to robi. To są – powtórzę - działania w ramach dozwolonej obrony koniecznej. Z mocnym akcentem na to ostatnie słowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz