środa, 7 kwietnia 2021

Ostatnia rozmowa braci. Czy Jarosław Kaczyński jest szantażowany?

Czy to przypadek, że co jakiś czas, ktoś w mediach wyskakuje nagle z twierdzeniem, iż ostatnia rozmowa braci Kaczyńskich ma przełomowe znaczenie dla poznania prawdy o smoleńskiej tragedii?

Nie ma – dla mnie - najmniejszych wątpliwości, że tego rodzaju wrzutki biorą za cel bezpośrednie uderzenie w Jarosława Kaczyńskiego. Nie w jego wizerunek, czy wiarygodność – ale bezpośrednio w niego samego. Należałoby jednak zadać sobie pytanie – po co takie kwestie maniakalnie powtarzać? 

Przecież nawet walczący z PiS, na sztylety, pistolety i kastaniety - Roman Giertych napisał na Twitterze, w ubiegłym roku: „Znając braci Kaczyńskich jestem pewien, że Jarosław Kaczyński prędzej zaryzykowałby swoje życie, niż życie brata. Stąd przypisywanie mu nacisków na ryzykowne lądowanie jest moim zdaniem fałszem”. Są to - przypomnę - słowa Romana Giertycha – jednego z najbardziej nieprzejednanych, osobistych wrogów Jarosława Kaczyńskiego.

Może więc wcale nie chodzi o to, żeby ktoś uwierzył w winę prezesa PiS? Może jest to forma psychologicznego szantażu? Podstawowy sposób, którym od lat posługiwały się najpierw radzieckie, a potem postradzieckie służby specjalne?   

Przyjrzyjmy się zatem kto, w jakich okolicznościach i kiedy, podnosił sprawę ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich. 

2 czerwca 2010 roku Gazeta Wyborcza donosiła: „Lech Wałęsa zaapelował o ujawnienie treści rozmowy telefonicznej między prezydentem Lechem Kaczyńskim a jego bratem Jarosławem, którą prowadzili podczas lotu do Smoleńska. Zdaniem byłego prezydenta, który był rano gościem Radia Gdańsk, ta rozmowa - obok zapisów z czarnych skrzynek - może okazać się kluczowa do wyjaśnienia przyczyn tragedii. Podkreślił, że ujawnienie treści wszystkich rozmów z telefonu satelitarnego może pozwolić na szybkie wyjaśnienie sprawy.”  

Ta publikacja miała miejsce zaledwie dzień po ujawnieniu pierwszej wersji stenogramów rozmów w kokpicie Tu-154M. Skąd Wałęsa tak szybko domyślił się, że ta rozmowa mogła być kluczowa, skoro nie znał jej treści? Bo znał Kaczyńskich? Owszem znał, ale dlaczego z tej bezpośredniej znajomości, wyciągnął zgoła przeciwne wnioski niż Giertych? 

Mnie nasuwa się tylko jeden wniosek – ktoś musiał podsunąć Wałęsie ten koncept. Ktoś, kto doskonale wiedział, że Jarosław ma poczucie winy za śmierć brata. A być może i za pozostałych pasażerów.

Wałęsa nie kończy na tym. W 2016 roku, a więc wkrótce po objęciu władzy przez Zjednoczoną Prawicę, nazywa na Facebooku Jarosława Kaczyńskiego: "smoleńskim mordercą 95 niewinnych osób". A w 2018 roku mówi: „Dlatego pytanie jest, kto podjął fatalną decyzję. Ja byłem przekonany, że Jarosław, a Jarosław spycha w tym rozumowaniu decyzję na Lecha, a więc obciąża brata swojego, że to on podjął fatalną decyzję, nie przeszkodził w katastrofie, do której zmierzano.”  

Czy nie mamy tu do czynienia z rozdmuchiwaniem poczucia winy? Wałęsa oskarża prezesa PiS nie za nieumyślne, pośrednie przyczynienie się do śmierci, ale za „zamordowanie 95 niewinnych osób”, a także za... zrzucanie winy na brata. Mało tego. Czyni Lecha równocześnie współsprawcą zbrodni.

Należałoby się zastanowić po co ta eskalacja szantażu emocjonalnego, jakiej dopuszcza się były prezydent. Jakiego rodzaju działania lub zaniechania Wałęsa chce na Jarosławie Kaczyńskim wymusić. Osobiście może liczyć co najwyżej na proces sądowy, do którego zresztą w 2018 roku dochodzi. Ślepa, bezinteresowna nienawiść?

Może więc nie chodzi tu o interes samego Wałęsy? Może jest on tylko bezwolnym instrumentem w czyichś rękach? Jaki miałby on bowiem interes w regularnym zarzucaniu Jarosławowi Kaczyńskiemu odpowiedzialności za Smoleńsk? Co mógłby przez to ugrać? Sądzę, że zdawał sobie doskonale sprawę, że osobiście przez te słowa, więcej może stracić niż zyskać. I miał rację. Sąd w Gdańsku nakazał Wałęsie przeprosić Jarosława Kaczyńskiego za "naruszenie dobrego imienia i godności osobistej prezesa PiS". 

Komentując ten wyrok sądu, były prezydent mówi jednak coś bardzo interesującego. A mianowicie, że wszystko co powiedział polega na prawdzie, ale "nie wszystko, co jest prawdą można udowodnić". A „w tej sprawie smoleńskiej dowód to ma ten, kto ma taśmę z rozmów. No to ja nie mogę mieć dowodów.”

Nasuwa mi się tu tylko jedno pytanie, a z niego jeden tylko wniosek: Czy ktoś udostępnił Wałęsie same taśmy, czy tylko podał mu do przekazania informacje? Wałęsa twierdzi (i z tego co mówi także to wynika), że taśm nie słuchał. Jeśli tak – to znaczyło by, że otrzymał tylko informację od kogoś ze służb. A jeśli tak, to przekazać musiała mu to zaś albo osoba, której Wałęsa bezgranicznie wierzy, albo której wierzyć musi.  

Jest listopad roku 2020. Po wyroku sądu i wyjściu na jaw że Wałęsa nie ma nic konkretnego do powiedzenia na temat rozmowy, następuje zmiana taktyki. Tym razem pojawia się ktoś, kto miał ze stenogramami zetknąć się osobiście, tyle że tym razem, z racji ich tajności, nie może podzielić się (podobnie jak Wałęsa) z opinią publiczną ich zawartością. Ma być przez to bardziej wiarygodny?

Kolejnym protagonistą jest odsunięty przez PiS od sądzenia, a więc były już sędzia, Wojciech Łączewski. Mówi: "Jeżeli opinia publiczna poznałaby treść rozmowy braci Kaczyńskich, której zapis znam z akt ściśle tajnych, to gwarantuję, że zupełnie inaczej oceni sytuację po 10 kwietnia 2010 r. (...) Jestem w stanie wskazać konkretną teczkę i konkretne karty z dokumentami, które pozwalają spojrzeć na pewne sprawy w innym świetle. Uważam, że ten stenogram powinna poznać opinia publiczna, by wyrobiła sobie zdanie, do czego Jarosław Kaczyński jest zdolny".  

W tym wszystkim istotne wydaje się nie być to, czy Łączewski rzeczywiście zapoznał się z treścią rozmowy braci (bo my i tak jej treści nie poznamy), ale to, dlaczego, temat ten powraca z zadziwiającą regularnością i uporem. I dlaczego, skoro tylko wypala się jeden "harcownik", jak Filip z konopi wyskakuje następny.  

Na początku czerwca 2011 roku, kiedy jeszcze wiele informacji nie było znanych, na łamach „Tygodnika Przegląd” Robert Walenciak bardzo przytomnie pisał: >>Lech Wałęsa mówi wprost: „Katastrofa smoleńska będzie skłócać Polaków do momentu, aż ujawniona zostanie treść rozmowy między Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi. Wtedy wszystko się ułoży, bo nikt nie wytrzyma prawdy o tamtych zdarzeniach”.
Wałęsa mówi głośno to, o czym wielu polityków i wysokich rangą urzędników nadmienia w formie prawdopodobnej hipotezy. Lub hipotezy wartej rozważenia – że po rozmowie z bratem prezydent uznał, że nie trzeba od razu odlatywać na lotnisko zapasowe, że można nad smoleńskim lotniskiem „się rozejrzeć”…
Czy tak było? By tę hipotezę przyjąć, by uznać, że myślenie Wałęsy idzie dobrym torem, trzeba wpierw odpowiedzieć na następujące pytania:
1. O której godzinie odbyła się rozmowa braci, czy była w takiej chwili, że mogła rozstrzygnąć o decyzji prezydenta?
2. Czy została przez kogokolwiek nagrana?
3. Jaki mógł być jej przebieg?
4. Czy są szanse, jeżeli została nagrana, by to nagranie uzyskać?
<< 

Autor artykułu, na podstawie analizy stenogramów dochodzi do wniosku, że Lech Kaczyński rozmawia z bratem chwilę po tym, gdy dowiaduje, że na „Siewiernym” jest mgła, w chwili gdy - cytuję: „Tu-154 znad Smoleńska może odlecieć na lotnisko zapasowe, w tym przypadku do Witebska lub do Moskwy. Że uroczystość katyńska stoi pod znakiem zapytania. Dziwne wydaje się więc, że w takiej chwili nie powiedziałby o tym bratu. Nawiasem mówiąc, jeśli chodzi o stan zdrowia pani Kaczyńskiej, wiemy, że prezydent dzwonił do szpitala, do jej lekarza, przed swoim odlotem. I usłyszał, że stan mamy jest lepszy, że się poprawia.” 

Jedenaście lat „po”, mamy odrobinę więcej wiedzy, niż redaktor „TP”, w 14 miesiącu od tragedii. Jak możemy dziś odpowiedzieć na te same pytania, które moim zdaniem, były postawione wówczas bardzo trafnie?

1. O której godzinie odbyła się rozmowa braci, czy była w takiej chwili, że mogła rozstrzygnąć o decyzji prezydenta?

W październiku 2013 roku, Naczelna Prokuratura Wojskowa odpowiadając na zapytanie blogerki Małgorzaty Puternickiej napisała: „(...) w oparciu o podsiadane przez WPO Warszawa dokumenty obrazujące połączenia z telefonu satelitarnego znajdującego się na pokładzie wynika, iż połączenie (…) zostało zarejestrowane o godz. 8:23. Dokumenty te (wykaz połączeń oraz zapis dokonanego „zrzutu” danych z pamięci podręcznej urządzenia) wskazują, iż przedmiotowe połączenie trwało 33 sek.

Mamy więc bardzo dokładną godzinę rozmowy braci, oraz jej czas. Gdzie znajdował się wówczas PLF-101? Według odpowiedzi MON, na zapytanie poselskie nr 9562, prezydencki Tupolew wyleciał z Warszawy o godzinie 7:21. Zgodnie z planem lotu, podróż powinna trwać około 65 minut w przypadku gdyby samolot lądował od strony zachodniej, oraz około 70 minut gdyby lądować miał od wschodu. Wynika z tego, że o godzinie 8:23 samolot znajdował się już na kręgu nadlotniskowym „Siewiernego”, w rejonie pomiędzy drugim a trzecim zakrętem nadlotniskowym. Na wysokości około 500 metrów.

W takim razie kiedy załoga prezydenckiego samolotu dowiedziała się, że nastąpiło pogorszenie pogody? Mówi o tym zeznanie Remigiusza Musia, nawigatora prowadzącego nasłuch radiowy, które złożył jeszcze 10 kwietnia 2010: „Pamiętam że załoga prowadziła rozmowę z wieżą kontrolną (początek o 8:15, wkrótce po przekroczeniu granicy rosyjskiej, 70 km od Siewiernego. "Godzinę Musia" potwierdza w zeznaniu kontroler lotów Paweł Plusnin. - RM), która kierowała ich (wektorowała), aby znaleźli się na kursie odwrotnym do lądowania (na podejście od wschodu - RM). Kontroler kazał zniżyć im się do wysokości 500 metrów i podał im warunki pogodowe. Z tego co pamiętam było to 4000 metrów na 400 metrów (warunki dobre – widzialność 4 km w dal i 400 metrów w dół - RM) i dwukrotnie dopytywał się czy zajęli wysokość 500 metrów. W końcu (…) załoga odpowiedziała twierdząco. W momencie kiedy załoga powinna wykonać zajście do lądowania, kontroler przekazał im informację o pogarszających się warunkach pogodowych – 500 metrów na prawdopodobnie 80 metrów. (…) W międzyczasie mój dowódca załogi przekazał załodze tupolewa (...), że naprawdę się pogarsza pogoda i raz widać 300, a raz 500 metrów.

Krótko mówiąc - o godzinie 8:15, gdy PL-101 zbliża się do Smoleńska widzialność jest dobra, ale już około 8:20-8:21, gdy wchodzi na krąg nadlotniskowy (500m), na jego drugim zakręcie, jest taka że praktycznie uniemożliwia już bezpieczne lądowanie.

Czas ten potwierdza Raport Millera (str.87), gdzie napisano, że mjr. Henryk Grzejdak z Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP o godzinie 8:22 powiadamia o "nagłym załamaniu pogody w Smoleńsku" dyżurnego meteorologa WPL - chor. Marcina Nojka, oraz oficera dyżurnego Centrali Operacji Powietrznych ppłk. Jarosława Zalewskiego, a także wojskowego kontrolera lotniska "Okęcie" por. Piotra Lauksa (wszyscy oni mają łączność z PLF-101), prosząc ich wszystkich o pilne przekazanie pilotom Tu-154 – sugestii lądowania w Moskwie.  

Artur Wosztyl (w stenogramach z kokpitu): Jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję wam lecieć na przykład do Moskwy. 

Mamy więc wejście na krąg nadlotniskowy około godziny 8:20; załamanie warunków na lotnisku około 8:21; alarm pogodowy (stawiający pod znakiem zapytania lądowanie Prezydenta i uroczystości katyńskie), który ma miejsce o 8:22, z sugestią lądowania w Moskwie; i w końcu telefon Prezydenta do brata o godzinie 8:23. Koniecznie należy tu jeszcze dodać, że moskiewski wiceambasador Piotr Marciniak jak sam zeznał otrzymał "informację od G. C. (Grzegorza Cyganowskiego - RM), że z uwagi na złe warunki pogodowe nad Smoleńskiem, planowane jest lądowanie samolotu z Prezydentem RP w Moskwie na lotnisku Wnukowo (...). Z uwagi na powyższe udałem się na lotnisko Wnukowo, oddalone od Ambasady RP o około 20 km".

 
2. Czy rozmowa została przez kogokolwiek nagrana? 

Robert Walenciak w artykule z 2011 nie pozostawia co do tego najmniejszych wątpliwości. „Ludzie ze służb specjalnych, z którymi rozmawialiśmy, na to pytanie odpowiadają bez wahania: (...) wiadomo w zasadzie na sto procent, że została nagrana”. Zaś „miejsc, gdzie została przechwycona, jest kilka. Po pierwsze, rozmowa została zarejestrowana przez satelitę telekomunikacyjnego (…) System kontroli łączności satelitarnej wygląda z grubsza tak, że wszystkie rozmowy, wszystkie przechodzące przez satelitę informacje są zapisywane i przesyłane do centrali. (…) Ale rozmowa braci najprawdopodobniej jest zapisana też w innych miejscach”. Autor twierdzi, że została wychwycona również przez system szpiegowski Echelon, który to system jest zaprogramowany również tak, by nasłuchiwać informacje od VIP-ów. Poza tym rozmowę przechwyciły także służby białoruskie i rosyjskie. Rosja dysponuje siecią własnych satelitów.

A w Polsce? Mający kontakty z ludźmi ze służb specjalnych dziennikarz śledczy – Wojciech Czuchnowski, pracujący w Gazecie Wyborczej pisze: „Informacje na temat istnienia zapisu tej rozmowy dostajemy regularnie od dłuższego czasu. Nigdy nie udało się nam do niej dotrzeć, ale to nie znaczy, że jej nie ma. Jej zapis jest w tajnej kancelarii, gdzie nie można robić nawet notatek”.  


3. Jaki mógł być jej rzeczywisty przebieg?

Zacznijmy od tego, co o treści rozmowy mówi jedyny żyjący jej uczestnik - Jarosław Kaczyński: „Rozmawialiśmy też, jak zwykle, o szóstej rano, o zdrowiu mamy. (...) Rozmawialiśmy też, gdy brat był już w samolocie. Informował mnie, jak co dzień, jaki był wynik obchodu lekarskiego. Zapytałem, go czy jest już w Smoleńsku. Powiedział, że nie, że jeszcze lecą i że dzwoni z telefonu satelitarnego. Bardzo rzadko go używał. Przypominam sobie, że wcześniej dzwonił do mnie z niego raz, może dwa. Przeważnie kontaktował się ze mną już po wylądowaniu. Brat powiedział mi, żebym się przespał, że wszystko jest w porządku. Pamiętam, że użył słów: "bo się rozpadniesz". W tym momencie przerwało rozmowę. Jakaś techniczna przerwa. Nie przejąłem się tym"

Nie mogę zakwestionować wypowiedzi (bo nie jest to przecież nawet zeznanie) treści rozmowy z godziny 8:23. Niemniej jednak trwała ona tylko 33 sekundy i prowadzona była z telefonu satelitarnego, którego, jak twierdzi jego brat, Prezydent używał do rozmów bardzo rzadko, prawdopodobnie tylko w szczególnych sytuacjach. Prezydent, z graniczącym niemal z pewnością prawdopodobieństwem, radził się brata co, w zaistniałej sytuacji pogodowej powinien zrobić. Informacje jakie Prezydent miał o godzinie 8:23 były zaś takie, że pojawiła się gęsta mgła, która praktycznie uniemożliwiała bezpieczne lądowanie na XUBS. Jeśli Lechowi Kaczyńskiemu przekazano sugestię, którą załoga PLF-101 otrzymała od dowódcy Jaka-40 Artura Wosztyla, oraz najprawdopodobniej z Okęcia, to może spytał go też co sądzi o tym, by ewentualnie lecieć na lotnisko zapasowe do Moskwy (ppłk Henryk Grzejdak oficer dyżurny Centrum Hydrometeorologii SZ RP: „[Lądować] powinien jak już chce koniecznie to w Moskwie”). Tam gdzie mogliby wylądować, zatankować oraz po około dwóch godzinach wrócić do Smoleńska (Adam Kwiatkowski do Jacka Sasina: „(...) na lotnisku jest mgła i nie wiadomo, czy samolot wyląduje, być może będzie musiał lecieć na jakieś inne lotnisko. Najprawdopodobniej do Moskwy i z Moskwy trzeba będzie delegację przerzucać tutaj.”). Dlaczego do Moskwy? Jak bowiem wiemy ze stenogramu rozmowy pomiędzy oficerami dyżurnymi Centrali Operacji Powietrznych i Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP – lotnisko zapasowe w Witebsku było według wiedzy CHSZRP, tego dnia nieczynne. Nie mogli go więc rekomendować Prezydentowi.

Myślę, że jeśli takie pytanie zostało mu zadane - Jarosław Kaczyński – jak każdy logicznie myślący człowiek – powiedział bratu, aby odczekali tyle ile można na kręgu i starali się wylądować o ile to będzie możliwe. A jeśli nie będzie to bezpieczne, aby lecieli na lotnisko zapasowe i tam przeczekali mgłę. (Gazeta Wyborcza (27.01.2011, z godziny 7:24):- Jeszcze kilkanaście minut przed katastrofą było ustalone, że z powodu złej pogody prezydencki samolot leci do Moskwy i tam przeczekuje mgłę. Nie wiem, co wpłynęło na zmianę tych planów - mówi "GW" jeden z dyplomatów.)

Możliwe też, że Prezydent mógł – jeśli wiedział już o kolejnej próbie podejścia Iła-76, który zbliżał się o godzinie 8:23 do płyty lotniska w Smoleńsku, zapytać go o ewentualny powrót do Warszawy (ppłk: Jarosław Zalewski Centrum Operacji Powietrznych: „Ja tu poleciłem, żeby Okęcie.”). 

Będąc na miejscu Jarosława Kaczyńskiego, zapewne każdy człowiek czynu, odrzuciłby pomysł powrotu do Polski, bo to nie oznaczałoby nic nic innego tylko całkowite fiasko wizyty i lawinę szyderstw w mediach, co w dobie zbliżających się wyborów prezydenckich byłoby "przegraną dużą bitwą".

Poza tym lot do Moskwy, w odróżnieniu od tego do Warszawy, powodował tylko (znaczne, ale jednak "tylko") opóźnienie uroczystości, a ponadto prezes PiS miał świadomość, że w Moskwie może dojść na lotnisku do nieformalnego spotkania prezydenta RP z prezydentem FR - Miedwiediewem. Co mogłoby mieć bardzo duże znaczenie propagandowe.

O wadze jaką przywiązywał do tej uroczystości Jarosław Kaczyński pisze Walenciak: „prezes PiS, który naciskał na to, by katyńska impreza była jak najbardziej „godna”, bo cała kampania wyborcza Lecha Kaczyńskiego miała się opierać na motywie pamięci i nowoczesnego patriotyzmu.”  

Tak jak już pisałem, Jarosław Kaczyński mógł nie otrzymać od brata informacji dotyczących Iła-76, który w momencie gdy Tupolew był już na kręgu (pomiędzy drugim zakrętem i trzecim, w momencie gdy Prezydent z nim rozmawiał) niebezpiecznie zbliżył się do płyty lotniska (8:25), a następnie odleciał... w kierunku z którego miał podchodzić Tupolew.  

Lucja Swiatkowski Cannon w The Washingotn Times pisała: Mniej więcej w czasie gdy miał podchodzić (polski TU-154M – RM), samolot należący do rosyjskiego KGB wynurzył się z mgły, latał bardzo nisko nad lotniskiem, pozorując próbę lądowania (...) Gdyby faktycznie polski samolot wówczas lądował, mógłby się z nim zderzyć.  

Nie mógł mieć także wiedzy o kolejnych meldunkach, jakie napływały na pokład Tupolewa, a które dotyczyły warunków pogodowych na lotnisku. A te były coraz gorsze.  

Remigiusz Muś: >>Wyszliśmy z samolotu wypatrywać tupolewa. Pogoda, widoczność pogorszyła się porządnie, wróciłem do samolotu i nadałem przez radiostację: „Arek teraz widać już 200” Odpowiedział: ”Dzięki”.<<  

Ustami byłego prezydenta RP Wałęsy i byłego sędziego Łączewskiego - Jarosławowi Kaczyńskiemu usiłuje się wmówić, że jego porada udzielona bratu miała decydujący wpływ na przebieg wypadków. 

Otóż nie miała. Decyzję o tym, co należy zrobić Prezydent podjął dopiero cztery minuty później – o godzinie 8:27. (Henryk Grzejdak:  (...) poleciał do Moskwy. wyleciał dwadzieścia siedem minut.")

Zaważyły informacje uzyskane dopiero po rozmowie z bratem. Dotyczyły one coraz bardziej gęstniejącej mgły, informacji na temat lotniska zapasowego, oraz na temat krążącego niebezpiecznie, od godziny, nad lotniskiem w Smoleńsku Iła-76 należącego do Federacji Rosyjskiej, który cztery razy przelatywał nad "Siewiernym".  

Marek Pyza: "To co my słyszeliśmy później potwierdzali świadkowie, których spotkaliśmy tutaj. Mówią, że 4-krotnie samolot podchodził do lądowania”.  

Jakub Opara: "Rosjanie mówili: przecież czwarty raz podchodził do lądowania, kto to czwarty raz podchodzi do lądowania? Piloci – wina pilotów! Byli tacy, którzy mówili, że 2 razy widzieli przelatujący samolot, że przygotowywał się do lądowania i podrywał – tak mówili Rosjanie – że oni widzieli na własne oczy godzinę temu, jak samolot podchodził do lądowania, odbijał, robił koło, wracał, znowu przelatywał, znowu odbijał."  

4. Czy są szanse, jeżeli została nagrana, by to nagranie uzyskać?  

Wszystko - moim zdaniem – zależy od Jarosława Kaczyńskiego jako osoby decyzyjnej w sprawie Smoleńska. Czy uzna on, że nadszedł właściwy czas, na to, aby przedstawić materiały będące w posiadaniu służb specjalnych, czy nie. Sam stenogram rozmowy braci Kaczyńskich bowiem nie wystarczy. W oderwaniu od kontekstu będzie bowiem dla większości ludzi niezrozumiały. I faktycznie może sprawiać wrażenie, że jest materiałem obciążającym Jarosława Kaczyńskiego. Dopiero opublikowanie go w kontekście innych dokumentów, jak choćby prawdziwych stenogramów z kokpitu Tupolewa (posiadanych przez podkomisję Macierewicza), zapisów trasy lotu PLF-101, czy na przykład wyników ekshumacji pasażerów - miałyby większy sens. Plus materiały publikowane, ale właściwie nie wyeksponowane, jak choćby te:

J. U. (funkcjonariusz BOR - relacja z "Białej Księgi" Zespołu Parlamentarnego:
W dniu 10 kwietnia 2010 r. objąłem służbę zastępcy oficera operacyjnego BOR w centrum kierowania BOR. (...) Kolejną informacją dotyczącą tego lotu był telefon z Centrum Operacji Powietrznych, było to ok. godz. 8.30, może kilka minut później. Oficer, który pełnił tam służbę powiadomił nas o złych warunkach atmosferycznych nad Smoleńskiem i zapytał, czy jest nam coś wiadomo w tej sprawie. Spytał też, czy istnieje możliwość lądowania na lotnisku zapasowym. (...) Próbowaliśmy ustalić szczegóły dzwoniąc do dyżurnego BOR w porcie lotniczym z poleceniem zebrania informacji ws. lotniska, ws. ewentualnego lądowania samolotu prezydenckiego na innym lotnisku. Przekazał nam, że maszynę przejął nadzór rosyjski i nasza kontrola lotów nie ma z nią łączności.

"wPolityce" z 5 maja 2013 roku: "Z czeskiego Biura systemu SIRENE, funkcjonującego w strefie Szengen, przysłano 9 kwietnia 2010 roku pilną informację o tym, że na jednym z lotnisk na terenie Unii Europejskiej może dojść do ataku na samolot i jego uprowadzenia"

Czy Jarosław Kaczyński uzna, że posiadane przez prokuraturę i służby specjalne materiały są wystarczające do udowodnienia zamachu polegającego na uprowadzeniu samolotu i likwidację jego pasażerów i załogi? Czy stwierdzi, że zostały one na tyle przez poprzednią ekipę polityczną "zdekompletowane", że nie posiadają - według prezesa PiS - wystarczającej mocy dowodowej. Bo nie widzę innego racjonalnego powodu aby nie publikować tych dowodów. 

P.S. 

Inną, niepolityczną już przyczyną, mogłoby być jeszcze poczucie winy Jarosława Kaczyńskiego. Poczucie podsycane co chwila przez różnych (wymienionych przeze mnie i nie) trzpionów, będących na usługach antypolskich sił i służb*, lub też... pragmatyzm. Tak, pragmatyzm. Smoleńsk mógłby bowiem, paradoksalnie, odwrócić układ sił na politycznej scenie, na której PiS obecnie jest rozgrywającym.   

>>>

Jeśli przeczytałeś/przeczytałaś ten tekst, przeczytaj też koniecznie 12-PUNKTOWY PORZĄDEK WYDARZEŃ SMOLEŃSKICH (WYNIKI NIEOFICJALNEGO ŚLEDZTWA)

................................................
*JanVincent-Rostowski (Tweeter) @janrostowski 10 sty 2019 : „Chciałbym aby była ujawniona rozmowa telefoniczna braci Kaczyńskich 10.4.2010. Szczególnie, że nie mam wątpliwości, że Rosjanie ją nagrali i istnieje poważna obawa, że może ona służyć jako materiał do politycznego szantażu „najważniejszej osoby w państwie polskim”.”

Radosłąw Sikorski (Tweeter) 25 listopad 2020 na informację Węglarczyka, że "Rosja składa wniosek do Polski w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Chce zapisu rozmowy braci Kaczyńskich": Czyżby Putin przestał sprzyjać ***?  



22 komentarze:

  1. Odnośnie osi czasowej lotu TU154M nr 101.
    Trzeba sobie jasno powiedzieć, że MAK i KBWLLP podali sfałszowaną oś czasowa lotu Tu154M nr 101, gdyż:
    - sfałszowali czas startu z Okęcia podajac 7:27 zamiast &:21, co przełożyło się na czas przekraczania punktu ASKIL(8:22:11 zamiast około 8:13:30) i z rozmowa z kontrolerem P.Plusninem(8:23:30 zamiast ~8:15, co daje różnicę około 8.5 minuty)
    Czas lotu wg Raportu MAK i KBWLLP to ~01:14 h(74 minuty), podczas gdy lot na pułapie FL330 z podejściem wschodnim to czas ~01:10 h(70 minut) a gdyby lądował od zachodu to byłby to czas 62 minuty.
    Czas lotu 75 minut to czas lotu na FL270 z podejściem wschodnim, tak jak to projektował w planie lotu ppłk. B. Stroiński(po pkt. ASKIL lot droga lotniczą B102 do punktu RALOT i potem poza drogami lotniczymi(DCT) na punkt DRL i po małym kręgu nadlotniskowym, podejście od wschodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałem o tym w poprzednim materiale Poprawię tylko, że start ze Smoleńska miał miejsce o 7:21, bo coś w Twoim wpisie uległo deformacji. Z pozostałymi czasami generalnie się zgadzam, choć należałoby przyjąć tolerancję na ASKIL i lądowanie na plus minus 1,5 minuty.

      Usuń
    2. Oczywiście czas jest szacunkowy z dokładnością zbliżona do podanej przez Ciebie.
      Przecież lot na FL330(około 10000 m) to pułap gdzie już wieją tzw. prądy strumieniowe, generalnie z zachodu na wschód z prędkościami średnio do 120 km/h (czasami nawet do 400 km/h)różnie na różnych pułapach i dł. geograficznych, co przy locie z zachodu na wschód, może skrócić czas lotu w stosunku do czasu lotu ze wschodu na zachód(czas skrócenia trwania lotu zależy od dystansu i prędkości prądu strumieniowego a tego czasu skrócenia nie uwzględnia się w planie lotu, bo warunki te są zmienne).

      Usuń
  2. W locie z 10.04.2010 roku, będąc nad terytorium Białorusi w rejonie Mińska, załoga otrzymała informację o mgle na Siewiernym. To był sygnał do tego by załoga postanowiła zmienić aktywny plan trajektorii poziomej po przekroczeniu punktu ASAKIL i zamiast lotu na RALOT zastosować procedurę podejścia zwaną procedura z nawrotem(reversal procedure) czyli:
    ASKIL-DRL1-10XUB-DRL-XUBS
    Zapisując taka procedurę w FMS, załoga powinna o zamiarze zmiany trajektorii, czy to poziomej czy pionowej, powiadomić organ ruchu lotniczego, którym w tamtej sytuacji była kontrola obszaru(ATC) Moskwa-Kontrola i to co najmniej na 3 minuty przed rzeczywistym czasem zmiany trajektorii lotu czyli przed pojawieniem się w punkcie ASKIL.
    Skoro P.Plusnin zeznał w prokuraturze, ze około 10:10 c.m. otrzymał informacje od dyspozytora, ze TU154M nr 101 będzie się zbliżał do punktu ASKIL, to już wtedy załoga powinna mieć zgłoszony ten zamiar do Moskwa Kontrola.
    I rzeczywiście, rozmowa z Moskwa Kontrola podczas przekraczania punktu ASKIL nie dotyczy zmienionej trajektorii, choć samolot kieruje się na DRL1 a nie na drogę lotniczą B102. Tak samo P.Plusnin nie reaguje przez parę minut, co wskazuje na to, ze wie o tej zmianie.
    Dalsze komendy zapisane w stenogramie, są sztucznie wygenerowane, by zgadzały się ze scenariuszem MAK-u.
    Ciekawe są zapisy w stenogramie z wieży, kiedy P.Plusnin widzi na radarze jakiś samolot, który wg niego "idzie na Moskwę", potem samolot mu znika i pojawia się, co powoduję serię przekleństw z jego strony.
    To obraz tego, że na radarze widzi samolot- dubler a w łączności radiowej rozmawia z załogą TU154M nr 101, która leci po trajektorii zapisanej w FMS, czyli z ASKIL na DRL1 i dalej na 3 zakręt, gdzie po drodze dociera do DRL1 około 8:19:30 a do 3 zakrętu po około 3 minutach lotu(taki czas wynika z procedury z nawrotem dla statku powietrznego kategorii D jakim jest TU154) około 8:22 - 8:22:30 i podczas wykonaniu lub wykonywania 3 zakrętu około 8:23, śp. Prezydent L. Kaczyński, nie majac jeszcze wiedzy o tym, jaka decyzję podejmie dowódca załogi, dzwoni do Brata i mówi, że za kilkanaście minut będą lądować (nie musiał mieć precyzyjnych danych o odległości od lotniska i czasu na jego pokonanie, ale wiedział, że są nad Smoleńskiem i zbliżają się do Siewiernego.
    Po wykonaniu 3-go zakrętu, 4-ty zakręt był już blisko i załoga musiała zdecydować czy podchodzi czy decyduje się odejść na zapasowe, Dlatego, by ta informacja nie wydostała się na zewnątrz, połączenie telefonu satelitarnego zostało przerwane o 8:23:33 i załoga około 8:24:30-8:25 odeszła z punktu 10XUB na zapasowe do Briańska(Briańsk był brany pod uwagę i zeznał to w PO G.Cyganowski a oficerowie w COP w Warszawie też taką propozycję zgłaszali dyspozytorowi, co wiemy z opublikowanych rozmów w COP z cyrkiem dotyczacym czasu tych rozmów.
    Po drodze do Briańska samolot został sprowadzony na wojskowe lotnisko w Sieszczy, gdzie wylądował awaryjnie około 8:40-8:41, co było sygnałem dla Krasnokutskiego, Kozłowa z FSB i D.Górczyńskiego do ogłaszania "katastrofy"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszesz, że "Dalsze komendy zapisane w stenogramie, są sztucznie wygenerowane". Otóż nie. Cały stenogram jest sfalsyfikowany. Nie ma w nim jednego miejsca odpowiadającego prawdziwemu czasowi wypowiedzi. Elementy są poprzestawiane, słowa zmienione, frazy poprzestawiane. Opieranie się na nim to błąd. Szkoda czasu na analizy. Bo wnioski będą zawsze błędne. Nie zawsze tak myślałem, ale teraz już to wiem.

      Usuń
    2. Masz rację ale ja pod hasłem "sztucznie wygenerowane" miałem na myśli to o czym piszesz, czyli poprzestawiane, powyciągane z kontekstu, choć Pani prof. Anna Gruszczyńska-Ziółkowska – muzykolog, po badaniu nagrań CVR stwierdziła, ze są tam też frazy sztucznie wygenerowane.
      Zwróciła też uwagę na różnice w korespondencji z wieżą. Podczas gdy przed wykonaniem 3 go zakrętu najpierw gotowość wyraża załoga TU154M nr 101, to już przed 4 tym jest tylko komenda z wieży a już na centralnej jest tak jak mówił P. Plusnin, że załoga "nie kwitowała komend kontrolera"(mówił, że pewnie dlatego, że słabo znali rosyjski) a to dlatego, że ich na ścieżce nie było.
      Podkomisja MON z A.Macierewiczem na czele bezczelnie realizuje interesy współsprawców zbrodniarzy rosyjskich z Zachodu i dlatego realizuje to co uzgodnili ruscy z CIA, BND, Mossadem, czyli zrzucanie winy na Rosję i Tuska a ruskim możemy to co zawsze.
      Może gdyby obalili Putina i do władzy w Rosji doszłaby ich agentura, to mogliby tak jak Jelcyn pokazać prawdę i to nie zaraz ale wtedy, gdy odpowiedzialnych nie byłoby już na świecie.

      Usuń

  3. Proszę o przeanalizowania tego co zeznał w PO Warszawa Praga Dariusz Górczyński.

    https://warszawapraga.po.gov.pl/tl_files/aktualnosci_powp/VDS100.14/postanowienie_o_umorzeniu_sledztwa.pdf

    str.199/200

    (...)
    W dniu 10 kwietnia 2010 roku Dariusz Górczyński wraz z innymi osobami
    200
    oczekiwał na lotnisku. Zgodnie z planem samolot miał być na lotnisku w
    Smoleńsku przed godziną 10.00. Obecni byli także Ambasador RP, dwóch
    konsuli, attache obrony, przedstawiciele Kancelarii Prezydenta – Marcin
    Wierzchowski i Maciej Jakubik. Na lotnisku oczekiwali także przedstawiciele
    rosyjskich władz, w tym przedstawiciele rządu, władz obwodu smoleńskiego,
    Federalnej Służby Ochrony. Oczekiwała też już kolumna samochodów. Około
    10.00 Paweł Kozłow stwierdził, że jest coraz gorsza pogoda i samolot
    prawdopodobnie zostanie skierowany do Moskwy. Dariusz Górczyński
    informację tę przekazał Jerzemu Bahrowi z prośbą, żeby ktoś z ambasady w
    Moskwie wyjechał na lotnisko. Po ok. 15-20 minutach Paweł Kozłow
    powiedział, że samolot jednak będzie leciał do Mińska, w związku z czym o
    powyższym zostali powiadomieni polscy dyplomaci z ambasady w Mińsku.
    Osobom oczekujących w Katyniu przekazano informację, że prawdopodobnie
    opóźni się rozpoczęcie uroczystości. Następnie doszło do katastrofy samolotu
    prezydenckiego
    (...)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podał tam informację: "Zgodnie z planem samolot miał być na lotnisku w
    Smoleńsku przed godziną 10.00."

    a potem : " Około
    10.00 Paweł Kozłow stwierdził, że jest coraz gorsza pogoda i samolot
    prawdopodobnie zostanie skierowany do Moskwy. Dariusz Górczyński
    informację tę przekazał Jerzemu Bahrowi z prośbą, żeby ktoś z ambasady w
    Moskwie wyjechał na lotnisko. Po ok. 15-20 minutach Paweł Kozłow
    powiedział, że samolot jednak będzie leciał do Mińska, w związku z czym o
    powyższym zostali powiadomieni polscy dyplomaci z ambasady w Mińsku".

    Gdyby przyjąć oś czasową z Raportu MAK, to około 10:15- 10:20 samolot miał być jeszcze nad Białorusią przed punktem ASKIL i pod kontrolą Mińsk Kontrola a w CVR żadnych takich ustaleń załoga z nimi nie podejmowała a to oznacza, że w tym czasie była pod kontrolą Moskwy, co się zgadza z naszymi ustaleniami i co potwierdził kontroler P.Plusnin w zeznaniu w Prokuraturze, zeznaniu którego A. Macierewicz nie zauważa.

    Wg mojej oceny, o godzinie 8:20 TU154M nr 101 zmierzał z punktu DRL1 w kierunku 3-go zakrętu i zbliżał się czas decyzji o skierowaniu go na zapasowe, co nastąpiło po przerwaniu rozmowy Braci o 8:23:33 i stąd te informacje u zgromadzonych na płycie lotniska(komunikacja z wieżą: Krasnokutski- P.Kozłow, P.Kozłow - G.Cyganowski, G.Cyganowski - D.Górczyński, D.Górczyński - R.Sikorski itd.)

    OdpowiedzUsuń
  5. Druga sprawa to czas wg. D.Górczyńskiego "Zgodnie z planem samolot miał być na lotnisku w Smoleńsku przed godziną 10.00."

    Taki sam czas podawał prokurator wojskowy na jednym z posiedzeń komisji sejmowych.

    Jeśli tak, to planowany czas startu TU154M nr 101 z Okęcia powinien być jako 6:50 i taki czas startu podał w pierwszych informacjach rzecznik MSZ P.Paszkowski.
    Czyżby były różne dane posiadane przez rożnych urzdników, bo o starcie chwilę po 6-tej mowił Ci A.Wosztyl, na podstawie rozpiski w domku pilotów a o starcie o 6:40 była mowa w filmie wyemitowanym przez TVP około 15-tej tego dnia:

    „Około 8-mej maszyna dociera nad Smoleńsk, na miejscu mgła. Rosjanie podają, ze wieża kontroli lotów w Smoleńsku, apeluje do polskich pilotów, by ze względu na pogodę zawrócili. Z relacji świadków wynika, że samolot przez dłuższy czas krąży nad lotniskiem. Około dziewiątej piloci podejmują próbę lądowania. Maszyna przechyla się na lewą stronę , samolot uderza skrzydłem w drzewa, później skrzydło wbija się w ziemię , Następuje wybuch, najpierw silnika, później zbiorników paliwa, które są w skrzydłach.”

    Proszę zwrócić: 6:50 + 1:10 = 8:00

    Tyle niewyjaśnionych spraw, faktów nie dotkniętych, które są dostępne w Polsce a które dyskwalifikują Raporty MAK i KBWLLP a podkomisja MON oszukuje Polaków , czyniąc zbrodnię na świadomości kolejnych pokoleń, począwszy od zbrodni katyńskiej, poprzez zbrodnię gibraltarską po zbrodnię z 10.04.21010 roku.
    Efekty są tragiczne dla niepodległości Polski, gdyż młode pokolenie będzie ogłupiane jak młode pokolenia Zachodu i nie będzie już wielu zależało co z tą Polską?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tej 15-to minutowej różnicy pomiędzy lądowaniem Jak-a dziennikarskiego a samolotu z Prezydentem było w wywiadzie przeprowadzonym przez dziennikarkę Sanchez z hiszpańskiego "El Mundo", która podała, że to była rozmowa z Janem Pospieszalskim a do czego J. Pospieszalski nie chciał się ustosunkować i w liście dziennikarzy Jak-a go nie było i twierdził we wspomnieniach, ze przyjechał wcześniej i spał w hotelu(to jest logiczne, bo przecież on był głównym prowadzącym relację z Uroczystości dla TVP, więc nie mógł przylecieć na 15 minut przed Prezydentem). Pytanie z kim rozmawiała ta dziennikarka i kto się podszył pod Pospieszalskiego.

      Usuń
    2. Właściwie - tak myślę teraz - to nie miało znaczenia. Ił podchodził 8:25, więc tak czy siak Rosjanie blokowali by podejście Tupolewa. Telefon do brata nie miał znaczenia. Rosjanie musieli wiedzieć wcześniej w którym samolocie leci PLK.

      Usuń
    3. "Rosjanie musieli wiedzieć wcześniej w którym samolocie leci PLK."

      A co to za problem, kiedy Okęcie było pod kontrolą uczestników zamachu!

      Usuń
    4. Niekoniecznie. Rpsjanie mie wiedzieli o przesunięciach w wylotach z Okęcia. A Sypko dzwoniąc do Krasnokutskiego po lądowaniu drugiego z Jaków jest przekonany, że to wylądował PLK. Dopiero Krasnokutski go prostuje.

      Usuń
    5. Z książki Leszka Szymowskiego "Zamach w Smoleńsku":

      (...)
      Major Agencji Wywiadu :
      – Oczywiście, nieprawdziwa jest informacja strony rosyjskiej o tym, że te rejestratory rozmów na wieży nie działały. My zdobyliśmy nagrania rozmów kontrolerów oraz rozmów Krasnokuckiego z „Logiką” – właściwie tylko jednej rozmowy. Nie mogę powiedzieć, w jaki sposób to zrobiliśmy, bo to jest tajemnica państwowa. Powiem tylko tyle, że treści, które my zdobyliśmy sa diametralnie różne od tych treści, które zaprezentował MAK. Zapisy zostały skierowane do przetłumaczenia. Nasza tłumaczka, która się tym zajęła, po przetłumaczeniu całej rozmowy prawie zemdlała z przerażenia. Na tym nagraniu zarejestrowano polecenie wydane Krasnokuckiemu przez „Logikę”. To było polecenie uwiarygodniające tezę o zamachu. Było to chwilę po 8:20. Sygnał z Moskwy doprowadził do zerwania połączenia z telefonu satelitarnego prezydenta Kaczyńskiego i przerwania jego rozmowy z bratem.
      (...)

      Jeśli do tego dodać informację, którą 10.04.2010 na Salon24 podał bloger WBpoz o alarmie 8:20 w bazie lotnictwa transportowego.

      Treść notki:

      „Plotka? 10 kwietnia o 8.20 alarm dla pilotow w polskiej bazie

      O 8.20 byl alarm pewnej bazie wojskowej z samolotami wojskowymi w Polsce, ze bedzie duzo rannych Polakow do transportu- myslano o naszych misjach wojskowych - tak mysleli piloci postawieni w stan gotowosci. Alarm odwolano po 10 minutach.”

      Usuń
    6. Więc może jednak to ta rozmowa PLK z bratem uświadomiła Rosjanom że Prezydent leci Tupolewem. Przekonuje mnie ten fragment: " Było to chwilę po 8:20. Sygnał z Moskwy doprowadził do zerwania połączenia z telefonu satelitarnego prezydenta Kaczyńskiego i przerwania jego rozmowy z bratem." Wtedy gdy zorientowali się, że leci jednak Tupolewem podjęli natychmiastową decyzję.

      Usuń
    7. Albo, co też możliwe, samolot zbliżał się do 4-go zakrętu i informacja o odejściu mogła dotrzeć do Prezydenta, co groziło wydostaniem się informacji o tym na zewnatrz(do Brata).

      Usuń
    8. Nie bardzo rozumiem. Decyzję o odejściu załoga konsultować musiała z prezydentem. Od samego drugiego zakrętu gdy pojawiła się mgła, tam musiała trwać burza mózgów. Nie wyobrażam sobie, że załoga podejmowała sama decyzje, czy odchodzić czy nie. I gdzie odchodzić.
      Sądzisz, że ukrywano do ostatniej chwili informację o odejściu przed PLK, aby nie poinformował o tym brata? Sorry, ale nie za bardzo zrozumiałem Twój ostatni wpis.

      Usuń
    9. Przecież nie mogli przewidzieć czy a jeśli tak, zadzwoni do Brata(ale monitorowali telefon satelitarny i wcześniejszych rozmów rożnych pasażerów (np. I.Tomaszewska, lekarz, dr hab. n.m.W.Lubiński ) nie przerywali.

      Usuń
  7. Coś złego się dzieje u mnie jak wchodzę na tę stronę.
    Jestem wylogowywany i na pasek włączają się mi jakiej dziwne strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rosjanie musieli wiedzieć wcześniej w którym samolocie leci PLK."

      To jest "oczywista oczywistość"!

      Usuń
  8. Wywiad z: Mark Solonin
    inżynier lotnictwa, historyk, publicysta, pisarz

    https://echo.msk.ru/programs/zapad/2833440-echo/

    OdpowiedzUsuń