sobota, 8 lutego 2020

Rozdział VI: Godzina 8:00, Siewiernyj, zapada kotara mgły

Ambasador Jerzy Bahr kończy śniadanie. Wyciera wolno serwetką usta, po czym niespiesznie wstaje, by udać się na piętro, do swojego pokoju w hotelu „Centralny". W ramach okiennych jego apartamentu rozpiął się obraz zwiędłego, poszarzałego poranka, ożywianego co jakiś czas refleksami słońca.
Nie ma najlepszych przeczuć. Rosjanie od początku stawiali wyraźny opór niemal we wszystkim co dotyczy dzisiejszej wizyty (1).

Ambasadora fascynuje Rosja. Nie można powiedzieć, że kocha on te strony miłością tak wielką i nieobliczalną, jak wielki jest ten kraj. Ale zwyczajnie. Pociągają go moskiewski teatr, balet, literatura. A i tak wszystko to blednie w obliczu jego fascynacji rosyjską sztuką. W samym centrum wrażliwości ambasadora - w jego umyśle - znajduje się wirtualna galeria, w której główna sala przeznaczona jest obecnie dla obrazów Konstantego Jegorowicza Makowskiego. Mimo to jednak, bez żalu ambasador odda natychmiast i tę salę, i samą galerię, i nawet cały swój zachwyt dla sztuki, jeśli by tylko przyczynić się to w jakiś sposób mogło do dzieła polsko-rosyjskiego pojednania. Ta idee fixe ambasadora, ilekroć tylko o niej pomyśli, najmocniej ożywia jego słabe ciało i wylewa na zwiędłe policzki niezdrowy rumieniec. Niesmakiem napełniają go teorie mówiące o atawistycznej niechęci Rosjan do Polaków. I vice versa. Bahr do znudzenia powtarza, że jeśli gdzieś pojawia się nienawiść, trzeba umieć wskazać palcem, kto jest jej winien (2).

Uśmiech znika z jego warg, gdy duszeszczipatielnyje myśli szybujące nad pejzażami jego marzeń, niespodziewanie zderzają się z czymś, co boleśnie przypomina o dzisiejszej wizycie. Tym co sprowadza Bahra na ziemię jest pojawiające się nagle echo słów pracowników kancelarii polskiego Prezydenta, głęboko przeświadczonych, iż Rosjanie za wszelką cenę będą rzucać kłody pod nogi Delegacji, aby ta nie wylądowała w Smoleńsku (3). Nie podoba mu się gra polegająca na przepychankach, przesuwaniu godzin wylotu, przegrupowywaniu, w ogóle wszystkich tych jednostronnych, nieuzgodnionych działaniach. Zarówno z jednej jak i drugiej strony – dodaje w myślach, odruchowo nadając im urzędową formę. Takie posunięcia polskiej strony nie mogą być tu dobrze odebrane – świadczą o całkowitym braku zaufania - myśli gorzko, patrząc przez okno na wielki kwadrat placu Lenina porośnięty uśpionymi jeszcze drzewami. Obraz ich nagich, poskręcanych jakby w konwulsji konarów, powoduje przypływ kolejnej fali przygnębiających myśli.
- Bo bezpieczeństwo, bezpieczeństwem, ale przecież jest jakiś protokół, jakieś ustalenia, jakaś dyplomatyczna kultura. Dlaczego nie można trzymać się ustaleń? - zrzędzi do siebie. - Kwadrans jest jeszcze do przyjęcia, ale niemal godzina opóźnienia, to trochę za dużo. Z wiekiem, stając się coraz większym realistą, Bahr zdaje sobie doskonale sprawę, że tak naprawdę jego niechęć dla działań Kancelarii nie bierze się ani z uprzedzenia do jej szefa, czy pracowników, ale ze zwykłego ludzkiego strachu. Ma bowiem świadomość, że najzmyślniejsza nawet gra polskich służb i tak nie jest w stanie uchronić Prezydenta przed gospodarzami, jeśli ci powzięliby wobec niego jakiś nieprzyjazny zamiar. Tym bardziej, jeśli rozgrywka miałaby się toczyć się tu. Na ich terytorium.
Po raz kolejny poprawia marynarkę, przygładza resztki siwych włosów. Jest coraz mocniej zdenerwowany. Ambasador lada moment spodziewa się telefonu od gubernatora, albo nie daj Boże – Titowa (4), z podszytymi pretensją pytaniami - co się dzieje?! Ile mamy czekać?! Nie cierpi się wykręcać i kłamać, że nastąpiła awaria, albo ogólniej - że nie pozwoliły na punktualny wylot jakieś procedury bezpieczeństwa, choć wie, że gdyby tak powiedział, nie minąłby się z prawdą. Ale po prostu nie lubi się tłumaczyć. Jeszcze raz spogląda za okno, ale widok wcale nie poprawia mu nastroju. Sięga do kieszeni po małą flanelową szmatkę, i nerwowo przeciera nią szkła okularów. W tym właśnie momencie słyszy sygnał nadchodzącej poczty. Oddycha z ulgą. To dyrektor Mariusz Kazana, szef protokołu dyplomatycznego. Nareszcie! W wysłanej wiadomości jest tylko jedno słowo: „startujemy”(5)
Bahr uspokaja się. Już spokojny, wykonuje telefon do wicepremiera spraw zagranicznych Rosji, aby poinformować go o przybliżonym czasie przylotu Prezydenta. Nie jest tu pierwszy raz. W dodatku trzy dni wcześniej witał w tym samym miejscu polskiego premiera. Wie doskonale jak długo z Warszawy do Smoleńska leci zarówno Jak-40 (około dwóch godzin(6)), jak i Tupolew (niewiele ponad godzinę (7-8)). Ma więc teraz jeszcze dużo czasu, by poprawić notatki, które naszkicował w nocy, ale podekscytowany wizytą nie mógł ich dokończyć. Uśmiecha się do siebie, zdając sobie nagle sprawę, jak bardzo nie dawało mu spokoju to, że nie nadał im skończonej, dopracowanej formy. Kiedy ta wydaje mu się już zadowalająca, zamyka laptopa i wsuwa go do teczki. Powoli zakłada szalik, oraz płaszcz. Nie czeka na windę. Wie, że nadal ma jeszcze masę czasu. Schodzi z pierwszego piętra do pomieszczenia zwanego tu westybulem, choć właściwie jest to zwykły hotelowy hol. W fotelach siedzi w milczeniu kilku podobnie ubranych mężczyzn. Wygląda na to, że mam podwójną obstawę, myśli, kwaśno uśmiechając się do siebie.
- Jedziemy panie Gerardzie - Bahr spogląda w kierunku, gdzie w jego odczuciu powinien znajdować się jego osobisty kierowca i zarazem ochroniarz. W ostatnim czasie wzrok mu się znacznie pogorszył i obecnie coraz częściej musi zdawać się bardziej na intuicję niż oczy. A ta, niestety, nigdy nie była jego mocną stroną. Sam, wolnym krokiem kieruje się w stronę recepcji.
Zajrzyjmy do mapy Smoleńska. Hotel „Centralny", w którym oczekuje Bahr, jest usytuowany 6,2 km od bramy głównej „Siewiernego”. Jest to, według symulacji Google Map, około 12-18 minut (w zależności od pory dnia) jazdy samochodem. Ambasador ma więc ogromny margines czasowy, aby bez pośpiechu uporządkować bieżące sprawy, spakować się, ubrać, zejść na parking i usadowić w dyplomatycznym aucie, a na lotnisku znaleźć się jeszcze znacznie przed ósmą. Z jego wyliczeń wynika bowiem, że Prezydent wyląduje w Smoleńsku około godziny 8:15. A ponieważ zwyczaj dyplomatyczny nakazuje być 30 minut przed przylotem głowy państwa, jest na miejscu już około 7:40-7:45 czasu polskiego(9).
Kiedy się pojawia, nie potrafi oprzeć się wrażeniu, że trafił do jakiegoś ponurej i zakazanej dziury (10). Oszczędnie wymienia kilka ukłonów z osobami, które najwidoczniej go znają, gdyż uśmiechają się raczej ciepło.
Warunki na „Siewiernym", można tak powiedzieć, są gorsze niż polowe. Wygląda ono jak prowincjonalne, zapuszczone, IV ligowe boisko, które na łapu-capu zaadoptowano na lądowisko dla samolotów (11). Tuż za biało-czerwoną rampą oddzielającą pas startowy od drogi i parkingów, stoi wielki, jasnobrązowy namiot wojskowy, który pełni podwójną rolę - hali przylotów i odlotów, oraz saloniku dla oczekujących. Znajduje się w nim kilka wygodnych krzeseł i stół, na którym zamiast tradycyjnego samowara, umieszczono termosy z kawą i herbatą.
Zaraz po przybyciu ambasadora, podchodzi do niego elegancka, postawna blondynka po czterdziestce, w której o dziwo, tym razem bez problemu udaje mu się rozpoznać panią wicegubernator Smoleńska. Podana dłoń wydaje się ambasadorowi nadzwyczaj ciepła i miękka.
- Dobrą mamy pogodę – kobieta, z powściągliwym uśmiechem spogląda mu badawczo w oczy.
- Dobrą - zgadza się ambasador, choć w duchu myśli sobie, że osobiście wolałby wrócić do ciepłego dyplomatycznego samochodu z przyciemnionymi szybami (12), a jeszcze lepiej do siebie, do Moskwy. Słowo „pogoda" kojarzy mu się w tym momencie, z „klimatem politycznym", a to powoduje, że wzdłuż jego kręgosłupa zaczyna wędrować wątła nitka zimnego dreszczu.
W każdym razie jeśli chodzi o aurę, to (parafrazując słowa padające w kokpicie Tupolewa, a dotyczące warunków meteo) „tragedii nie ma”. Fakt, jest dosyć ciemnawo jak na tę porę dnia, ale nie ma mgły (13). Jednym słowem cała panorama lotniska wygląda jakby była przykurzona.
Czeka, pogrążony w myślach o mających nadejść (czy raczej... nadlecieć) obowiązkach. Wciąż nieobecni są jeszcze gubernator Smoleńska, wiceminister spraw zagranicznych FR, oraz przedstawiciel prezydenta Rosji. Ci, według swych własnych relacji, przybędą dopiero o 8:00 (14).
Czas dłuży mu się niemiłosiernie. Grzecznie odmawia, gdy proszą go do namiotu na drobny poczęstunek. Stoi na zewnątrz. I choć temperatura jest dodatnia, to ambasador odnosi wrażenie, że za chwilę zamarznie. Pewnie dlatego, że powietrze przepojone jest jak gąbką wilgocią, lekko trącącą zapachem samolotowego paliwa.
Jak nakazuje ich zwyczaj dyplomatyczny i rozeznanie w sytuacji, rosyjscy oficjele przybywają o 8:00 (15). A zaraz po nich, gdzieś w 15 – 20 minucie oczekiwania ambasadora, pojawia się mgła (16). Wychodzi nagle z lasu i ciągnie na zachód. Z minuty na minutę staje się coraz gęstsza. Ambasador pierwszy raz widzi coś takiego. Jakby to nie była mgła, a wielka burzowa chmura, lądująca przed nim na pasie lotniska. Nagle robi mu się dziwnie nieswojo. Przywitawszy się z przybyłymi rosyjskimi politykami postanawia schronić się, na chwilę, przed zimnem i dręczącym go niepokojem w samochodzie (17).


Na samym lotnisku mgła pojawia się pomiędzy godziną 8:00, a 8:05. Relacja Bahra pokrywa się tu z zeznaniami Artura Wosztyla (18). Ale godzinę jej pojawienia potwierdzają nie tylko te dwie osoby. O pięknej pogodzie, jaka była w Smoleńsku jeszcze o 7:00 i dziwnej mgle, która dopiero około godziny 8:00 „wypełza z jaru" znajdującego się półtora kilometra od lotniska mówią też inni bezpośredni świadkowie wydarzeń (19a,b,c,d). Jednym z nich jest nauczycielka o polskich korzeniach (20). Jest też zapis na smoleńskim blogu z 10 kwietnia 2010 roku, mówiący, że mgła zaczęła się tworzyć o ósmej (21). Również w dokumentacji Zespołu Parlamentarnego znajduje się wypowiedź świadka potwierdzająca tę godzinę (22). No i w końcu, nie kto inny, tylko sam Nikołaj Krasnokutskij w „stenogramach z wieży" w pewnym momencie mówi o pojawieniu się mgły jako o zjawisku, które wystąpiło właśnie o 8:00 (23). Jednym z ciekawszych świadków, osoba której działka znajduje się tuż przy kotlinie, którą opisywała polska nauczycielka, jest Nikołaj Jakowlewicz Bodin. Opowiada on, że około godziny 8:00 musiał zrezygnować z prac polowych, gdyż pojawiła się gęsta mgła. Kiedy wsiadał do samochodu najpierw usłyszał, a potem zobaczył „nisko lecący samolot równolegle do ziemi”(24), który miał złamać górną część legendarnej „pancernej brzozy” rosnącej na jego działce. Problem w tym, że nikt (w żadnym z wywiadów) nie zapytał – jaki samolot widział. To ważne pytanie, gdyż około godziny ósmej, tuż przed pojawieniem się mgły na lotnisku, mógł tamtędy przelatywać tylko jeden statek powietrzny. IŁ-76 Frołowa.
Działka Bodina – jak wspomniałem - znajduje się tuż obok jaru, czyli na południe od drogi podejścia do progu pasa lotniska, dlatego też po kilku sekundach gdy zdmuchnął on czapkę Bodinowi, mógł pojawić się centralnie nad głowami załogi Jaka-40 (25).
W każdym razie sam Bodin, po tym przelocie, rusza śladem koszącego drzewa samolotu...


Jak to jest jednak możliwe, że świadek ten widział Iła-76, we mgle jeszcze przed ósmą, a dokładniej o 7:55 (bo taka powinna być godzina jego drugiego przelotu), a świadkowie mówią że na samym lotnisku pojawiła się ona dopiero o ósmej, już po jego odlocie?
Otóż mgła ta nie zalegała wszędzie, jak to sobie zwykle wyobrażamy mgłę. W tym konkretnym przypadku była zjawiskiem punktowym. Jak mówi Jacek Sasin (wówczas pracownik Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego) – „ona była tylko na lotnisku”(26). Wcześniej jednak – i to dosłownie - „wypełzła z jaru i przemieściła się w kierunku szosy w stronę lotniska Siewiernyj” (27).
Można mieć wątpliwości co do rzetelności zeznań świadków i co do dokładności z jaką zapamiętali fakty, ale co powiedzieć jeśli te relacje znajdują potwierdzenie w dokumentach? W raporcie Zespołu Parlamentarnego noszącego nazwę "Relacje 200 świadków", na stronie 208, znajduje się bowiem plan zalegania mgły i dymu w okolicach lotniska w Smoleńsku o godzinie 8:41 dnia 10 kwietnia 2010 roku (28). Widać na nim wyraźnie, iż zamglenie ma kształt pasa ciągnącego się od jaru w kierunku progu lotniska, i rozrzedza się ono stopniowo na boki, im jest dalej od głównego nurtu strumienia oparów. Co ciekawe, z planu tego wyraźnie wynika, że mgła rzeczywiście obejmuje tylko lotnisko i jego najbliższe okolice.
Tego poranka, właśnie znad jaru – zbaczając nieco z kursu z uwagi na błędny sygnał bliższej radiolatarni, oraz GPS (29)– nadlatywały wszystkie samoloty. Ten błąd wynosił 50-70 metrów w kierunku południowym, czyli dokładnie w odległości, w jakiej od pasa lotniska parkował Jak-40 Wosztyla i Musia.
Nie wiem czy to pęd ciągniętego za Iłem powietrza, czy jakieś inne zjawisko fizyczne sprawiło, ale mgła podążała w kierunku lotniska. Wędrowała pomiędzy dwoma ścianami drzew - powietrznym korytarzem. Być może sprawił to tylko lekki wietrzyk, który wiał tego poranka w Smoleńsku na zachód. Ten "wiatr ze wschodu" miał tempo idącego pieszo człowieka. Jego prędkość wynosiła zaledwie 7 km/h (30). Mgłę wspomagały dodatkowo ogniska zadymienia, które na mapce oznaczono jako „dymy”.


Opary wypełzają z czeluści. Przez bramy jaru zimne tchnienie śmierci zatapia świt. Szczelnie oblepia ziemię. Ciężkie tchnienie wąwozu uderza w smukłe piszczały drzew. W żałosnych tonach unoszą się i opadają miechy przestworzy. Pod ich oddechem, dukty odzywają się cicho leśną pieśnią mgły.
..............................................................................
(1) Jerzy Bahr. Ambasador RP w Moskwie (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Jerzy-Bahr-o-katastrofie-w-Smolensku-nagle-zrobilo-sie-kompletnie-bialo,wid,16029603,wiadomosc.html): >>Natomiast jeśli chodzi o 10 kwietnia, to musieliśmy jakoś "prawą ręką za lewe ucho ciągnąć". Ze strony rosyjskiej nie było gotowości do potraktowania obu ceremonii równolegle jako czegoś równie znaczącego i bez przerwy nam o tym przypominano. Dawano nam do zrozumienia, że np. MSZ zajmuje się jedną wizytą - 7 kwietnia. W sprawie wizyty prezydenta 10 kwietnia umywano ręce. W końcu coś tam wywalczyliśmy, ale przy zdecydowanej niechęci gospodarzy. Jako placówka zrobiliśmy wszystko, co się dało. Tak ważną wizytę zupełnie inaczej przygotowuje się, gdy się czuje spolegliwość partnera, w inny sposób natomiast, gdy czujemy, że jest opór materii. A tego drugiego po rosyjskiej stronie było bardzo dużo<<
(2) Jerzy Bahr – cytat z wywiadu - https://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/487229,byly-ambasador-jerzy-bahr-prezydent-rosji-wladimir-putin-jest-bandyta.html
(3) Jerzy Bahr (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Jerzy-Bahr-o-katastrofie-w-Smolensku-nagle-zrobilo-sie-kompletnie-bialo,wid,16029603,wiadomosc.html): >>Z polskiej strony była pod tym względem wielka nieufność, tzn. nie wierzono w dobrą wolę gospodarzy. Uważano, że Rosjanie chcą wymusić lądowanie gdzie indziej, żeby połamać nam ten rytm, który był przewidziany. I to jednoznacznie było powiedziane: Rosjanie będą robić wszystko, żebyśmy tam "nie siedli"<<
(4) Władimir Titow - Ówczesny zastępca Ministra Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej .
(5) Jerzy Bahr (http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127291,8941828,Startujemy.html): "Rano dostałem e-mail od Mariusza Kazany, szefa protokołu dyplomatycznego w MSZ. Z jednym słowem: startujemy".
(6) Zeznanie Wosztyla, ostarcie i lądowaniu
(7) Według planu lotu z 18.03.2010 miało to być 65 minut - prawdopodobnie przy podejściu kursem 79 stopni (od zachodu). Natomiast przy podejściu wschodnim kursem 259 stopni - jakim Tupolew miałby 10.04.10 podchodzić - czas ten może być dłuższy o jakieś 5-10 minut. Oczywiście obliczenie to nie uwzględnia innych czynników, takich jak na przykład prędkość i kierunek wiatru.
(8) Informacja MON. Odpowiedź na zapytanie poselskie nr 9562 (http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/0259692B):"Faktycznie start samolotu z lotniska Warszawa - Okęcie do Smoleńska nastąpił o godz. 7.21 czasu lokalnego". Według raportów MAK i Millera start miał mieć miejsce o 7:27 czasu polskiego.
(9) Jerzy Bahr (link z (5)): "Obyczaj dyplomatyczny nakazuje, by być na miejscu co najmniej pół godziny przed przylotem samolotu. My z kierowcą przyjechaliśmy około 40 minut wcześniej".
(10) Jerzy Bahr (https://opinie.wp.pl/jerzy-bahr-o-katastrofie-w-smolensku-nagle-zrobilo-sie-kompletnie-bialo-6016710259229313a) „Moje wrażenie było takie, że dzień jest ponury. Było dość ciemnawo, więc to wszystko, całe to otoczenie, nie wyglądało optymistycznie”.
(11) Jerzy Bahr (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Jerzy-Bahr-o-katastrofie-w-Smolensku-nagle-zrobilo-sie-kompletnie-bialo,wid,16029603,wiadomosc.html): "Może to jest standard, że te lotniska rejonowe tak wyglądają, ale widok Siewiernego z zewnątrz był naprawdę żałosny: jakieś zapyziałe budynki, nieużywane samoloty czy wraki".
(12) Jerzy Bahr (http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127291,8941828,Startujemy.html): "Podeszła do mnie pani wicegubernator Smoleńska. To postawna przystojna blondynka po czterdziestce. Powitała mnie słowami: mamy dobrą pogodę. (...) Pomyślałem, że nie za bardzo. Dobrą - zgodziłem się z nią przez grzeczność".
13) Jerzy Bahr (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Jerzy-Bahr-o-katastrofie-w-Smolensku-nagle-zrobilo-sie-kompletnie-bialo,wid,16029603,wiadomosc.html) opisując moment przybycia: „Natomiast nie było mgły, albo była bardzo słaba”
14) Siergiej Antufiew. Gubernator Guberni Smoleńskiej FR (https://www.warszawapraga.po.gov.pl/tl_files/aktualnosci_powp/VDS100.14/postanowienie_o_umorzeniu_sledztwa.pdf ): "Świadek zeznał, że w dniu 10 kwietnia 2010 roku około godziny 10.00 przybył na lotnisko Siewiernyj razem z Pełnomocnym Przedstawicielem Prezydenta Federacji Rosyjskiej w Centralnym Okręgu Federalnym Gieorgijem Połtawczenko, Zastępcą Ministra Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej Władimirem Titowem celem powitania Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Na lotnisku znajdowali się pracownicy Ambasady RP w Moskwie na czele z Ambasadorem Jerzym Bahrem, stały też samochody wchodzące w skład kolumny prezydenckiej.”
15) Jerzy Bahr (link z 5): „Obyczaj dyplomatyczny nakazuje, by być na miejscu co najmniej pół godziny przed przylotem samolotu”.
16) Jerzy Bahr (http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127291,8941828,Startujemy.html): "Po 15, może 20 minutach czekania pojawiła się mgła. Tumany chmur szły od lewej strony do prawej. Było ich coraz więcej, narastały w błyskawicznym tempie".
17) Gerard Kwaśniewski. Ochroniarz i kierowca Jerzego Bahra (http://polska.newsweek.pl/smolensk--nieznana-relacja-oficera-bor,68588,1,1.html): „Jest zimno, dwa stopnie, siedzimy w samochodzie, działa ogrzewanie”. 
18) Artur Wosztyl. Zeznanie z 21.04.2010. (http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/protokoly-Wosztyl.pdf): "Po wylądowaniu około godziny 7:20, warunki atmosferyczne panujące na lotnisku utrzymywały się przez jakiś czas, myślę, że przez około 30 minut, na podobnym poziomie jak przy moim lądowaniu. Następnie zaczęła nadciągać mgła w płatach, która przez krótki czas ograniczała widzialność do około 400m. Po czym warunki te poprawiały się do tych jakie panowały przy moim lądowaniu".
19 a) Wypowiedź świadka nr 196 (http://orka.sejm.gov.pl/ZespolSmolenskMedia.nsf/files/ZSMK-9STJU7/$File/Analiza%20relacji%20200%20świadków%20ZPa.pdf ): Świadek Nick: SIERGEEW NIKOŁAJ 15:14 „Mgła pojawiła się rano, zobaczyłem ją o godzinie 10:00 (8:00 czasu polskiego). O godzinie 10:30 w rejonie ulicy Ławoczkina zaczęła siadać, a około 11:30 podniosła się.
19 b) http://www.se.pl/wiadomosci/polska/msz-myslal-ze-tupolewem-z-lechem-kaczynskim-wyladu_155615.html Około 8 rano czasu polskiego (...) radca (radca polskiej ambasady w Kijowie Dariusz Górczyński - RM) informował centralę w Warszawie o złych warunkach pogodowych nad smoleńskim lotniskiem.  
19 c) Jerzy Bahr mówi o pojawieniu się wicepremiera Titowa zaraz, w następnym zdaniu po podaniu informacji na temat mgły. Tak, jak gdyby obydwa „zjawiska” nastąpić miały niemal zaraz jedno po drugim. No, ale przecież o przybyciu Titowa zeznawał również Siergiej Antufiew (str. 245 „umorzenia praskiego”) – gubernator „smoleńskoj obłasti”, który miał stwierdzić, że na lotnisko przybył wraz z przedstawicielem Prezydenta FR – Gieorgijem Połtawczenko, oraz zastępcą Ministra Spraw Zagranicznych FR – Władimirem Titowem około godziny 8:00 czasu polskiego (10:00 - ros.). Było by to zgodne z procedurą, gdyż - cytując naszego ambasadora - "Obyczaj dyplomatyczny nakazuje, by być na miejscu co najmniej pół godziny przed przylotem samolotu" .
19 d) Dmitrij Tutkuszbajew (ratownik pierwszej klasy, kierownik zmiany dyżurnej nr 4) - http://www.prizyv.ru/archives/333360: Kiedy przychodził mniej więcej wolny czas, wszyscy – i ratownicy, i piloci helikopterów, i śledczy – dyskutowaliśmy oczywiście nad tym co się zdarzyło. Wtedy się dowiedzieliśmy się, że w dniu tragedii o 9:00 rano pogoda była przepiękna, a już o 10:00 (ósmej czasu polskiego -RM) lotnisko przykryła mgła; w ciągu pół godziny po katastrofie całkiem się rozeszła.
20) Relacja ze Smoleńska nauczycielki, polskiego pochodzenia, przytoczona w grudniu 2010 r. przez „NDz” (http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101222): "Jak relacjonuje kobieta, 10 kwietnia już o 7.00 rano była w pracy. Była wtedy słoneczna pogoda, nie było żadnej mgły. Pojawiła się dopiero po godzinie, więc ok. godziny 8.00 rano czasu polskiego (ok. 10.00 czasu moskiewskiego). Jak tłumaczy, w pewnym momencie zaczęła gwałtownie gęstnieć, jakby "wychodziła z ziemi". Kładła się gęstymi płatami wyraźnie od strony jaru, który od szosy dzieli odległość około jednego kilometra. Z opisu nauczycielki wynika, że mgła wypełzła z jaru i przemieściła się w kierunku szosy w stronę lotniska Siewiernyj. Opary ustąpiły równie szybko, jak się pojawiły".
21) Zapis na blogu (http://forum.smolensk.ws/viewtopic.php?f=74&t=48375&start=40): lsd дача » 10 апр 2010, 10:57 А я топал в 8 утра, не было тумана, топал обратно в 10 - уже образовывался. А сейчас всё в тумане.
22) Relacja 200 świadków - strona Zespołu Parlamentarnego (http://orka.sejm.gov.pl/ZespolSmolenskMedia.nsf/files/ZSMK- 9STJU7/$File/Analiza%20relacji%20200%20świadków%20ZPa.pdf ): Świadek Nick: SIERGEEW NIKOŁAJ 15:14 - "Mgła pojawiła się rano, zobaczyłem ją o godzinie 10:00 (8:00 czasu polskiego). O godzinie 10:30 w rejonie ulicy Ławoczkina zaczęła siadać, a około 11:30 podniosła się. Do 12:00 zniknęła.(...)"
23) Nikołaj Krasnokutskij (zapis stenogramów z 7:30:05): No skąd mgła o godzinie ósmej, kurwa, to jakieś wariatkowo.
24) Nikołaj Jakowlewicz Bodin: http://www.bibula.com/?p=28057 : Nikołaj Bodin, lekarz pogotowia ratunkowego, ma działkę obok garaży przylegających do lotniska Siewiernyj. Jak wynika z jego zeznań, z którymi zapoznali się nasi rozmówcy, w sobotę rano przyjechał na działkę „z zamiarem rozpoczęcia kopania ziemi”. Około 10.00 (8:00 czasu polskiego – przyp.nasz) zebrał się, by wracać do domu. Poszedł do zaparkowanego przy furtce samochodu. – Panowała gęsta mgła, a widoczność wynosiła w linii prostej około 30 m, zauważyłem, że korony drzew znajdowały się we mgle – zeznał Bodin. Miał właśnie usiąść w samochodzie, gdy usłyszał w górze szum lecącego samolotu. Jak można przeczytać w zeznaniach, Bodin zobaczył nisko lecący samolot, w linii równoległej do ziemi .
25) Remigiusz Muś. Nawigator Jaka-40/044 (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/dostalismy-zgode-na-50-metrow-tu- 154-i-il-tez,138702.html): "Tym razem jednak Rosjanie zupełnie nie trafili w pas. My staliśmy na drodze kołowania oddalonej od niego o ok. 70 metrów. Ił wyszedł niemal dokładnie nad nami.
26) Jacek Sasin – fragment wywiadu pod namiotem „Solidarni 2010” - https://youtu.be/3u5VkHSk9FE
27) Relacja ze Smoleńska nauczycielki, polskiego pochodzenia, przytoczona w grudniu 2010 r. przez „NDz” (http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101222): "Jak relacjonuje kobieta, 10 kwietnia już o 7.00 rano była w pracy. Była wtedy słoneczna pogoda, nie było żadnej mgły. Pojawiła się dopiero po godzinie, więc ok. godziny 8.00 rano czasu polskiego (ok. 10.00 czasu moskiewskiego). Jak tłumaczy, w pewnym momencie zaczęła gwałtownie gęstnieć, jakby "wychodziła z ziemi". Kładła się gęstymi płatami wyraźnie od strony jaru, który od szosy dzieli odległość około jednego kilometra. Z opisu nauczycielki wynika, że mgła wypełzła z jaru i przemieściła się w kierunku szosy w stronę lotniska Siewiernyj. Opary ustąpiły równie szybko, jak się pojawiły".
28) Analiza relacji 200 świadków katastrofy TU-154M s. 208 ( http://www.smolenskzespol.sejm.gov.pl/zespolsmolensk.nsf/komunikat.xsp?id=C9E20B7D42B071CDC1257DCF004CA903 )
29) Remigiusz Muś – zeznanie z dnia 23.06.2010 - „Po przelocie nad dalszą radiolatarnią, por. Wosztyl powinien kontynuować lot na bliższą radiolatarnię. Przełączył się na bliższą radiolatarnię i po przełączeniu por. Wosztyl stwierdził, że nie podobają mu się wskazania bliższej radiolatarni. Ja wtedy spojrzałem na wskaźnik NPP (…) jak również na wskaźnik IKU. Stwierdziłem, że wskazania na w/w urządzeniach wychylają się w lewo i następnie wracają na prawidłowy kurs. (…) Ponadto opieraliśmy się na wskazaniach GPS. (…) Gdybyśmy oparli się tylko na wskazaniach GPS, to wyszlibyśmy 50 do 70 metrów z lewej strony od osi pasa.”
30) Plusnin (stenogramy z wieży): Ciśnienie 7-45, wiatr 140, 2 metry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz