Pułkownik
Mirosław Czarnota kręci nosem. Nosi dziś jego pryncypała
okrutnie. Odkąd przybyli na lotnisko, attache wojskowy nie może
usiedzieć w miejscu. To wstąpi pod namiot zamienić z kimś słowo,
to idzie oglądać trapy, by znów za chwilę wrócić pod rampę i
skomentować ryzykowny manewr Iła.
Jest wszędzie. A on jest razem z nim.
Jest wszędzie. A on jest razem z nim.
Właśnie
przechodzi obok nich grupa polskich dziennikarzy. Czarnota czuje się
nieswojo. Odnosi bowiem wrażenie, że wszyscy bacznie lustrują ich
wzrokiem. Wydaje mu się, że z boku, razem, muszą wyglądać
żałośnie. Czuje się jak puszka przywiązana do ogona, miotającego
się kota. Ale cóż robić? Taka przecież jego dola. Jest w końcu
zastępcą, wiernym adiutantem i zarazem kumplem swego szefa.
Posłusznie podąża więc za generałem Grzegorzem Wiśniewskim. Tym
razem jego przełożony decyduje się iść do pilotów Jaka-40,
który wylądował jakieś dwadzieścia kilka minut temu. Pułkownik
ma nadzieję, że generał przysiądzie tam spokojnie, choć na
chwilę.
Tymczasem
dziennikarze wsiedli już do czekającego na nich autokaru i ruszyli
w kierunku Katynia. Dyskutują. O czym innym jeśli nie o wizycie?
Komentują też widziane przed chwilą podejście Iła. Analizując
ich relacje trudno znaleźć jednak historię, w której mowa byłaby
o drugim przelocie transportowca. Wygląda więc na to, że ich bus
odjechał do Memoriału zaraz po godzinie 7:40, i dlatego nie mieli
okazji oglądać Frołowa więcej niż jeden raz.
Drugie
pojawienie się Iła miało mieć miejsce trzynaście (tak twierdzą
stenogramy), albo piętnaście (jak zeznaje Remigiusz Muś
(1)) minut po pierwszym. Czy dziennikarze mogli wyjechać aż tak
szybko z lotniska, że nie załapali się na drugi z przelotów?
Jeśli weźmie się pod uwagę, że odprawa paszportowo-celna była
na XUBS tylko "kurtuazyjna" (tak nazywa ją uzasadnienie
postanowienia o umorzeniu postępowania wydane przez praską
prokuraturę (2)), to jak najbardziej (3). Pasażerowie Jaka przeszli
szybko trzysta metrów, które dzieliły samolot od autokaru. Po
drodze Paweł Koć, pracownik naszej ambasady, zebrał od nich tylko
paszporty (4). I to była cała lotniskowa procedura. (5)
Ten
brak kontroli na „Siewiernym" mści się jednak szybkim
powrotem na lotnisko jednego z nich. Już po przyjeździe do Katynia
okazuje się bowiem, że wiza Jana Mroza była jednorazowa, a ten
wykorzystał już ją na wylot z premierem - 7 kwietnia. Musi teraz
szybko powracać na lotnisko, w asyście naszego konsula (6).
***
Słyszą
go jak wraca. Załoga Jaka wylega na zewnątrz, spoglądając na
czubki drzew, zza których ma się wyłonić samolot. Drugi pilot
przejeżdża dłonią po twarzy.
-
Coś długo go nie widać
-
Fakt - przytakuje dowódca
.
.
-
Słychać go już od dobrych kilku chwil, a nie wi...
Samolot
pojawia się niespodziewanie. Wynurza się nagle zza lasu, w miejscu,
w którym absolutnie się go nie spodziewali. Na wysokości pasa
kołowania. Zadzierają głowy. Idzie teraz dokładnie na nich.
Wielkie albinotyczne cielsko. Przepływa nad nimi majestatycznie, jak
długopłetwy humbak. Zaledwie 70 metrów nad Jakiem. Nie jest to w
żadnym wypadku próba lądowania. To, że nie zamierza przyziemiać
widać od samego początku, gdy tylko pojawia się nad lasem. Już
wówczas ma obroty startowe (7). Odlatuje. Po chwili do stojącej
wciąż jeszcze z zadartymi głowami załogi Jaka zbliża się polski
generał i drepczący za nim pułkownik. Kowaleczko rozpoznaje ich
natychmiast. Są to attache wojskowy w Moskwie i jego zastępca.
-
Czołem panowie, można się u was trochę rozgrzać w
środku?
środku?
- Czołem panie generale. Zapraszamy, zapraszamy obu
panów na kawę. Tym bardziej że coś jakby zaczyna ciągnąć
od lasu.
panów na kawę. Tym bardziej że coś jakby zaczyna ciągnąć
od lasu.
-
Jakaś mgła stamtąd wychodzi, czy co?
Jeśli
idzie o warunki meteo, jakie panują w tym momencie na XUBS, to
pierwszy pilot Jaka twierdził, że przez trzydzieści - cztedzieści
minut po jego lądowaniu (co obejmuje obydwa przeloty Iła)
widoczność na lotnisku była stabilna i utrzymywała się przez
cały czas na podobnym poziomie jak wtedy gdy lądowali Jakiem(8).
A
jakie to były warunki gdy lądowali? Jak zeznaje dowódca Jaka-40,
jeszcze w czasie podejścia do lądowania, kontroler lotów
informował ich, że widzialność wynosi 4 km(9), ale tuż przed
przyziemieniem miała się ona według wieży zmniejszyć do 1,5
km(10), choć Woszytyl twierdzi, że podchodząc stwierdził iż była
dużo lepsza(11). Zresztą sam Paweł Plusnin (kontroler lotów),
który te informacje przekazywał z wieży naszym pilotom zeznał, że
najniższa widoczność podczas podejścia Jaka wynosiła 2km(12), a
nie 1,5lm, oraz to, że podawane przez niego liczby celowo były
zaniżone, aby zniechęcić nadlatujących od lądowania(13). A
przecież widzialność na odległość 2 km, to jest całkiem niezła
postrzegalność.
Natomiast
co do widoczności podczas drugiego podejścia Iła, to pokrywałoby
się to z innym zeznaniem Wosztyla, w którym stwierdza on, że i
drugie podejście Iła odbyło się w podobnych warunkach meteo, co i
pierwsze (14), a więc było takie same jak przy podejściu Jaka-40
lądującego o 7:25.
Poza
tym, czy gdyby warunki o tej godzinie odbiegały, choćby w
niewielkim stopniu od przyjętych za standardowe, to czy meldujący
DKL-owi na Okęciu fakt lądowania, porucznik Kowaleczko, nie
zawiadomił by o tym Warszawy? (15) Po prostu poinformował o tym co
było w tym momencie istotne. A był nim fakt wylądowania. Nie
odbiegający od normy, w standardowych warunkach, zgodnych z poziomem
wyszkolenia załogi (16). Gdyby było inaczej, coś wzbudziłoby jego
wątpliwości, to czy nie przekazałby tego? Tym bardziej, że miał
świadomość o mającej nadlecieć zaraz po nich Delegacji (17).
Wiedział, że są szpicą.
Z
zsumowanych zeznań Wosztyla i Musia wyłania się klarowny obraz
potwierdzający lądowanie Jaka o 7:25, pierwszy przelot Iła o 7:40
i drugi o 7:55. Wynika z niego także, iż to dopiero po drugim
przelocie transportowca, a właściwie zaraz po tym zdarzeniu, tuż
przed godziną ósmą, na lotnisku pojawiła się mgła. Wcześniej
zaś panowała dobra widoczność w granicach od 2 do 4 km. Z tego
też względu, uzasadnianie dziwnych i nietrafionych podejść Iła,
mgłą - nie ma żadnego pokrycia w faktach. Podejścia te musiały
mieć jakiś zupełnie inny cel niż przyziemienie na "Siewiernym"
więc de facto nie mogły być one "próbami lądowania"
jak mówi oficjalna wersja wydarzeń.
Jeśli
zaś chodzi o inne niż podane oficjalnie godziny podejść Iła, to
kierownik lotów – Paweł Plusnin zeznał, że pomiędzy pierwszym,
a drugim podejściem Frołowa dotarła do niego informacja, iż z
Okęcia wystartował nasz Tu-154M (18). Tyle że godziną, w której
Plusnin miał się dowiedzieć o starcie Tupolewa, nie mogła być -
jak zeznał - 7:25. Okęcie
powiadamia bowiem Moskwę o wylocie „Tutki" dopiero o 7:36
(19). Plusnin dowiaduje się więc, faktycznie jak mówi, o
wylocie TU-154M już „po pierwszym, a jeszcze przed drugim
przelotem Iła". Czyli pomiędzy 7:40, a 7:55. Dokładnie tak,
jak to wynika z zeznań Artura Wosztyla i Remigiusza Musia.
Jak
więc można usytuować w czasie drugi przelot Frołowa? Skoro
przylot Jaka-40/044 ma miejsce około godziny 7:25,
a pierwsze pojawienie się Iła-76 nad lotniskiem około 7:40,
to drugie - odbywające się wysoko nad głowami oczekujących
(a więc i nad polanką, na której znajduje się wrakowisko) -
musiało mieć miejsce – zgodnie z zeznaniami świadków, jak i
obliczeniami MAK - około 7:55.
***
Nad
Smoleńskiem krąży Ił. Wzlatuje i opada. Podchodzi i odchodzi.
Zbliża się do ziemi i wznosi. Kosi czubki drzew. Tańczy. Wzbudza
zdumienie i podziw - „czcicieli machin". Dmie we wszystkie
silniki jak w podniebne trąby. Wykonuje coraz to śmielsze ewolucje.
Śmiertelne figury. Za nim posuwa się mgła.
Dance
macabre w białym welonie pary.
.............................................................................
(1)
Remigiusz Muś – zeznanie z dnia 10.04.2010 -
(http://idziemy.pl/imgs_upload/dokumenty/20150121_protokol_mus.pdf)
: "Próby
lądowania tego IŁ-76 miały miejsce około po 15 i 30 minutach od
naszego wylądowania".
(2)
Uzasadnienie umorzenia postępowania w sprawie o niedopełnienie
obowiązków służbowych przez wysokich funkcjonariuszy publicznych
V Ds 32/11 – Prokuratura na Warszawskiej Pradze
(http://www.naszdziennik.pl/uploads/special/uzasadnienie.pdf)
(3)
Paweł Bogumił Koć, który miał zeznać (przy okazji wyjaśniając,
co znaczy termin „kurtuazyjna odprawa” w uzasadnieniu
prokuratorskiego umorzenia "praskiego" postępowania) że
(http://www.naszdziennik.pl/uploads/special/uzasadnienie.pdf str. 220
– 222): "W dniu 10 kwietnia 2010 roku przyjechał na
lotnisko w Smoleńsku, aby odebrać grupę dziennikarzy, którzy
mieli przylecieć samolotem Jak - 40. Po wylądowaniu samolotu
świadek odebrał paszporty dziennikarzy, które następnie przekazał
przedstawicielom służby granicznej. Później paszporty miały być
zwrócone polskim konsulom – Violetcie Sobierańskiej i
Stanisławowi Łątkiewiczowi. Zgodnie z ustaleniami Rosjanie
pozwolili dziennikarzom wejść do podstawionych autokarów, bez
kontroli paszportowej i celnej".
(4)
Uzasadnienie umorzenia postępowania w sprawie o niedopełnienie
obowiązków służbowych przez wysokich funkcjonariuszy publicznych
V Ds 32/11 – Prokuratura na Warszawskiej Pradze
(http://www.naszdziennik.pl/uploads/special/uzasadnienie.pdf str.
221-222): "Paweł Bogumił Koć w dniu 10 kwietnia 2010 roku
przyjechał na lotnisko w Smoleńsku, aby odebrać grupę
dziennikarzy, którzy mieli przylecieć samolotem Jak - 40. Po
wylądowaniu samolotu świadek odebrał paszporty dziennikarzy (...)
Rosjanie pozwolili dziennikarzom wejść do podstawionych autokarów,
bez kontroli paszportowej i celnej"
(5)
Jan Mróz – Dziennikarz TVN24 (http://www.bibula.com/?p=73001):
Wysiedliśmy
z samolotu, zabrano nam paszporty i od razu wsiedliśmy do autobusu –
bez paszportów, jeśli dobrze pamiętam.
(6)
Wywiad z Janem Mrozem –
FYM
(http://www.bibula.com/?p=73001):
Ile czasu
zajmował przejazd z lotniska na Cmentarz? (chodzi
o las Katyński -RM)
JM: Około 30-40 minut.
Ten czas jest ważny, z uwagi na to, że wracając Jan Mróz mija się
w bramie z wyjeżdżającym ambasadorem Bahrem (JM: (...) minąłem
w okolicy lotniska limuzynę ambasadora Bahra i rosyjską straż
pożarną
) i pilotującym jego dyplomatyczny samochód wozem strażackim.
Mogło mieć to miejsce pomiędzy 8:45, a 8:55, zatem potwierdzałoby
to czas wyjazdu dziennikarzy z lotniska do Katynia na około 7:45.
Przy obliczeniach trzeba pamiętać, że Mróz w jedną stronę
jechał busem, ale z powrotem już samochodem osobowym (wg mapy
Google 22-27minut).
(7)
Remigiusz Muś. Nawigator Jaka-40/044
(http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/dostalismy-zgode-na-50-metrow-tu-
154-i-il-tez,138702.html): "Tym razem jednak Rosjanie zupełnie
nie trafili w pas. My staliśmy na drodze kołowania oddalonej od
niego o ok. 70 metrów. Ił wyszedł niemal dokładnie nad nami.
Wiedział, że nie jest nad pasem, więc przed przelotem nad naszym
JAK-iem już miał obroty startowe i nie kombinował tylko
odlatywał".
(8)
Artur
Wosztyl. Dowódca Jaka-40/044. Zeznanie z 21.04.2010
(http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/protokoly-Wosztyl.pdf):
Po
wylądowaniu te warunki jakiś czas jeszcze się utrzymywały. Ił-76
dwa razy podchodził po nas w podobnych warunkach. One zaczęły się
pogarszać jakieś 40 min. po naszym lądowaniu." W
innym miejscu zaś zezna: "Po
wylądowaniu około godziny
7:20, warunki
atmosferyczne panujące na lotnisku utrzymywały się przez jakiś
czas, myślę, że przez około 30 minut, na podobnym poziomie jak
przy moim lądowaniu. Następnie zaczęła nadciągać mgła w
płatach, która przez krótki czas ograniczała widzialność do
około 400m. Po czym warunki te poprawiały się do tych jakie
panowały przy moim lądowaniu.
Mam na myśli tylko widoczność.
(9)
Artur Wosztyl
(www.idziemy.pl/imgs_upload/.../20150121_protokol_wosztyl.pdf
): "W trakcie lotu, gdy
wszedłem w kontakt radiowy z wieżą w Smoleńsku, otrzymałem z tej
wieży informacje o widzialności w rejonie lotniska 4000m. (...)
Poinformowano mnie jeszcze, że występuje mgła."
(10)
Artur Wosztyl
(www.idziemy.pl/imgs_upload/.../20150121_protokol_wosztyl.pdf):
"Przed lądowaniem 5-10 minut,
zostałem poinformowany, iż widzialność spadła do 1500 metrów.
Pomiędzy tym pierwszym komunikatem z wieży Smoleńsk, a tym drugim
różnicza czasowa wynosiła 10 minut."
(11)
Artur Wosztyl
(www.idziemy.pl/imgs_upload/.../20150121_protokol_wosztyl.pdf):
"W moim odczuciu w chwili
samego lądowania na Smoleńsku warunki pogodowe były lepsze niż
te, które w ostatnim komunikacie przekazał mi kontroler z wieży w
Smoleńsku".
(12)
Paweł Pliusnin (kontroler lotów – XUBS, wieża wschodnia -
http://stowarzyszenieprzeciwbezprawiu.pl/index.phpo?option=com_content&view=article&id=1260:publiujemy-tre-zezna-kontrolerow-ze-smoleska&catid=10:ogolna&Itemid=2):
W odległości 50 km. polski
samolot JAK-40 nawiązał łączność. Następnie dla tego samolotu
podane zostały warunki pogodowe panujące na lotnisku: plus dwa
stopnie mgiełka, widoczność – 4 km. (...) Skręt czwarty polski
samolot JAK-40 wykonał w odległości 17-18 kilometrów. Do tego
momentu mgiełka zagęściła się do widoczności 2-ch kilometrów;
o tym została poinformowana załoga.
(13)
Paweł Pliusnin (kontroler lotów): Chcę
ponadto dodać, iż po nawiązaniu po raz pierwszy łączności z
samolotem TU-154, zaniżyłem widoczność do 400 metrów, ponieważ
myślałem, że załoga podejmie samodzielnie decyzję o
przekserowaniu na zapasowe lotnisko, i że taka widoczność obudzi
czujność samolotu, chociaż w rzeczy samej widoczność ta mieściła
się w granicach 800 metrów.
(14)
Artur Wosztyl. Zeznanie z 21.04.2010
(http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/protokoly-Wosztyl.pdf):
"Warunki moim zdaniem miał identyczne jak przy
pierwszym podejściu".
(15)
Rafał
Kowaleczko
(zeznanie
drugiego pilota Jaka-40/044 -
http://mikael-plus.salon24.pl/459682,por-rafal-kowaleczko-ii-pilot-jak40-zeznaje):
W
dniu 10.04.2010 ja osobiście, telefonicznie przekazałem por.
Lauksowi do Warszawy fakt naszego lądowania. Nie podawałem mu wtedy
warunków meto (tak
w oryginale - RM)
panujących
na lotnisku w Smoleńsku.
(16)
Artur
Wosztyl
(http://rebelya.pl/post/2798/zeznania-por-wosztyla-mowi-do-nich-zeby-nie-sch):
Na zadane pytanie zeznaje; po wylądowaniu ja albo por. Kowaleczko
telefonicznie poinformowaliśmy DKL w Warszawie o fakcie wylądowania.
(17)
Dariusz
Januszewicz (oficer
Centrum
Hydrometeorologii
Sił
Zbrojnych
RP
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed-fatalna-pogoda,165205.html):
Informacja
zwrotna, przekazana przez dyżurnego ok. godz. 7:45, (...) była
krótka: -
Dyżurny
METEO, chor. Marcin Nojek, poinformował mnie, że pilot samolotu
JAK-40 nie podał informacji o warunkach atmosferycznych podczas
lądowania w Smoleńsku.
(18)
Paweł Plusnin. Kierownik lotów na lotnisku"Siewiernyj"
(http://rebelya.pl/forum/watek/11401): "Następnie
IŁ-76 wykonał 1-e podejście do lądowania, na moją komendę
oddalił się na drugi
(19)
Raport Millera, str.238 - "Personel BOZ EPWA o godz.
05:36 (UTC, czyli o 7:36
czasu polskiego - przyp. autora) powiadomił Main Air Traffic
Management Center of Russia o starcie samolotu PLF 101".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz