Silniki
Jaka-40 o numerze burtowym 044, który wylądował na lotnisku
„Siewiernyj” w Smoleńsku o godzinie 7:25 powoli stygną.
Dziennikarze opuszczają już jego pokład, by w ciszy przejść obok płóciennych namiotów, rozbitych przy płycie lotniska, do bramy wjazdowej obiektu. Spoglądają ponad wierzchołkami drzew, czy nie pojawi się tam czasem samolot mający przywieść członków Delegacji na dzisiejsze uroczystości. Ci mieli przecież pojawić się w Smoleńsku, mniej więcej w tym samym czasie co i oni(1). Wynika to z bardzo prostego wyliczenia. Jak-40 leci do Smoleńska dwie godziny, a Tupolew - który miał wylecieć godzinę po nich - jedną.
W pewnym momencie słychać niskie
wibrowanie i szum silników. Zza wierzchołków drzew wynurza się
potężny, ciemny kształt. Schodzi nad samą płytę lotniska i nie
zważając na to, że znajduje się tuż-tuż nad nią,
wykonuje energiczny przechył na prawą stronę(2). Czy była to próba lądowania?
Jeśli tak, to skończyła się całkowitym fiaskiem. Rosyjski Ił-76,
rycząc wszystkimi silnikami, rozpoczyna mozolną wspinaczkę na
wyższe piętra powietrza. Dziennikarze zastygają nieruchomo jak
woskowe figury, głośno wymieniając się
uwagami zarówno co do nieoczekiwanej obecności, jak i samego zaskakującego manewru transportowca. W powietrzu
czuć wilgoć i zapach spalin, ale poza tym widoczność jest bardzo dobra(3).
Gdzieś na kwadrans przed godziną ósmą, czasu polskiego, okazuje się, że pojazd, którym dziennikarze mają jechać na miejsce uroczystości stoi już gotowy do drogi. Również i odprawa paszportowa jest zakończona. Mogą więc udać się do busa by wyjechać do Katynia. Co też robią. Dyskusja wybucha na dobre, gdy tylko wsiadają do ruszającego z miejsca pojazdu.
Nie tylko bowiem te akrobacje Iła-76 są zadziwiające. Właściwie nikt nie potrafi wytłumaczyć po co właściwie „pijany Iwan” - jak mieli go nazwać, według Piotra Ferenca-Chudego, dziennikarze - do Smoleńska przyleciał. I to akurat w tym czasie. Potem okaże się, iż zdaniem jednych miał przewozić na swoim pokładzie - samochody dla kolumny prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego(4), a według innych - specjalny oddział FSB do zabezpieczenia uroczystości(5), ale tak naprawdę obie te wersje są tylko historiami wrzuconymi do mediów przez Rosjan. Zarówno bowiem kolumna samochodów, jak i ogromne ilości wojsk specjalnych były na miejscu. Zadanie Frołowa niekoniecznie mogło bowiem polegać na transporcie kogoś, czy czegoś na XUBS(6). „Frołow" (statkiem dowodził pilot o tym nazwisku) mimo - ponoć - bardzo ważnej misji, nie wylądował przecież na „Siewiernym" mimo kilku podejść i przelotów nad płytą. Najdziwniejsze jest jednak to, że nikt zdaje się nie poruszać podstawowego problemu, polegającego na tym, iż tuż przed przylotem Prezydenta RP, przestrzeń powietrzna nad Smoleńskiem powinna być całkowicie zamknięta.
Gdzieś na kwadrans przed godziną ósmą, czasu polskiego, okazuje się, że pojazd, którym dziennikarze mają jechać na miejsce uroczystości stoi już gotowy do drogi. Również i odprawa paszportowa jest zakończona. Mogą więc udać się do busa by wyjechać do Katynia. Co też robią. Dyskusja wybucha na dobre, gdy tylko wsiadają do ruszającego z miejsca pojazdu.
Nie tylko bowiem te akrobacje Iła-76 są zadziwiające. Właściwie nikt nie potrafi wytłumaczyć po co właściwie „pijany Iwan” - jak mieli go nazwać, według Piotra Ferenca-Chudego, dziennikarze - do Smoleńska przyleciał. I to akurat w tym czasie. Potem okaże się, iż zdaniem jednych miał przewozić na swoim pokładzie - samochody dla kolumny prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego(4), a według innych - specjalny oddział FSB do zabezpieczenia uroczystości(5), ale tak naprawdę obie te wersje są tylko historiami wrzuconymi do mediów przez Rosjan. Zarówno bowiem kolumna samochodów, jak i ogromne ilości wojsk specjalnych były na miejscu. Zadanie Frołowa niekoniecznie mogło bowiem polegać na transporcie kogoś, czy czegoś na XUBS(6). „Frołow" (statkiem dowodził pilot o tym nazwisku) mimo - ponoć - bardzo ważnej misji, nie wylądował przecież na „Siewiernym" mimo kilku podejść i przelotów nad płytą. Najdziwniejsze jest jednak to, że nikt zdaje się nie poruszać podstawowego problemu, polegającego na tym, iż tuż przed przylotem Prezydenta RP, przestrzeń powietrzna nad Smoleńskiem powinna być całkowicie zamknięta.
Dziennikarze,
relacjonując wydarzenia z 10 kwietnia bardzo dokładnie opisują to
pierwsze „dramatyczne podejście Iła-76". I choć dla jednych odbywa
się ono w gęstej mgle(7),
a dla innych przy całkowicie bez-mgielnej pogodzie(8),
to jednak wszyscy doskonale widzą manewr jego podejścia i odejścia.
***
***
W tym samym czasie, w kabinie "Woszytlowego Jaka", tuż po wylądowaniu, obaj piloci zabrali się już do wypełnienia druku rozkazu: sprawdzają i spisują dane z przyrządów. Trzeba by jeszcze tylko zatankować samolot, oraz zameldować DKL-owi(9), na Okęciu, że wylądowali, i potem już tylko cierpliwie czekać(10). Okazuje się jednak, że tankowanie będzie możliwe dopiero po przylocie całej Delegacji. Pozostaje więc tylko czekanie.
Nagle, nisko nad lasem pojawia się jakiś samolot.
- Patrz, patrz kwadrans na dwunastą(11). Mamy Iła.
- Tak, to chyba siedemdziesiątka szóstka...(12)
- Zobacz! Co on wyprawia? - z ust Artura Wosztyla wyrywa
się okrzyk, ni to zdumienia, ni podziwu.
- Chyba za bardzo z lewej wyszedł i chciał skorygować błąd
przy lądowaniu(13).
- Nie jestem pewien. W zasadzie mógł lądować. Dziwny ten
manewr. Jakby się rozmyślił w ostatniej chwili.
Ten "dziwny manewr" ma miejsce (o godzinie 7:40) piętnaście minut po tym, jak samolot z dziennikarzami dotknął kołami pasa lotniska(14)
Ił
odlatuje. Zastyga powietrze. Do kabiny Jaka wąską smużką sączy
się oczekiwanie. Pęcznieje w zimnym, wilgotnym powietrzu, pączkuje
w głowach jak błotna kula, wolno tocząca się po zboczu. Czekają
więc. Na przylot Delegacji. Na tankowanie samolotu. Na powrót.
Stewardessa przygotowuje kawę. Nawigator Remigiusz Muś od samego początku
siedzi przy włączonej radiostacji, nasłuchując co dzieje się w eterze, komend towarzyszącym dziwnym manewrom Iła. Ma nadzieję usłyszeć
głosy kolegów z kolejnego nadlatującego polskiego samolotu; z Tupolewa, który już dawno powinien się tu pojawić. Zawisa nad
nimi metaliczny zapach niewiadomego.
............................................................................
(1) Paweł Świąder Dziennikarz (za http://www.rmf24.pl/opinie/komentarze/pawel-swiader/news-pawel-swiader-boje-sie-powrotu-do-polski,nId,272706): "Nasz samolot miał odlecieć o 5 rano. Rzadko mam okazję towarzyszyć Prezydentowi w czasie oficjalnych wizyt, tym razem, na wyjazd do Katynia zgłosiłem się na ochotnika. Dopiero na Okęciu okazało się, że dziennikarze mają lecieć Jakiem, a dopiero godzinę po nas wystartuje Tupolew.
(2) Piotr Ferenc- Chudy. Dziennikarz Gazety Polskiej (za: Gazeta Polska z 14 kwietnia 2010): "Otwierają się drzwi samolotu. Czujemy wilgoć w powietrzu, choć mgły nie widać. Tuż po zejściu z trapu ukazuje się niecodzienny widok - rosyjski transportowiec Ił, lecąc tuż nad lotniskiem, nagle zwiększa ciąg i rozpoczyna manewr w bok".
(3) Dziennikarz RMF24 Paweł Świąder (http://www.rmf24.pl/opinie/komentarze/pawel-swiader/news-pawel-swiader-boje-sie-powrotu-do-polski,nId,272706) : Po
przymusowej przesiadce wszystko poszło już zgodnie z planem. Start, lot
i lądowanie przebiegły bez żadnych przeszkód, choć faktem jest, że z gęstej mgły wyszliśmy tuż nad pasem startowym.
W każdym razie wylądowaliśmy bez przeszkód co nie udało się rosyjskiemu
samolotowi transportowemu, którego obserwowaliśmy podczas wysiadania z
Jaka. Pilot przeleciał po prostu nad pasem z wypuszczonym podwoziem i
nie dotykając powierzchni poderwał maszynę.
(4) Za "stenogramami z wieży" str.126 (http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/stenogram%20z%20wiezy.pdf): Nikołaj Krasnokutskij - „To znaczy, zgodnie z planem, oto w tej chwili Jak-40 wylądował z tymi delegacją i dziennikarzami, a Ił-76, czyli nasz Frołow teraz właśnie na podejściu. Tam będą samochody prezydenckie. O 10:30 lądowanie głównego prezydenta".
(5) Za „Gazeta Wyborcza" (http://wyborcza.pl/1,76842,7752603,Odradzano_ladowanie.html#ixzz3ouXkkGKU): „Ekspert wojskowy wyjaśnił "Gazecie", że na pól godziny przed lądowaniem samolotu prezydenckiego na lotnisku Siewiernyj miał wylądować wojskowy Ił-76 z Moskwy, który wiózł oddział funkcjonariuszy Federalnej Służby Ochrony (odpowiednik BOR-u)".
(6) XUBS - lotnisko „Siewiernyj" w Smoleńsku według kodu ICAO
(7) Paweł Wudarczyk. Operator Polsat News ( http://www.youtube.com/watch?v=vTulgxIJjmQ ): "Jak my lądowaliśmy, to startował jakiś samolot. (...) Tak, była straszna mgła, no, nie było nic widać".
(8) Piotr Ferenc- Chudy (Gazeta Polska z 14 kwietnia 2010): "Otwierają się drzwi samolotu. Czujemy wilgoć w powietrzu, choć mgły nie widać"
(9) DKL - Dyżurny Kontroler Lotów
(10) Remigiusz Muś - Nawigator Jaka-40 - (http://idziemy.pl/imgs_upload/dokumenty/20150121_protokol_mus.pdf): Po skołowaniu z pasa startowego zakołowaliśmy na miejsce postoju, wysadziliśmy pasażerów, odprawiliśmy się u służb granicznych i celnych i przystąpiliśmy do przygotowywania samolotu do postoju. Nie mogliśmy dokończyć czynności z powodu tego, że władze lotniska zdecydowały o tym, że zatankujemy samolot, po wylądowaniu naszego tupolewa. W związku z tym czekaliśmy na przylot.
(11) Jest to określenie kierunku, w którym ma patrzeć pilot, a nie czasu.
(12) Artur Wosztyl. Zeznanie z 21.04.2010. (http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/protokoly-Wosztyl.pdf): "W momencie lądowania IŁ-76 moim zdaniem widzialność wynosiła około 1000 m, sylwetkę samolotu zaś zobaczyłem gdy był na wysokości pomiędzy 30-40 m. Podejście IŁ-a widziałem z mojego samolotu".
(13) Artur Wosztyl. Zeznanie z 10.04.2010 (http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/protokoly-Wosztyl.pdf): "W pierwszej próbie IŁ wyszedł lekko z lewej strony pasa i pomimo nieudanej próby poprawienia błędu w prawą stronę, odszedł na następne zajście".
(14) Artur Wosztyl (http://wyborcza.pl/1,76842,7913721,Tupolew_wcale_nie_ladowal.html#ixzz3aVZ QaA7y): "W międzyczasie nad lotniskiem pojawił się rosyjski Ił-76. - Tak, jakieś 15 min po nas. Dwa razy podchodził do lądowania (...)"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz