Program Pierwszy rosyjskiej TV (z 10 kwietnia 2010): Według informacji podanych przez program pierwszy, 10 minut przed tragedią rosyjski samolot transportu wojskowego, który miał wylądować na tym lotnisku, odszedł na lotnisko zapasowe.
Paweł Plusnin |
Można czytając te słowa wzruszyć ramionami. - Jaką wartość mogą mieć jakieś ruskie fejki? Skoro tak, to poszukajmy innych komunikatów. Jeden - pamiętam - „taki piękny, amerykański był”...
Gazeta The Washington Times: Nawet godzina katastrofy pozostaje niepewna. Najpierw ogłoszono, że to była 10:56, potem zmieniono na 10:41, lecz świadkowie przysięgają, że to było jeszcze wcześniej. (…) Mniej więcej w czasie gdy miał podchodzić (mowa o PLF-101 - jego planowe lądowanie to 8:30 – RM), samolot należący do rosyjskiego KGB wynurzył się z mgły, latał bardzo nisko nad lotniskiem, pozorując próbę lądowania, ale przerwał swoje podejście i odleciał. To wydarzenie nie zostało wyjaśnione przez władze rosyjskie, a powód dla którego Ił tam się znalazł nie jest znany. Gdyby faktycznie polski samolot wówczas lądował, mógłby się z nim zderzyć.
Nie jest ten materiał zbyt przekonywujący? W sumie, może i racja - co mogą Amerykanie wiedzieć o zdarzeniu, skoro ich tam nie było? No to może zacytujmy, nasze rodzime źródła wojskowe.
Gazeta Wyborcza: Źródła wojskowe podają, że 15 min przed lądowaniem prezydenta służby kontrolne lotniska zabroniły lądować wojskowemu Ił-76 ze względu na złe warunki.
Niezbyt wiarygodne to źródło? To może relacja bezpośrednich świadków będzie bardziej przekonywująca?
Relacja TV z 10 kwietnia - spiker (fragment filmu "Pył na wietrze"): Dziennikarze z Polski, którzy godzinę wcześniej wylądowali na tym samym lotnisku, potwierdzają, że kwadrans przed katastrofą Tupolewa, do lądowania we mgle szykował się wojskowy Ił.
Zastanawiać i budzić nieufność może, skąd bierze się w tych relacjach, różnica pięciu minut pomiędzy przelotami obydwu samolotów. Źródła rosyjskie mówią bowiem o dziesięciu, a polskie - piętnastu minutach dzielących podejście Iła-76 i Tu-154M. Okazuje się, że nie tylko mnie zastanawia ta sprawa.
Artur Wosztyl (relacja z 10 kwietnia 2017): Czas: 8.56, który funkcjonował przez dłuższy czas. Moja pierwsza rozmowa po usłyszeniu tych niepokojących dźwięków, których wcześniej nigdy nie słyszałem i mam nadzieję nigdy nie usłyszę – rozmowa z DKL-em odbyła się o godz. 8.38 czasu polskiego. I to też nie od razu było, że... (wcześniej Wosztyl dzwonił jeszcze do dowódcy swojej jednostki - RM) Po prostu to też, po prostu, niedowierzanie, nie wiadomo, co się dzieje. Po prostu tutaj samolot powinniśmy byli słyszeć – nie słyszymy. Te dźwięki wcześniej... (...) I dopiero wykonałem telefon do DKL-a – godzina 8.38. (...) Dlaczego 8.41? Nie wiem.
Dlaczego 8:41, a nie 8:35? Czy odpowiedź na to pytanie nie znajduje się przypadkiem w słowach tegoż porucznika Wosztyla, tyle że w zeznaniu z 10 kwietnia 2010?
Artur Wosztyl: Było to około godz. 8.35 polskiego czasu. Stojąc przy swoim samolocie usłyszeliśmy dźwięk silników TU-154 M podchodzącego do lądowania. Rozpoznałem to po charakterystycznym dźwięku pracy silników tego rodzaju samolotu. Nadmieniam, że go nie widziałem, a jedynie słyszałem.
Jeśli PLF101 podchodził o 8:35, a nie o 8:41, to pomiędzy podejściami Iła, oraz Tupolewa minęłoby jednak dziesięć, nie piętnaście minut. Czy te pięć-sześć minut różnicy, jakie są w informacji podanej "stronie polskiej" potrzebne były do "uruchomienia katastrofy "? Czy był to czas potrzebny do przekonania się czy PLF-101 na pewno nie wraca na Okęcie? Ewentualnie czy nie leci przypadkiem do Mińska. Co jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że nie będzie podchodził ponownie, i że zdecydował się lecieć na lotnisko zapasowe ("Kontroler pytał się TU-154M jakie są jego zapasowe lotniska. Ktoś z załogi odpowiedział, że Witebsk i Moskwa *". Ale równocześnie... "Witebsk powiedział mi poprzednik, że jest nieczynne. A Mińsk ma taką samą odległość, jak do Moskwy**"). I dopiero, gdy jest już pewność, że samolot leci tam gdzie powinien lecieć ("No, wychodzi na to, że powinien, jak już chce koniecznie, to w Moskwie**") wówczas można było "ogłosić katastrofę". O 8:41.
Te pięć minut gorączkowej niepewności (8:35-8:40) odszukać można przecież w stenogramach z wieży.
Plusnin: ”Logikę”
Telefon: Batalion inżynieryjny rozmawia, rozmawia, mam rozłączać?
Plusnin: Kto rozmawia?
Plusnin jest wyraźnie zaskoczony. Co może mieć "Logika" do batalionu od wybuchów, desantu i sprzętu transportowego?! Gdyby był bardziej lotny to domyśliłby się co to oznacza.
Telefon: Batalion inżynieryjny.
Plusnin: Rozłączajcie. (...)
Kurtiniec: Tak?
Plusnin: Potrzebuję informacji, dokąd on poszedł, czy na Wnukowo, czy gdzie indziej, gdzie on jest teraz? (...) mam na myśli, powiedzmy tak sobie, polski samolot.(...)
Kurtniec: Polski jednoznacznie na Wnukowo, w Twerze nia ma komory celnej
Plusnin: Nie, czasem oni od nas na Mińsk odchodzą. (mamy tu podaną ważną informację, że samolot o którym rozmawiają należy do grupy tych, które "odeszły" zbad XUBS [уходят], czyli o taki, który podchodził do Siewiernego i odleciał, a nie o jakiś przypadkowy lecący na przykład przelotem - RM) Potrzebuję ścisłej informacji.(...)
I dalej,
Plusnin: Jakby tak można do głównego centrum zadzwonić UWD, żeby dokładnie wiedzieć, dlatego, że na niego tu oczekują. Albo, kurde, tu mają czekać, albo do Moskwy muszą pędem jechać, to znaczy do Mińska.(...) No, no tam to wiedzą, dokąd poszedł. Samolot specjalny, oznaczenie „A” (słowa te wskazują, że ewidentnie chodzi tu o PLF101 - RM).
Kurtiniec: Rozumiem, właśnie to wyjaśniamy.
Plusnin: No i tu zadzwońcie, dlatego że muszę to...
Kurtniec: A oni zdążą wyjechać? Tu czasu zbyt...
Plusnin: No, chuj go wie, proszą o tę informację, kurde. To już ich sprawa, ja muszę im podać, gdzie on będzie, albo Wnukowo, albo Mińsk, kurde, albo jeszcze gdzieś.
Plusnin, jest potężne zdenerwowany. Wszystko na jego biednej, łysej głowie. I jak na złość nie ma mu kto poradzić, gdyż pryncypał przed chwilą sobie poszedł (po wyjściu, płk.Krasnokutski spotka się z załogą Jaka-40 i przekaże im, że "Tupolew odleciał"). Tymczasem on, Plusnin będzie musiał poinformować FSB i oczekujących na Delegację oficjeli, co z tym "Polakiem". Bez dwóch zdań nie dadzą mu spokoju. W końcu kto ma wiedzieć co stało się z samolotem, jeśli nie on – kontroler lotów. Zresztą nie ma co się im dziwić, że chcą wiedzieć - dochodzi już 8:40, a Tupolew miał planowo lądować dziesięć minut temu. A tu ten Kurtniec! Zasranym obowiązkiem operacyjnego jest zawiadamiać go o wszystkim, a ten wyraźnie sobie z nim przygrywa. Zamiast zadzwonić do UWD – która musi przecież monitorować lot polskiego prezydenta - ten się z nim drażni. Głupio twierdzi, że dopiero "wyjaśniają dokąd odleciał". Jakby nie mieli żadnej bieżącej kontroli nad tym, co i gdzie nad obszarem Rosji leci.
Ten dialog operacyjnego Kurtińca i kierownika kontroli lotów Plusnina warto przeczytać sobie jeszcze raz, w całości. Choćby po to by zastanowić się, jak to możliwe, że według stenogramów rozmowa odbyła się on pomiędzy 8:16:03. a 8:19:22. I czy mogła ona rzeczywiście mieć miejsce w tym czasie, skoro ten sam Plusnin zeznał, iż: "Około godziny 8:10 dostałem informację od dyspozytora, iż polski samolot TU-154 „Polskij Falstrot” /jego sygnał wywoławczy/ powinien przekraczać „ASKIL” jeden z punktów wyjścia z kierunku zachodniego. Około godziny 8:15 samolot Tu-154 nawiązał kontakt ze mną"?
* Zeznanie Remigiusza Musia - nawigatora Jaka-40/044
** słowa majora Henryka Grzejdaka - oficera dyżurnego CH SZ RP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz