W
poprzednim odcinku ("
P.S. 3 ")
cytowałem
kilka relacji z
których wynikało,
że Ił-76 podchodził
do
XUBS około
godziny
8:25, na dziesięć minut przed tym,
jak miał się tam pojawić Tupolew.
Było
to
jego
trzecie podejście. - Trzecie?!
- może się ktoś żachnąć. - Skąd by się wzięło trzecie?
Przecież
na
pytanie Roberta
Grzywny,
czy "Rosjanie przylecieli już?" Remigiusz Muś wyraźnie
odpowiada:
"Ił dwa
razy podchodził
i chyba gdzieś odlecieli". Odpowiem
na to innym
pytaniem – A dlaczego Drugi Pilot w ogóle się pyta o lądowanie
Rosjan? O godzinie 8:25
PLF-101 jest już przecież na kręgu, gdzieś między
drugim, a
trzecim zakrętem kręgu
–
pisałem o tym w " P.S.
2 " - więc piloci powinni widzieć doskonale co dzieje się
w powietrzu, zaledwie kilkanaście
kilometrów od nich. Bo w takiej odległości od Siewiernego wówczas
się znajdują. Nie tylko powinni.
Doskonale
widzą co
dzieje się wokół. Jak
piszą w swojej książce autorzy
"Ostatniego Lotu" (str. 175 – 176): polski
TU-154M
jest
wyposażony w system antykolizyjny TCAS (…). Na ekranie urządzenia
wyświetlane są informacje – znaczniki – samolotów znajdujących
się w pobliżu, to znaczy nawet w odległości stu kilometrów.
Piloci mogą określić czy te maszyny lecą poniżej, czy powyżej
tupolewa. Gdyby jakiś samolot niebezpiecznie zbliżał się do
prezydenckiego Tu-154M, to pojawiałby się na wskaźniku wizualny
komunikat nakazujący pilotowi wznoszenie lub obniżanie.
Żeby
więc
odpowiedzieć
na pytanie
dlaczego
Grzywna pyta o Rosjan i czemu Muś mu tak odpowiada,
trzeba
spróbować opowiedzieć
tę historię
po
kolei.
Około
godziny 8:20 Tupolew miał
rozpocząć podejście na
XUBS od
zachodu (patrz
P.S. 2) , ale
do tego nie doszło.
Początkowo
sądziłem, że
powodem tego było
nagłe pojawienie się
mgły. Myliłem
się. Po
powtórnej analizie stenogramów i zeznań świadków, bardziej
prawdopodobne wydaje
mi się
to,
iż
Tupolew musiał poczekać na holdingu, aż swoje podejście zakończy
inny samolot.
Czy
tym samolotem mógł
być Ił-76?
Prześledźmy
jego wojaże.
Frołow,
po drugim swoim
podejściu (które
miało miejsce o
7:55)
najprawdopodobniej
poleciał
(odchodząc w
kierunku na zachód) na
spotkanie PLF-101, by
potem pilotować
go do samego
Smoleńska. Tak
twierdzi
kpt. pilot Michał Wiland (4,5
tys. godzin
nalotu na
Tu-134):
I
ten
Ił-76 leciał przed naszym Tu-154M już od Białorusi, o czym możemy
się dowiedzieć, studiując dokładnie stenogram z CVR. W
stenogramie rozmów z naszego samolotu jest również krótki zapis z
iła, który rozmawia z kontrolą białoruską, która następnie
przekazuje go kontrolerom smoleńskim.
Spójrzmy
do
stenogramów z kokpitu.
Nawigator
(pyta w pewnym momencie Dowódcę): Arku
zniża! Czyżby też
leciał do Katynia?
Samolot
o
którym
mowa w tym pytaniu musi zatem ("też")
iść
tym samym kursem, którym planuje lecieć
Tu-154M.
Inne
dowody
obecności w
przestrzeni wokół Tu-154M (która powinna być przecież wolna gdy
nadlatuje Głowa Państwa)
jakiegoś innego
samolotu
to choćby
te
słowa Drugiego Pilota: "W
pobliżu on jest".
Ślady
obecności Frołowa pojawią się w rozmowach pilotów później
jeszcze kilkakrotnie.
Spróbujmy
przedstawić
je, zachowując
następstwo czasowe.
Około
godziny 8:21
– 8:23
(skoro
ASKIL przechodził o 8:15) Tupolew
znajduje się już na drugim zakręcie kręgu
i
zmienia kurs, lecąc w kierunku trzeciego zakrętu
nadlotniskowego.
Zniża
przy tym do 500 metrów.
AA: 200
metrów.
Korsaż: PLF 1-0-1, wysokość 500?
Pierwszy Pilot: Podchodzimy do 500 metrów.
Korsaż: Zrozumiałem.
Korsaż: PLF 1-0-1, wysokość 500?
Pierwszy Pilot: Podchodzimy do 500 metrów.
Korsaż: Zrozumiałem.
W
TVN24, na początku czerwca 2010 roku, ten fragment został
następująco skomentowany przez jednego z pilotów latających na
Tupolewach – majora
Grzegorza
Pietruczuka
:
Informacja
o 200 metrach odnosi się być może do innego samolotu, bo Tu-154
jest w tej chwili powyżej 500 metrów.
I
jeśli nawet słowa (200
metrów za chwilę)
przypisać Arturow Ziętkowi (jak chcą analitycy CVR-3) to
słowa o 200 metrach przy podchodzeniu TU-154M do 500 m., pozostają.
Także
to
dopiero
na
tym odcinku (pomiędzy drugim a trzecim zakrętem) załoga dowiaduje
się od kontrolera lotów
i
niemal
równocześnie
od
dowódcy
Jaka-40
o
n.b 044 - Artura
Wosztyla, (oraz
prawdopodobnie także o
8:23 z
warszawskiego COP) o
gwałtownej zmianie pogody na
Siewiernym.
Mówi
o tym wyraźnie w swoim zeznaniu Remigiusz Muś: - W
momencie, kiedy załoga powinna wykonać zejście do lądowania,
kontroler przekazał im informację o pogarszających się warunkach
pogodowych 500 metrów na prawdopodobnie 80 metrów.(...)
W
międzyczasie mój dowódca załogi przekazał załodze Tupolewa na
tej samej częstotliwości informację, że naprawdę się pogarsza
pogoda.
Informacja
o potężnej fali mgły dociera
zatem
na
pokład Tutki
dopiero
pomiędzy
godziną
8:23,
a
8:25!
Po
upływie
kilku
minut, od
nawiązania
pierwszego
kontaktu Tu-154M z załogą Jaka-40/044 - kiedy
Tupolew znajduje się na wysokości powyżej 500 metrów, ( a jest to moim zdaniem -
około godziny
8:25-8:27) Robert Grzywna łączy się z
Remigiuszem Musiem (nawigatorem "dziennikarskiego"
samolotu).
Pyta
go o grubość warstwy chmur. Otrzymuje odpowiedź: "na 500
metrach byliśmy jeszcze nad chmurami", co potwierdza,
że PLF-101
dopiero zniża do 500 metrów.
Jednak
tuż przed tym drugim połączeniem z
Jakiem ma mieć miejsce ten oto, legendarny już dialog, w okołosmoleńskiej
przestrzeni powietrznej:
X-1: (niezrozumiale)
zakończyłem zrzut, zniżanie na wschód.
X-2: Pozwolili
X-2: Pozwolili
To
tłumaczyłoby pytanie Grzywny o Rosjan zadane
na sam koniec jego
rozmowy
z
Musiem. Pyta
go o Iła
(A
Rosjanie już przylecieli?),
gdyż
widzi pewną sprzeczność między komunikatem ("zniżanie"),
a
tym co widzi na ekranie TCAS.
Frołow
bowiem
i
tym razem
odchodzi.
Muś natomiast widocznie nie zauważył tego trzeciego podejścia. Dlatego
mówi
o dwóch poprzednich, których był świadkiem pół
godziny wcześniej (Ił
dwa razy odchodził i chyba
gdzieś odlecieli).
Słowa
te
zgadzają
się (to
"odejście")
z
tym
co załoganci Tutki widzą na ekranie
radaru,
bo kwitują to tylko krótkim "Dzięki".
Ważne
jest w
tym wszystkim jednak
co innego: TU-154M
oraz Ił, lecą w tym
momencie równolegle do
siebie
– Ił
podchodząc od zachodu do pasa XUBS, oraz Tupolew lecący wówczas od
drugiego, ku trzeciemu z zakrętów
kręgu.
Konsekwencje
takiego równoległego lotu nie mogły pozostać obojętne na dalsze
decyzje
PLF-101. Zwłaszcza, że po
kolejnych kilku minutach
(od
2
do
4),
kiedy już nasz samolot wejdzie w zakręt (trzeci / czwarty)
Remigiusz Muś zaalarmuje Dowódcę Tutki: "Arek, teraz widać
dwieście"...
Zadam
proste pytanie. Czy
w sytuacji gdy:
-
w kierunku PLF-101 leci właśnie, kierując
się Biełyj,
odchodzący znad
XUBS Ił-76;
-
mgła zagęszcza się do poziomu wielokrotnie przekraczającego
minimalne warunki do lądowania - dla Tu-154 100 x 1200 m, a dla lotniska 100 x 1000 m - ("Arek
teraz widać 200");
-
kontrolerzy "Siewiernego" nie
wiadomo z jakich względów wydają
PLF-101
zgodę
na lądowanie, nakazując mu
zejście
poniżej minimum lotniska ("A
tam pięćdziesiąt metrów, kurwa, natychmiast");
-
APM zostają wyłączone ("Nie,
wyłącz, przegoń go");
-
łączność z wieżą zostaje zerwana (Siergiej
Antufiew : A
potem dyspozytor mówi: "Łączność się zerwała", kiedy
samolot podchodził do lądowania);
-
płk
Zalewski z Centrum
Operacji
Powietrznych
wydaje PLF-101
polecenie
powrotu na Okęcie ("ja
tu poleciłem, żeby Okęcie")
a major Grzejdak z Centrum Hydrometeorologii "sugestię
lądowania w Moskwie"
-
to pytanie
moje brzmi:
czy
w takiej sytuacji Arkadiusz
Protasiuk,
przewożąc
Naczelnego
Dowódcę Sił Zbrojnych
i
niemal cały Sztab Generalny (nie mówiąc o pozostałych członkach
Delegacji),
mógł
zdecydować
się na próbę podejścia?!
No,
dobrze – powie ktoś - a
co ze stenogramami? Przecież
tam czarno
na białym widnieje
zapis
podejścia?
Proszę
sobie przeczytać jeszcze raz CVR-3 – zapis od czwartego zakrętu
do "katastrofy" – pod
kątem wypowiedzi Dowódcy statku.
Otóż
komunikacja
tam
zapisana jest
moim
zdaniem
absurdalna.
Na
przykład
kiedy
Dowódca
słyszy
ostrzeżenie
Musia
o widoczności
która spadła
do dwustu
metrów ma powiedzieć: "Przyciskamy" (słowo
"Dzięki"
mówi jakaś
niezidentyfikowana
osoba).
Ponadto
analitycy
z Instytutu
Stehna
tylko
raz
identyfikują
głos Protasiuka
w
komunikacji z wieżą na
tym ostatnim odcinku. Dzieje się to w
momencie gdy samolot ma przelatywać
nad dalszą radiolatarnią. Protasiuk ma powiedzieć wówczas
"czietyrie." Słowa
te całkowicie
przeczą równoczesnemu
komunikatowi KL Ryżenki (sic!)
sytuującemu
samolot w całkiem
innej
przestrzeni.
Poza
tym, cała
reszta
komunikacji
pomiędzy wieżą, a Tu-154M, jest ze strony PLF-101 prowadzona (wg.
analityków) przez
niezidentyfikowanego rozmówcę, który mówi na
przykład:
"Шасси,
закрылки выпущены, польский сто один"
co jest slangowym komunikatem rosyjskich statków powietrznych
oznajmiających, że “mam
podwozie i klapy wypuszczone”. Według autorów "Zbrodni
Smoleńskiej" (str.180) jest to charakterystyczna
tylko
i wyłącznie dla
Rosji, zakodowana
prośba o zgodę na lądowanie. A przecież zgoda ta została już, i
to otwarcie - według
pilotów Jaka-40 – wydana PLF-101
dużo
wcześniej -
pomiędzy trzecim a czwartym zakrętem Tutki.
No
a
poza tym, dlaczego to
Protasiuk
(albo
Grzywna)
mieliby
mówić rosyjskim slangiem lotniczym?
No,
a co z
rozmową
załogi – może ktoś zapytać – ta
zdaje
się przecież wyraźnie
rozmawiać
o podejściu, a
potem jeszcze
Nawigator
rytmicznie odlicza
zniżanie?
Odpowiedź
jest
prosta.
Skoro
Tupolew
odszedł znad
XUBS
to musiał przecież gdzieś zniżać,
żeby wylądować...
Jacek
Sasin: Ja
rozmawiałem z takim emerytowanym pilotem z tego 36 pułku,
który
zresztą tysiące godzin wylatał na tym tupolewie. I on odsłuchiwał
to nagranie z czarnej skrzynki, które pani Anodina puszczała tam na
tej konferencji prasowej swojej. I tam jest takie uderzenie, które
zostało zinterpretowane jako uderzenie o drzewo, prawda. On mówił,
że to absolutnie nie jest prawda że to jest uderzenie o drzewo. Że
to jest
bardzo charakterystyczny odgłos kół, które uderzają o podłoże,
prawda. Że jak ktoś latał tym samolotem, te tysiące godzin to
dokładnie
ten odgłos zna, prawda.
Śp. Krzysztof Zalewski napisał zaś: Jasne jest, że warunków do lądowania nie było - przy podstawie chmur 50 m, zejście do wysokości decyzji 100 m nie ma sensu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz