poniedziałek, 30 marca 2015

XXXVII. Podwójne dno smoleńskich trumien

Raport MAK str. 103-104
(http://www.komisja.smolensk.gov.pl/kbw/komunikaty/8695,dok.html):  

10 kwietnia 2010 
11:10 - przybycie na miejsce zdarzenia lotniczego 7 brygad pogotowia ratunkowego; (...)
11:40 - ustalenie faktu braku  żywych poszkodowanych na miejscu zdarzenia lotniczego, odjazd 7 brygad medycznego pogotowia ratunkowego; (...)
13:00 - przybycie na lotnisko Smoleńsk „Północny” naczelnika ekspertyz medycyny sądowej, z nim 7 ludzi, 16 patologów, starszy - kierownik okręgowego instytutu anatomii patologicznej (..)
14:58 - przygotowane miejsca do rozmieszczenia ciał ofiar: miejska kostnica 100 miejsc, 1 -szy szpital kliniczny m. Smoleńsk - 5 miejsc; 
15:12 - przystąpiono do ewakuacji ciał ofiar, miejsce zdarzenia lotniczego podzielono na 14 sektorów (...)
16:20 – na miejscu AP ("zdarzenia lotniczego" – RM) odnaleziono 25 ofiar; (…)
16:59 – przybycie na miejsce AP śmigłowca Mi-26 z lotniska Dobrynskoje (JW 42663) okręgu Władimirskiego z ratownikami na pokładzie – 3 ludzi; (...)
19:00 - początek załadunku ciał ofiar do śmigłowca Mi-26; (...)
20:54 - wylot śmigłowca Mi–26 na lotnisko Domodiedowo m. Moskwa z ciałami ofiar na pokładzie; (...)  



I to już są wszystkie informacje z raportu MAK w kwestii poszukiwania ciał i akcji ratunkowej. Poza tymi, które przytoczyłem powyżej nie ma w nim więcej żadnych informacji o odnalezieniu innych ofiar, poza wzmiankowanymi dwudziestoma pięcioma ciałami. Nie ma także żadnej, najmniejszej nawet informacji o kolejnych transportach ciał, poza tym jednym, jedynym śmigłowcem.

Jest natomiast taka oto informacja polskiego radia, z 11 kwietnia 2010      http://radioszczecin.pl/index.php?idp=1   
W moskiewskim Biurze Ekspertyz Sądowych trwają badania ciał ofiar polskiego samolotu prezydenckiego, który wczoraj rozbił się pod Smoleńskiem.
Jeszcze dziś może się rozpocząć oficjalna identyfikacja ofiar. Pracownik Biura poinformował Polskie Radio, że oficjalnie nie przeprowadzono jeszcze identyfikacji ofiar. Media poinformowały natomiast, że wstępnie udało się zidentyfikować 24 ofiary tragedii.   

Chciałbym zwrócić uwagę na liczbę. „Dwadzieścia cztery ofiary tragedii”. Czy ma to jakiś związek z tym, że w przeddzień odnaleziono(!?) w Smoleńsku dwadzieścia pięć ciał, z tego jedno ciało zostało w Smoleńsku? Ciało Prezydenta Lecha Kaczyńskiego?

Zastanawia mnie także, czyje ciała udało się wstępnie zidentyfikować w dniu 11 kwietnia 2010 roku? Na to pytanie nie udało mi się nigdzie znaleźć odpowiedzi, poza jedną wzmianką podawaną przez Radio RMF: 
http://www.rmf24.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/fakty/news-krzysztof-kwiatkowski-do-tej-pory-zidentyfikowano-24-ciala,nId,271945" 

Konrad Piasecki – dziennikarz RMF FM: Mamy informacje, czyje ciała zostały już zidentyfikowane, czy tylko dysponujemy tą liczbą 24? 
Krzysztof Kwiatkowski – Minister Sprawiedliwości: Możemy teraz powiedzieć o identyfikacji zwłok pana prezydenta. Ja mam jeszcze wstępną listę kolejnych nazwisk, ale nie chciałbym o niej teraz mówić publicznie.

I jeszcze jedna informacja o... godzinie identyfikacji:  http://polska.newsweek.pl/niedziela-11-kwietnia-2010--kalendarium-zdarzen,56644,1,1.html 

11 kwietnia 2010 o godzinie 11.32 – Zidentyfikowano 24 ciała.

Dlaczego podana jest tu tak dokładna godzina? Dla mnie jest to równie intrygująca informacja, jak ta, że w przeddzień w Smoleńsku odnaleziono 25 ciał.

Być może, gdyby udało się ustalić czyje ciała zidentyfikowano w pierwszej kolejności, można by tym samym potwierdzić dotychczasowe wnioski, co do lotu kilku samolotów, i ewentualnie spróbować określić jakie mogło być rozłożenie Delegacji na te loty. 
Niestety na taką informację nigdzie nie natrafiłem. Podaję więc tylko te materiały, które odnalazłem w sieci, mając nadzieję, że być może komuś uda się na ich podstawie dojść do jakichś istotnych wniosków. Być może ktoś wie o jakimś innym materiale dotyczącym tych kwestii? Na przykład - kim były te dwadzieścia cztery, w pierwszej kolejności zidentyfikowane osoby? Wydaje mi się, że mogłoby to, moim zdaniem, pomóc w rozwiązaniu zagadki wykonywanych w tym dniu lotów.

Czy jakiś obraz tego, które to ciała rozpoznano już 11 kwietnia o godzinie 11:32, można by wyciągnąć, przyglądając się liście tych, których trumny jako pierwsze wróciły do kraju 14 kwietnia 2010 roku?
Na pokładzie Casy znalazło się wówczas 30 ciał. Dziewiętnaście spośród nich należało do pracowników kancelarii Prezydenta, wicemarszałków Sejmu, wysokich urzędników państwowych oraz oficerów BOR. Moim zdaniem rzeczą zastanawiającą jest, że przyleciała niespełna połowa ciał osób z Kancelarii Prezydenta, oraz wszystkie ciała wysokich urzędników centralnej administracji państwowej, mających brać udział w uroczystościach katyńskich. Ale co dla mnie najbardziej niezwykłe - przyleciały wówczas ciała prawie wszystkich funkcjonariuszy BOR. Nie było natomiast trumny ani jednego dowódcy wojskowego (nie licząc kapelanów).
Poza przybyłymi wcześniej ciałami Prezydenta i Jego Małżonki, ta lista wygląda następująco: 

Paweł Wypych – sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta
Władysław Stasiak – szef Kancelarii Prezydenta RP
Katarzyna Doraczyńska - Kancelaria Prezydenta
Dariusz Jankowski – urzędnik kancelarii prezydenta
Aleksander Fedorowicz – tłumacz Prezydenta
Wojciech Lubiński – lekarz Prezydenta
Krzysztof Putra – wicemarszałek Sejmu
Jerzy Szmajdziński – wicemarszałek Sejmu
Sławomir Skrzypek – prezes NBP
Stanisław Jerzy Komorowski – podsekretarz stanu MON 
Mariusz Kazana – Dyrektor Protokołu Dyplomatycznego MSZ 
Tomasz Merta – podsekretarz stanu w Min Dziedzictwa Narodowego 
Jacek Surówka – oficer BOR
Jarosław Florczak – oficer BOR 
Paweł Janeczek – oficer BOR
Paweł Krajewski – oficer BOR
Dariusz Michałowski – oficer BOR
Piotr Nosek – oficer BOR
Justyna Moniuszko – stewardessa
Joanna Agacka-Indecka
Czesław Cywiński
Leszek Deptuła
Zbigniew Dębski 
Miron Chodakowski 
Janina Fetlińska 
Stanisław Jerzy Komorowski 
Piotr Nurowski
Jan Osiński
Adam Pilch
Ryszard Rumianek  

Gwoli uzupełnienia tego tematu, należałoby jeszcze dodać, że według  książki M. Krzymowskiego i M. Dzierżanowskiego - "Smoleńsk. Zapis śmierci" na  stronach 41-42 podana jest informacja, że 10 Kwietnia zidentyfikowano „około 10 osób”:   

Troje Polaków cały czas pracowało we wrakowisku, pozostała trójka niecałe 200 metrów dalej, w miejscu, gdzie układano ciała. Gdy udawało im się kogoś zidentyfikować, zapisywano nazwisko na kartce i umieszczano przy szczątkach. Marcin Wierzchowski rozpoznał między innymi stosunkowo dobrze zachowane ciało Katarzyny Doraczyńskiej z biura prasowego Kancelarii Prezydenta. Oficerowie poznali swoich kolegów: podporucznika Piotra Noska, starszego chorążego Artura Francuza*, kapitana Dariusza Michałowskiego, a później też sekretarza biskupa polowego księdza podpułkownika Jana Osińskiego. Chorążego Pawła Krajewskiego z BOR zidentyfikowali na podstawie przypiętej do paska legitymacji. Z dużym prawdopodobieństwem wskazano też ciała prezydenta na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego* oraz wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Putry. W identyfikacji rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego* pomogły znalezione przy nim dokumenty. W sumie udało się ustalić tożsamość około dziesięciu osób. Cały czas szukano zwłok prezydenta. Około 15.30**  strażacy wydobyli (czy może raczej odnaleźli***? - RM) wreszcie ciało, które majorowi Andrzejowi Rychlikowi oraz radcy Łątkiewiczowi przypominało Lecha Kaczyńskiego. (…)

Nasz Dziennik (http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101104&typ=po&id=po01.txt):
Funkcjonariusze BOR rozpoznali też (oprócz ciała Prezydenta - RM) ciała swoich kolegów, którzy znajdowali się na pokładzie tupolewa: Artura Francuza, Dariusza Michałowskiego, Pawła Krajewskiego, Piotra Noska (miał legitymację przy pasku).
W sumie w pierwszej godzinie po katastrofie BOR zidentyfikowało ciała: Krzysztofa Putry, prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, Katarzyny Doraczyńskiej, Mariusza Kazany i Janusza Kochanowskiego (miał przy sobie dokumenty)


Mamy więc listę 11 osób zidentyfikowanych 10 kwietnia w Smoleńsku. Z czego pięć było z BOR.

Tyle, że lista ciał, które przybyły 14 kwietnia 2010, niekoniecznie dałaby odpowiedź na pytanie które to 25 ofiar odnaleziono w Smoleńsku, skoro nie było podczas tego pierwszego transportu ani prezydenta na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, ani ochraniającego go Artura Francuza, ani też rzecznika praw obywatelskich - Janusza Kochanowskiego. A przecież powinni się oni znaleźć w pierwszej grupie zamordowanych, którzy wrócili do kraju, skoro zostali odnalezieni i rozpoznani w Smoleńsku jeszcze w dniu zamachu.    

***

Chciałbym zamieścić w tym rozdziale dodatkowo, jedną intrygująca relację o samochodach-chłodniach, które miały pojawić się w okolicy lotniska w nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 roku:

Paweł Prus (TVP info): http://tvp.info/magazyn/po-godzinach/smolensk-miasto-bohater/6998533: 
Zasypiam około trzeciej w nocy. Wcześniej przez okno obserwuje jak przed bramą lotniska ustawia się sześć wielkich samochodów – chłodni. 

Tylko po co miałyby przyjechać samochody-chłodnie, skoro ciała miały być wywożone z polanki spod XUBS w czerwonych trumnach na skrzyniowych ciężarówkach?




Jeśli przeczytałeś/przeczytałaś ten tekst, przeczytaj też koniecznie 12-PUNKTOWY PORZĄDEK WYDARZEŃ SMOLEŃSKICH (WYNIKI NIEOFICJALNEGO ŚLEDZTWA)
.............................................................................................................................. 
* Jego ciało nie przybyło w pierwszym transporcie.
** Najważniejsze zdjęcie zostało wykonane o godzinie 14.52 czasu moskiewskiego czyli o 12.52 czasu polskiego. Przedstawia zwłoki Lecha Kaczyńskiego leżące wśród szczątków rozbitego samolotu. http://nczas.com/wazne/dowody-matactwa-katastrofy-smolenskiej/
*** Widziałem kiedyś, zamieszczone w sieci ciało Prezydenta Kaczyńskiego, niczym nie przygniecione. leżące na bagnistym gruncie, prawdopodobnie polanki pod XUBS. Niestety nie zapisałem na swoim dysku tej fotografii. Byłbym wdzięczny za jej przesłanie, gdyby ktoś posiadał je w swoim archiwum.

piątek, 27 marca 2015

XXXVI. Telefon od Prezydenta Kaczyńskiego

Jeżeli Prezydent Lech Kaczyński miał lecieć do Katynia Tupolewem, który z kolei miał się rozbić, jak mówią świadkowie, w okolicach smoleńskiego lotniska "Północ", około godziny 8:00 czasu polskiego (potwierdza to również raport Millera), to w jaki sposób mógł on wykonać jakikolwiek telefon o godzinie 8:20? 
O tym, że taka rozmowa (rozmowy), rzeczywiście w tym czasie się odbyła potwierdzają niezależnie od siebie aż trzy źródła: 

1) stenogramy z kokpitu - CVR-2 (KBWLLP) i CVR-3 (IES)
2) relacje świadków: Jarosława Kaczyńskiego, Marty Kaczyńskiej, Jerzego Smoszny 
3) raport końcowy Millera  

Według "stenogramów z kokpitu" Tupolewa, o tym że Prezydent ma zamiar skorzystać z telefonu, ktoś miał przekazać dowódcy samolotu o godzinie 8:16 (Raport {końcowy} Millera załącznik nr 8, str. 45). Samolot miał znajdować się wówczas około 5 minut lotu przed punktem  ASKIL.   

8:15:51,5-8:15:53,5 
AA (niezr.)
AA (niezr.) 
AA Y, pan prezydent chciałby zadzwonić z telefonu(?) // jeszcze raz/już teraz(?) (Wg CVR-3: 8:15:51,8 A-M ...Prezydent chciałby zadzwonić z telefonu(?)) . 
(...) 
8:16:07,0-8:16:08,5 
AA Pan prezydent(?) // na/tam // domowy/poszedł(?) // dzwoni/dzwonić(?). (Wg CV-3: 8:16:07,3 DPD …prezydent nam powie).  

Jarosław Kaczyński:
http://m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,8135578,Kaczynski_do_Sikorskiego 10 kwietnia o 6 rano Leszek obudził mnie telefonem. Później zadzwonił o 8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze Smoleńska. Bardzo rzadko dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu. Powiedział mi, że z mamą wszystko w porządku, i poradził, bym się przespał. Pamiętam doskonale, że użył określenia: "bo się rozpadniesz". 
Gdzie indziej Jarosław Kaczyński mówi o tym bardziej szczegółowo.
Rozmawialiśmy też, jak zwykle, o szóstej rano, o zdrowiu mamy, - opowiada polityk. - Rozmawialiśmy też, gdy brat był już w samolocie. Informował mnie, jak co dzień, jaki był wynik obchodu lekarskiego. Zapytałem, go czy jest już w Smoleńsku. Powiedział, że nie, że jeszcze lecą i że dzwoni z telefonu satelitarnego. Bardzo rzadko go używał. Przypominam sobie, że wcześniej dzwonił do mnie z niego raz, może dwa. Przeważnie kontaktował się ze mną już po wylądowaniu. Brat powiedział mi, żebym się przespał, że wszystko jest w porządku. Pamiętam, że użył słów: "bo się rozpadniesz". W tym momencie przerwało rozmowę. Jakaś techniczna przerwa. Nie przejąłem się tym. 

Dziennik "Fakt" zamieszcza informację dotyczącą jeszcze innego połączenia http://www.fakt.pl/Lech-Kaczynski-dzwonil-do-mamy-przed-smiercia, artykuly, 72619,1 html )   Dokładnie o 8.20, (...) z pokładu tupolewa Prezydent Lech Kaczyński (61 l.) zadzwonił z telefonu satelitarnego do lekarza opiekującego się jego chorą matką.  
A w "Gazecie Wyborczej" znajdujemy relację tego lekarza.
Jerzy Smoszna http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7767830,Lekarz_prezydenta__plk_Jerzy Znałem szczegóły wyjazdu. Wiedziałem, że samolot miał wylecieć o 7.00 a lądowanie miało być mniej więcej po godzinie. Około 8.20 zadzwonił do mnie prezydent, pytał o stan mamy. Udzieliłem mu informacji, uspokoiłem go, pan prezydent był pogodny.

I dalej, w tym samym tekście:
Nigdy wcześniej nie dzwonił do mnie z satelitarnego telefonu. To był pierwszy raz.

To jeszcze nie wszystkie relacje o telefonach Prezydenta. W książce "96 ich końców świata" również i jego córka - Marta Kaczyńska twierdzi, że rozmawiała z ojcem o... 8.20. Przez cztery minuty:
Prezydent dzwonił do córki tuż przed katastrofą. dokładnie o godzinie 8.20. Ich ostatnia rozmowa trwała cztery minuty. (str. 9 - "96 ich końców świata")



Prezydent miałby więc wykonać trzy telefony. Wszystkie około godziny 8:20. Z relacji osób, do których dzwonił ma wynikać, że nie był niczym zaniepokojony. Był spokojny i raczej pogodny, jak gdyby wszystko układało się po jego myśli.

Do lekarza opiekującego się matką powinien moim zdaniem - zadzwonić wcześniej niż do brata, jeśli miał mu (jak twierdzi Jarosław Kaczyńśki)  przekazać informację o stanie zdrowia ich matki. 

W raporcie Millera, na stronie 51 zapisano:
http://www.komisja.smolensk.gov.pl/kbw/komunikaty/8875,dok.html 
System telefonu satelitarnego był wyposażony w przenośne słuchawki i mógł być wykorzystywany zarówno przez pasażerów, jak i załogę samolotu. W trakcie lotu samolotu Tu-154M w dniu 10.04.2010 r. zarejestrowano trzy transmisje wykonane za pomocą telefonu satelitarnego o godz.: 5:15, 5:46:59 i 6:21:40. (Rozumiem to tak, że podany jest tu czas początkowy każdej z nich - RM)  

Czyli według czasu polskiego: 
7:15 - tuż przed startem (w momencie gdy samolot rozpoczynał kołowanie na pas startowy?); 
7:47 - prawdopodobnie w momencie przekroczenia, lub tuż przed przekroczeniem punku RUDKA (lot EPWA-RUDKA to według clarisu z 18.03.2010  - 22 minuty lotu). W tym momencie z Jaka-40 ma iść na Okęcie informacja, że wylądował w Smoleńsku;   
8:21 - tuż przed, lub w momencie przekraczania punktu ASKIL przez "dużą tutkę", czyli gdzieś w momencie wejścia TU-154M na terytorium Rosji 
I tu ciekawostka. Otóż dalszy ciąg tego zapisu ze strony 51 Raportu Millera, który przed chwilą zacytowałem głosi:  

Z analizy zapisu zawartego w pokładowym rejestratorze dźwięków w kabinie samolotu nie wynika, by załoga (czy chodzi tu o załogę sensu stricte - czy o korzystanie z telefonu satelitarnego w ogóle? - RM) korzystała z telefonu satelitarnego w ciągu ostatnich 30 min lotu*. 

Jak należy to rozumieć? Jeśli bowiem "katastrofa" miała się wydarzyć oficjalnie o godzinie 8:41, przy czym ostatnie połączenie przez telefon satelitarny miało mieć miejsce o godzinie 8:21, a równocześnie też "nie wynika", aby przez ostatnie "30 minut lotu korzystano z telefonu satelitarnego", to wniosek może się nasuwać moim zdaniem tylko jeden. Jaki? Taki, że "samolot Prezydencki" nie mógł uczestniczyć w "katastrofie smoleńskiej" o godzinie 8:41. 
Jeśli by dodatkowo przyjąć, że ostatnia transmisja satelitarna (za taką przyjmuję telefoniczną rozmowę/y Prezydenta) rozpoczęła się o godzinie 8:21 to powinna ona trwać od 6 do 10 minut (przyjmuję hipotetycznie, że Prezydent dzwonił 4 minuty do córki + 1-3 minuty do lekarza + również 1-3 minuty trwałaby przerwana rozmowa z bratem).  

Gdyby więc chcieć literalnie przyjąć informacje zawarte w raporcie końcowym Millera i dokonać według nich obliczeń, wówczas należałoby dojść do wniosku, że samolot z Prezydentem zakończyć musiał swój lot dopiero gdzieś koło godziny 9:00 czasu polskiego (8:21+0:10+0:30). To jest mniej więcej w takim czasie, w którym mógłby dolecieć na przykład do... Moskwy.   
Kolejny wniosek, jaki należałoby wyciągnąć z przedstawionych materiałów musiałby być taki, iż telefon przez Prezydenta był wykonany z pokładu samolotu, skoro zgodnie z relacją jego brata o godzinie 8:20 Prezydent "jeszcze leciał" i "dzwonił z telefonu satelitarnego". A samolotem tym musiał być Tupolew, a niej np. Jak, z tego choćby względu, że na żadnym z Jaków nie było zamontowanego telefonu satelitarnego http://www.polot.info/?a=4000069 :   
Na Jak-40 nie zamontowano systemów łączności satelitarnej. Takimi systemami dysponują wyłącznie większe Tu-154 M, które będą zapewne użytkowane dłużej, a zakup i montaż urządzeń jest dość kosztowny .   

Mamy jednak także relację Jacka Tomaszewskiego, mówiącą o tym że jego żona Izabela Dyrektor Zespołu Protokolarnego Prezydenta - miała telefonować do niego o godzinie 8:19  http://www.fakt.pl/Przerwana-rozmowa-z-ofiara-katastrofy,artykuly,71850,1.html   Jak mówi Jacek Tomaszewski, był to stały zwyczaj jego żony. Zawsze, gdy samolot startował, dzwoniła do domu, by o tym poinformować, a po lądowaniu wysyłała SMS-a. Tym razem jednak było trochę inaczej. - Ten telefon, który otrzymałem o 8.19 w sobotę 10. kwietnia, nie był jej. Był to pewnie satelitarny telefon pana prezydenta - mówi w "Faktach" Jacek Tomaszewski. Dodał, że rozmowa nie trwała długo. - Powiedziała mi tylko: jestem w samolocie. Ja na to zadałem pytanie: Dopiero teraz? Przecież mieliście startować o siódmej. Ona już nie odpowiedziała mi na to pytanie, w tle słyszałem jakieś głosy i to wszystko. No i oczywiście nie dostałem SMS-a z komunikatem: orzeł wylądował.

Czy zatem opisany w raporcie Millera telefon by połączeniem (potrójnym?) wykonanym przez Prezydenta czy też może była to rozmowa Izabeli Tomaszewskiej z mężem? 
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

W każdym razie z tych wszystkich zebranych i przedstawionych w Raporcie Millera danych (oraz z zeznań świadków), wynikałoby, że Prezydent Lech Kaczyński leciał Tupolewem 154M, lot PLF-101, którego start wykonano z "Okęcia" około godziny 7:25, oraz, że jego samolot przekraczał punkt RUDKA około godziny 7:50, zaś punkt ASKIL około godziny - 8:20.  

.........................................................................................................................................
* W ogóle nie wiadomo, o co w tym stwierdzeniu komisji Millera o 30 minutach chodzi. Wersja CVR-2, będąca załącznikiem nr 8 do raportu, a więc jego immanentną częścią - trwa ponad 38 minut (podobnie jak MAKowska CVR-1, ale już inaczej niż "skompresowana" CVR-3 sporządzona przez IES - 31 minut).  Jednak przez pierwsze osiem minut stenogramów również na podstawie "analizy zapisu zawartego w pokładowym rejestratorze dźwięków w kabinie samolotu" nie można stwierdzić, aby załoga korzystała z telefonu. 

wtorek, 24 marca 2015

XXXV. Co widzieli smoleńscy świadkowie?

Przypomnijmy sobie jeszcze raz świadków, którzy mówili podczas swoich relacji o czasie "katastrofy" (wyjątki z rozdziału XVII)  


Świadkowie czasu 
1) Piotr Ferenc-Chudy (utrzymujący, że lądował na XUBS Jakiem, o godzinie 7:15 i mający odprawić się u służb celnych około godziny 8:00 czasu polskiego http://niezalezna.pl/23478-smolensk-niewidzialna-kolumna-prezydenta - udzielając wywiadu dla TV Republika powie  http://www.youtube.com/watch?v=k4oXVV_T6P0 : 
Katarzyna Gójska - Hejke: Bo przypomnijmy, ten Jak (bo był i "tamten"? - RM) wylądował ile wcześniej?
Piotr Ferenc-Chudy: Chyba czterdzieści minut wcześniej. Jakoś przed katastrofą. Znaczy - przed katastrofą.
Katarzyna Gójska - Hejke: 40 minut. Tak, 40 minut*. 
2) Marek Pyza: (godz. 12.02 polskiego czasu relacja na żywo ze Smoleńska; 10 Kwietnia 2010): Przede wszystkim zdjęcia, które państwo przed chwilą widzieli, to pierwsze zdjęcia z tego miejsca zrobione przez jednego z pracowników TVP. Wszystko się wydarzyło około dwustu metrów stąd za tymi drzewami. Tam runął samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie około godziny dziesiątej (ósmej czasu polskiego RM)

3) Norbert Nowotnik z PAP relacjonuje (http://www.tvp.pl/publicystyka/magazyny-reporterskie/magazyn-ekspresu-reporterow/wideo/11042010-smolensk-wydanie-specjalne/1654384 16'40'' materiału): Autokarami wybraliśmy się ze Smoleńska do Katynia koło 9.30. Po godzinie 10-tej (ósmej) gdy ustalaliśmy z moim redakcyjnym kolegą te ostatnie szczegóły dotyczące uroczystości nagle pojawiła się ta informacja. Ona przyszła, nie wiem, ktoś z obsługi sejmu bądź senatu, być może jakiś dziennikarz podał informację, że coś się dzieje. Zaczął panować pewien chaos informacyjny. To było bardzo trudne doświadczenie, dlatego że część osób twierdziła, że to tylko awaria samolotu, że jest jakiś pożar, że ludzie... 
4) Lokalna, smoleńska gazeta " Raboczij put' "  http://www.rabochy-put.ru/incidents/9682-podrobnosti-o-krushenii-samoleta .htm   
10 апреля 2010 Самолет польского президента Леха Качиньскогоразбился около 10 утра, не долетев несколько сотен метров до аэродрома «Северный» под Смоленском." / 10 kwietnia 2010 Samolot polskiego prezydenta Lecha Kaczyńśkiego około godziny 10 rano (ósmej polskiego czasu) spadł - nie doleciawszy - kilkaset metrów, do lotniska Siewiernyj” pod Smoleńskiem  

5) Relacja ze Smoleńska nauczycielki, polskiego pochodzenia, przytoczona w grudniu 2010 r. przez NDz” (http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101222 ): 
Jak relacjonuje kobieta, 10 kwietnia już o 7.00 rano była w pracy. Była wtedy słoneczna pogoda, nie było żadnej mgły. Pojawiła się dopiero po godzinie, więc ok. godziny 8.00 rano czasu polskiego (ok. 10.00 czasu moskiewskiego). Jak tłumaczy, w pewnym momencie zaczęła gwałtownie gęstnieć, jakby "wychodziła z ziemi". Kładła się gęstymi płatami wyraźnie od strony jaru, który od szosy dzieli odległość około jednego kilometra. Z opisu nauczycielki wynika, że mgła wypełzła z jaru i przemieściła się w kierunku szosy w stronę lotniska Siewiernyj. Opary ustąpiły równie szybko, jak się pojawiły. Zdaniem kobiety, około godziny 10.00 wiadomo było, że coś złego się dzieje, ludzie, usłyszawszy wybuch, zaczęli biec w kierunku szosy. Kobieta ruszyła za nimi. Kiedy wszyscy dobiegli do szosy, co nastąpiło zaledwie kilkanaście minut od upadku polskiej maszyny, stał tam już kordon funkcjonariuszy OMON, którzy nikogo na miejsce katastrofy nie dopuszczali 
6) Nikołaj Jakowlewicz Bodin: http://www.bibula.com/?p=28057 :
Nikołaj Bodin, lekarz pogotowia ratunkowego, ma działkę obok garaży przylegających do lotniska Siewiernyj. Jak wynika z jego zeznań, z którymi zapoznali się nasi rozmówcy, w sobotę rano przyjechał na działkę z zamiarem rozpoczęcia kopania ziemi”. Około 10.00 (8:00 czasu polskiego przyp.nasz) zebrał się, by wracać do domu. Poszedł do zaparkowanego przy furtce samochodu. Panowała gęsta mgła, a widoczność wynosiła w linii prostej około 30 m, zauważyłem, że korony drzew znajdowały się we mgle zeznał Bodin. Miał właśnie usiąść w samochodzie, gdy usłyszał w górze szum lecącego samolotu. Jak można przeczytać w zeznaniach, Bodin zobaczył nisko lecący samolot, w linii równoległej do ziemi (…)  

7) Raport Millera

1.7.6. Pora dnia, oświetlenie 
Wschód słońca w Smoleńsku w dniu wypadku był o godz. 03:02. Wypadek zdarzył się w porze dziennej, około trzech godzin po wschodzie słońca."
Czyli 03:02 UTC plus 2 godziny daje nam 5:02 czasu warszawskiego. Plus trzy godziny po których miało wzejść słońce jak nic wychodzi nam godzina ósma.  
8) http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/3214,arabski-kazal-milczec.html (…) Emilia Jasiuk stwierdziła, że około godz. 9.40 (7:40 czasu polskiego) usłyszała ryk silników. "Słyszałam huk przypominający przejście bariery ponaddźwiękowej" - powiedziała. Na miejscu katastrofy była po 8 minutach. Pamięta, że jakaś osoba ze strony polskiej zabroniła robienia zdjęć, natomiast ambasador Tomasz Turowski kazał jej sporządzić oficjalną listę ofiar (…)    


Świadkowie naoczni 


W  poprzednich rozdziałach koncentrowałem się głównie na świadkach, którzy tylko słyszeli jakąś "katastrofę" (np. A. Wosztyl). Tylko, że ja z kolei słyszałem, że ponoć w prawie anglosaskim dowód ze słyszenia jest dowodem słabym i rzadko dopuszczanym przez sąd. Może więc spróbujmy  teraz skoncentrować się na świadkach którzy coś widzieli.   
1) Pracownica stacji benzynowej o nazwie AZS, (program Anity Gargas Misja specjalna) znajdującej się przy skrzyżowaniu ulic Kutuzowa i Gubienki opowiada: 
Ja się sama przestraszyłam. Idę i nagle szumi (pokazuje palcem od strony wjazdu na stację, w kierunku północno - zachodnim, to znaczy od strony ulicy Kutuzowa, czyli od strony czołgu i Pieczierska - RM). Zaczęłam patrzeć tu i tam (pokazuje w kierunku północnym i na południe, bo od zachodu, za jej plecami stoi niebieski barak, co jest ciekawe, bo ścieżka podejścia była od wschodu), aż tu nagle z boku pokazało się skrzydło, (wskazuje w kierunku zagajnika przy autokomisie, czyli na południe), aż przysiadłam. Mgła była tam (w dalszym ciągu pokazuje na lasek przy autokomisie, tak jakby mgła była zjawiskiem punktowym), a ja szłam tu (pokazuje, że szła od dystrybutorów w kierunku baraku, czyli ze wschodu na zachód) i tak się przestraszyłam, że aż przysiadłam.  


Pracownica stacji benzynowej przy skrzyżowaniu Kutuzowa-Gubienki

 
2) Trochę podobną do tej relację, złożył przed Komisją Parlamentarną, montażysta Sławomir Wiśniewski (zał.107):   
Usłyszałem dziwny dźwięk silników lotniczych, zobaczyłem w oknie, bo właśnie okna wychodziły na Siewiernyj () Widziałem tylko zarys skrzydła skierowanego pionowo w dół.
I jeszcze jedna dosyć charakterystyczna relacja, którą złożył pracownik Hotelu Nowyj, to jest z tego samego obiektu, z okien którego Sławomir Wiśniewski miał obserwować samolecące” skrzydło.
3) Rustam NN, pracownik Hotelu Nowyj (Program Anity Gargas Misja Specjalna): - - Słyszę dziwny dźwięk, nietypowy dla lądowania, taki świszczący. Mgła była wszędzie, samolotu nie było widać, tylko zarys. Ogon tylko widziałem. Poczułem, ze coś się stanie. I takie maleńkie, jakby od komety takie coś i dosłownie za sekundę plaśnięcie. Coś ciężko upadło, a potem to nie było wybuchu, to znaczy, ani płomienia, ani nic tylko takie plaśnięcie. Tylko plaśnięcie takie było. I to wszystko.
- Ale co pan widział? Samolot czy tylko część samolotu? Czy ogon?
- Ogon  samolotu.  
Proszę zwrócić uwagę na rzecz, moim zdaniem bardzo specyficzną - wszyscy ci świadkowie widzieli tylko charakterystyczne elementy samolotu skrzydło, ogon. 
Żeby jednak domknąć ten temat, chciałbym zacytować jeszcze kolejnych świadków, którzy tak samo opowiadają o ogonie.  
4) Nikołaj Szewczenko ( Anita Gargas Anatomia upadku) : Widziałem jak zaczepił o druty. Przyhamowałem. Zaraz potem spadł. (cięcie montażowe w reportażu - RM) Wtedy zaczął się przekręcać bo był bez skrzydła, zahaczył o drzewo. (O które drzewo? Brzozę? Ta była przed ulicą Gubienki, a linia energetyczna za - RM) To spowodowało wyrównanie lotu. Przeleciał nad drogą (którą Gubienki czy Kutuzowa? - RM) i tu się coś od niego oderwało. Część ogonowa. Zaraz za drogą uderzył o ziemię. (za drogą się coś od niego oderwało”, oraz równocześnie - zaraz za drogą uderzył o ziemię”?! RM) 


Nikołaj Szewczenko - kadr z filmu Anity Gargas

Dla mnie, świadek ten, a właściwie jego historia jest bardzo mało wiarygodna.
Siergiej NN
5) Siergiej NN, pracownik salonu KIA (Superwizjer Smoleńsk 25.04.2010): Nagle pojawił się samolot, aż się wystraszyłem, bo on już leciał lewym skrzydłem w dół i obracał się na plecy. I w momencie, kiedy już walnął w ziemię, odpadł mu ogon. Mówią, że skrzydło się złamało... Nic z tych rzeczy. On dopiero zaczął się rozpadać, jak już spadł. Jak już samolot zbliżał się do ziemi, silnik zawył, skrzydło wbiło się w ziemię, ogon oderwał. Myślałem, że on tutaj u nas spadnie. No, a później już pożar...  

Nieznany nam bliżej Siergiej - prawdopodobnie mechanik z salonu KIA - jeśli tylko nie konfabuluje, i rzeczywiście widział moment zetknięcia się samolotu z ziemią gdy obrazuje całą sytuację wypytującej go dziennikarce, wskazując coś przez okno przedstawia materiał, który całkowicie zmieniałby obraz zdarzenia. 

Po pierwsze - nie mógłby widzieć samolotu, gdyby ten upadł na miejscu sfilmowanym przez Sławomira Wiśniewskiego. Bowiem "polana Wiśniewskiego" była halizną, znajdującą się pomiędzy drzewami. Tymczasem w dniu 10 kwietnia z ani jednego okna salonu KIA, z którego Siergiej zdaje relację, (jak zresztą i dzisiaj) nie można było dostrzec polany Wiśniewskiego”, a jedynie szeroki pas przydrożny, okraszony samosiejką, ciągnący się wzdłuż ulicy Kutuzowa, a także samą szosę, i lasek przy autokomisie. 

Ale nie należy moim zdaniem zarzucać od razu Siergiejowi kłamstwa. W każdym razie w kierunku północnym od Centrum Kia, gdzie pracował, znajdował się 10 kwietnia 2010 roku szeroki pas zieleni, ciągnący za drzewami rosnącymi przy Kutuzowa, który nb. przylegał do znanej nam z filmu Wiśniewskiego polany ze szczątkami. Przylegał, a nawet się z nią łączył, ale przecież... stanowił zupełnie inną przestrzeń.   

O ogonie, który miał odpaść, wspomina nie tylko Siergiej. Miał o nim również opowiadać jeden z ratowników: 

6) Nagłówek artykułu: Dziennikarze Super Nowości dotarli do relacji ratownika medycznego, który jako jeden z pierwszych wszedł do wraku rządowego samolotu.
http://www.resinet.pl/aktualnosci/kraj/we-wraku-dzwonily-telefony-zabitych.html

Około 15 minut trwało gaszenie pożaru, kt
óry wybuchł w szczątkach samolotu TU-154M rozbitego przed pasem startowym lotniska Sieviernyj-Smoleńsk. Gdy płomienie zostały stłumione, ratownicy weszli do kabiny ( ?!! - RM) przez otwór po oderwanej części ogonowej samolotu.

- Weszliśmy w aparatach tlenowych, gdyż wnętrze kadłuba wypełniał jeszcze dym - opowiada strażak, którego relacja znalazła się na jednym z rosyjskich forów internetowych. - Widać było od razu, że bardzo wielu pasażerów nie żyje. Musieliśmy jednak sprawdzić, czy ktoś ocalał, czy komuś można i trzeba pomóc. Zawsze przecież jest nadzieja. Jednak szybko przekonaliśmy się, że nikt nie przeżył tej katastrofy. 


I można by było tę relację poczytać za konfabulację, albo za celową dezinformację skoro z kadłuba miała pozostać tylko jedna, i to mocno poharatana ściana, oraz tysiące strzępów, gdyby nie taki oto komunikat:



Ciała zabitych podczas katastrofy TU-154 pozostaną w samolocie do przyjazdu członków rządowej komisji, oznajmia służba informacyjna administarcji Okręgu Smoleńskiego. / Тела погибших при крушении Ту-154 останутся в самолете до приезда членов правительственной комиссии, сообщает пресс-служба администрации Смоленской области. 

8) W jednym z pierwszych wywiadów jaki zrobiono po 10 kwietnia na temat "wypadku", Igor Fomin - mechanik, autor krótkiego filmu z miejsca zdarzenia na którym udało mu się uwiecznić Sławomira Wiśniewskiego filmującego szczątki samolotu, tak opowiada reporterowi TVN24 (nb. nie mówiącemu po rosyjsku): 

TVN24: Czy było widać, gdzie są pasażerowie?                                                                                   

Igor Fomin: Ja nie widziałem, gdzie byli pasażerowie. Nie widziałem. Samolot był… rozpadł się na kawałki i… najdalej odleciało podwozie.                                                                                     

TVN24: Sałon? Sałon? On lieżał…?                                                                                                     

Igor Fomin: Wszystkie kawałki samolotu… Tutaj przecież było widać na tym (niezr.)… Leżały kawałki samolotu wzdłuż jednej linii na odległości… Nie podszedłem tak blisko, żeby widzieć dokładnie, czy było widać jakichś ludzi… Być może oni zostali w kabinie… No, stąd nie było widać.

9) A oto fragment programu radiowego z 10 kwietnia z popołudniowych Sygnałów Dnia”, w którym jakiś operator telewizji polskiej, opowiadać ma o kadłubie: http://www.polskieradio.pl/7/129/Artykul/206187/"

Maciej Jastrzębski: Maszyna podczas przyziemiania zawadziła o drzewa i spadła na ziemię. A Radek przed momentem rozmawiał z operatorem telewizji rosyjskiej...
Radomir Czarnecki: Polskiej telewizji... Naszej polskiej telewizji...
Maciek: Ja przepraszam, telewizji polskiej, kt
óry jako jedyny yyy... zarejestrował moment yyy... upadania samolotu.
Radek: Tak, on był... mie-, mieszkał po prostu tutaj obok. Tak jak my był w pracy, mieszkał obok, obok w, w hotelu. I, o, yyy... ten hotel jest rzeczywiście tuż obok lotniska. I zauważył, że samoloty podchodzą do lądowania i zauważył, że rzeczywiście dzieje się coś dziwnego, bo samolot krąży. Nie wiedział za bardzo, co to samolo..., co to za samolot, nie wiedział, że to jest samolot nasz, rządowy, no ale widział, że coś dzieje się z nim nie tak i zauważył, że jedno skrzydło jest podniesione... w górę, drugie w dół. I jego zdaniem, prawdopodobnie za-, ten samolot za-, zawadził skrzydłem o ziemię, skosił drzewa, zresztą tutaj niedaleko widać te drzewa... skoszone. Byłeś, prawda, tam, Maćku, też to widzieliśmy... yyy... No i pokazywał nam zdjęcia... tego, tej miejsca, tego miejsca tej katastrofy, no i rzeczywiście wygląda makabrycznie yyy... Samolot rozpadł się na kawałki, skrzydła osobno. Co ciekawe, kadłub jest cały, no ale... yyy... to, to była po prostu masakra i myślę, że nikt nie mógł przeżyć tego upadku.
Prowadzący: Dziękujemy bardzo za te informacje, za te relacje: Radomir Czarnecki, Maciej Jastrzębski - nasi reporterzy z miejsca katastrofy w Smoleńsku.”  


Gdyby tak wgłębić się w szczegóły tej relacji, to tak naprawdę można by również dobrze spytać co naprawdę widział polski montażysta Sławomir Wiśniewski zdający relację Radomirowi Czarneckiemu. Bo on to niechybnie moim zdaniem - musiał być tym tajemniczym operatorem telewizji polskiej. Czy rzeczywiście posiada on jakieś zdjęcia kadłuba, który jest w całości? 


W każdym razie to, co Wiśniewski opowiada różnym dziennikarzom, za każdym razem brzmi inaczej. Ale nie tylko sprzedaje swe historie dziennikarzom. On to bowiem, tylko jednego, tego samego zresztą dnia, zeznając przed Zespołem Parlamentarnym niemal w tym samym czasie, potrafił niemal symultanicznie wizualizować równocześnie kilka różnych, zupełnie sprzecznych ze sobą sytuacji (zeznanie przed Zespołem Parlamentarnym zał.107):

Sławomir Wiśniewski zeznaje przed KP

A)  zobaczyłem zarys jakiegoś samolotu ze skrzydłem skierowanym pionowo w dół
 
B)  pionowo w dół miał skierowane skrzydło dlatego widziałem zarys skrzydła i fragment kadłuba (...)
C) właśnie podkreśliłem, że widziałem tylko zarys skrzydła skierowanego prosto w dół, stąd moje przekonanie że był to mały samolot, bo jeśli widzę tylko skrzydło, nie widzę kadłuba, to że ma skrzydło pochylone w dół pionowo, to znaczy, że spada, bo zwykle samolot ma skrzydła równoległe do ziemi,

D) skrzydło było długości drzew, więc musiało mieć 12, a nawet piętnaście metrów Bez kozery można by powtórzyć pytanie co tak naprawdę widział Sławomir Wiśniewski? Co filmował, a czego nie? Jakie zdjęcia przedstawił, a które zataił? I dlaczego zeznając przed ZP w pewnym momencie powiedzał ironicznie: połowy wraku nie było, gdzieś się zgubiła** ?  

10) Na koniec jeszcze jedna, równie dziwna relacja Aleksandry Paczkowskiej , zastępowej z V Toruńsko- Lubickiej Drużyny Harcerek Połoniny"  http://harcerki.kujawy.zhr.pl/blog/2010/04/harcerki-z-torunia-w-katyniu/  
W drodze powrotnej, wyjeżdżając ze Smoleńska trafiliśmy na miejsce wypadku… Pierwsze co zobaczyłam to połamane drzewa. Były tak pościnane, że wydawało się jakby zrobił to jakiś ogrodnik. Równo, na jednym poziomie. Kierując wzrok w drugą stronę głos uwiązł mi w gardle. W krzakach, otoczonych taśmą leżało połamane skrzydło samolotu. Podeszłam bliżej. Krzyki rosyjskiego milicjanta wpadły jednym uchem i wyleciały drugim. Stałam jak słup soli i patrzyłam na kawał połamanej blachy. Tragizm tego zdarzenia był przeogromny. Skrzydło wbite w ziemię przerażało swoją potęgą. Gdy wsiedliśmy do samochodu, by ruszyć w dalszą drogę do Polski, natknęliśmy się jeszcze na kadłub samolotu, który leżał na środku jezdni** .   


Czy to czasem nie o tym dużym białym fragmencie, prawdopodobnie błyszczącym w słońcu - który sfotografował 10 kwietnia 2010 roku o godzinie 14:43, wylatując ze Smoleńska Piotr Ferenc Chudy - mówi zastępowa (zdjęcie poniżej)?


Fotografia Piotra Ferenca-Chudego



Kadłub samolotu. Samolot jako całość. Relacje o nim zdało kilkoro świadków, jest o nim mowa w informacjach prasowych, ale nie ma ani jednej fotografii tego kadłuba. Na zdjęciach widać tylko strzępy metalu, żelazny złom, i... żadnego większego fragmentu. Może świadkowie ulegli zbiorowej sugestii? Może tak zadziałała w stresie ich zbiorowa wyobraźnia? 
 

Tylko dlaczego 10 kwietnia 2010 roku, w TVN24 o godzinie 9:34, podano do publicznej wiadomości, oficjalny (bo przekazany ustami rzecznika ministerstwa) komunikat polskiego MSZ, że służby podejmują próbę wydobycia pasażerów samolotu prezydenckiego”?   Dokładnie słowa te brzmiały tak:  
 

11) Piotr Paszkowski (Dyrektor Gabinetu Politycznego MSZ, godzina 09:34): Tak, że spadł, zapalił się. Akcja gaszenia samolotu została zakończona, natomiast w tej chwili ekipy przystąpiły, no, do próby wydobycia pasażerów z pokładu.  

12) I taka jeszcze informacja z internetowego wydania tygodnika "Wprost"
Rosyjski minister ds. nadzwyczajnych Siergiej Szojgu powiedział, że ciała ofiar sobotniej katastrofy lotniczej w Smoleńsku będą wydobywane z samolotu i składane do trumien na lotnisku w Smoleńsku, skąd zostaną przetransportowane do Moskwy.   
Jak się te historie o kadłubie i samym samolocie mają do relacji bezpośredniego świadka zdarzenia pracownika kancelarii Prezydenta?   

13) Marcin Wierzchowski ( film Mgła” 13'04”): Nie wiedziałem, gdzie mam podejść. Bo niczego nie było. Tak naprawdę były tylko koła odwrócone, które są na wszystkich zdjęciach. I jest ten tył. Wszyscy myśleli mówić, mówić, że to kabina pilotów, tak? A to jest tak naprawdę tył samolotu odwrócony. To jest to co jest za kołami, tak? I ta blacha taka dziurawa, gdzie niby jest szyba. To, to tak naprawdę jest samolotu. I nic więcej nie było. Wszystko to była jedna wielka miazga. (13'46”) Nie było części, że okna widać. Że może ktoś siedzieć w samolocie, tak? Tylko to było wszystko, było miazga, jak... jak na złomowisku. Jak wszystko jest wrzucone na kupę, tak? I nie wiadomo co gdzie jest. Gdzie skrzydło, gdzie... gdzie... To wszystko było tak przemielone i wbite w ziemię, że... Że nawet nie było... Ja tam podbiegłem i nie wiedziałem gdzie co jest.   


Niezwykłe fotografie  
I chociaż nie udało nigdzie mi się natknąć na fotografie kadłuba, o którym mówią świadkowie, to jednak w internecie znajduje się mnóstwo nienagłośnionych fotografii, które można by nazwać jednym słowem - niezwykłe. Są one takimi dlatego, że pokazują nieznane elementy jakiegoś samolotu(ów) w niespotykanych w oficjalnej wersji miejscach. Jednym z takich miejsc, obfitujących w duże, nieopisane nigdzie elementy jest zagajnik znajdujący się w widłach ulic Kutuzowa i Gubienko.


Zagajnik przy autokomisie od strony ulicy Kutuzowa. Charakterystyczny drewniany wychodek.


Na fotografii powyżej mamy lasek przy autokomisie, znajdujący się po przeciwnej stronie ulicy Kutuzowa niż ta, gdzie zlokalizowanan była "polanka Wiśniewskiego". Na zdjęciu widać gapiów przygądających się czemuś, co znajduje się za drzewami, oraz widoczne wyraźnie, znajdujące się poniżej prawego, górnego rogu... drugie skrzydło samolotu. Skrzydło to umiejscowione jest, moim zdaniem, niemal dokładnie w punkcie, w którym miał mieć miejsce "krytyczny sygnaał TAWS 38." Za drzewami majaczy jakiś podłużny, białawy kształt

To samo miejsce - zagajnik przy autokomisie od Kutuzowa


Na kolejnym zdjęciu (powyżej) widzimy to samo skrzydło majaczące nam zza krzewów, oraz grupę ratowników(?) zmierzającą w jego kierunku. Dlaczego nie było o tym skrzydle w ogóle mowy? Czemu otoczono je zupełną cisza? W odróżnieniu od nagłośnionej i obfotografowanej cal po calu końcówki skrzydła, która znajdowała się z drugiej strony lasku (zdjęcie poniżej). Od strony ulicy Gubienki.


Fragment skrzydła znajdujący się na skraju zagajnika od strony ulicy Gubienki

Stanowiło ono przez pewien czas centrum zainteresowania nie tylko gapiów, ale i służb wszelakich, stając się (obok brzozy) niejako symbolem "katastrofy".  



Wróćmy jednak do pierwszej z prezentowanych przeze mnie "niezwykłych fotografii", Popatrzmy na kłębiący się koło drewnianego wychodka tłum. Czy nie wygląda na to, że coś w tym zagajniku musiało jednak być? 

 
Widok na zagajnik przy autokomisie - fotografia zrobiona z ulicy Kutuzowa - nr 1

Widok na zagajnik przy autokomisie - fotografia zrobiona z ulicy Kutuzowa - nr 2
No dobrze. Tylko, że przecież nie tak dawno sam przecież napisałem (Rozdziały XXXII - XXXIV), że ze stenogramów może wynikać, iż Tupolew Arkadiusza Protasiuka mógł o godzinie 7:40 odlecieć na lotnisko zapasowe, być może nawet na "Wnukowo", do Moskwy. Dlaczego więc przedstawiam tak skrupulatnie całkowicie sprzeczną z tamtymi wywodami tezę? Przecież Tupolew nie mógł odlecieć i jednocześnie przyziemić awaryjnie w zagajniku przy autokomisie.
Nie przeczę, że tak pisałem. Rzeczywiście wyciągnąłem ze stenogramów właśnie takie wnioski. Że "Tutka Protasiuka" odleciała i to najprawdopodobniej do Moskwy. Jednak  zarówno z fotografii, jak i z zeznań świadków wyłania się przecież zupełnie inny obraz. I stąd bierze się dylemat. Komu zawierzyć? Temu co wydaje mi się, że odczytałem ze stenogramów czy raczej świadkom i zdjęciom? 

Wnioski   

Wydawać by się mogło, że człowiek myślący rozsądnie powinien opowiedzieć się raczej za zeznaniami świadków, zdjęciami, które coś obrazują, niż za stenogramami, które sam uważam za - w oczywisty sposób sfałszowane.  
Nie ukrywam, że analizowałem sprawę zagajnika bardzo dogłębnie przez kilka miesięcy Napisałem nawet na jego temat trzy obszerne rozdziały. I absolutnie nie uważam tego czasu, który poświęciłem zagadnieniom lasku w rozgałęzieniu ulic Gubienki i Kutuzowa, za  czas stracony. Mimo tego nie opublikuję tego materiału w tej książce.
Nie wydaje mi się bowiem, żeby w tamtym miejscu (w pobliżu XUBS) mogło dojść do jakiejkolwiek katastrofy, czy czegokolwiek co miałoby związek z rzeczywistym przyziemieniem któregokolwiek z polskich samolotów.
Bowiem ta "eteryczna katastrofa", która miała mieć miejsce około godziny 8:00 czasu polskiego - moim zdaniem, nie mogła być rzeczywista. Odłamki statku powietrznego "spadające na ziemię jak deszcz", kładące się miękko na gałęziach drzew, na dachach drewnianych szop, prawie nie naruszające biosfery - nie mogły, według mnie, powstać w wyniku zdarzenia jakim był rozpad w powietrzu potężnego samolotu.
Operator obrazu – Jurij Koltowicz, równo w cztery lata "po Smoleńsku" uraczył nas w filmie Jacka Kruczkowskiego (https://www.youtube.com/watch?v=Y2mVvxxxa2A) taką oto dziwną opowieścią:

My szliśmy akurat przez te trzy... takich dużych drzewa, które też byli ścięty... Góra tych drzew. I pod nimi było... taki komis samochodowy. Szliśmy do tego komisa i tam nie wiem, nie pamiętam, parę samochodów tam stało. Nie pamiętam nawet w jakim stanie. Pamiętam, że ogromny kawałek samolotu leżał też obok. Obok tej budy gdzie był ten sprzedawca, taki rzekomo (?! - RM), tych samochodów, No pytam u niego: „No co tam u Panu”. Mówi: „Nic, siedziałem, leciało coś nade mną, potem zaczęło padać, ja przestraszyłem się” - z tego też pamiętam, co on tam mówił. Ale było takie, jakby codziennie coś takiego. Jakby to deszcz padał

No, a poza tym wciąż brzmią mi w uszach słowa, jednego z bohaterów bodajże pierwszej "Misji specjalnej" Anity Gargas poświęconej smoleńskiej tragedii - mechanika samochodowego Starostienkowa, zapytanego dlaczego nie pobiegł zobaczyć, czy nie trzeba komuś udzielić pomocy -który powiedział: Девушки, я не катастрофу видел, но что-то другое ....("Dziewczyny, ja nie katastrofę widziałem, ale coś innego.... ")
  
................................................................................................................ 

*oznaczać by to musiało, że wyjechał z lotniska do Katynia już po "katastrofie" 
** Świadek opowiada tak, jak gdyby kadłub samolotu znajdować się miał gdzieś w okolicy skrzydła. Czyżby gdzieś w pobliżu autokomisu i ulicy Gubienko? 
*** Równie dobrze można by zapytać co widzieli inni pracownicy mediów, skoro jeden z nich miał powiedzieć: Szczegóły, które poznawaliśmy od osób, biorących udział w akcji ratunkowej były tak drastyczne i przerażające, że musieliśmy zachować je tylko dla siebie. http://tvp.info/magazyn/po-godzinach/smolensk-miasto-bohater/6998533