Myślę, że można z dużą dozą prawdopodobieństwa pokusić się o to aby naszkicować ciąg wydarzeń jaki miał miejsce w dniu 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku.
Czy jednak jest na czym się oprzeć przy próbie jego rekonstrukcji? Uważam, że w pierwszym rzędzie należy wsłuchać się relację ambasadora Jerzego Bahra. Dlaczego akurat jego? Ponieważ jest to jeden jedyny (znany mi) świadek, który sytuuje wydarzenia i buduje swoją narrację, poczynając od czasu, który doskonale znamy. Od startu Tutki z "Okęcia".
Czy jednak jest na czym się oprzeć przy próbie jego rekonstrukcji? Uważam, że w pierwszym rzędzie należy wsłuchać się relację ambasadora Jerzego Bahra. Dlaczego akurat jego? Ponieważ jest to jeden jedyny (znany mi) świadek, który sytuuje wydarzenia i buduje swoją narrację, poczynając od czasu, który doskonale znamy. Od startu Tutki z "Okęcia".
Bahr jedzie na XUBS
Jerzy Bahr (http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127291,8941828,Startujemy.html): Rano dostałem e-mail od Mariusza
Kazany, szefa protokołu dyplomatycznego w MSZ. Z jednym słowem: startujemy.
(…)*
Start samolotu, którym leci Dyrektor Protokołu Dyplomatycznego Mariusz Kazana,
odbywa się o znanej nam godzinie - 8:21**.
Obyczaj
dyplomatyczny nakazuje, by być na miejscu co najmniej pół godziny przed
przylotem samolotu. My z kierowcą przyjechaliśmy około 40 minut
wcześniej*.
Bahr nie jest tu pierwszy raz. Doskonale wie także jak długo leci Tupolew z Warszawy do Smoleńska. Wyraźnie też mówi, że na
lotnisko przybył około 40 minut przed planowanym przylotem Delegacji. I chociaż
wiemy, że godzina wylotu miała ulec zmianie, to ambasador
nie jedzie przecież na ustaloną w grafiku godzinę przylotu tylko "na sygnał" wysłany do
niego przez dyr. Kazanę,
Pamiętamy też, iż Tupolew powinien trasę
„Okęcie” - „Siewiernyj” przebyć w czasie wynoszącym około 65-75 minut***. A to znaczy, że Tu-154 powinien się pojawić w Smoleńsku około godziny 8:30. Bahr potrzebowałby
więc od momentu otrzymania maila, do momentu dotarcia na lotnisko około 30-tu minut. Czyli, że powinien pojawić się na XUBS pomiędzy godziną 7:40, a 7:50.
Pojechaliśmy z
kierowcą na lotnisko Siewiernyj. (...) Lotnisko znajduje się na obrzeżach
Smoleńska. Niecałe 20 kilometrów od Katynia i kilka zaledwie kilometrów od
hotelu Centralny, obecnie Smoleńsk, gdzie zawsze się zatrzymujemy. (…)*
Zajrzyjmy do mapy. Hotel ten jest
usytuowany 6,2 km od bramy głównej „Siewiernego”. Jest to, według symulacji
Google Map, około 11 minut
jazdy samochodem. Ambasador dociera więc, bez zbędnego pośpiechu na lotnisko, ale też z dosyć dużą rezerwą czasową. Co dzieje się dalej?
Podeszła do
mnie pani wicegubernator Smoleńska. To postawna przystojna blondynka po
czterdziestce. Powitała mnie słowami: mamy dobrą pogodę. (...) Pomyślałem, że
nie za bardzo. Dobrą - zgodziłem się z nią przez grzeczność.(...) *
Pośrednio
można by więc przyjąć, że kiedy Bahr przybył na lotnisko (parafrazując słowa
padające w kokpicie Tupolewa, a dotyczące pogody) - tragedii nie było. Ale
widocznie nie było także (o świcie, w Smoleńsku, przez jakiś czas świeciło słońce) już także zbyt pięknie, skoro Bahr miał zgodzić się z panią
wicegubernator „tylko przez grzeczność”. No i jak widać nie było jeszcze ani gubernatora ani wiceministra spraw zagranicznych FR, ani też przedstawiciela prezydenta Rosji, którzy mieli według własnej relacji przybyć około 8:00 (10:00 ros.).
Wróćmy jednak do
relacji Ambasadora.
Po 15, może 20
minutach czekania pojawiła się mgła. Tumany chmur szły od lewej strony do
prawej. Było ich coraz więcej, narastały w błyskawicznym tempie.*
Godzina
pojawienia się mgły to, według tej relacji 7:55 - 8:10. Około 15-30 minut przed godziną planowego przylotu Tutki.
Można by
spróbować zestawić to spostrzeżenie Bahra na temat pojawienia się mgły z
wnioskami jakie poczyniliśmy w rozdziale VI. Mgła miała się pojawić według ustaleń tam poczynionych o godzinie 8:00 czasu polskiego. Na razie wszystko nam się więc zgadza.
I dalej
wspomina Bahr:
Przyjechał
Titow, wiceminister spraw zagranicznych Rosji, przywitałem się z nim, wróciłem
do swojej minigrupy*.
Bahr mówi o pojawieniu się Titowa zaraz, w następnym zdaniu po podaniu informacji na
temat mgły. Tak, jak gdyby obydwa „zjawiska” nastąpić miały
niemal zaraz jedno po drugim.
No, ale
przecież o przybyciu Titowa zeznawał również Siergiej Antufiew (str. 245
„umorzenia praskiego”) – gubernator „smoleńskoj obłasti”, który miał
stwierdzić, że na lotnisko przybył wraz z przedstawicielem Prezydenta FR –
Gieorgijem Połtawczenko****, oraz zastępcą Ministra Spraw Zagranicznych FR –
Władimirem Titowem około godziny 8:00 czasu polskiego (10:00 - ros.). Skoro zaś - cytując naszego ambasadora - "Obyczaj
dyplomatyczny nakazuje, by być na miejscu co najmniej pół godziny przed
przylotem samolotu", przeto przylot planowany był widocznie na 8:30 (10:30***** - ros). To też nam się zgadza.
Wynikałoby z tego, że (precyzując) Bahr powinien pojawić się na
lotnisku jakieś piętnaście, dwadzieścia minut na dziesiątą, a maila od Kazany otrzymać piętnaście - dwadzieścia minut po dziewiątej (pomiędzy godziną gdy Tupolew rozpoczął kołowanie na pas startowy "Okęcia", a samym startem). Co z kolei zdecydowanie potwierdza nam i samą godzinę startu samolotu, jak i czas w jakim powinien lądować - 8:26 - 8:36.
Stałem więc na
lotnisku Siewiernyj i jak zwykle przyglądałem się ludziom. Jestem socjologiem i
interesują mnie ich zachowania. Minęła
zaplanowana godzina przylotu (8:30? Ambasador
konsekwentnie nie mówi która to godzina - RM) Zawsze
trzeba się liczyć z jakimś opóźnieniem, ale ono się wydłużało. Zacząłem się
denerwować. Każda minuta się liczy, bo zapisana jest w protokole. Mgły zrobiło
się okropnie dużo. Była straszna. Staliśmy coraz bardziej zdezorientowani.
Pamiętamy też, iż Tupolew powinien trasę „Okęcie” - „Siewiernyj” przebyć w czasie wynoszącym około 65-75 minut***. A to znaczy, że Tu-154 powinien się pojawić w Smoleńsku około godziny 8:30. Bahr potrzebowałby więc od momentu otrzymania maila, do momentu dotarcia na lotnisko około 30-tu minut. Czyli, że powinien pojawić się na XUBS pomiędzy godziną 7:40, a 7:50.
Pojechaliśmy z kierowcą na lotnisko Siewiernyj. (...) Lotnisko znajduje się na obrzeżach Smoleńska. Niecałe 20 kilometrów od Katynia i kilka zaledwie kilometrów od hotelu Centralny, obecnie Smoleńsk, gdzie zawsze się zatrzymujemy. (…)*
Wynikałoby z tego, że (precyzując) Bahr powinien pojawić się na lotnisku jakieś piętnaście, dwadzieścia minut na dziesiątą, a maila od Kazany otrzymać piętnaście - dwadzieścia minut po dziewiątej (pomiędzy godziną gdy Tupolew rozpoczął kołowanie na pas startowy "Okęcia", a samym startem). Co z kolei zdecydowanie potwierdza nam i samą godzinę startu samolotu, jak i czas w jakim powinien lądować - 8:26 - 8:36.
Górczyński siedzi w namiocie
Spróbujmy wobec tego skonfrontować tę historię opowiedzianą przez Bahra z relacją innego pracownika MSZ - Dariusza Górczyńskiego****** (str. 194-195 „umorzenia
praskiego”).
W dniu 10
kwietnia 2010 roku Dariusz Górczyński wraz z innymi osobami oczekiwał na
lotnisku. Zgodnie z planem
samolot miał być na lotnisku w Smoleńsku przed godziną 10:00. Obecni byli także Ambasador RP,
dwóch konsuli, attache obrony, przedstawiciele Kancelarii Prezydenta – Marcin
Wierzchowski i Maciej Jakubik. Na lotnisku oczekiwali także przedstawiciele
rosyjskich władz, w tym przedstawiciele rządu, władz obwodu smoleńskiego, Federalnej Służby Ochrony. Oczekiwała też już kolumna samochodów. Około 10.00 Paweł Kozłow
stwierdził, że jest coraz gorsza pogoda i samolot prawdopodobnie zostanie
skierowany do Moskwy. Dariusz
Górczyński informację tę przekazał Jerzemu Bahrowi z prośbą, żeby ktoś z
ambasady w Moskwie wyjechał na lotnisko.
Samolot z Prezydentem wylatujący o godzinie 7:21,
powinien być w Smoleńsku około godziny 8:30 czasu
polskiego, czyli o 10:30 czasu rosyjskiego. Jeśli Górczyński mówi, że miał on lądować „przed godziną 10:00” to, moim zdaniem, wcale nie musi to oznaczać, że posługuje
się innym niż pozostali czasem, tylko że nie wiedział po prostu o ponad dwudziestominutowym przesunięciu wylotu Tupolewa. Ten początkowo miał przecież wylecieć o 7:00. Gdyby rzeczywiście tak wyleciał, to faktycznie, jak najbardziej powinien przyziemiać około godziny 8:00 (dziesiątej czasu rosyjskiego). Więc Górczyński wcale się tu nie musi mylić.
Dariusz
Górczyński (http://www.fronda.pl/a/rosjanin-mowil-o-rannych,9051.html): Około godziny 10:00 (czasu moskiewskiego – red.)
Paweł Kozłow, który był chyba cały czas w kontakcie ze służbami kontrolnymi
lotniska, stwierdził, że jest coraz gorsza pogoda i samolot będzie robił próbne
podejście, ale prawdopodobnie zostanie skierowany do Moskwy na lotnisko
Wnukowo...
Co jest w tej wypowiedzi interesującego? Podobna (tak jak i u Bahra, Radgowskiego i postronnych rosyjskich świadków) godzina załamania się pogody - 8:00.
Jednak podstawowe pytanie, które jako pierwsze ciśnie mi się na usta, po przeczytaniu tej wypowiedzi Górczyńskiego
brzmi - dlaczego już o ósmej
czasu polskiego, trzydzieści dziewięć minut po wylocie z „Okęcia” (Tutka osiągnąć powinna wówczas dopiero wysokości Mińska) Kozłow miałby już wiedzieć,
że samolot będzie robił jakieś próbne podejście?! Przecież "Korsaż" nawiązać miał z załogą Tupolewa łączność najwcześniej dopiero kwadrans po dziesiątej (tak relacjonuje Pliusnin, a stenogramy mówią nawet o 10:21). Jest to czas bardzo prawdopodobny, bo o tej mniej więcej godzinie Tutka przekraczałaby ASKIL, czyli przelatywałaby nad granicą białorusko-rosyjską.
Kontynuujmy relację
Górczyńskiego
...żeby
przeczekać mgłę i następnie ponownie przylecieć do Smoleńska (…) po około 15-20 minutach Paweł
Kozłow powiedział, że kontrolerzy lotniska przekazali mu, że nasz samolot
będzie (leciał – RM) jednak do Mińska. Po tych rozmowach dalej oczekiwaliśmy
na przylot bądź dalsze informacje. Około
10:40 (czas moskiewski) wyszliśmy
z namiotu. Paweł Kozłow
powiedział mi, ze nasz samolot
zaraz będzie robił próbne podejście...
Proszę
pozwolić, że powtórzę to, za Górczyńskim jeszcze raz. Otóż według jego relacji (wiedzy) jakiś polski samolot miał planowo przylecieć do Smoleńska przed godziną 8:00 czasu polskiego. Około tejże właśnie 8:00 Kozłow z FSB miał według naczelnika wydziału MSZ zakomunikować, że jest coraz gorsza pogoda i samolot będzie zaraz robił
próbne podejście, a po kolejnych 40 minutach ponownie poinformować oczekujący w namiocie
komitet powitalny, że samolot... będzie robił próbne podejście. I
wówczas... Uwaga!... Oczekujący, według słów Górczyńskiego wyszli z namiotu.
Tak na
marginesie. Czy to nie o tym namiocie wspomina się w stenogramach z
wieży? (IES):
09:55:27,7 - … jak to w namiocie / … как в палатке
09:55:28,6 -
..................... / ....................
09:55:50,2 -
.... prezydenta....
/ …........президента …...
09:55:53,3 -
Polacy..... / поляки......
09:55:56,2 -
….. (śmiech)
09:55:59,3 -
wiecie a w ogóle to.... wiesz.... / знаете а вообще.....
знаеш....
09:56:02,0 -
A w chuja.... / а
в хуя...
09:56:03,3 – (śmiech)
09:56:13,4 -
…. zostaje. Dziś tak...
/ ...остает. сегодня так... (śmiech)
09:56:17,4 -
…........ / ..................
09:56:20,3 – tak, tak / да да
09:56:21,9 – Będą...... nie wiem co im wyjaśnimy.... /
будут... не знаю что обясним им.....
Górczyński
opowiadając o "pałatce" w którym oczekiwano na przylot Delegacji,
zdaje się wyjaśniać także, dlaczego, nawet ci pracownicy MSZ, którzy
pojawili się na lotnisku wcześniej, mogli nie potrafić szczegółowo
opowiedzieć co zaszło na XUBS. Po prostu mogli nie mieć
pojęcia co dzieje się nad głowami przykrytymi plandeką (http://www.rp.pl/artykul/544614.html).
Górczyński: Wcześniej
słyszałem, że rosyjski IŁ próbował lądować, ale mu się to nie udało. Ja tego
samolotu nie widziałem i nie słyszałem. W pewnym momencie usłyszałem
ryk silników, a następnie głośny huk (zaraz po tym jak został wyprowadzony wraz z innymi oczekującymi z namiotu około 8:40?- RM). Pobiegliśmy do samochodów i szybko
pojechaliśmy w stronę, skąd dobiegał huk.
Samolot z Prezydentem wylatujący o godzinie 7:21, powinien być w Smoleńsku około godziny 8:30 czasu polskiego, czyli o 10:30 czasu rosyjskiego. Jeśli Górczyński mówi, że miał on lądować „przed godziną 10:00” to, moim zdaniem, wcale nie musi to oznaczać, że posługuje się innym niż pozostali czasem, tylko że nie wiedział po prostu o ponad dwudziestominutowym przesunięciu wylotu Tupolewa. Ten początkowo miał przecież wylecieć o 7:00. Gdyby rzeczywiście tak wyleciał, to faktycznie, jak najbardziej powinien przyziemiać około godziny 8:00 (dziesiątej czasu rosyjskiego). Więc Górczyński wcale się tu nie musi mylić.
Co jest w tej wypowiedzi interesującego? Podobna (tak jak i u Bahra, Radgowskiego i postronnych rosyjskich świadków) godzina załamania się pogody - 8:00.
Kontynuujmy relację Górczyńskiego
09:55:27,7 - … jak to w namiocie / … как в палатке
Górczyński opowiadając o "pałatce" w którym oczekiwano na przylot Delegacji, zdaje się wyjaśniać także, dlaczego, nawet ci pracownicy MSZ, którzy pojawili się na lotnisku wcześniej, mogli nie potrafić szczegółowo opowiedzieć co zaszło na XUBS. Po prostu mogli nie mieć pojęcia co dzieje się nad głowami przykrytymi plandeką (http://www.rp.pl/artykul/544614.html).
Cegielski mówi "dzień dobry"
No dobrze, mamy już gros dany aby spróbować zrekonstruować poranek 10 kwietnia w Smoleńsku. Proponowałbym jednak wrócić jeszcze na chwilę do momentu lądowania por. Artura Wosztyla. I do relacji na ten temat dziennikarza Wojciecha Cegielskiego, który według oficjalnej wersji miał wylądować na XUBS Jakiem-40/044, około godziny 7:15, czyli mniej więcej wówczas, gdy Bahr otrzymać miał od Kazany maila ze słowem "startujemy". Oto jak opisuje swoje przybycie do Smoleńska Cegielski******* (http://www.polskieradio.pl/130/2351/Artykul/819813,Smolensk-Trzecia-rocznica-tragicznej-katastrofy od 12 minuty nagrania):
Wojciech Cegielski: Wylądowaliśmy, odkołowywaliśmy. Wtedy właśnie nadleciał ten Ił, zachwiał się, odleciał (…) Myśmy go widzieli, dlatego, że myśmy byli na takich drogach odkołowywania. (...) Wysiedliśmy z samolotu, natychmiast nas wsadzono do busa, tam widzieliśmy, że czekają już przygotowane samochody dla Prezydenta, najważniejszych osób i dwa albo trzy, jeśli tak dobrze pamiętam, autobusy dla pozostałych członków delegacji. Cały personel – to znaczy - sporo członków personelu, pracowników ambasady w Moskwie już też tam było na miejscu, minęliśmy się z ambasadorem, powiedzieliśmy „dzień dobry – dzień dobry”, wsiedliśmy do autobusu, pojechaliśmy do Katynia i tyle. Nikt nie zauważył żadnego problemu przy lądowaniu. No tyle, że było dużo białego przy lądowaniu. Ale nikt z nas nie jest ekspertem i w związku z tym nie wiedzieliśmy, czy to jest niska podstawa chmur, czy to są mgły. W momencie gdy wylądowaliśmy na pasie było rzeczywiście szaro, buro, pochmurno, po czym rzeczywiście po chwili znów zrobiło się słonecznie.
Z relacji dziennikarza wygląda, że ambasador Bahr powinien widzieć lądowanie Jaka-40/044. A przynajmniej jego odkołowywanie - wszak podczas tego manewru przedefilować musiał przed jego oczami z zachodu na wschód lotniska. Dyplomata powinien także widzieć próbę lądowania Iła-76, skoro miało ono mieć miejsce w trakcie odkołowywania Jaka-40, prawdopodobnie jakieś dziesięć - piętnaście minut po jego wylądowaniu. Chyba że, tak jak mówi Cegielski - dziennikarze rzeczywiście "minęli się z ambasadorem" (a nie "minęli ambasadora"), który dopiero wchodził na lotnisko, gdy oni zmierzali do busa. Byłby to ważny punkt w historii 10 kwietnia, bo oznaczałby - ni mniej, ni więcej tylko tyle, że musiało mieć to miejsce pomiędzy godziną 7:40, a 7:50, około piętnaście - dwadzieścia minut po przylocie Jaka-40/044! A to z kolei oznaczałoby, że "dziennikarski Jak" musiał wylądować około godziny 7:20 - 7:25! Była by to więc kluczowa informacja (o tej godzinie mówił bowiem Wosztyl podczas pierwszego przesłuchania). Tłumaczyłoby to także dlaczego Jerzy Bahr mógł nie widzieć ani pierwszego, ani też drugiego podejścia Iła. Wszak to zaraz potem, około ósmej, pojawić się miała przecież owa "straszna mgła", a dyplomaci mogli zostać zaproszeni do namiotu na gorący czaj. Nie tylko obecność Bahra, ale i przebijające się przez chmury słońce - z historii opowiedzianej przez Cegielskiego - świadczyłyby o tym, że Jak-40 mógł "przeskoczyć mgłę", która nadciągała z jaru, po drugiej stronie Kutuzowa, czyli przybyć na Siewiernyj przed ósmą (Cegielski nic nie mówi o oczekujących na samolot Rosjanach). Ale też obecność Bahra wskazuje jednoznacznie na to, że Jak-40/044 nie mógł przybyć przed siódmą.
Wojciech Cegielski: Wylądowaliśmy, odkołowywaliśmy. Wtedy właśnie nadleciał ten Ił, zachwiał się, odleciał (…) Myśmy go widzieli, dlatego, że myśmy byli na takich drogach odkołowywania. (...) Wysiedliśmy z samolotu, natychmiast nas wsadzono do busa, tam widzieliśmy, że czekają już przygotowane samochody dla Prezydenta, najważniejszych osób i dwa albo trzy, jeśli tak dobrze pamiętam, autobusy dla pozostałych członków delegacji. Cały personel – to znaczy - sporo członków personelu, pracowników ambasady w Moskwie już też tam było na miejscu, minęliśmy się z ambasadorem, powiedzieliśmy „dzień dobry – dzień dobry”, wsiedliśmy do autobusu, pojechaliśmy do Katynia i tyle. Nikt nie zauważył żadnego problemu przy lądowaniu. No tyle, że było dużo białego przy lądowaniu. Ale nikt z nas nie jest ekspertem i w związku z tym nie wiedzieliśmy, czy to jest niska podstawa chmur, czy to są mgły. W momencie gdy wylądowaliśmy na pasie było rzeczywiście szaro, buro, pochmurno, po czym rzeczywiście po chwili znów zrobiło się słonecznie.
Z relacji dziennikarza wygląda, że ambasador Bahr powinien widzieć lądowanie Jaka-40/044. A przynajmniej jego odkołowywanie - wszak podczas tego manewru przedefilować musiał przed jego oczami z zachodu na wschód lotniska. Dyplomata powinien także widzieć próbę lądowania Iła-76, skoro miało ono mieć miejsce w trakcie odkołowywania Jaka-40, prawdopodobnie jakieś dziesięć - piętnaście minut po jego wylądowaniu. Chyba że, tak jak mówi Cegielski - dziennikarze rzeczywiście "minęli się z ambasadorem" (a nie "minęli ambasadora"), który dopiero wchodził na lotnisko, gdy oni zmierzali do busa. Byłby to ważny punkt w historii 10 kwietnia, bo oznaczałby - ni mniej, ni więcej tylko tyle, że musiało mieć to miejsce pomiędzy godziną 7:40, a 7:50, około piętnaście - dwadzieścia minut po przylocie Jaka-40/044! A to z kolei oznaczałoby, że "dziennikarski Jak" musiał wylądować około godziny 7:20 - 7:25! Była by to więc kluczowa informacja (o tej godzinie mówił bowiem Wosztyl podczas pierwszego przesłuchania). Tłumaczyłoby to także dlaczego Jerzy Bahr mógł nie widzieć ani pierwszego, ani też drugiego podejścia Iła. Wszak to zaraz potem, około ósmej, pojawić się miała przecież owa "straszna mgła", a dyplomaci mogli zostać zaproszeni do namiotu na gorący czaj. Nie tylko obecność Bahra, ale i przebijające się przez chmury słońce - z historii opowiedzianej przez Cegielskiego - świadczyłyby o tym, że Jak-40 mógł "przeskoczyć mgłę", która nadciągała z jaru, po drugiej stronie Kutuzowa, czyli przybyć na Siewiernyj przed ósmą (Cegielski nic nie mówi o oczekujących na samolot Rosjanach). Ale też obecność Bahra wskazuje jednoznacznie na to, że Jak-40/044 nie mógł przybyć przed siódmą.
Zestawienie wybranych zdarzeń na podstawie relacji Bahra, Górczyńskiego i Cegielskiego:
Czas warszawski – (w); czas moskiewski – (m). Podkreśleniem
zaznaczyłem czas r e l a c j o n o w a n y.
7:15(w) 9:15(m) Raport Millera: Tu-154M rozpoczyna kołowanie na pas startowy
7:15(w) 9:15(m) Bahr: Bahr otrzymuje od Kazany maila z informacją "startujemy"
7:21(w) 9:21(m) Oświadczenie MON: z Okęcia startuje Tu-154M Arkadiusza Protasiuka
7:45(w) 9:45(m) Bahr: Bahr przybywa na lotnisko "Siewiernyj" -
7:45(w) 9:45(m) Rap. Millera, Wosztyl, Kowaleczko: Jak-40/044 informuje o lądowaniu
X:55(w) (X+2):55(m) Murawiew:
ASKIL przekracza „P(p)ierwszy Polak PLF-031"
7:55(w) 9:55(m) Cegielski: pasażerowie Jaka-40/044 witają się z Bahrem idąc do busa
8:00(w) 10:00(m) Ferenc-Chudy, Koć: dziennikarze po "kurtuazyjnej odprawie" wyjeżdżają do Katynia (Rozdział XXXII)
8:00(w) 10:00(m) Radgowski, Górczyński: Pojawia się
gęsta mgła
8:00(w) 10:00(m) Antufiew:
Titow, Połtawczenko, Antufiew przybywają na lotnisko
8:00(w) 10:00(m) Górczyński:
Kozłow z FSB mówi Górczyńskiemu o podjęciu próbnego podejścia i konieczności odejścia jakiegoś polskiego samolotu do Moskwy
8:20(w) 10:20(m) Górczyński:
Kozłow przekazuje Górczyńskiemu informację, że samolot "będzie jednak leciał do
Mińska"
8:20(w) 10:20(m) Grzejdak: meteorolog z Okęcia "otrzymuje od pilota Jaka-40" informację o warunkach pogodowych w Smoleńsku (Rozdział XLIV)
8:40(w) 10:40(m) Wosztyl: Załoga Jaka-40/044 słyszy huk
8:40(w) 10:40(m) Górczyński: Kozłow
wyprowadza Górczyńskiego i towarzyszące mu osoby z namiotu. Górczyński słyszy
huk i jedzie na miejsce "katastrofy "
8:43(w) 10:43(m) Górczyński:
Górczyński dzwoni do dyrektora Bartkiewicza i informuje go, że samolot jest
"rozbity na kawałki"
przed 9:00(w) przed 11:00(m) Michalak:
Michalak otrzymuje informację o „katastrofie”
nie dojeżdżając do „Wnukowa” przed "godziną 11:00 czasu
lokalnego" -
Jest to zestawienie tylko zebranych wydarzeń. Nie podałem wszystkich z premedytacją. Proszę bowiem zwrócić uwagę na bardzo charakterystyczną rzecz. W wielu relacjach następuje przesunięcie czasowe o godzinę (ale zawsze) do przodu. I nie jest to zjawisko bezpośrednio
związane ze strefową zmianą czasu. Mamy tu do czynienia raczej z
"przeskokiem czasu narracji". Najbardziej charakterystycznym tego przykładem jest choćby relacja Piotra Marciniaka,
który "na półtorej godziny przed planowym lądowaniem w Smoleńsku" (rozumiem, że o 9:00(r),
bo na 9:30(r) było zaplanowane lądowanie) wyjeżdża na lotnisko "Wnukowo"
oddalone 20 km od miejsca w którym się znajduje, ale nie udaje mu się dojechać,
bo otrzymuje wiadomość o "katastrofie" około 11:00 "czasu
lokalnego". Tak jest także w przypadku dziennikarzy z Jaka-40, którzy albo jadą ze
Smoleńska do Katynia grubo ponad godzinę, albo też przez godzinę mają bawić na XUBS przy "odprawie paszportowej" (która nb. miała miejsce dopiero w Katyniu). Także pojawienie się gęstej
mgły - to dla jednych ma być godzina 9:00, (np. Krasnokutskij) a dla innych już 10:00 czasu
miejscowego (stenogramy - rozmowa Krasnokutskij - Radgowskij)
.....................................................................................................…............................
* Wypowiedź
Ambasadora Jerzego Bahra, z wywiadu udzielonego w styczniu 2011 Teresie
Torańskiej
** Odpowiedź na zapytanie poselskie nr 9562 (http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/0259692B): Faktycznie start samolotu z lotniska Warszawa-Okęcie do Smoleńska nastąpił o godz. 7.21 czasu lokalnego). Chociaż według raportu MAK start namiał miejsce o 7:27 czasu polskiego.
*** Plan lotu z
18.03.2010
**** Z kolei
Georgij Połtawczenko, przedstawiciel prezydenta Rosji w Centralnym Okręgu
Federalnym miałby potwierdzić, że rzecz miał miejsce po godzinie 10 mówiąc (http://wyborcza.pl/1,76842,7764783,Ten_przeklety_rosyjski_las.html#ixzz3PBuyf2rF): Tam
staliśmy razem z gubernatorem. Gdzieś około 10.30 (20 minut przed katastrofą)
podszedł do nas kontroler lotów (…) Powiedział, że zaproponował załodze
samolotu odlot do Witebska, albo do Mińska, ale załoga podjęła inną decyzję,
ponieważ mieli jeszcze dosyć benzyny postanowili oblecieć lotnisko.
***** planowy
przylot godzina 10:30 czasu moskiewskiego czyli 8:30 polskiego. Stenogramy –
Krasnokutskij- godzina 9:20:00 - „ O 10.30 lądowanie głównego
prezydenta.”
****** Dariusz
Górczyński - Naczelnik Wydziału Federacji Rosyjskiej naszego MSZ
******* http://noweczasy.salon24.pl/659862,sensacja-czas-przybycia-na-siewiernyj
7:15(w) 9:15(m) Raport Millera: Tu-154M rozpoczyna kołowanie na pas startowy
7:15(w) 9:15(m) Bahr: Bahr otrzymuje od Kazany maila z informacją "startujemy"
7:21(w) 9:21(m) Oświadczenie MON: z Okęcia startuje Tu-154M Arkadiusza Protasiuka
7:55(w) 9:55(m) Cegielski: pasażerowie Jaka-40/044 witają się z Bahrem idąc do busa
8:00(w) 10:00(m) Ferenc-Chudy, Koć: dziennikarze po "kurtuazyjnej odprawie" wyjeżdżają do Katynia (Rozdział XXXII)
8:20(w) 10:20(m) Grzejdak: meteorolog z Okęcia "otrzymuje od pilota Jaka-40" informację o warunkach pogodowych w Smoleńsku (Rozdział XLIV)
8:40(w) 10:40(m) Wosztyl: Załoga Jaka-40/044 słyszy huk
Jest to zestawienie tylko zebranych wydarzeń. Nie podałem wszystkich z premedytacją. Proszę bowiem zwrócić uwagę na bardzo charakterystyczną rzecz. W wielu relacjach następuje przesunięcie czasowe o godzinę (ale zawsze) do przodu. I nie jest to zjawisko bezpośrednio związane ze strefową zmianą czasu. Mamy tu do czynienia raczej z "przeskokiem czasu narracji". Najbardziej charakterystycznym tego przykładem jest choćby relacja Piotra Marciniaka, który "na półtorej godziny przed planowym lądowaniem w Smoleńsku" (rozumiem, że o 9:00(r), bo na 9:30(r) było zaplanowane lądowanie) wyjeżdża na lotnisko "Wnukowo" oddalone 20 km od miejsca w którym się znajduje, ale nie udaje mu się dojechać, bo otrzymuje wiadomość o "katastrofie" około 11:00 "czasu lokalnego". Tak jest także w przypadku dziennikarzy z Jaka-40, którzy albo jadą ze Smoleńska do Katynia grubo ponad godzinę, albo też przez godzinę mają bawić na XUBS przy "odprawie paszportowej" (która nb. miała miejsce dopiero w Katyniu). Także pojawienie się gęstej mgły - to dla jednych ma być godzina 9:00, (np. Krasnokutskij) a dla innych już 10:00 czasu miejscowego (stenogramy - rozmowa Krasnokutskij - Radgowskij)
**
******* http://noweczasy.salon24.pl/659862,sensacja-czas-przybycia-na-siewiernyj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz