czwartek, 4 kwietnia 2019

Smoleńsk - stan lękowy elit

Wrócił temat trotylu w kontekście zamachu „smoleńskiego”. Chyba nikt nie wierzy, że stało się to przypadkowo właśnie teraz, na kilka dni przed dziewiątą rocznicą zbrodni. Ten remake ma prawdopodobnie sprawić wrażenie, że sprawa Smoleńska nie została zamieciona pod dywan. Dlaczego tak po macoszemu, od czasu dojścia PiS do władzy traktuje się ten temat? Jedna ze smoleńskich wdów - napisała w lutym tego roku, że jest to problem niewygodny politycznie i bardzo negatywnie przekładający się na słupki wyborcze. Czy jednak tylko z tego względu pojawi się on tylko na chwilę i na powrót zniknie w niebycie, aż do kolejnej, dziesiątej już rocznicy? Spróbuję na to pytanie odpowiedzieć za chwilę, Na razie jednak skorzystajmy z okazji i spójrzmy na tę pojawiającą się, jak efemeryda sprawę trotylu, przez pryzmat dwóch krótkich cytatów zamieszczonych na stronie „wPolityce”. Pierwszy z nich, to wypowiedź Witolda Waszczykowskiego z 27.03.19, który stwierdził: Ja bym chętnie widział pana Putina w Polsce, gdyby przyjechał on wraz z kilkoma wagonami sprzętu, który leży na lotnisku w Smoleńsku. 
Po co miałby targać ten złom? Oczywiście po to, aby można było go wreszcie rzetelnie zbadać (złom nie Putina), co oznacza, że w pierwszej kolejności należałoby poza wszelkimi wątpliwościami stwierdzić (czego  w warunkach rosyjskich nie sposób uczynić), czy są to aby na pewno elementy tego samolotu, którym leciała Delegacja, czy też nie. I drugi cytat z 24 marca:  (…) sensacyjne doniesienia z brytyjskiego laboratorium badającego szczątki wraku Tu-154M. (…) znaleziono ślady substancji używanych do produkcji materiałów wybuchowych. Jak się dowiadujemy, chodzi o trotyl (…).  
Podsumowując: nie wiadomo co badamy, ale jest na tym trotyl!  Byłoby to może dla mnie nawet śmieszne, gdyby nie wiązało się z narodową tragedią.  
Przyznam się, że jeszcze do niedawna poważnie zastanawiałem się, czy brak nowych informacji o wydarzeniach 10.04, oraz nieliczne zmanipulowane wiadomości rozpowszechniane w tej sprawie (choćby to: „chodzi o trotyl”), nie są efektem przemyślanej politycznej strategii, wynikającej - na przykład - z rzeczywistego zagrożenia konfliktem zbrojnym, do którego mogłoby dojść, gdyby w niewłaściwym momencie dziejowym, ujawnić rzeczywistego sprawcę zbrodni. 
Że wcale jednak nie musi to być „strategia”, wskazywać może wiele innych kwestii, które są medialnie i politycznie ukrywane. Są nimi m.in: ustawa S.447, sprawa księdza Jerzego, Jedwabne, wycofanie się z decyzji odesłania na emerytury niektórych sędziów Sądu Najwyższego, kwestia przyjmowania uchodźców, aneks do raportu WSI i jeszcze kilka innych tematów o których się albo nie mówi, albo mówi się o nich nieprawdę. Co wszystkie te sprawy mają ze sobą wspólnego? No, właśnie to, że są albo przemilczane albo zakłamywane. O czym, według mnie, może to świadczyć? O jednej z dwóch rzeczy. Albo o tym, że diagnoza społeczna - sporządzona przez rządzących - wskazuje, iż nasze społeczeństwo cierpi na ciężkie zaburzenia lękowe i powiedzenie mu prawdy, w jakiejkolwiek poważniejszej sprawie, mogłoby wywołać stan paniki i chaos w kraju, albo… 
Albo na poważne zaburzenia lękowe cierpią nasze elity polityczne.
W tym miejscu chciałbym zacytować jeden z lepszych poradników psychologicznych: Lęk nie zawsze jest zjawiskiem negatywnym. Jeśli zagrożenie rzeczywiście przewyższa nasze kompetencje, to mądrze jest się wycofać. Jeśli jednak często odczuwamy tę emocję w wielu różnych sytuacjach, to znaczy że mamy skłonność do przeceniania niebezpieczeństwa. (...) unikanie przynosi natychmiastową ulgę, jednak w dłuższej perspektywie nasila lęk. (…) Aby (w takim przypadku - RM) dobrze poradzić sobie z lękiem, musimy się z nim zmierzyć. Musimy zapanować nad własnymi reakcjami i sytuacjami, których się boimy. (za „Mind over Mood” Christine A. Padesky, oraz Denisa Greenbergera). Nie można przecież przyjmować "strategii unikania" wobec wszystkich ważniejszych spraw - jak to ma obecnie miejsce w Polsce. 
 


Dodam tylko, że nie ja jestem autorem diagnozy o zaburzeniu lękowym elit politycznych. Sformułował ją już ponad dwa lata temu profesor Andrzej Nowak. W wywiadzie udzielonym Krzysztofowi Skowrońskiemu powiedział: (…) nie może być strachu przed prawdą. Inaczej rozwiążmy państwo, powiedzmy, że boimy się być państwem i niech lepiej będzie to Rosja, Niemcy albo inne porządne państwo, które dba o bezpieczeństwo swoich obywateli.” Dlaczego? Bo „Jeżeli nie wyjaśnimy dlaczego to tak się stało (chodzi o Smoleńsk - RM), kto zawinił, jak możemy sprawić, żeby tego rodzaju tragedia się nie powtarzała to, nie będziemy dobrze funkcjonowali jako społeczeństwo i jako państwo.   
W stanie lękowym powinno się szukać elementów pozytywnych. Czy takie są? Oczywiście, że tak. Lepiej jest przecież gdy rządzą nami, najbardziej od 1939 roku, pro-niepodległościowe elity, nawet  takie z zaburzeniami lękowymi, niż gdyby miał sprawy kraju wziąć ponownie w swoje ręce obóz szabrowników i wrogów Ojczyzny. Co jeszcze?  A choćby to, że rozpoznanie stanu lękowego jest pierwszym krokiem do pozbycia się go. Bo nie dopuszczam do siebie myśli, że taka polityka gremialnego unikania mogłaby być jednak chłodno skalkulowaną strategią rządzącej partii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz