RM: Panie
Marku - 10 kwietnia 2010 roku był Pan dziennikarzem Telewizji
Polskiej – oddelegowanym na obchody 70- tej rocznicy zbrodni
katyńskiej. W Smoleńsku zakwaterowano Pana w Hotelu Nowyj,
znajdującym się przy ulicy Kutuzowa, zaledwie kilkaset metrów od
wschodniej bramy lotniska Siewiernyj. Kiedy przybyliście na
to miejsce i jak liczna była ekipa Telewizji Polskiej akredytowana przy uroczystości? Czy cały zespół TVP zatrzymał się w tym samym
hotelu co i Pan?
Marek Pyza: Do
Rosji wyruszyliśmy (kilkanaście osób) pociągiem w poniedziałek 5
kwietnia. W Smoleńsku byliśmy przed południem 6 kwietnia. O ile mi
wiadomo, wszyscy pracownicy TVP zostali zakwaterowani w hotelu Nowym.
Było to ok. 20-30 osób. Część przyjechała wcześniej
samochodami służbowymi, które później służyły do poruszania
się po Smoleńsku i Katyniu.
RM: Przy
tak licznym zespole ktoś musiał koordynować jego prace i wyznaczać
zadania. Czy Pamięta Pan czyja to była rola, oraz jakie zadania i
komu 10 kwietnia je wyznaczono? Czy ktoś z ekipy TVP był na przykład
oddelegowany na lotnisko w celu przygotowania relacji z przylotu
Delegacji?
MP: Nikt
nie był oddelegowany na lotnisko, aby relacjonować przylot
delegacji. Z tego co mi wiadomo, żaden dziennikarz nie był wówczas
na Siewiernym.
Za całościową koordynację odpowiedzialny był Marek Czunkiewicz
(nie wiem, na ile formalnie miał wyznaczone takie zadania) –
kierownik produkcji z Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, niedawno na
początku tego roku zwolniony z TVP po tym, jak samowolnie przeprosił
w imieniu telewizji rosyjskiego ministra kultury za sposób, w jaki
rozmawiała z nim w „Studiu Wschód” Maria Przełomiec.
Czunkiewicz ponownie pojawił się w orbicie publicznej parę tygodni
temu przy okazji promocji swojej książki, której wydanie dziwnym
trafem zbiegło się z zamieszaniem związanym z „cudownie
odnalezioną” taśmą z 10 kwietnia, wykradzioną z zasobów TVP w
2010 r.
Czunkiewicza
wspomagał
Krzysztof Woźniak – kierownik produkcji z „Wiadomości” oraz
Sylwia Mehlis-Gorzkowicz – kierownik produkcji z TVP Info. Dwaj
pierwsi uczestniczyli również we wcześniejszej organizacji pracy
dziennikarzy TVP w czasie planowanych wizyt premiera i prezydenta –
m. in.
brali udział w wyjazdach rekonesansowych do Rosji (wspólnie z
urzędnikami KPRM czy BOR). Ich zadania w dniach 6-12 kwietnia (wtedy
byłem w Smoleńsku) ograniczały się do kwestii technicznych –
związanych z transmisjami, przesyłem zdjęć drogą satelitarną,
kontaktami ze stroną rosyjską oraz KPRM i KPRP ws. rozmieszczenia
operatorów kamer, organizacji transportu (rozdział aut służbowych),
wejściami reporterów „na żywo” do audycji TVP, gigantyczną
operacją transmisji 10 kwietnia z Katynia (oraz Filharmonii) etc. Z
tego, co mi się wydaje Marek Czunkiewicz organizował również
noclegi i odpowiadał za wszystkie inne kwestie logistyczne. Jako
człowiek słynący w telewizji z dobrych kontaktów na Wschodzie
(Rosja, Białoruś), to jemu powierzono zorganizowanie tych
uroczystości od strony TVP. Kwestie merytoryczne – rozdział
reporterów, miejsca relacjonowania wydarzeń, tematykę zadań dla
dziennikarzy – ustalano wewnątrz poszczególnych redakcji i były
to decyzje kierowników redakcji oraz wydawców. Wyjątkiem była
sytuacja z 10 kwietnia wieczorem, gdy Czunkiewicz wyszedł przed
bramę lotniska i zaprosił ekipę zdjęciową do nagrania orędzia
Władimira Putina do Polaków. Zastrzegł, że wchodzą tylko
operator i dźwiękowiec – bez dziennikarza. Nie wiem, czy takie
dostał wytyczne od Rosjan, czy sam to wymyślił.
RM: Powiedział
Pan - "z
tego co mi wiadomo żaden dziennikarz nie był na Siewiernym"
gdy miała tam przybyć Delegacja z Prezydentem Kaczyńskim.
Czy mówi Pan tutaj o dziennikarzach z ekipy TVP czy o dziennikarzach
w ogóle?
MP: Mam
na myśli wszystkich dziennikarzy. Nie znam nikogo, kto był ani kto
miał być na płycie lotniska w chwili lądowania tupolewa.
RM: Jeśli
zaś chodzi
o samą grupę TVP, to czy
wie Pan może dlaczego
żadnego z dziennikarzy Czunkiewicz, (czy
inny kierownik produkcji) nie skierował na Siewiernyj
aby udokumentować przylot Prezydenta? Czy wspominali coś na ten
temat przy rozdzielaniu Wam zadań i określaniu miejsc
relacjonowania?
MP: Nie,
ale nie widzę tu nic zagadkowego. Dziennikarze nie dokumentują
przylotów delegacji, jeśli nie towarzyszy temu żadna oficjalna
uroczystość. Brutalnie mówiąc – sfilmowanie polityka
wychodzącego z samolotu prosto do limuzyny to strata czasu. Reporter
(zwłaszcza za granicą, gdy obsada jest w naturalny sposób
mniejsza) za chwilę jest potrzebny w innym miejscu, a nie zdążyłby
się przemieścić w tempie kolumny VIP-a...
RM: A
czy podczas planowania
zadań lub podczas jakiejś rozmowy, któryś kierownik
produkcji lub któryś z kolegów dziennikarzy wspomniał o lotnisku
Jużnyj (Południowym)? A jeśli tak, to co i w jakim
kontekście?
MP: Nic
takiego nie miało miejsca. O istnieniu tego lotniska dowiedziałem
się 10 kwietnia po południu.
RM: Jaki
był Pański plan na ten dzień? Czy może odtworzyć Pan porządek poranka 10
kwietnia, z podaniem w miarę dokładnego czasu, w którym miało miejsce konkretne
zdarzenie. Na przykład: o której wyszedł Pan z hotelu; dokąd,
czym i gdzie się Pan udał; o której godzinie i gdzie Pan przybył?
MP: Niestety
nie jestem w stanie odtworzyć godzinowo tych zdarzeń. Gdy zwalniano
mnie z Telewizji Polskiej w końcu października 2010 r., musiałem
oddać telefon, a tylko on mógł pomóc w ustaleniu, gdzie i o
której godzinie byłem. To, co wiem na pewno, to że z hotelu
wyjechałem jako ostatnia z ekip reporterskich (reporter + operator
kamery + dźwiękowiec). Nie wiem, kto jeszcze wówczas w nim został
(np. prowadzący „Wiadomości”, wydawcy, montażyści). Pamiętam
również, że gdy z pracującymi ze mną operatorem Krzysztofem
Kołosionkiem i dźwiękowcem Lechem Siemaszko jedliśmy śniadanie
(nikogo z TVP poza nami nie było wtedy w hotelowej restauracji),
słyszeliśmy nieopodal dźwięk samolotu. Jak później
wywnioskowałem, musiał to być Ił. Choć pierwotnie wydawało mi
się – gdy nie wiedziałem jeszcze o podejściach Iła – że
słyszeliśmy polskiego Ttupolewa. Po śniadaniu, zgodnie z planem,
wyruszyliśmy do Katynia wraz z Krzyśkiem i Lechem służbowym
autem. Gdy dojechaliśmy na miejsce, było tam już wielu
dziennikarzy, przybywały Rodziny Katyńskie i politycy. Na cmentarzu
robiliśmy zdjęcia i nagrywaliśmy rozmowy z Rodzinami Katyńskimi.
Do momentu, gdy pojawiło się jakieś poruszenie. Lech zawołał
mnie informując, że słyszał, iż coś się stało z samolotem z
delegacją. Nie czekając ani chwili, zebraliśmy nasz sprzęt i
pobiegliśmy na parking, by natychmiast wrócić do Smoleńska.
Zabraliśmy też fotoreportera Jacka Turczyka, wówczas – o ile
mnie pamięć nie myli – pracującego w „Newsweeku”. Po
kilkunastu minutach (jechaliśmy bardzo szybko – nawet 170 km/h)
dotarliśmy do głównej bramy lotniska, gdzie dowiedzieliśmy się,
że powinniśmy udać się do innego wjazdu. Stamtąd byliśmy
eskortowani przez milicyjny radiowóz i sprawnie dojechaliśmy do...
naszego hotelu. Zostawiliśmy auto niemal naprzeciwko hotelu, dziwiąc
się, że po drugiej stronie ulicy jest „Siewiernyj”, z czego
wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy. Brama lotniska „schowana
jest” między starą stację benzynową a jakieś dość
zdezelowane budynki. Nie spodziewaliśmy się, że tak usytuowany
może być wjazd na lotnisko.
RM: Bloger
Propatrian w jednym ze swoich artykułów
podejrzewa,
iż posiada Pan dar bilokacji. Na dowód tego przywołuje dwie
Pańskie relacje. Pierwszą : „10
kwietnia. Po godz. 8 polskiego czasu. Gdy wchodzimy na teren
Polskiego Cmentarza Wojennego w Katyniu, tupolew o numerze 101 jest
już w powietrzu”.
I
drugą:
„Myśmy
jeszcze ten samolot słyszeli, gdy on podchodził do lądowania.
Słyszeliśmy wielokrotnie szum silników niemal nad naszymi głowami,
ale nic wtedy jeszcze nie budziło niepokoju”.
MP: A
propos linkowanej dyskusji internetowej, to moje "dwie wersje"
wbrew pozorom się nie wykluczają :) Gdy mówiłem o tym, że "myśmy
jeszcze ten samolot słyszeli..." (domyślam się, że to moje
słowa z któregoś wczesnego live'a z 10.04.) miałem na myśli
siebie i kolegów z ekipy. Byliśmy wówczas jeszcze w hotelu przy
lotnisku i byliśmy przekonani, że nieopodal słychać warkot
Tupolewa. Kończyliśmy śniadanie i zbieraliśmy się do wyjazdu do
Katynia. Nie wiedzieliśmy, o której dokładnie ma lądować tutka,
a nade wszystko nie wiedzieliśmy, że pojawi się jeszcze jedna duża
maszyna. Jak się później okazało to, co słyszeliśmy, to był
Ił. Tupolew robił próbne podejście zapewne w czasie, gdy
dojeżdżaliśmy do Katynia.
Oczywiście
byłem przesłuchiwany przez prokuraturę i gdybym mocno pogrzebał,
pewnie bym znalazł protokół, potwierdzający że to samo mówiłem
w śledztwie. Natomiast niestety nie odtworzę swojej minutówki z owego poranka. Pół roku później zwalniając mnie z TV zabrano mi również telefon, który miałem w Smoleńsku i nie mam dostępu do dokładnych godzin wykonywanych połączeń, na podstawie których nawet dziś mógłbym odtworzyć wiele rzeczy.
RM: Czy
z hotelu pojechał Pan bezpośrednio do Katynia, czy też zatrzymywał
się Pan gdzieś po drodze? Pytam, ponieważ wspominał Pan o
dziennikarzach, którzy mieli czekać na transport pod Filharmonią.
Czy podjechaliście po nich? Co to byli za dziennikarze?
MP: Z
hotelu pojechaliśmy do Katynia bez żadnych przystanków. Pamiętam,
że Ania Hałas-Michalska miała relacjonować spotkanie prezydenta w
Filharmonii – i być może również połączyć się z
„Wiadomościami” w południe na żywo – dlatego rano wyjechała
już na miejsce.
RM: Czy
przed Panem byli już jacyś, znajomi Panu dziennikarze w Katyniu?
MP: Zapewne
tak – ale nie pamiętam ani nazwisk, ani kolejności przybywania
kolegów. Było tam już sporo osób, pamiętam że witałem się z
wieloma osobami, które poprzednio widziałem w Polsce. Zarówno
dziennikarzami, jak i politykami.
RM: Jeden
z ówczesnych dziennikarzy TVPinfo - Paweł Prus relacjonował, że
na bieżąco monitorował sytuację związaną z przylotem oficjalnej
Delegacji - słuchając “depesz Polskiego Radia”. Czy Pan również
w ten, lub inny sposób kontrolował przebieg wydarzeń? Jakie
wiadomości na temat przybycia Prezydenta i towarzyszących mu osób
do Pana spływały? Z jakiego pochodziły one źródła? Czy może
podać Pan kolejność i czas (nawet przybliżony) otrzymywania tych
informacji?
MP: Podawania
czasu nie będę ryzykował, bo nie mam co do tego żadnej pewności.
Natomiast wszystkie informacje, jakie otrzymywałem pochodziły od
kolegów (zwłaszcza Bartka Wróblewskiego), którzy tego ranka
pracowali w warszawskiej redakcji „Wiadomości”. W Katyniu i
Smoleńsku nie mieliśmy dostępu do mobilnego internetu, więc
byliśmy skazani na telefoniczny kontakt z Polską. W drodze z
Katynia do Smoleńska dowiadywałem się o kolejnych wiadomościach
spływających z Rosji.
RM: Kiedy
dowiedział się Pan o przylocie Jaka o numerze burtowym 044 z
dziennikarzami? Czy spotkał się Pan z nimi (z którymś z nich), a
jeśli tak to gdzie? Co mówili na temat własnego przylotu? Czy i co
opowiadali na temat lotu Delegacji z Prezydentem?
MP: O
jaku dowiedziałem się po katastrofie, ale nie pamiętam, o której
godzinie. Zapewne z którymś z kolegów widziałem się przed
lotniskiem, w tworzącym się miasteczku dziennikarskim, ale nie
wiedziałem wówczas, kto przyleciał rano z Warszawy, kto pociągiem,
a kto był w Smoleńsku już wcześniej.
RM: Relacjonując
10 kwietnia po
godzinie 12:00
polskiego czasu w Programie
1 TVP wydarzenia ze Smoleńska powiedział Pan w "Wiadomościach":
Wszystko
się wydarzyło około dwustu metrów stąd za tymi drzewami. Tam
runął samolot z Prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie, około
godziny dziesiątej.
Wiadomości PR 1 TVP godzina 12:02 z 10.04.2010 r. |
A
przecież godzina 10 czasu moskiewskiego to ósma czasu polskiego.
Tymczasem tragedia miała mieć przecież miejsce dopiero o 8:41.
Skąd wzięła się taka godzina w Pańskiej relacji?
MP: Jedynym
wytłumaczeniem tej pomyłki jest zwykłe przejęzyczenie. Byłem
niedawno o to pytany na spotkaniu z Czytelnikami – wyczułem nutkę
podejrzliwości. A nie ma tu żadnej sensacji. Podobnie jak,
nawiązując do wyżej wspomnianego blogera, nie mam daru bilokacji i
nie ma powodów, by mi ją przypisywać... W wejściach na żywo
takie rzeczy niestety się zdarzają. Nie sądzę, aby ten błąd
pojawiał się w kolejnych łączeniach, a na pewno nie w materiale,
który tego dnia przygotowywałem do „Wiadomości”.
RM: Dziękuję
za rozmowę.
Jeśli przeczytałeś/przeczytałaś ten tekst, przeczytaj też koniecznie 12-PUNKTOWY PORZĄDEK WYDARZEŃ SMOLEŃSKICH (WYNIKI NIEOFICJALNEGO ŚLEDZTWA)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz