wtorek, 16 czerwca 2015

XLI. Dwa Jaki-40 na "Siewiernym"?

Już zamknąłem i zakończyłem książkę o 10 kwietnia. Miałem ją już tylko doszlifować i zamknąć. I oto niespodziewanie odezwał się do mnie blogger o nicku "Propatrian" ze zgoła niewinnym pytaniem, które brzmiało: "Problem ze 102 jest jasny: brak przesłanek dla obecności na Okęciu - mylę się? Są za to na odlot znad Siewiernego 101." Te dwa zdania spowodowały, że na nowo zatopiłem się w problematyce smoleńskiej.  

Start


Spróbujmy temat wydarzeń, które miały miejsce 10 kwietnia rozważyć zatem jeszcze raz. Od początku. Tyle, że troszkę inaczej. Zacznijmy może tym razem od raportu gen. Krzysztofa Załęskiego, czyli od tego jaki mógł być plan wojskowych co do operacji logistycznej Warszawa-Smoleńsk 10.04.10 (Rozdział XVIII):

Wojsko chciało, by prezydencki tupolew wyleciał do Smoleńska wcześniej. Nie zgodziła się Kancelaria Prezydenta. (...) Ujawniamy tezy raportu, który kilkanaście godzin po katastrofie prezydenckiego Tu-154 złożył ministrowi obrony czasowo pełniący obowiązki dowódcy Sił Powietrznych gen. Krzysztof Załęski. Wynika z niego, że lotnictwo zaplanowało wcześniejszą godzinę startu tupolewa. Plan przygotowano tak, że Jak-40 z dziennikarzami wystartuje o godz. 5 rano, a Tu-154 - o 6.30 (ostatecznie wystartował dopiero przed 7.30) (...). Daje to zapas bezpieczeństwa czasu pozwalający np. na zmianę trasy przelotu lub krążenie nad lotniskiem w oczekiwaniu np. na poprawę pogody - wyjaśnia "Gazecie" płk Ryszard Raczyński, dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który zajmuje się lotami VIP-ów. Gdyby tupolew wystartował w planowanym czasie, byłby w Smoleńsku mniej więcej wtedy, kiedy lądował "dziennikarski" Jak. (...)  Kiedy lądował jak, widoczność w Smoleńsku spełniała minima bezpieczeństwa tego lotniska. (...) Potem pogoda szybko zaczęła się pogarszać.

Kancelaria Prezydenta zakwestionowała plany wojskowych lotników. Mówi o tym pismo adresowane do szefa MON 30 marca. "Pismem zastępcy dyrektora gabinetu szefa Kancelarii Prezydenta RP Katarzyny Doraczyńskiej [zginęła w katastrofie] przedstawiono szczegółowy program uroczystości, planowane godziny startów samolotów oraz skład delegacji" - czytamy w raporcie gen. Załęskiego. Start Tu-154 przesunięto na godz. 7 rano.Nasi rozmówcy w MON mówią, że w ten sposób program został zapięty "na sztywno", bez marginesu bezpieczeństwa czasu.  

Po przeczytaniu tego tekstu, przejdźmy może teraz do prostego zadania matematycznego. Jego treść wygląda tak -

Zadanie: Z lotniska O wylatuje samolot - Jak-40. Kieruje  się on bezpośrednio na lotniskoS. Według planu, lot tego samolotu powinien trwać jedną godzinę i pięćdziesiąt minut. Za jakiś, nieznany nam okres czasu, z tego samego lotniska O, na to samo lotnisko S ma wylecieć Tupolew. Według planu lotu będzie on leciał jedną godzinę i dziesięć minut,  Ile minut po Jaku powinien wylecieć Tupolew, aby obydwa samoloty mogły znaleźć się  na lotnisku S "mniej więcej w tym samym czasie"?

Odpowiedź : Jak-40 powinien wylecieć z lotniska O o 40 minut wcześniej niż Tupolew, aby obydwa statki mogły pojawić się na lotnisku S równocześnie.

A więc nie 90, jak pisze w artykule z GW, ale... 40 minut wcześniej

Przyjmijmy więc, że wojsko - skoro chciało osiągnąć efekt "niemal równoczesnego przylotu"  obydwu samolotów - zaplanowało start Tupolewa godzinę po Jaku. Te dwadzieścia minut dodaję dlatego, bo przecież i tak samoloty nie mogłyby lądować równolegle jak na Heatrow, bo na "Siewiernym" był tylko jeden pasdo  startów i lądowań. 
Czy mamy coś na temat "godzinowej różnicy" w relacjach świadków, ewentualnie w innych dokumentach? Mamy. (Linki do materiału źródłowego w rozdziale VI). 

Paweł Świąder:  Dopiero na Okęciu okazało się, że dziennikarze mają lecieć Jakiem, a dopiero godzinę po nas wystartuje Tupolew.

Agnieszka Skieterska (http://okonabalkany.blox.pl/2010/04/Po-tragedii-w-Katyniu.html): Paradoksalnie dziś szybkie relacje dotyczące katastrofy zawdzięczamy tylko temu, że z powodu wyjątkowo licznej delegacji oficjalnej, która leciała do Katynia, część jej członków i wszyscy dziennikarze  polecieli do Smoleńska godzinę przed prezydentem.     

Świąder mówi tu "mają lecieć", czyli przedstawia jakiś plan lotów, ale przecież nie z programu wizyty. W broszurce, którą trzyma w ręku jest przecież dwie godziny różnicy. Skąd mu się wzięła więc ta godzina, skoro dostaje przecież program na lotnisku, czeka na wylot i...  "Co jakiś czas zaglądam do tej specjalnej książeczki rozdawanej członkom delegacji tuż przed startem"? Musiał o tym gdzieś usłyszeć i widocznie źródło było na tyle wiarygodne, iż był przekonany, iż rzeczywisty plan lotów odbiegał od tego z grafiku.


Niezależnie od tego, dziennikarze nie wylecieli o planowanej piątej. Musieli przesiąść się do innego Jaka. Ta przesiadka zajęła im minimum dziesięć - dwadzieścia minut.  Z kolei - proszę sobie przypomnieć - również o dwadzieścia minut przesunięty został także start Tupolewa.  
Czyżby więc wcale nie zrezygnowano z planu "równoczesnego przylotu", a tylko przesunięto go w czasie, właśnie w związku z tym opóźnionym startem Jaka-40?


No dobrze, a co z lądowaniem?  


Tytuł artykułu: Dziennikarze lądowali w Smoleńsku godzinę przed prezydentem  Data artykułu: 10.04.2010 22:36
Niedługo przed katastrofą, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i towarzyszące mu osoby, na lotnisku Siewiernyj pod Smoleńskiem wylądował samolot z dziennikarzami, którzy mieli obsługiwać uroczystości w lesie katyńskim. Dziennikarze wylecieli z Warszawy ok. 5.30. Przed startem musieli zmienić jedną maszynę Jak-40 na inną.  
 Ale z lądowaniem nie było problemu. Udało się za pierwszym podejściem, choć była mgła – mówi Jan Mróz z TVN 24. Samolot z dziennikarzami na pokładzie lądował w Smoleńsku krótko po 7. – Gdy nasza maszyna odkołowała, z chmur wynurzył się Ił-76 z oddziałem Federalnej Służby Ochrony, który miał obsługiwać ceremonię w Katyniu – opowiada Jan Mróz. (...) Ił-76 miał z lądowaniem kłopot. – Bujnęło go na prawe skrzydło. O mało nie rąbnął – relacjonuje Jan Mróz. – Skrzydło przeszło dwa-trzy metry nad płytą lotniska. Samolot poderwał się w ostatniej chwili. Wyglądało to bardzo dramatycznie. Piloci naszego jaka byli przerażeni. 


Oprócz tego artukułu, z nowości mamy też fotografie dziennikarza znajdującego się na liście pasażerów Jaka-40/044 - Jakuba Berenta (http://www.rmf24.pl/foto/polska/zdjecie,iId,1102883,iAId,79089#ad-image-2utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome) poprzedzone następującym wstępem:
Jak-40, którym dziennikarze lecieli trzy lata temu do Smoleńska, stoi w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Samolot lądował na płycie lotniska Siewiernyj około godziny przed katastrofą prezydenckiego Tu-154. Maszyna wylądowała bezpiecznie.


Mamy też relację TVP (http://www.youtube.com/watch?v=oWUCO6xLPG0 słowa padają w 2'49''): 
Dziennikarze z Polski, którzy godzinę wcześniej wylądowali na tym samym lotnisku, potwierdzają, że kwadrans przed katastrofą Tupolewa, do lądowania we mgle szykował się wojskowy Ił.

Relację Polsat News z 10 kwietnia 2010 roku:  (http://www.youtube.com/watch?v=vTulgxIJjmQ) 
Dziennikarka Polsatu:  A wy Paweł o której wylądowaliście?  
Paweł WuldarczykNo, my wylądowaliśmy jakieś pół godziny, godzinę wcześniej. Trudno mi w tej chwili powiedzieć, bo tu jest godzina, dwie godziny różnicy, przepraszam, a ja jestem też trochę zdenerwowany, więc... nie wiem, no, godzina, około godziny wcześniej wylądowaliśmy.  

Rozmowa TV Republika (http://www.youtube.com/watch?v=k4oXVV_T6P0):   
Katarzyna Gójska - Hejke: Bo przypomnijmy, ten Jak (40/044 - RM) wylądował ile wcześniej?  
Piotr Ferenc-Chudy: Chyba czterdzieści minut wcześniej. Jakoś przed katastrofą. Znaczy - przed katastrofą.

Zeznania Remigiusza Musia (http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/protokoly-Mus.pdf) 
Zeznanie z dnia 10.04.2010 : Próby lądowania tego IŁ76 miały miejsce około po 15 i 30 minutach od naszego wylądowania. (...) Widziałem tego Iła, który po drugiej nieudanej próbie lądowania odleciał. Po kolejnych około 20 minutach z głośników naszej radiostacji usłyszeliśmy załogę naszego tupolewa zbliżającego się do rejonu lotniska. Pamiętam, że załoga prowadziła rozmowę z wieżą kontrolną. która kierowała ich (wektorowała) aby znaleźli się na kursie odwrotnym do lądowania w celu wykonania zajścia do lądowania.

Zeznanie Musia z dnia 23.06.2010Na zadane pytanie zeznaje: słyszałem korespondencję prowadzoną pomiędzy Tu-154M a wieżą, ale było to na 12 minut przed katastrofą.

Po zsumowaniu kolejnych odcinków czasowych pomiędzy poszczególnymi zdarzeniami lotniczymi wymienionymi przez Musia, otrzymujemy czas pomiędzy lądowaniem Jaka-40/044 a podejściem TU-154M. Wynosi on również około godziny, a dokładnie - 62 minuty.
Czy Remigiusz Muś nie chciał przez tę informację czegoś zasygnalizować? Miał sporo czasu na przemyślenia, pomiędzy złożeniem pierwszego i drugiego zeznania. Dwa i pół miesiąca. Mógł wszystko co powiedział żandarmowi 10 kwietnia przeanalizować zupełnie spokojnie. Wszystkie podane przez siebie czasy - dwa przeloty Iła, czas pomiędzy jego drugim podejście, a usłyszeniem Tutki. Do uzyskania pełnego obrazu zdarzeń brakowało podać tylko jeden czas, aby uzupełnić zeznanie z dnia tragedii. I 23 czerwca, podczas kolejnego przesłuchania,  oświadczając na samym początku - że treść poprzednich zeznań "pamięta i podtrzymuje", Remigiusz Muś dodał informację o tych 12 minutach przed katastrofą. Tak jakby nie tylko chciał dopełnić tę godzinę pomiędzy przylotem Jaka-40/044 a podejściem Tupolewa, ale wręcz ją (jakby to napisał Norwid) do-precyzować.   


"Godzina po" na Okęciu, "godzina po" na Siewiernym" -  jak to możliwe?  


No właśnie. Dlaczego Tutka, skoro przesunięto jej wylot o około dwadzieścia pięć minut, (tyle samo o ile przesunięty był wylot Jaka-40) miałaby wyleciawszy godzinę po dziennikarzach podchodzić jednak nie dwadzieścia - jak to wynikałoby z naszych obliczeń - ale (w zależności od relacji) od 40 do 60 minut po Wosztylu? Co mogło spowodować poślizg wynoszący owe kolejne 20-40 minut?  


Zanim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz. Otóż Jak-40/044 miał wylecieć o dwadzieścia pięć minut później (wg. raportu Millera) ale... lądować zgodnie z grafikiem 6:50 (Krasnokutskij: "Wszystko zgodnie z planem, właśnie w tej chwili Jak-40 wylądował z tą delegacją i dziennikarzami")

Tymczasem Tupolew również ma wylecieć o około dwadzieścia - dwadzieścia pięć minut później ale i podochodzić do lądowania o 20 - 40 minut później . W przypadku tej maszyny to akurat jest logicznie. Start 20 minut później i lądowanie 30 minut później. "Magiczny" jest natomiast Jak, który wylatuje 25 minut później i przylatuje na czas

Nasuwa mi się tylko jedna logiczna i pasująca do pozostały elementów tej układanki odpowiedź. Brzmi ona: 


"Dziennikarski Jak" musiał wylecieć z Okęcia, niemal punktualnie,, z minimalnym być może tylko poślizgiem czasowym, dlatego i w Smoleńsku musiał znaleźć się zgodnie z planem. Natomiast Tupolew wyleciał po... drugim z Jaków, który wyszedł z WPL Okęcie z opóźnieniem wynoszącym dwadzieścia pięć minut. 



Bowiem  moim zdaniem 10 kwietnia po świcie, wyleciały z Okęcia dwa Jaki. Pierwszy z dziennikarzami (Jak-40/044), który wyleciał (niemal) punktualnie i drugi z generałami i Vipami, jakiś czas po nim, ale z opóźnieniem wynoszącym dwadzieścia pięć minut. Natomiast jeśli chodzi o Tupolewa, to moim zdaniem, wyleciał on "godzinę po" po drugim Jaku. To drugi z Jaków musiał widocznie być bardziej "osoboważny" (przerażający termin zapożyczony ze słownika specjalistów z KBWLLP) właśnie z uwagi.na skorelowany z jego lotem lot Tuplewa.   

No a czy da się - zapyta ktoś wnikliwie, acz ironicznie - obliczyć o której startował ten "utajniony"Jak?

Myślę, że tak. Obliczyliśmy to przecież na początku rozdziału. Około czterdziestu minut przed Tupolewem. Moim zdaniem start Prezydenckiego Jaka miał miejsce pomiędzy godziną 6:25 (godzinę przed Tupolewem),a 6:50 (godzina Kuźniara z TVN24) w których to widełkach zawiera się też przedstawiona przez TVP iNFO godzina 6:40. - jako czas wylotu Prezydenckiej Pary. 

Wiem jakie pytanie ciśnie Ci się teraz Drogi Czytelniku na usta -  jaką mamy pewność, że dziennikarski Jak przyleciał o 6:50, a następny około 7:17? Bardzo dobre pytanie. O tym będzie właśnie traktował następny rozdział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz