Tylko jeden z
dziennikarzy lecących w dniu 10 kwietna 2010 roku Jakiem-40 odezwał się do
mnie, w odpowiedzi na moją prośbę - o udostępnienie zdjęć z Okęcia, z poranka
owego tragicznego dnia - skierowaną bezpośrednio do niego. Odpowiedź brzmiała jednak
tak, jak się tego obawiałem: "Niestety nie mam nic."
Skoro więc nadal nie
mam żadnej fotografii na potwierdzenie swojej tezy, o późniejszym niż podaje
się oficjalnie, wylocie samolotu z dziennikarzami, spójrzmy na początek, jak to z informacją
o lądowaniu Jaka-40 w Smoleńsku być
miało.
30 marca 2011. Portal TVN24 donosił:
Na początku marca, po posiedzeniu sejmowej komisji obrony,
generał Lech Majewski, dowódca Sił Powietrznych, poinformował opinię publiczną,
że to jeden z członków załogi JAKa-40 dzwonił
krótko po lądowaniu w Smoleńsku na Okęcie i donosił o fatalnych warunkach
pogodowych. Według słów generała, dzięki uzyskanym tą drogą informacjom, wojskowy kontroler warszawskiego lotniska
miał przekazać dalej, że manewr odbył się "przy podstawie chmur 60
metrów i widoczności poniżej kilometra", czyli w warunkach dużo
gorszych niż minimalne dla tego lotniska.(...) Z zeznań wojskowych kontrolerów i meteorologów, którymi dysponują
wojskowi prokuratorzy wynika, że do kontaktu załogi JAKa z Warszawą nie
doszło "krótko po lądowaniu" polskiej maszyny w Smoleńsku, ale ponad
godzinę po nim i to nie z inicjatywy załogi, ale naszych meteorologów.
Spójrzmy wobec tego co na ten temat napisano w
Raporcie Millera (str. 87).
Według uzyskanych przez Komisję informacji, kontroler WPL OKĘCIE około godz. 5:45
(7:45 czasu
polskiego - RM) otrzymał informację telefoniczną od jednego z członków załogi samolotu
Jak-40 o lądowaniu na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY przy WA: podstawy chmur 60 m,
widzialność około 2 km.
W
raporcie tym stoi więc jak byk, że to jakiś członek załogi Jaka-40 dzwonił do
kontrolera Wojskowego Portu Lotniczego, że jego samolot wylądował przy
warunkach: widzialność 2 km, podstawa chmur 60m. Czy da się ustalić który z członków
załogi Jaka kontaktował się z kontrolerem Okęcia po wylądowaniu samolotu?
Artur Wosztyl: ( http://rebelya.pl/post/2798/zeznania-por-wosztyla-mowi-do-nich-zeby-nie-sch?print=1)
Na zadane pytanie zeznaje; po wylądowaniu
ja albo por. Kowaleczko telefonicznie poinformowaliśmy DKL (Dyżurnego Kontrolera Lotów - RM)
w Warszawie o fakcie wylądowania. Nie jestem w stanie powiedzieć czy
telefonicznie ja albo por. Kowaleczko podawaliśmy warunki meteorologiczne
panujące na lotnisku w Smoleńsku. Do mnie z Warszawy nikt nie dzwonił i nie
pytał się o warunki atmosferyczne jakie panują na lotnisku w Smoleńsku. Po
wylądowaniu około godz. 7.20 warunki atmosferyczne panujące na lotnisku
utrzymywały się przez jakiś czas, myślę, że przez około 30 minut na podobnym
poziomie, jak przy moim lądowaniu. Mam na myśli tylko widoczność. Zmiany te
były bardzo dynamiczne.
Bardzo
interesujący fragment zeznania. Po pierwsze Wosztyl mówi tu, że to albo on sam,
lub też drugi pilot, zameldował o fakcie
lądowania - "po wylądowaniu".
Rozumiem, że taki meldunek jest czynnością rutynową, która powinna być wykonywana
przez pilota, niemal automatycznie, zaraz po przyziemieniu. Jak pamiętamy ze
stenogramów i z raportu Millera, samolot Wosztyla miał zetknąć się z płytami
smoleńskiego lotniska o godzinie 7:15 czasu polskiego, a informacja o
wylądowaniu miała zostać przesłana o 7:45.
Wosztyl w zeznaniu tym, moim zdaniem, próbuje wyjaśnić fakt, opóźnienia tego meldunku - tłumacząc się, że przez
te trzydzieści minut bezczynności, widoczność i tak była "na podobnym
poziomie" (co jest sprzeczne ze wszystkimi znanymi, w tym i z jego własnymi, zeznaniami) jak przy jego lądowaniu. Zresztą sam też zaraz dokonuje wolty i
przeczy swojemu twierdzeniu dodając, że "zmiany były bardzo
dynamiczne." Jeśli "były dynamiczne", to dlaczego tylko zmiany widoczność
miałyby być "niedynamiczne"?
A może tych
trzydziestu minut pomiędzy przyziemieniem, a meldunkiem w ogóle nie było?
A
co mówi drugi ze świadków - Rafał Kowaleczko?
(http://mikael-plus.salon24.pl/459682,por-rafal-kowaleczko-ii-pilot-jak40-zeznaje): W dniu 10.04.2010 ja osobiście, telefonicznie przekazałem por. Lauksowi do Warszawy fakt
naszego lądowania. Nie podawałem mu wtedy warunków meto (tak w oryginale - RM) panujących na
lotnisku w Smoleńsku. Raczej nikt z Warszawy nie kontaktował się ze mną w
sprawie warunków meto panujących
na lotnisku. Natomiast nie wiem czy z innymi członkami załogi ktoś się
kontaktował w tej sprawie.
Ten
z kolei świadek zarzeka się, że on wprawdzie meldował o lądowaniu, ale nie podawał żadnych warunków. Ciekawe jest natomiast to, że nie pytał go o nie kontroler na
Okęciu (Załącznik nr 3 do Raportu Millera - "Kierowanie
lotami" i Rapor Millera str.239):
Kontroler WPL zgodnie z zapisem pkt
2.9.4 ust. 6 INOP miał obowiązek „zbierania informacji o stanie pogody od załóg
statków powietrznych i przekazywanie ich do DML (Dyżurny Meteorolog Lotniska -RM)”.
Jak
sobie jednak przypominamy, zarówno z zeznań Pliusnina, jak też i Wosztyla,
Musia i Kowaleczki (Rozdział V) widzialność podczas podchodzenia Jaka-40/044 miała wynosić miała 2000 metrów. Taką właśnie informację wg. raportu
Millera otrzymał DKL Okęcie o 5:45 UTC. Ale, proszę mi wyjaśnić - jaki sens byłoby meldować
o samym fakcie lądowania, po upływie pół godziny od tego zdarzenia, a warunki podawać
dopiero godzinę po tym fakcie? Bo przecież...
(http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed-fatalna-pogoda,165205.html)
Informację (o warunkach atmosferycznych - RM) telefonicznie od pilota JAKa-40 uzyskano około godziny 8:20 poprzez służbę meteo
na Okęciu – donosił w notatce, dołączonej do prokuratorskich akt, mjr Henryk Grzejdak, który po godz. 8
zastąpił na stanowisku mjr. Januszewicza.
Powtórzmy
to sobie jeszcze raz. Jak ma lądować o 7:15,
Meldunek o lądowaniu DKL-owi ma zostać złowżony o 7:45, natomiast informacja o
warunkach ma zostać podana o 8:20. Godzinę po wylądowaniu?! Co by to miało za sens takie dozowanie informacji? O
fakcie lądowania pół godziny po lądowaniu, a potem kolejne pół godziny i
informacja o warunkach atmosferycznych podczas tego lądowania? Przecież (jak mówił
Wosztyl) "zmiany były bardzo dynamiczne". Więc gdzie tu logika, gdzie
tu sens? Przy czym - i to też trzeba dodać - informujący o lądowaniu drugi pilot zarzeka się, że w ogóle nie podawał informacji o warunkach meteo.
No
i przypomnę jeszcze, że poza tym wszystkim - jak pisze raport Millera - kontroler "miał obowiązek zbierania
warunku pogodowych od załóg." O tym obowiązku musiał wiedzieć przecież nie tylko sam
kontroler, ale i porucznik Kowaleczko. Mało tego. Twierdzi się, że
choć widzialność była coraz gorsza, to nasi piloci mieli dopiero po godzinie od swego wylądowania podać warunki meteo. Ale nie te -
tragicznie złe, z chwili meldunku|*, ale te sprzed godziny - z momentu gdy mieli
lądować. Czy nie wydaje się to zdumiewające? Niewiarygodne wręcz?
No,
ale skoro jednak por. Kowaleczko stanowczo twierdzi, że nie powiadomił Warszawy
o gwałtownym pogarszaniu się widzialności - mimo że stanowiło to poważny i rzeczywisty
problem, a kontroler go o to nie zapytał, mimo że miał taki obowiązek - to moim
zdaniem wszystko to, łącznie z logiką i doświadczeniem życiowym wskazywałoby jednak na
to, że... o tym iż "Jak wylądował", drugi pilot powiadomił por. Lauksa zaraz po lądowaniu około godziny 7:45
czasu warszawskiego (gdzie indziej w raporcie Millera pisze - "około godziny 7:50 - str.200 raportu).
A jak sobie przypominamy z uzasadnienia postępowania praskiego - Jak-40/044
miał lądować o... 6:50 polskiego. Znów to godzinne przesunięcie. Ciekawe, prawda?
***
Jak
już wspomniałem, prokuratorzy doszli do zupełnie innych wniosków, niż to co
powiedzieć miał gen. Majewski, o telefonie wykonanym przez Kowaleczkę "krótko po wylądowaniu w Smoleńsku". Że nie było to "krótko". Oparli się oni bowiem nie na raporcie Millera i zeznaniach pilotów, ale na
"zeznaniach wojskowych kontrolerów i meteorologów."
Wróćmy
zatem do materiału zamieszczonego na
stronie TVN24:
10 kwietnia w godzinach
porannych próbowali oni (meteorolodzy z Wojskowego Centrum Hydrometeorologii - RM) kilka razy uzyskać informacje o warunkach
pogodowych od pilotów JAKa poprzez służbę meteo na Okęciu. Pierwszy upomniał
się o to, na siedem minut przed startem z Warszawy prezydenckiego Tupolewa
(samolot wyleciał z Okęcia o 7:27 –
red.), major Dariusz Januszewicz, który pełnił wtedy służbę Dyżurnego
Operacyjnego – Starszego Zmiany dyżurnej Centrum Hydrometeorologii. Jak zeznał
przed wojskowymi prokuratorami, o
godzinie 7:20 wykonał w tej sprawie dwa telefony.
Najpierw
o warunki, w jakich lądowała załoga JAKa, zapytał oficera dyżurnego Centrum
Operacji Powietrznych. Ten jednak informacji takich nie posiadał.
- W związku z tym zatelefonowałem do dyżurnego METEO lotniska Okęcia prosząc go
o uzyskanie informacji o warunkach atmosferycznych w Smoleńsku - relacjonował
prokuratorom major. Informacja
zwrotna, przekazana przez dyżurnego ok. godz. 7:45, (...) była krótka: - Dyżurny METEO, chor. Marcin Nojek, poinformował mnie, że pilot
samolotu JAK-40 nie podał informacji o warunkach atmosferycznych podczas
lądowania w Smoleńsku – zeznał mjr Januszewicz.
Proszę
teraz zestawić tych kilka zdań, które podkreśliłem w tym rozdziale. Jaki obraz nam
się tu wyłania?
Moim
zdaniem taki: po wylądowaniu Jaka-40/044
(zeznanie Wosztyla), do por. Lauksa - będącego kontrolerem na "Okęciu"
- zadzwonił drugi pilot Jaka-40 (zeznanie Kowaleczki) informując go, że
"dziennikarski Jak" wylądował na "Siewiernym". Czy podaje wówczas
warunki atmosferycznie - nie wiadomo. Według raportu Millera - tak - ma to być 2
km widoczności, przy podstawie chmur 60 metrów, a według pilotów Jaka i
prokuratury - nie. Jest godzina 5:45 UTC , czyli 7:45 czasu polskiego. Dwadzieścia minut temu z Okęcia wystartował
Tupolew dowodzony przez kpt. Arkadiusza Protasiuka. Czy kontroler Lauks
natychmiast, po otrzymaniu informacji o lądowaniu Jaka-40/044 - powiadamia o tym
dyżurnego meteo - Nojka, a ten przekazuje informacje, ale wyłącznie o fakcie
lądowania, do Centrum Hydrometeorologii? Pewnie tak. Pytanie - po co Lauks
informuje meteorologa lotniskowego o nieistotnym dla niego, z meteorologicznego
punktu widzenia, fakcie lądowania Jaka? Po
co meteorolog z Okęcia, zamiast dopytać się kontrolera lotów co z pogodą na
"Siewiernym", przekazuje dalej tę merytorycznie bezużyteczną informację
do CH SZ RP**?
Co
by jednak o tym zapisie w raporcie Millera nie mówić - jedno wydaje się z niego
wyłaniać jak szydło z worka. Otóż, moim zdaniem - zapytanie Dyżurnego Meteorologa CH SZ RP mjra D.
Januszewicza skierowane do oficera dyżurnego COP i Dyżurnego Meteorologa WPL
Okęcie - chor. M. Nojka o godzinie 7:20
o warunki na "Siewiernym" było zapewne przedwczesne, gdyż... moim
zdaniem Jak-40/044 wylądował na XUBS dopiero o... 7:45. Nie
o 6:50, nie o 7:15, a o 7:45 (około 7:50 jak mówi, na stronie 200, raport Millera na temat momentu otrzymania
meldunku od Jaka-40/044) czasu polskiego właśnie. Godzinie, którą
zdezorientowani dziennikarze poczytali za "przed siódmą", "około
siódmej" czy samą "siódmą" (w sumie logicznie, gdy się jest
przekonanym o wylocie "po piątej", czy "w pół do szóstej"),
gdy tymczasem dochodzić wówczas, moim zdaniem miała godzina szósta UTC, czyli ósma czasu polskiego.
(http://www.youtube.com/watch?v=vTulgxIJjmQ)
Paweł Wudarczyk:
No, my wylądowaliśmy
jakieś pół godziny, godzinę wcześniej. Trudno mi w tej
chwili powiedzieć, bo tu jest godzina...
dwie godziny różnicy, przepraszam, a ja jestem też trochę zdenerwowany,
więc... nie wiem, no, godzina, około godziny wcześniej wylądowaliśmy.
Ja
też - podobnie jak Wudarczyk - nie wiem, według jakiego czasu startowali
dziennikarze (jeśli miał startować o, czy po piątej). Moim jednak zdaniem,
gdy Jak-40/044 przyziemiał na
Siewiernym, w Wojskowym Centrum Hydrometeorologii była godzina 5:45 UTC i było to
18 minut po starcie TU-154M z wojskowego lotniska Okęcie. Nie mam
natomiast pojęcia, która godzina i jakiego czasu mogła być wówczas na WPL Okęcie
i w 36 splt. Może i 6:45 jakiegoś tam czasu. W każdym razie nie polskiego i nie UTC na pewno.
Wróćmy więc ponownie do strony
TVN24 (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed-fatalna-pogoda,165205.html):
Informację (meteo -RM) telefonicznie od pilota JAKa-40 uzyskano około
godziny 8:20 poprzez służbę meteo na
Okęciu – donosił w notatce, dołączonej do prokuratorskich akt, (sic! - RM) mjr Henryk
Grzejdak, który po godz. 8 zastąpił na stanowisku mjr. Januszewicza.
(...) kilkanaście minut po
godzinie ósmej. Major Henryk Grzejdak (...)
Jeszcze
przed formalnym rozpoczęciem dyżuru prosi dyżurnego meteorologa na Okęciu, aby
zapytał o pogodę załogę Jaka-40, który wiózł dziennikarzy i już wylądował. (...) Załoga jaka poinformowała, że podczas ich lądowania
o 7.22 widzialność wynosiła dwa kilometry, zaś chmury
wisiały na 60 metrach. To fatalne warunki. A prognoza SYNOP na godzinę 8, którą dysponował Grzejdak, była jeszcze gorsza – pokazywała widoczność 500 metrów przy niewidocznym niebie. To były warunki poniżej dopuszczalnego minimum dla załogi
Tu-154M.
Tych informacji nie potwierdza jednak raport Millera (str.200), upierając się, że załoga podała warunki pogodowe o 7:50 czasu polskiego, ale tym razem to kontroler je przetrzymał. Jakby chciała rozmyć odpowiedzialność - tu trochę przedłużyli piloci, tu trochę kontroler. W sumie uzbierała się... Tak, tak. Nasza godzinka.
Uzyskane od
załogi około godz. 05:50
informacje o tych warunkach (kontroler - RM) przekazał DML (dyżurnemu meteorologowi lotniska) 36 splt dopiero o
godz. 06:32, po interwencji
dyżurnego synoptyka CH SZ RP. - Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP
Informacja ta została przekazana o godz. 6:32 DML i do COP.
Intrygujące są te informacje
z Jaka... Zaraz! Z Jaka? A może raczej z Jaków? Czy nie wygląda to bowiem tak jakby
miał(y) on(e) lądować o godzinie 7:45-7:50
(pierwsza informacja do Warszawy o lądowaniu) oraz o 8:17-8:22 (druga informacja)?
Dlaczego miałyby być dwa
Jaki? Odpowiedź na to pytanie wiąże się z raportem jaki złożył generał Lech
Majewski przed sejmową Komisją Obrony Narodowej. Jak bowiem donosi gazeta Fakt
-
Tuż po lądowaniu polskiego
Jaka-40 w Smoleńsku 10 kwietnia
kontroler wieży na lotnisku Siewiernyj zadzwonił do dyżurnego meteorologa na
Okęciu i przekazał mu informacje na temat pogody. Zameldował też, że załoga naszego samolotu wykonała manewr bez zgody
wieży przy podstawie chmur 60 metrów i widzialności poniżej kilometra! Mało tego. Taki telefon na Okęcie z telefonu komórkowego miał
wykonać także pilot Jaka-40.
No to przypomnijmy sobie teraz meldunek
Radgowskiego na godzinę 10:00, oraz tabelę meteo dla lotniska Smoleńsk Północny
na dzień 10.04.2010 (Rozdział VII):
08:52:26,8 Paweł Pliusnin: Podawaj pogodę / Давай погоду.
08:52:27,7 ...................................
08:52:28,2 Radgowski: Pełną / Полностью?
08:52:29,0 Paweł Pliusnin: Tak
/ Да.
08:52:29,8 Radgowski: O godzinie 10:00 odnotowujemy, trzy
punkty/stopnie górnej. / За 10 часов отмечаем: 3 балла верхней.
08:52:32,2 Paweł Pliusnin: Так. /
Да.
08:52:32,9 Radgowski: Zamglenie, mgły, widzialność 4 kilometry/
Raport Radgowskiego
odpowiada pogodzie z tabeli z godziny 09:00 czasu rosyjskiego właśnie. A jeśli
pogoda z tabeli z godziny 09:00 jest tą, którą Radgowski przedstawia jako
obowiązującą na godzinę 10:00 to co?
A to, że Jak-40/044 przylatując o godzinie 5:45 UTC (7:45 czasu polskiego i 8:45 z tabeli) miał widzialność w granicach 4 km. Więc po jakiego grzyba jego załoga miałaby alarmować Okęcie, skoro warunki były wówczas zgodne z prognozą DML Okęcie?
Natomiast drugi z Jaków mogący lądować około godziny 6:20 UTC (8:20 czasu polskiego i 9:20 z tabeli) miałby rzeczywiście widzialność pomiędzy 2 km, a 1 km (tak tabela, przy czym stenogramy - 1500, 2000 - zeznanie Pliusnina, 1000 m - informacja Majewskiego - wszystko się zgadza). A więc czy to nie na jego lądowanie skarżył się kontroler wieży Smoleńskiej?
***
Przypomnę jeszcze tylko, iż na to, że leciały
dwa Jaki mogłyby wskazywać, oprócz przedstawionego powyżej materiału, także:
2 - przygotowane rano 10
kwietnia do lotu dwa Jaki o numerach burtowych 044 i 045 (dodatkowy -
prawdopodobnie n/b nr 047 "czeka w hangarze") ;
3 - słowa Jarosława
Kaczyńskiego co do planowanego lotu: "Przez pewien czas byłem przekonany,
że będzie to Jak, a nie Tupolew" (Rozdział VI);
4 - relacja Gerarda
Kwaśniewskiego - ochroniarza ambasadora Bahra - o swojej koleżance, pracownicy
BOR - Agnieszce Pogrodce-Węcławek , która zamieniła się z koleżanką i miała polecieć
Jakiem (Rozdział VI);
5 - informacja prokuratury o
obecności na pokładzie Jaka-40 jakiegoś "japońskiego dziennikarza" ,
który nie figurował przecież na liście pasażerów Jaka-40 przedstawionej w
programie wizyty (Rozdział VI);
6 - słowa lecącego
Jakiem-40/044 Pawła Wudarczyka: "bo tu już jest Delegacja, która
przyleciała drugim (...) samolotem. (...) Marszałkowie
Sejmu, pan Prezydent z Małżonką, no i wszyscy ministrowie, to był samolot
jeden, ale był jeszcze jeden samolot" (Rozdział XV)
7 - słowa dyspozytora lotu na XUBS - Anatolija
Iwanowicza Murawiewa (stenogramy IES 09:39:16,7 ) – Tak, uzgadniam, patrzę i oto, a Polak to
siadł u nas …
8- Artykuł
w Komsomolskoj Prawdzie z 12.04.2010 - "Według słów Murawiewa, rano
w sobotę, niedługo przed tragedią, dyspozytorzy
przyjęli (posadzili) dwa samoloty" (Rozdział
XXXII)
9 - Artykuł z "Wiesti" z
14.04.2010 - Nie bacząc na mgłę, lotnisko …. przyjmuje dwa rosyjskie Jaki-40. (Rozdział XXXII)
10 - rozmowa oficerów
Centrum Operacji Powietrznych (PolsatNews) - Oficer COP: Dowódca Jakiem wylądował?(...) Oficer
COP: Tylko nie wiem jakie było
rozłożenie na samoloty (niezrozumiale) Generał X: A wcześniej było, że dowódcy będą lecieć
Jakiem. (Rozdział XV)
11 - wypowiedź Ewy Błasik, żony gen. Andrzeja
Błasika: Na ostatniej odprawie z dowódcami mąż mówił, że chce zabrać
generałów na pokład Jaka-40. (Rozdział
XV)
12 - fragment z przesłuchania przed Zespołem Parlamentarnym
urzędnika Kancelarii Prezydenta - Marcina Wierzchowskiego - Poseł: A
czy pan widział lub słyszał, jak
lądowały wcześniej samoloty? Jaki? Jak lądowały? Marcin
Wierzchowski: Nie (Rozdział XV)
13 - Słowa Jarosława Kuźniara - prowadzącego program TVN24 10 kwietnia 2010, - godzina 9:27 :Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski potwierdza w rozmowie z TVN24, że według wstępnych informacji prezydencki samolot Jak-40, którym Prezydencka Para, Prezydencka Delegacja leciała rozbił się, podchodząc do lądowania niedaleko wojskowego lotniska w Smoleńsku. (…) Dwa źródła potwierdzają – agencja Reutera i rzecznik MSZ – maszyna Jak czterdziesty rozbiła się niedaleko lotniska w Smoleńsku.” (Rozdział XVI)
14 - słowa Pawła Prusa (http://tvp.info/magazyn/po-godzinach/smolensk-miasto-bohater/6998533) - W jednej chwili rozdzwaniają się telefony. Z każdej strony padają coraz to nowe, szczątkowe informacje. – Samolot rozbił się przy lądowaniu – ktoś mówi. Ktoś inny: – Podobno wylądował, ale nie wyhamował i wypadł z pasa. To polski Jak 40 – ktoś dorzuca. (....) Po chwili, słyszę głos Sławka Siezieniewskiego w słuchawce, który mówi do widzów, że pod Smoleńskiem rozbił się polski samolot. I że to prawdopodobnie Jak 40. (...) Po głowie krążą mi słowa, które powiedział Sławek: „Rozbity samolot to prawdopodobnie mały Jak 40.”
13 - Słowa Jarosława Kuźniara - prowadzącego program TVN24 10 kwietnia 2010, - godzina 9:27 :Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski potwierdza w rozmowie z TVN24, że według wstępnych informacji prezydencki samolot Jak-40, którym Prezydencka Para, Prezydencka Delegacja leciała rozbił się, podchodząc do lądowania niedaleko wojskowego lotniska w Smoleńsku. (…) Dwa źródła potwierdzają – agencja Reutera i rzecznik MSZ – maszyna Jak czterdziesty rozbiła się niedaleko lotniska w Smoleńsku.” (Rozdział XVI)
14 - słowa Pawła Prusa (http://tvp.info/magazyn/po-godzinach/smolensk-miasto-bohater/6998533) - W jednej chwili rozdzwaniają się telefony. Z każdej strony padają coraz to nowe, szczątkowe informacje. – Samolot rozbił się przy lądowaniu – ktoś mówi. Ktoś inny: – Podobno wylądował, ale nie wyhamował i wypadł z pasa. To polski Jak 40 – ktoś dorzuca. (....) Po chwili, słyszę głos Sławka Siezieniewskiego w słuchawce, który mówi do widzów, że pod Smoleńskiem rozbił się polski samolot. I że to prawdopodobnie Jak 40. (...) Po głowie krążą mi słowa, które powiedział Sławek: „Rozbity samolot to prawdopodobnie mały Jak 40.”
.........................................................................................................................................
* Nesweek Polska - http://www.newsweek.pl/na-celowniku-prokuratury,80236,1,1.html : Załoga jaka poinformowała, że podczas ich lądowania o
7.22 widzialność wynosiła dwa kilometry, zaś chmury wisiały na 60 metrach. To
fatalne warunki. A prognoza SYNOP na godzinę 8, którą dysponował Grzejdak, była jeszcze gorsza – pokazywała widoczność 500 metrów przy
niewidocznym niebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz