wtorek, 23 czerwca 2015

XLIII. Czternaście przesłanek za wylotem i lądowaniem na Siewiernym drugiego Jaka-40

Tylko jeden z dziennikarzy lecących w dniu 10 kwietna 2010 roku Jakiem-40 odezwał się do mnie, w odpowiedzi na moją prośbę - o udostępnienie zdjęć z Okęcia, z poranka owego tragicznego dnia - skierowaną bezpośrednio do niego. Odpowiedź brzmiała jednak tak, jak się tego obawiałem: "Niestety nie mam nic."  

Skoro więc nadal nie mam żadnej fotografii na potwierdzenie swojej tezy, o późniejszym niż podaje się oficjalnie, wylocie samolotu z dziennikarzami, spójrzmy na początek, jak to z informacją o lądowaniu Jaka-40 w Smoleńsku  być miało.

30 marca 2011. Portal TVN24 donosił:
Na początku marca, po posiedzeniu sejmowej komisji obrony, generał Lech Majewski, dowódca Sił Powietrznych, poinformował opinię publiczną, że to jeden z członków załogi JAKa-40 dzwonił krótko po lądowaniu w Smoleńsku na Okęcie i donosił o fatalnych warunkach pogodowych. Według słów generała, dzięki uzyskanym tą drogą informacjom, wojskowy kontroler warszawskiego lotniska miał przekazać dalej, że manewr odbył się "przy podstawie chmur 60 metrów i widoczności poniżej kilometra", czyli w warunkach dużo gorszych niż minimalne dla tego lotniska.(...) Z zeznań wojskowych kontrolerów i meteorologów, którymi dysponują wojskowi prokuratorzy wynika, że do kontaktu załogi JAKa z Warszawą nie doszło "krótko po lądowaniu" polskiej maszyny w Smoleńsku, ale ponad godzinę po nim i to nie z inicjatywy załogi, ale naszych meteorologów.

Spójrzmy wobec tego co na ten temat napisano w Raporcie Millera (str. 87).  

Według uzyskanych przez Komisję informacji, kontroler WPL OKĘCIE około godz. 5:45 (7:45 czasu polskiego - RM) otrzymał informację telefoniczną od jednego z członków załogi samolotu Jak-40 o lądowaniu na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY przy WA: podstawy chmur 60 m, widzialność około 2 km.

W raporcie tym stoi więc jak byk, że to jakiś członek załogi Jaka-40 dzwonił do kontrolera Wojskowego Portu Lotniczego, że jego samolot wylądował przy warunkach: widzialność 2 km, podstawa chmur 60m. Czy da się ustalić który z członków załogi Jaka kontaktował się z kontrolerem Okęcia po wylądowaniu samolotu?

Na zadane pytanie zeznaje; po wylądowaniu ja albo por. Kowaleczko telefonicznie poinformowaliśmy DKL (Dyżurnego Kontrolera Lotów - RM) w Warszawie o fakcie wylądowania.  Nie jestem w stanie powiedzieć czy telefonicznie ja albo por. Kowaleczko podawaliśmy warunki meteorologiczne panujące na lotnisku w Smoleńsku. Do mnie z Warszawy nikt nie dzwonił i nie pytał się o warunki atmosferyczne jakie panują na lotnisku w Smoleńsku. Po wylądowaniu około godz. 7.20 warunki atmosferyczne panujące na lotnisku utrzymywały się przez jakiś czas, myślę, że przez około 30 minut na podobnym poziomie, jak przy moim lądowaniu. Mam na myśli tylko widoczność. Zmiany te były bardzo dynamiczne. 

Bardzo interesujący fragment zeznania. Po pierwsze Wosztyl mówi tu, że to albo on sam, lub też drugi pilot, zameldował o fakcie lądowania - "po wylądowaniu".  Rozumiem, że taki meldunek jest czynnością rutynową, która powinna być wykonywana przez pilota, niemal automatycznie, zaraz po przyziemieniu. Jak pamiętamy ze stenogramów i z raportu Millera, samolot Wosztyla miał zetknąć się z płytami smoleńskiego lotniska  o godzinie 7:15 czasu polskiego, a informacja o wylądowaniu miała zostać przesłana o 7:45. Wosztyl w zeznaniu tym, moim zdaniem, próbuje wyjaśnić fakt, opóźnienia tego meldunku - tłumacząc się, że przez te trzydzieści minut bezczynności, widoczność i tak była "na podobnym poziomie" (co jest sprzeczne ze wszystkimi znanymi, w tym i z jego własnymi, zeznaniami) jak przy jego lądowaniu. Zresztą sam też zaraz dokonuje wolty i przeczy swojemu twierdzeniu dodając, że "zmiany były bardzo dynamiczne." Jeśli "były dynamiczne", to dlaczego tylko zmiany widoczność miałyby być "niedynamiczne"?

A może tych trzydziestu minut pomiędzy przyziemieniem, a meldunkiem w ogóle nie było?

A co mówi drugi ze świadków -  Rafał Kowaleczko?
(http://mikael-plus.salon24.pl/459682,por-rafal-kowaleczko-ii-pilot-jak40-zeznaje): W dniu 10.04.2010 ja osobiście, telefonicznie przekazałem por. Lauksowi do Warszawy fakt naszego lądowania. Nie podawałem mu wtedy warunków meto (tak w oryginale - RM) panujących na lotnisku w Smoleńsku. Raczej nikt z Warszawy nie kontaktował się ze mną w sprawie warunków meto panujących na lotnisku. Natomiast nie wiem czy z innymi członkami załogi ktoś się kontaktował w tej sprawie. 

Ten z kolei świadek zarzeka się, że on wprawdzie meldował o lądowaniu, ale nie  podawał żadnych warunków.  Ciekawe jest natomiast to, że nie pytał go o nie kontroler na Okęciu (Załącznik nr 3 do Raportu Millera - "Kierowanie lotami" i Rapor Millera str.239):

Kontroler WPL zgodnie z zapisem pkt 2.9.4 ust. 6 INOP miał obowiązek „zbierania informacji o stanie pogody od załóg statków powietrznych i przekazywanie ich do DML (Dyżurny Meteorolog Lotniska -RM)”.   

Jak sobie jednak przypominamy, zarówno z zeznań Pliusnina, jak też i Wosztyla, Musia i Kowaleczki (Rozdział V) widzialność podczas podchodzenia Jaka-40/044 miała wynosić miała 2000 metrów. Taką właśnie informację wg. raportu Millera otrzymał DKL Okęcie o 5:45 UTC. Ale, proszę mi wyjaśnić - jaki sens byłoby meldować o samym fakcie lądowania, po upływie pół godziny od tego zdarzenia, a warunki podawać dopiero godzinę po tym fakcie? Bo przecież... (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed-fatalna-pogoda,165205.html)  

Informację (o warunkach atmosferycznych - RM) telefonicznie od pilota JAKa-40 uzyskano około godziny 8:20 poprzez służbę meteo na Okęciu – donosił w notatce, dołączonej do prokuratorskich akt, mjr Henryk Grzejdak, który po godz. 8 zastąpił na stanowisku mjr. Januszewicza. 

Powtórzmy to sobie jeszcze raz. Jak ma lądować o 7:15, Meldunek o lądowaniu DKL-owi ma zostać złowżony o 7:45, natomiast informacja o warunkach ma zostać podana o 8:20. Godzinę po wylądowaniu?! Co by to miało za sens takie dozowanie informacji? O fakcie lądowania pół godziny po lądowaniu, a potem kolejne pół godziny i informacja o warunkach atmosferycznych podczas tego lądowania? Przecież (jak mówił Wosztyl) "zmiany były bardzo dynamiczne". Więc gdzie tu logika, gdzie tu sens? Przy czym -  i to też trzeba dodać - informujący o lądowaniu drugi pilot zarzeka się, że w ogóle nie podawał informacji o warunkach meteo.

No i przypomnę jeszcze, że poza tym wszystkim - jak pisze raport Millera  - kontroler "miał obowiązek zbierania warunku pogodowych od załóg." O tym obowiązku musiał wiedzieć przecież nie tylko sam kontroler, ale i porucznik Kowaleczko. Mało tego. Twierdzi się, że choć widzialność była coraz gorsza, to nasi piloci mieli dopiero po godzinie od swego wylądowania podać warunki meteo. Ale nie te - tragicznie złe, z chwili meldunku|*, ale te sprzed godziny - z momentu gdy mieli lądować. Czy nie wydaje się to zdumiewające? Niewiarygodne wręcz?
   
No, ale skoro jednak por. Kowaleczko stanowczo twierdzi, że nie powiadomił Warszawy o gwałtownym pogarszaniu się widzialności - mimo że stanowiło to poważny i rzeczywisty problem, a kontroler go o to nie zapytał, mimo że miał taki obowiązek - to moim zdaniem wszystko to, łącznie z logiką i doświadczeniem życiowym wskazywałoby jednak na to, że... o tym iż "Jak wylądował", drugi pilot powiadomił por. Lauksa zaraz po lądowaniu około godziny 7:45 czasu warszawskiego (gdzie indziej w raporcie Millera pisze - "około godziny 7:50 - str.200 raportu). A jak sobie przypominamy z uzasadnienia postępowania praskiego - Jak-40/044 miał lądować   o... 6:50 polskiego. Znów to godzinne przesunięcie. Ciekawe, prawda?

***

Jak już wspomniałem, prokuratorzy doszli do zupełnie innych wniosków, niż to co powiedzieć miał gen. Majewski, o telefonie wykonanym przez Kowaleczkę  "krótko po wylądowaniu w Smoleńsku". Że nie było to "krótko". Oparli się oni bowiem nie na raporcie Millera i zeznaniach pilotów, ale na "zeznaniach wojskowych kontrolerów i meteorologów."
Wróćmy  zatem do materiału zamieszczonego na stronie TVN24:   
10 kwietnia w godzinach porannych próbowali oni (meteorolodzy z Wojskowego Centrum Hydrometeorologii - RM) kilka razy uzyskać informacje o warunkach pogodowych od pilotów JAKa poprzez służbę meteo na Okęciu. Pierwszy upomniał się o to, na siedem minut przed startem z Warszawy prezydenckiego Tupolewa (samolot wyleciał z Okęcia o 7:27 – red.), major Dariusz Januszewicz, który pełnił wtedy służbę Dyżurnego Operacyjnego – Starszego Zmiany dyżurnej Centrum Hydrometeorologii. Jak zeznał przed wojskowymi prokuratorami, o godzinie 7:20 wykonał w tej sprawie dwa telefony.
Najpierw o warunki, w jakich lądowała załoga JAKa, zapytał oficera dyżurnego Centrum Operacji Powietrznych. Ten jednak informacji takich nie posiadał. - W związku z tym zatelefonowałem do dyżurnego METEO lotniska Okęcia prosząc go o uzyskanie informacji o warunkach atmosferycznych w Smoleńsku - relacjonował prokuratorom major. Informacja zwrotna, przekazana przez dyżurnego ok. godz. 7:45, (...) była krótka: - Dyżurny METEO, chor. Marcin Nojek, poinformował mnie, że pilot samolotu JAK-40 nie podał informacji o warunkach atmosferycznych podczas lądowania w Smoleńsku – zeznał mjr Januszewicz.
Proszę teraz zestawić tych kilka zdań, które podkreśliłem w tym rozdziale. Jaki obraz nam się tu wyłania?

Moim zdaniem taki:  po wylądowaniu Jaka-40/044 (zeznanie Wosztyla), do por. Lauksa - będącego kontrolerem na "Okęciu" - zadzwonił drugi pilot Jaka-40 (zeznanie Kowaleczki) informując go, że "dziennikarski Jak" wylądował na "Siewiernym". Czy podaje wówczas warunki atmosferycznie - nie wiadomo. Według raportu Millera - tak - ma to być 2 km widoczności, przy podstawie chmur 60 metrów, a według pilotów Jaka i prokuratury - nie. Jest godzina 5:45 UTC , czyli 7:45 czasu polskiego. Dwadzieścia minut temu z Okęcia wystartował Tupolew dowodzony przez kpt. Arkadiusza Protasiuka. Czy kontroler Lauks natychmiast, po otrzymaniu informacji o lądowaniu Jaka-40/044 - powiadamia o tym dyżurnego meteo - Nojka, a ten przekazuje informacje, ale wyłącznie o fakcie lądowania, do Centrum Hydrometeorologii? Pewnie tak. Pytanie - po co Lauks informuje meteorologa lotniskowego o nieistotnym dla niego, z meteorologicznego punktu widzenia, fakcie lądowania Jaka? Po co meteorolog z Okęcia, zamiast dopytać się kontrolera lotów co z pogodą na "Siewiernym", przekazuje dalej tę merytorycznie bezużyteczną informację do CH SZ RP**?

Co by jednak o tym zapisie w raporcie Millera nie mówić - jedno wydaje się z niego wyłaniać jak szydło z worka. Otóż, moim zdaniem - zapytanie Dyżurnego Meteorologa CH SZ RP mjra D. Januszewicza skierowane do oficera dyżurnego COP i Dyżurnego Meteorologa WPL Okęcie - chor. M. Nojka o godzinie 7:20 o warunki na "Siewiernym" było zapewne przedwczesne, gdyż... moim zdaniem Jak-40/044 wylądował na XUBS dopiero o... 7:45. Nie o 6:50, nie o 7:15, a o 7:45 (około 7:50 jak mówi, na stronie 200, raport Millera na temat momentu otrzymania meldunku od Jaka-40/044) czasu polskiego właśnie. Godzinie, którą zdezorientowani dziennikarze poczytali za "przed siódmą", "około siódmej" czy samą "siódmą" (w sumie logicznie, gdy się jest przekonanym o wylocie "po piątej", czy "w pół do szóstej"), gdy tymczasem dochodzić wówczas, moim zdaniem miała godzina szósta UTC, czyli ósma czasu polskiego.

(http://www.youtube.com/watch?v=vTulgxIJjmQ) Paweł Wudarczyk: No, my wylądowaliśmy jakieś pół godziny, godzinę wcześniej. Trudno mi w tej chwili powiedzieć, bo tu jest godzina... dwie godziny różnicy, przepraszam, a ja jestem też trochę zdenerwowany, więc... nie wiem, no, godzina, około godziny wcześniej wylądowaliśmy.   

Ja też - podobnie jak Wudarczyk - nie wiem, według jakiego czasu startowali dziennikarze (jeśli miał startować o, czy po piątej). Moim jednak zdaniem, gdy Jak-40/044 przyziemiał na Siewiernym, w Wojskowym Centrum Hydrometeorologii była godzina 5:45 UTC i było to 18 minut po starcie TU-154M z wojskowego lotniska Okęcie. Nie mam natomiast pojęcia, która godzina i jakiego czasu mogła być wówczas na WPL Okęcie i w 36 splt. Może i 6:45 jakiegoś tam czasu. W każdym razie nie polskiego i nie UTC na pewno.

Wróćmy więc ponownie do strony TVN24 (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed-fatalna-pogoda,165205.html):
Informację (meteo -RM) telefonicznie od pilota JAKa-40 uzyskano około godziny 8:20 poprzez służbę meteo na Okęciu – donosił w notatce, dołączonej do prokuratorskich akt, (sic! - RM) mjr Henryk Grzejdak, który po godz. 8 zastąpił na stanowisku mjr. Januszewicza. 

(...) kilkanaście minut po godzinie ósmej. Major Henryk Grzejdak (...) Jeszcze przed formalnym rozpoczęciem dyżuru prosi dyżurnego meteorologa na Okęciu, aby zapytał o pogodę załogę Jaka-40, który wiózł dziennikarzy i już wylądował. (...) Załoga jaka poinformowała, że podczas ich lądowania o 7.22 widzialność wynosiła dwa kilometry, zaś chmury wisiały na 60 metrach. To fatalne warunki. A prognoza SYNOP na godzinę 8, którą dysponował Grzejdak, była jeszcze gorsza – pokazywała widoczność 500 metrów przy niewidocznym niebie. To były warunki poniżej dopuszczalnego minimum dla załogi Tu-154M.

Tych informacji nie potwierdza jednak raport Millera (str.200), upierając się, że załoga podała warunki pogodowe o 7:50  czasu polskiego, ale tym razem to kontroler je przetrzymał. Jakby chciała rozmyć odpowiedzialność - tu trochę przedłużyli piloci, tu trochę kontroler. W sumie uzbierała się... Tak, tak. Nasza godzinka.

Uzyskane od załogi około godz. 05:50 informacje o tych warunkach (kontroler - RM) przekazał DML (dyżurnemu meteorologowi lotniska) 36 splt dopiero o godz. 06:32, po interwencji dyżurnego synoptyka CH SZ RP. - Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP  
Informacja ta została przekazana o godz. 6:32 DML i do COP.

Intrygujące są te informacje z Jaka... Zaraz! Z Jaka? A może raczej z Jaków? Czy nie wygląda to bowiem tak jakby miał(y) on(e) lądować o godzinie 7:45-7:50 (pierwsza informacja do Warszawy o lądowaniu) oraz o 8:17-8:22 (druga informacja)?

Dlaczego miałyby być dwa Jaki? Odpowiedź na to pytanie wiąże się z raportem jaki złożył generał Lech Majewski przed sejmową Komisją Obrony Narodowej. Jak bowiem donosi gazeta Fakt -    

Tuż po lądowaniu polskiego Jaka-40 w Smoleńsku 10 kwietnia kontroler wieży na lotnisku Siewiernyj zadzwonił do dyżurnego meteorologa na Okęciu i przekazał mu informacje na temat pogody. Zameldował też, że załoga naszego samolotu wykonała manewr bez zgody wieży przy podstawie chmur 60 metrów i widzialności poniżej kilometra! Mało tego. Taki telefon na Okęcie z telefonu komórkowego miał wykonać także pilot Jaka-40.

No to przypomnijmy sobie teraz meldunek Radgowskiego na godzinę 10:00, oraz tabelę meteo dla lotniska Smoleńsk Północny na dzień 10.04.2010 (Rozdział VII):

08:52:26,8 Paweł Pliusnin: Podawaj pogodę / Давай погоду.
08:52:27,7  ................................... 
08:52:28,2 Radgowski: Pełną / Полностью? 
08:52:29,0 Paweł Pliusnin: Tak / Да. 
08:52:29,8 Radgowski: O godzinie 10:00 odnotowujemy, trzy punkty/stopnie górnej. /  За 10 часов отмечаем: 3 балла верхней. 
08:52:32,2 Paweł Pliusnin: Так. / Да. 
08:52:32,9 Radgowski: Zamglenie, mgły, widzialność 4 kilometry/  

Raport Radgowskiego odpowiada pogodzie z tabeli z godziny 09:00 czasu rosyjskiego właśnie. A jeśli pogoda z tabeli z godziny 09:00 jest tą, którą Radgowski przedstawia jako obowiązującą na godzinę 10:00 to co?

A to, że Jak-40/044 przylatując o godzinie 5:45 UTC (7:45 czasu polskiego i 8:45 z tabeli) miał widzialność w granicach 4 km. Więc po jakiego grzyba jego załoga miałaby alarmować Okęcie, skoro warunki  były wówczas zgodne z prognozą DML Okęcie?

Natomiast drugi z Jaków mogący lądować około godziny 6:20 UTC (8:20 czasu polskiego  i 9:20 z tabeli) miałby rzeczywiście widzialność pomiędzy 2 km, a 1 km (tak tabela, przy czym stenogramy - 1500, 2000 - zeznanie Pliusnina, 1000 m - informacja Majewskiego - wszystko się zgadza). A więc czy to nie na jego lądowanie skarżył się  kontroler wieży Smoleńskiej?


***  

Przypomnę jeszcze tylko, iż na to, że leciały dwa Jaki mogłyby wskazywać, oprócz przedstawionego powyżej materiału, także:

2 - przygotowane rano 10 kwietnia do lotu dwa Jaki o numerach burtowych 044 i 045 (dodatkowy - prawdopodobnie n/b nr 047 "czeka w hangarze") ;
3 - słowa Jarosława Kaczyńskiego co do planowanego lotu: "Przez pewien czas byłem przekonany, że będzie to Jak, a nie Tupolew" (Rozdział VI);
4 - relacja Gerarda Kwaśniewskiego - ochroniarza ambasadora Bahra - o swojej koleżance, pracownicy BOR - Agnieszce Pogrodce-Węcławek , która zamieniła się z koleżanką i miała polecieć Jakiem (Rozdział VI);
5 - informacja prokuratury o obecności na pokładzie Jaka-40 jakiegoś "japońskiego dziennikarza" , który nie figurował przecież na liście pasażerów Jaka-40 przedstawionej w programie wizyty (Rozdział VI);
6 - słowa lecącego Jakiem-40/044 Pawła Wudarczyka: "bo tu już jest Delegacja, która przyleciała drugim (...) samolotem. (...) Marszałkowie Sejmu, pan Prezydent z Małżonką, no i wszyscy ministrowie, to był samolot jeden, ale był jeszcze jeden samolot" (Rozdział XV)
7 - słowa dyspozytora lotu na XUBS - Anatolija Iwanowicza Murawiewa (stenogramy IES 09:39:16,7 ) – Tak, uzgadniam, patrzę i oto, a Polak to siadł u nas … 
8- Artykuł w Komsomolskoj Prawdzie z 12.04.2010 - "Według słów Murawiewa, rano w sobotę, niedługo przed tragedią, dyspozytorzy przyjęli (posadzili) dwa samoloty" (Rozdział XXXII)
9 - Artykuł z "Wiesti" z 14.04.2010 - Nie bacząc na mgłę, lotnisko …. przyjmuje dwa rosyjskie Jaki-40. (Rozdział XXXII)
10 - rozmowa oficerów Centrum Operacji Powietrznych (PolsatNews) - Oficer COP: Dowódca Jakiem wylądował?(...) Oficer COP: Tylko nie wiem jakie było rozłożenie na samoloty (niezrozumiale) Generał X: A wcześniej było, że dowódcy będą lecieć Jakiem. (Rozdział XV)
11 -  wypowiedź Ewy Błasik, żony gen. Andrzeja Błasika: Na ostatniej odprawie z dowódcami mąż mówił, że chce zabrać generałów na pokład Jaka-40. (Rozdział XV)
12 -  fragment z przesłuchania przed Zespołem Parlamentarnym urzędnika Kancelarii Prezydenta - Marcina Wierzchowskiego - Poseł: A czy pan widział lub słyszał, jak lądowały wcześniej samolotyJaki? Jak lądowały? Marcin Wierzchowski:  Nie  (Rozdział XV)
13 - Słowa Jarosława Kuźniara - prowadzącego program TVN24 10 kwietnia 2010,  - godzina 9:27 :Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski potwierdza w rozmowie z TVN24, że według wstępnych informacji prezydencki samolot Jak-40, którym Prezydencka Para, Prezydencka Delegacja leciała rozbił się, podchodząc do lądowania niedaleko wojskowego lotniska w Smoleńsku. (…) Dwa źródła potwierdzają – agencja Reutera i rzecznik MSZ – maszyna Jak czterdziesty rozbiła się niedaleko lotniska w Smoleńsku.”  (Rozdział XVI)
14 - słowa Pawła Prusa (http://tvp.info/magazyn/po-godzinach/smolensk-miasto-bohater/6998533) W jednej chwili rozdzwaniają się telefony. Z każdej strony padają coraz to nowe, szczątkowe informacje. – Samolot rozbił się przy lądowaniu – ktoś mówi. Ktoś inny: – Podobno wylądował, ale nie wyhamował i wypadł z pasa. To polski Jak 40 – ktoś dorzuca. (....) Po chwili, słyszę głos Sławka Siezieniewskiego w słuchawce, który mówi do widzów, że pod Smoleńskiem rozbił się polski samolot. I że to prawdopodobnie Jak 40. (...) Po głowie krążą mi słowa, które powiedział Sławek: „Rozbity samolot to prawdopodobnie mały Jak 40.”  

.........................................................................................................................................

*  Nesweek Polska - http://www.newsweek.pl/na-celowniku-prokuratury,80236,1,1.html  :  Załoga jaka poinformowała, że podczas ich lądowania o 7.22 widzialność wynosiła dwa kilometry, zaś chmury wisiały na 60 metrach. To fatalne warunki. A prognoza SYNOP na godzinę 8, którą dysponował Grzejdak, była jeszcze gorsza – pokazywała widoczność 500 metrów przy niewidocznym niebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz