sobota, 28 marca 2020

Rozdział XV: Poza widnokręgiem

Major Henryk Grzejdak przygotowuje porcję porannej kawy, parzonej „tradycyjnie po polsku" - w cienkościennej szklaneczce, na szklanym spodku. Pokrzepiając się małymi łyczkami spogląda na ekran komputera. Po wczorajszych odwiedzinach u znajomych, ma dziś zaskakująco, nawet dla samego siebie, dobre samopoczucie.
Dopiero co przejął dyżur i czuje jak rozpiera go energia. Tupolew od czterdziestu kilku minut jest w powietrzu. Zaś na miejscu, w Smoleńsku, na „Północnym” powinien już - z tego co mu wiadomo - lądować Jak-40.
Zielona lampka jego telefonu, sygnalizująca połączenie z Okęciem zapala się. 
- Grzejdak, słucham?
- Chorąży Nojek. Panie majorze, właśnie dzwonili ze Smoleńska. Pilot jaczka sygnalizuje załamanie pogody na „Siewiernym”. Jakaś mgła, czy coś. Widoczność przy podejściu znacznie poniżej minimum.
W prokuratorskich aktach sprawy dotyczącej tragedii w Smoleńsku znajduje się notatka majora Henryka Grzejdaka z Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP, który informuje, że około godziny 8:20 poprzez służbę meteo na Okęciu, otrzymał informację od załogi Jaka-40 o złych warunkach meteorologicznych na XUBS(1). Zaraz po odebraniu fatalnych wiadomości i ich sprawdzeniu, już o godzinie 8:25, przekazał tę informację Dyżurnemu Centrum Operacji Powietrznych - podpułkownikowi Jarosławowi Zalewskiemu. Ten od trzech minut też już o tym wiedział, gdyż otrzymał dane synoptyczne bezpośrednio ze Smoleńska (2).
Mamy godzinę 8:22. Tupolew w tym momencie wciąż znajduje się za drugim, i zbliża się do trzeciego zakrętu kręgu nadlotniskowego. Jego piloci są w kontakcie z kontrolą lotów na „Siewiernym” oraz z załogą Artura Wosztyla, a więc wiedzą, co się dzieje na lotnisku. O sytuacji meteorologicznej poinformowani już są także oficerowie dyżurni: Centrum Hydrometeorologii i Centrum Operacji Powietrznych. Co z tą wiedzą Warszawa robi dalej?
Raport Millera stwierdza krótko - osoby funkcyjne COP „rozpoczęły działania" mające na celu powiadomienie załogi TU-154M o pogorszeniu warunków i przekazania im na jakim lotnisku zastępczym samolot mógłby lądować(3).
Jakie to działania rozpoczęli?
Otóż podpułkownik Zalewski (oficer dyżurny COP) miał, według owego dokumentu, zlecić kontrolerowi lotów Piotrowi Lauksowi, aby ten poinformował załogę Tupolewa o trudnej sytuacji meteo(4). KL(5) ponoć jednak nie mógł tego zrobić, gdyż nie miał ku temu „technicznych możliwości". Raport Millera gmatwa się w tym miejscu tak, że aż papier, na którym jest sporządzony czerwieni się za swoich autorów. Jego twórcy raz twierdzą bowiem, że kontroler nie posiadał właściwego urządzenia, aby się z Tutką skomunikować(6), to znów piszą, że wprawdzie był on w jego posiadaniu, ale „ten rodzaj łączności był wykorzystywany bardzo rzadko" i że „przebieg lotu 10.04.2010 roku, nie wskazuje na podjęcie próby nawiązania takiej łączności"(7). A w innym z kolei miejscu stwierdza, że tego rodzaju środki łączności znajdują się na wyposażeniu COP i KL może z nich korzystać tylko za pośrednictwem „specjalisty ruchu lotniczego COP”(13).
Według instrukcji operacyjnej Wojskowego Portu Lotniczego Warszawa Okęcie – EPWA - „gdy wojskowy statek powietrzny znajduje się poza zasięgiem łączności VHF/UHF z polską służbą kontroli obszaru, wymagane jest utrzymywanie łączności krótkofalowej z macierzystą jednostką lotniczą”(8). Taki wymóg spoczywa na COP i SKW. Zgodnie z instrukcją HEAD, podczas lotu statku o tym statusie za granicę, wykorzystuje się do kontaktu radiostacje HF. Do komunikacji w takiej sytuacji służy również system ACARS – Dane z niego odbiera dyżurny w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego(9). Taki ma obowiązek. Znane jest mu dzięki niemu nie tylko położenie samolotu, ale nawet i plany lotników.
A więc istnieje szereg różnych narzędzi i procedur, za pomocą których, Warszawa może monitorować działania lecących i nieprzerwanie komunikować się z nimi. I to w czasie rzeczywistym. Dodatkowo SKW słyszy także, na bieżąco, nawet toczone przez pilotów między sobą rozmowy(10) Z czego wynikałoby, że samolot o statucie HEAD ma przynajmniej podwójny audyt.
Czy złamane by zostały zatem wszystkie możliwe zasady monitoringu? Nie było żadnego kontaktu z Prezydentem i Delegacją mimo posiadanych urządzeń i wdrożonych procedur?
Absolutnie nie. Jak podaje „Rzeczpospolita” w dniu 19 kwietnia 2010: „SKW śledziła parametry lotu Tu-154 do Smoleńska. – Był monitorowany, bo była to maszyna wojskowa"(11). Informacja w Rzeczpospolitej jest krótka i jasna. A skoro robiła to SKW, to korzystając  z tego samego typu urządzeń powinna także i COP.
No dobrze, ale co na temat owego zlecenia jakie otrzymał - od dyżurnego COP, aby poinformować załogę Tutki o złej sytuacji pogodowej - mówi kontroler lotów?
Piotr Lauks - Dyżurny Kontroler Lotów Okęcia, w milczeniu słucha słów śledczego, czytającego raport Millera. Chwilę siedzi w milczeniu, a potem przecząco kręci głową. - Nie, absolutnie nie, panie prokuratorze. Nikt mi nie kazał alarmować Tupolewa. Taka sytuacja absolutnie nie miała miejsca(12).
Też tak myślę. Z jakiego powodu i według jakich to przepisów, podpułkownik Zalewski miałby zlecać chorążemu Lauksowi przekazanie informacji lecącym? Przecież to nie na KL, a na nim właśnie, na oficerze dyżurnym, spoczywał obowiązek utrzymywania kontaktu z samolotem. I to on, a nie kontroler lotów dysponował wszelkimi technicznymi środkami, aby taką łączność z Tupolewem podtrzymywać(13).
Podobnie zresztą rzecz ma się z Dyżurnym CH SZ RP. Otóż według tego samego raportu, major Grzejdak także, zamiast po prostu podnieść słuchawkę telefonu satelitarnego(14), miał o 8:39 zlecić (tym razem jednak nie KL, a) dyżurnemu meteorologowi, aby ten przekazał załodze Tutki „sugestię lądowania w Moskwie."
Dlaczego oficerowie dyżurni, nie mieli by się kontaktować – mimo że mieli taki obowiązek – bezpośrednio z PLF-101 sami, tylko zlecać tę czynność innym osobom, skoro to należało do ich obowiązków i posiadali ku temu odpowiedni sprzęt?

A może jednak się kontaktowali..?

W raporcie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego daremnie by szukać odpowiedzi na te pytania. Dokument ten, rolę i działania oficerów dyżurnych COP i CH SZ RP całkowicie pomija, za źródło prawdy przyjmując... zapis „stenogramów” otrzymany od rosyjskich służb specjalnych. Zapis, który nie jest nic wart, gdyż jak stwierdzili w 2016 roku – Minister Obrony Antoni Macierewicz(15), oraz przewodniczący Podkomisji Smoleńskiej Wacław Berczyński(16) to co znamy pod nazwą „stenogramów” jest poszatkowane, a ich fragmenty poprzesuwane w czasie. Jednym słowem są one „cynicznym fałszerstwem jakiego”(17) świat nie widział.
Cóż mamy mamy zatem w raporcie Millera? Otóż zostało tam zapisane, że „według stenogramu rozmów w kabinie samolotu Tu-154M nr 101 informacja z COP nie dotarła(18) do załogi".
Nie chodzi wyłącznie o to, że jedynym dokumentem, z którego komisja Millera wyciąga wniosek na temat łączności z Tutką są stenogramy. Choć już samo to jest kuriozum. Najciekawsze jest to, iż z tego fragmentu nie wynika wcale, że podpułkownik Zalewski nie poinformował załogi Tutki o fatalnej sytuacji meteo, ani o tym, że CH SZ RO rekomendowało im lądowanie w Moskwie. Bo tak faktycznie to nie wiadomo co zeznał oficer COP, czy dyżurny CHSZRP. My wiemy tyle tylko, że komisja Millera nie wzięła pod uwagę zeznań polskich oficerów (17a), bo za jedyny miarodajny dokument uznała...  „rosyjskie stenogramy”. A w nich nie było śladu komunikacji pomiędzy Tu-154M, a Warszawą.

Zastępca oficera operacyjnego Biura Ochrony Rządu, Jarosław U. leniwie przeciąga się w fotelu. Jest sobota, poświąteczny weekend, wigilia święta Miłosierdzia Bożego. W taki dzień nie powinno się nic nieoczekiwanego wydarzyć. Wszystkie „szyszki” się już porozjeżdżały. Każdy dostał swojego anioła stróża, więc co by mogło zakłócić spokój? Kości w barkach, rozkosznie rozciągane przez wypoczęte mięśnie, miło strzelają.
- No, nic, spróbujmy jeszcze raz - mówi do siebie. I po raz kolejny zabiera się do stawiania pasjansa, który tego dnia coś nie chce mu wychodzić. Komputer sprawnie rozkłada na ekranie karty. Mężczyzna uśmiecha się.
- Tym razem chyba się pofarci - mruczy. Wszystkie asy leżą na wierzchu. Odkryte. Tylko je brać i zrywać do koszyka jak grzybki. Ale kiedy tylko chwyta kursorem pierwszą z kart dzwoni telefon. - A jednak...! Operacyjny odruchowo spogląda na zegarek. Właśnie minęła 8:30. Na ekranie wyświetla się komunikat" „Centr. Oper. S. Powietrznych". Ki diabeł, myśli - wciskając przycisk odbioru(19).
- Podpułkownik Zalewski COP. Wiadomo wam coś o pogodzie w Smoleńsku?
- Nie, nie. A coś się dzieje? Oficer operacyjny BOR ma głos jakby dopiero się obudził.
- Tam były bardzo złe warunki. Praktycznie wykluczały lądowanie. Yyyy, mam jeszcze jedno pytanie. Macie może w pobliżu, zabezpieczone jakieś lotnisko? Gdzieś, gdzie mógłby lądować...
- Nie. Nic mi o czymś takim nie wiadomo. Wydaje mi się, że nic nie mamy zabezpieczonego. Sprawdzę.
- Dobra, dzięki.
Zalewski, podczas rozmowy z Operacyjnym BOR nic nie wspomina o tym, że nie ma łączności z Tupolewem. Jednak zarówno sens samego telefonu, jak i zadane przez oficera COP pytania są oczywiste. Skoro nie można przyziemić na XUBS, Zalewski musi w pierwszej kolejności dowiedzieć się, czy w ogóle, a jeśli tak to gdzie w pobliżu Smoleńska można szybko zabezpieczyć miejsce lądowania naszemu Air Force One. Bo jeśli ma to być jakieś „gdzieś" – pasuje aby było sprawdzone i rekomendowane przez BOR. Informację o takim lotnisku musi jak najpilniej przekazać na pokład PLF-101. Musi powiedzieć im gdzie można bezpiecznie wylądować.
Pytania Zalewskiego całkowicie zaskakują Jarosława U. Zaraz po jego telefonie kontaktuje się z dyżurnym BOR na Okęciu, by od niego dowiedzieć się, że „maszynę przejął nadzór rosyjski i nasza kontrola lotów nie ma z nią łączności".(20)
Jeśli maszynę rzeczywiście całkowicie przejął „nadzór rosyjski", to dlaczego ani BOR ani COP, o godzinie 8:30, nie wszczynają alarmu? Mamy przecież od kilkunastu godzin sytuację podwyższonego ryzyka. „Zagrożenie uprowadzeniem" samolotu z głową jednego z państw Unii Europejskiej na pokładzie(21)! Czy w ogóle jest to możliwe, aby w przypadku utraty łączności z takim samolotem (na pokładzie którego znajdują się dodatkowo wszyscy dowódcy Sił Zbrojnych), instytucje monitorujące lot całkowicie zignorowały ten fakt?
Kontrola lotów być może faktycznie nie ma w tym momencie łączności z samolotem. Ale czy nie powinien mieć jej ppłk Zalewski? Wszystko wskazywałoby na to, że COP około 8:30 (skoro nie wszczyna alarmu i pyta o zapasowe lotnisko) ma jednak z nim łączność i ... konsultuje się z pokładem TU-154M w sprawie tego gdzie ten ma lecieć. Moim zdaniem świadczy o tym już sam telefon oficera dyżurnego COP do oficera operacyjnego BOR.
…......................................................................
Nieco poprawiony fragment pochodzi z książki "Zatarty ślad. O 10 kwietnia 2010 roku"
(1) Za TVN24 (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed- fatalna-pogoda,165205.html)"Informację (o warunkach atmosferycznych - RM) telefonicznie od pilota JAKa-40 uzyskano około godziny 8:20 poprzez służbę meteo na Okęciu – donosił w notatce, dołączonej do prokuratorskich akt, mjr Henryk Grzejdak. (z Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej - RM). 
(2) Raport Millera (str. 87): "O godz. 6:22 (8:22 czasu polskiego - RM) do COP dotarła również informacja z CH SZ RP o pogorszeniu WA na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY (na podstawie SYNOP z lotniska SMOLEŃSK POŁUDNIOWY)". 
(3) Raport Millera (str.87): " Ze stenogramu rozmów telefonicznych COP wynika, że osoby funkcyjne COP rozpoczęły działania, których celem było powiadomienie załogi samolotu Tu-154M nr 101 o pogorszeniu WA na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY oraz możliwych do wykorzystania najbliższych innych lotniskach".
(4) Za (http://www.pis.org.pl/article.php?id=18534): "10 kwietnia ubiegłego roku, godz. 8.25: mjr Henryk G. sygnalizuje Centrum Operacji Powietrznych nagłe załamanie pogody w Smoleńsku. Podpułkownik Jarosław Z. zleca przekazanie tych informacji kontrolerowi na Okęciu, Piotrowi L., i powiadomienie załogi".
(5) KL - Kontroler Lotów
(6) Raport Millera (str. 238-239) "kontrolerzy WPL w dniu 10.04.2010 roku nie mieli możliwości utrzymywania łączności krótkofalowej ze względu na brak w miejscu wykonywania swoich obowiązków urządzenia zapewniającego taką łączność".
(7) Raport Millera (str. 168) "Przebieg lotu 10.04.2010 r. nie wskazuje na podjęcie próby nawiązania takiej łączności. Ten rodzaj łączności był wykorzystywany bardzo rzadko, mimo że zasięg tej łączności umożliwia realizację nadzoru operacyjnego podczas całego lotu również poza granicami kraju i przekazywanie załodze informacji istotnych z racji bezpieczeństwa".
(8) Raport Millera (str. 238): "Instrukcji operacyjnej Wojskowego Portu Lotniczego WARSZAWA OKĘCIE – EPWA - Rozdział 2. - Łączność telegraficzną – słuchową należy wykorzystywać przede wszystkim wtedy, gdy między radiostacjami istnieją duże odległości, przy których łączność foniczna w zakresie VHF/UHF jest niemożliwa. Podczas wykonywania lotów międzynarodowych w kontrolowanej przestrzeni powietrznej, gdy wojskowy statek powietrzny znajduje się poza zasięgiem łączności VHF/UHF z polską służbą kontroli obszaru, wymagane jest utrzymywanie łączności krótkofalowej z macierzystą jednostką lotniczą".
(9) Wywiad z dziennikarzem śledczym Leszkiem Misiakiem (Leszek Misiak http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=18532&Itemid=100): Informacje z systemu ACARS musiał odbierać dyżurny w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Co istotne, z instrukcji obsługi zestawu satelitarnego AERO-HSD+, firmy Thrane & Thrane, który był na pokładzie TU154 M 101, wynika, iż zestaw ten w pełni współpracuje z systemem ACARS. Telefon satelitarny jest całkowicie zintegrowany z awioniką samolotu. Satelita i telefon muszą po prostu się „widzieć” by móc skutecznie zrealizować połączenie.
(10) Rzeczpospolita 19.04.2010.( https://www.rp.pl/artykul/463737-Sluzby-monitorowaly-lot-Tu-154.html) "Z ustaleń „Rz” wynika, że SKW najprawdopodobniej już w momencie katastrofy posiadała też nagrania m.in. rozmów pilotów samolotu z wieżą kontroli lotów. Wojskowe służby mają bowiem tajną stację nasłuchową. "
(11) Rzeczpospolita 19.04.2010.( https://www.rp.pl/artykul/463737-Sluzby-monitorowaly-lot-Tu-154.html) SKW śledziła parametry lotu Tu-154 do Smoleńska. – Był monitorowany, bo była to maszyna wojskowa – twierdzą rozmówcy „Rz”. Informacje, które wpływały do SKW, były zbliżone do tych przesyłanych przez zwykłe urządzenia GPS. Były to dane m.in. o położeniu maszyny, jej wysokości i prędkości.
(12) Za Newsweek (http://www.newsweek.pl/na-celowniku-prokuratury,80236,1,1.html ):
"Z zeznań wynika, iż wojskowi spodziewali się, że to kontrolerzy ze Smoleńska poinformują załogę o fatalnej pogodzie. Lauks zeznał, że nikt mu przecież nie nakazał zaalarmować tupolewa".
(13) Raport Millera (strona 239): " Kontroler WPL WARSZAWA-OKĘCIE w zakresie przekazywania informacji o postępie lotu statków powietrznych 36 splt współpracuje ze specjalistą ruchu lotniczego Centrum Operacji Powietrznych (COP) (środki do prowadzenia łączności krótkofalowej z załogami statków powietrznych są na wyposażeniu COP)".
(14) Wiadomości TVN (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed- fatalna-pogoda,165205.html): >> według naszych informacji na minutę przed katastrofą mjr Grzejdak prosił dyżurnego meteorologa Okęcia o pilne przekazanie - tym razem pilotom Tu-154 - "sugestii lądowania w Moskwie". Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że on także "miał techniczne możliwości" by skontaktować się z załogą Tupolewa. Dlaczego tego nie zrobił? Nie wiadomo.<< 
(15) Antoni Macierewicz Minister ON wypowiedz z dnia 02.09.16 (https://www.youtube.com/watch?v=qs4qjKOqbC8&feature=youtu.be): Prawdziwe stenogramy tak nim "wstrząsnęły" gdyż pokazały, że to co znamy do tej pory pod nazwą "stenogramów z kokpitu" jest tylko "cynicznym fałszerstwem jakiego dawno nie widział”.
(16) Dr Wacław Berczyński – Przewodniczący Podkomisji Smoleńskiej (https://www.youtube.com/watch?v=ypNxkXmEL_Y&feature=youtu.be): to co znamy pod nazwą stenogramów jest poszatkowane, a ich fragmenty poprzesuwane w czasie. Dla odmiany, nowe nagrania są całkowicie czytelne, "w czasie precyzyjnie określone” i „na pewno niezmanipulowane”.
(17) Antoni Macierewicz Minister ON wypowiedz z dnia 02.09.16 (https://www.youtube.com/watch?v=qs4qjKOqbC8&feature=youtu.be): Prawdziwe stenogramy tak nim "wstrząsnęły" gdyż pokazały, że to co znamy do tej pory pod nazwą "stenogramów z kokpitu" jest tylko "cynicznym fałszerstwem jakiego dawno nie widział”.
(17a) Jest jeszcze inna możliwość, która dotarła do mnie dopiero w 2023 roku - że oficerowie ci, nie byli na te okoliczności w ogóle przepytywani, bo prokuratura prowadziła  śledztwo w sprawie katastrofy, a nie zamachu. 
(18) Na ten temat Raport Millera wypowiada się dwukrotnie. Raz na stronie str. 168, gdzie stwierdza ogólnie - „Przebieg lotu 10.04.2010 r. nie wskazuje na podjęcie próby nawiązania takiej łączności". Ale na jakiej podstawie stawia taką diagnozę wyjaśnia na stronie 87 - „Według stenogramu rozmów w kabinie samolotu Tu-154M nr 101 informacja z COP nie dotarła do załogi".
(19) Za Biała Księga Smoleńskiej tragedii str. 98, załącznik nr 46 (http://www.eostroleka.pl/biala-ksiega-pis-pdf,art25233.html)": J. U. Funkcjonariusz BOR - W dniu 10 kwietnia 2010 r. objąłem służbę zastępcy oficera operacyjnego BOR w centrum kierowania BOR. (...) Kolejną informacją dotyczącą tego lotu był telefon z Centrum Operacji Powietrznych, było to ok. godz. 8.30, może kilka minut później. Oficer, który pełnił tam służbę powiadomił nas o złych warunkach atmosferycznych nad Smoleńskiem i zapytał, czy jest nam coś wiadomo w tej sprawie. Spytał też, czy istnieje możliwość lądowania na lotnisku zapasowym".
(20) Tamże: " J. U., funkcjonariusz BOR: W dniu 10 kwietnia 2010 r. objąłem służbę zastępcy oficera operacyjnego BOR w centrum kierowania BOR. (...) Kolejną informacją dotyczącą tego lotu był telefon z Centrum Operacji Powietrznych, było to ok. godz. 8.30, może kilka minut później. Oficer, który pełnił tam służbę powiadomił nas o złych warunkach atmosferycznych nad Smoleńskiem i zapytał, czy jest nam coś wiadomo w tej sprawie. Spytał też, czy istnieje możliwość lądowania na lotnisku zapasowym. Dla nas to było zaskakujące, nie mieliśmy wcześniej sygnałów o złej pogodzie. Próbowaliśmy ustalić szczegóły dzwoniąc do dyżurnego BOR w porcie lotniczym z poleceniem zebrania informacji ws. lotniska, ws. ewentualnego lądowania samolotu prezydenckiego na innym lotnisku. Przekazał nam, że maszynę przejął nadzór rosyjski i nasza kontrola lotów nie ma z nią łączności."
(21) Służba Wywiadu Wojskowego w przeddzień wylotu Prezydenta z towarzyszącą mu Delegacją, czyli jeszcze 9 kwietnia 2010 roku, otrzymuje informację „od wiodącego podmiotu współtworzącego system antyterrorystyczny w Polsce" o tym, że istnieje możliwości uprowadzenia samolotu. „Chodzi o samolot z głową państwa jednego z krajów Unii na pokładzie". Takie zwiększone zagrożenie uprowadzeniem, plus lot na terytorium nieprzyjaznego państwa jak najbardziej uzasadniają zwiększoną ostrożność.
Raport Operacyjny CAT ABW nr 57/2010 wpłynął do Biura Ochrony Rządu w dniu 09 kwietnia 2010r. po godzinie 21:00 - Służba Wywiadu Wojskowego: "Uprzejmie informuję, że m.in. Służba Wywiadu Wojskowego w kwietniu 2010 r. otrzymała ogólną informację od wiodącego podmiotu współtworzącego system antyterrorystyczny w Polsce o możliwości uprowadzenia samolotu z jednego z lotnisk państw Unii Europejskiej, celem weryfikacji. Informacja nie zawierała żadnych bliższych danych". Biuro Ochrony Rządu. Płk. Jerzy Pawlikowski. Szef BOR. - "Zgodnie z informacjami, jakie do mnie dotarły, nasze służby otrzymały sygnał od jednego z wywiadów działających na obszarze UE, że może dojść do uprowadzenia jednego z samolotów. Chodziło o samolot z głową państwa jednego z krajów Unii na pokładzie." Za http://wpolityce.pl/polityka/147821-ujawniamy-bor-przed-1004-byl-swiadomy-zagrozenia-zwiazanego-z-atakiem-na-jeden-z-samolotow-w-ue-zapewnia-ze-dopelnil-wszelkich-procedur

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz