czwartek, 12 marca 2020

Rozdział XI: Mglisty szlak. Godzina 8:15 Tupolew kontaktuje się ze smoleńską wieżą

Kiedy generał Wiśniewski, wraz ze swym zastępcą opuszczają gościnny pokład "Wosztylowego" Jaka-40, jego nawigator - Remigiusz Muś, siada ponownie na miejscu pierwszego pilota. Już od dłuższej chwili niecierpliwie wypatrywał, kiedy goście wyjdą, aby móc spokojnie posłuchać radiostacji. Ciekawi go co też słychać w eterze od strony zachodniej.

Piętnaście minut po godzinie ósmej załoga Tupolewa kontaktuje się ze smoleńską wieżą.
Muś poprawia jakość dźwięku, aby można się było lepiej wsłuchać w korespondencję pomiędzy Tu -154M i kontrolą lotów, która naprowadza „Tutkę" na lotnisko w Smoleńsku(1). Cała ekipa małego samolotu siedzi ciasno skupiona w kokpicie. Każdy pragnie być jak najbliżej radiostacji. Nie chcą uronić ani jednego słowa. Już sama obecność Iła-76, który przelatywał nad nimi jeszcze dwadzieścia minut temu(2) pozwala przypuszczać, że Rosjanie gotowi są zrobić wszystko(3), aby uniemożliwić Delegacji lądowanie na XUBS. Jakby jednak nie było tego dość, że nad lotniskiem krąży Ił-76, to jeszcze po ostatnim przelocie Frołowa, widoczność na „Siewiernym" wyraźnie się pogorszyła. I chociaż teraz znów zaczyna się przejaśniać, to niewykluczone, że za chwilę mgła pojawi się ponownie. Kolejną, gęstą jak dym z mokrego kartofliska, falą.
Chorąży Remigiusz Muś zezna za kilka godzin, że dwadzieścia minut po odlocie Iła z głośnika radiostacji usłyszał załogę Tupolewa, zbliżającego się do rejonu lotniska(4). Natomiast dowódcy Jaka-40, porucznikowi Arturowi Wosztylowi udało się z kolei zapamiętać, że Tutka kontaktowała się kolejno - z Mińskiem i Moskwą, a na końcu ze smoleńskim(5) „Korsażem"(6). Załoga Jaka-40 słyszy zatem komunikaty Tupolewa już w momencie, gdy ten podchodzi do punktu ASKIL(7). To jest mniej więcej od chwili, kiedy przekracza granicę Białorusi i Rosji. Płk Paweł Plusin, z kontroli lotów w Smoleńsku zezna potem, że kontakt samolot nawiązał z nim o godzinie 8:15(8). Godzinę tę potwierdził potem Minister Obrony Narodowej w rozmowie z przewodniczącym KBWLLP(9).
Jak wiemy ze sporządzonego w dniu 18.03.2010 roku calsignu(10) - Tupolew od punktu ASKIL, do momentu lądowania w Smoleńsku leci tylko 7 minut. Tyle tylko, że plan z 18 marca zakładał, iż będzie podchodzi on do lotniska od zachodu. Kursem 79 stopni. Tymczasem według zeznań załogi Jaka, PLF-101 ma w tym dniu nadlatywać tak samo jak i oni - od wschodu. Czyli kursem 259(11). W takim zaś przypadku, czas przelotu Tutki od punktu ASKIL do momentu lądowania powinien wynieść więcej niż siedem. Było by to jakichś piętnaście minut. Powiedzmy, że maksymalnie dwadzieścia. Powinien więc lądować na XUBS o godzinie 8:25; najpóźniej zaś o 8:30. Czyli zgodnie z harmonogramem uroczystości, zapisanym w planie wizyty.
Remigiusz Muś wytęża słuch. Od dłuższego czasu nie słyszy już żadnej komunikacji pomiędzy kontrolą lotów, a Iłem-76. Dochodzi więc do wniosku, że ten musiał odlecieć. Nawigator ledwo dostrzegalnym ruchem dostraja radio, aby móc jeszcze lepiej słyszeć nadlatujących. Jest świadkiem tego, jak rosyjski kontroler pyta załogi TU-154M o lotniska zapasowe. Któryś z chłopaków na pokładzie odpowiada mu, że są nimi Witebsk oraz Moskwa(12). Muś doskonale wie, co oznacza to pytanie. Rosjanie będą chcieli odesłać samolot gdzie indziej. Zrobić to, czego wojskowi planiści i Kancelaria Prezydenta obawiali się najbardziej(13). Z jego ust wyrywa się bezgłośne przekleństwo. Z lasu zdaje się nadciągać kolejna fala mgły.
Drugi pilot Tupolewa Robert Grzywna zdaje sobie równie dobrze sprawę, o jakich zamiarach kontroli lotów świadczą pytania o ilość paliwa i lotniska zapasowe. Postanawia wywołać więc załogę polskiego samolotu znajdującego się już na lotnisku w Smoleńsku. Przechodzą na częstotliwość, na której - według niepisanej umowy - można nieoficjalnie porozmawiać. Artur Wosztyl informuje pilotów Tu-154M, że na XUBS co jakiś czas pojawiają się gęste opary, które po chwili zanikają. Mówi im też, że przed momentem do lądowania, już po raz drugi zresztą, przymierzał się Ił-76. I, że prawdopodobnie odleciał. Sugeruje nawet, żeby i oni - podobnie jak rosyjski transportowiec - spróbowali dwukrotnie podejść. A jeśli za drugim razem nie uda się wylądować – dowódca "dziennikarskiego Jaka sugeruje, aby polecieli na "zapasowe". Do Moskwy. Czy mówi tak od siebie, czy lotnisko to podpowiedzieli mu niedawni goście?
- 1-0-1, mówi "Korsaż", temperatura plus dwa, ciśnienie siedem - czterdzieści pięć. Warunków do lądowania nie ma.
- Dziękuję. Jeśli można spróbujemy jednak podejść. Jeśli nie trafimy na dobre warunki, to wówczas odejdziemy na drugi krąg.
- 1-0-1. A czy po kontrolnym podejściu wystarczy wam paliwa, aby dolecieć na lotnisko zapasowe?
- Wystarczy.
- Zrozumiałem.
W kokpicie Jaka jest ciasno i duszno od emocji. Rozgrzane powietrze wibruje od elektrycznych trzasków radiowej aparatury. Na szybę kabiny wypełzają maleńkie kropelki potu. Zacierają i tak mglący i coraz bardziej szroniący, jak obraz starego telewizora, krajobraz.
..............................................................................
(1) Artur Wosztyl. Zeznanie z 10.04.2010 (http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/protokoly-Wosztyl.pdf): "W trakcie oczekiwania na przylot TU-154M na dwóch swoich radiostacjach mieliśmy nastawione częstotliwości, które używaliśmy w trakcie przelotu i na których nasłuchiwaliśmy korespondencji kolegów. Około 20 do 30 minut przed katastrofą TU-154M usłyszeliśmy ich korespondencję radiową z kontrolą obszaru albo Mińsk lub Moskwy. Była to proceduralna korespondencja, która kierowała ich na lotnisko w Smoleńsku".
(2) Remigiusz Muś. Zeznanie z 10.04.2010 (http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/protokoly-Mus.pdf): "Widziałem tego Iła, który po drugiej nieudanej próbie lądowania odleciał. Po kolejnych około 20 minutach z głośników naszej radiostacji usłyszeliśmy załogę naszego tupolewa zbliżającego się do rejonu lotniska. Pamiętam, że załoga prowadziła korespondencję z wieżą kontrolną, która kierowała ich aby znaleźli się na kursie odwrotnym do lądowania w celu wykonania zejścia do lądowania. (z zeznań Musia wynika zatem, że była to godzina 7:25+30+20 = 8:15, co potwierdza zeznanie Pliusnina o przejściu ASKIL około 8:10 - RM) "
(3) Jerzy Bahr (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Jerzy-Bahr-o-katastrofie-w-Smolensku-nagle-zrobilo-sie-kompletnie-bialo,wid,16029603,wiadomosc.html): I to jednoznacznie było powiedziane: Rosjanie będą robić wszystko, żebyśmy tam "nie siedli".
(4) Remigiusz Muś (http://www.npw.gov.pl/dokumenty/TU-154/protokoly-Mus.pdf): "Po kolejnych około 20 minutach z głośnika naszej radiostacji usłyszeliśmy załogę naszego tupolewa zbliżającego się do rejonu lotniska. Pamiętam, że załoga prowadziła korespondencję z wieżą kontrolną, która kierowała ich (wektorowała) aby znaleźli się na kursie odwrotnym do lądowania, w celu wykonania zajścia do lądowania."
(5) Artur Wosztyl, tamże: "Była to proceduralna korespondencja, która kierowała ich na lotnisko w Smoleńsku. Korespondencja była prowadzona w języku angielskim. Po jej zakończeniu swoją radiostacją wywołaliśmy kolegów z TU-154M, aby przeszli na częstotliwość od 1 do 5".
(6) Korsaż" czyli po rosyjsku „Gorset" - operacyjna nazwa kontroli lotów na lotnisku „Siewiernyj"
(7) Punkt w nawigacji lotniczej, znajdujący się na granicy rosyjsko-białoruskiej
(8) Paweł Pliusnin (Kontroler Lotów Smoleńsk): Około godziny 10:10 (8:10 – RM) dostałem informację od dyspozytora, iż polski samolot TU-154 „Polskij Falstrot” (jego sygnał wywoławczy) powinien przekraczać „ASKIL” jeden z punktów wyjścia z kierunku zachodniego. Około godziny 10:15 (8:15 - RM) samolot Tu-154 nawiązał kontakt ze mną.
(9) Bogdan Klich (do Eugeniusza Klicha 22 kwietnia 2010 r.): ja nie dysponuję w tej chwili żadną obszerniejszą wersją poza tą pańską, dotyczącą tak szczegółowych parametrów, jak na przykład kwestia, że o godz. 10:15 czy tamtego czasu o 8:15 był pierwszy kontakt (...)
(10) Calsign - plan lotu
(11) Artur Wosztyl, tamże: "Na zadane pytanie zeznaje; w dniu 10.04.2010 r. TU-154 podchodził do lądowania kursem 259".
(12) Remigiusz Muś. Zeznanie z 23.06.2010: "Kontroler pytał się TU-154M jakie są jego zapasowe lotniska. Ktoś z załogi odpowiedział, że Witebsk i Moskwa".
(13) Jerzy Bahr: Z polskiej strony była pod tym względem wielka nieufność, tzn. nie wierzono w dobrą wolę gospodarzy. Uważano, że Rosjanie chcą wymusić lądowanie gdzie indziej, (...) I to jednoznacznie było powiedziane: Rosjanie będą robić wszystko, żebyśmy tam "nie siedli".

1 komentarz: