piątek, 27 marca 2015

XXXVI. Telefon od Prezydenta Kaczyńskiego

Jeżeli Prezydent Lech Kaczyński miał lecieć do Katynia Tupolewem, który z kolei miał się rozbić, jak mówią świadkowie, w okolicach smoleńskiego lotniska "Północ", około godziny 8:00 czasu polskiego (potwierdza to również raport Millera), to w jaki sposób mógł on wykonać jakikolwiek telefon o godzinie 8:20? 
O tym, że taka rozmowa (rozmowy), rzeczywiście w tym czasie się odbyła potwierdzają niezależnie od siebie aż trzy źródła: 

1) stenogramy z kokpitu - CVR-2 (KBWLLP) i CVR-3 (IES)
2) relacje świadków: Jarosława Kaczyńskiego, Marty Kaczyńskiej, Jerzego Smoszny 
3) raport końcowy Millera  

Według "stenogramów z kokpitu" Tupolewa, o tym że Prezydent ma zamiar skorzystać z telefonu, ktoś miał przekazać dowódcy samolotu o godzinie 8:16 (Raport {końcowy} Millera załącznik nr 8, str. 45). Samolot miał znajdować się wówczas około 5 minut lotu przed punktem  ASKIL.   

8:15:51,5-8:15:53,5 
AA (niezr.)
AA (niezr.) 
AA Y, pan prezydent chciałby zadzwonić z telefonu(?) // jeszcze raz/już teraz(?) (Wg CVR-3: 8:15:51,8 A-M ...Prezydent chciałby zadzwonić z telefonu(?)) . 
(...) 
8:16:07,0-8:16:08,5 
AA Pan prezydent(?) // na/tam // domowy/poszedł(?) // dzwoni/dzwonić(?). (Wg CV-3: 8:16:07,3 DPD …prezydent nam powie).  

Jarosław Kaczyński:
http://m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,8135578,Kaczynski_do_Sikorskiego 10 kwietnia o 6 rano Leszek obudził mnie telefonem. Później zadzwonił o 8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze Smoleńska. Bardzo rzadko dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu. Powiedział mi, że z mamą wszystko w porządku, i poradził, bym się przespał. Pamiętam doskonale, że użył określenia: "bo się rozpadniesz". 
Gdzie indziej Jarosław Kaczyński mówi o tym bardziej szczegółowo.
Rozmawialiśmy też, jak zwykle, o szóstej rano, o zdrowiu mamy, - opowiada polityk. - Rozmawialiśmy też, gdy brat był już w samolocie. Informował mnie, jak co dzień, jaki był wynik obchodu lekarskiego. Zapytałem, go czy jest już w Smoleńsku. Powiedział, że nie, że jeszcze lecą i że dzwoni z telefonu satelitarnego. Bardzo rzadko go używał. Przypominam sobie, że wcześniej dzwonił do mnie z niego raz, może dwa. Przeważnie kontaktował się ze mną już po wylądowaniu. Brat powiedział mi, żebym się przespał, że wszystko jest w porządku. Pamiętam, że użył słów: "bo się rozpadniesz". W tym momencie przerwało rozmowę. Jakaś techniczna przerwa. Nie przejąłem się tym. 

Dziennik "Fakt" zamieszcza informację dotyczącą jeszcze innego połączenia http://www.fakt.pl/Lech-Kaczynski-dzwonil-do-mamy-przed-smiercia, artykuly, 72619,1 html )   Dokładnie o 8.20, (...) z pokładu tupolewa Prezydent Lech Kaczyński (61 l.) zadzwonił z telefonu satelitarnego do lekarza opiekującego się jego chorą matką.  
A w "Gazecie Wyborczej" znajdujemy relację tego lekarza.
Jerzy Smoszna http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7767830,Lekarz_prezydenta__plk_Jerzy Znałem szczegóły wyjazdu. Wiedziałem, że samolot miał wylecieć o 7.00 a lądowanie miało być mniej więcej po godzinie. Około 8.20 zadzwonił do mnie prezydent, pytał o stan mamy. Udzieliłem mu informacji, uspokoiłem go, pan prezydent był pogodny.

I dalej, w tym samym tekście:
Nigdy wcześniej nie dzwonił do mnie z satelitarnego telefonu. To był pierwszy raz.

To jeszcze nie wszystkie relacje o telefonach Prezydenta. W książce "96 ich końców świata" również i jego córka - Marta Kaczyńska twierdzi, że rozmawiała z ojcem o... 8.20. Przez cztery minuty:
Prezydent dzwonił do córki tuż przed katastrofą. dokładnie o godzinie 8.20. Ich ostatnia rozmowa trwała cztery minuty. (str. 9 - "96 ich końców świata")



Prezydent miałby więc wykonać trzy telefony. Wszystkie około godziny 8:20. Z relacji osób, do których dzwonił ma wynikać, że nie był niczym zaniepokojony. Był spokojny i raczej pogodny, jak gdyby wszystko układało się po jego myśli.

Do lekarza opiekującego się matką powinien moim zdaniem - zadzwonić wcześniej niż do brata, jeśli miał mu (jak twierdzi Jarosław Kaczyńśki)  przekazać informację o stanie zdrowia ich matki. 

W raporcie Millera, na stronie 51 zapisano:
http://www.komisja.smolensk.gov.pl/kbw/komunikaty/8875,dok.html 
System telefonu satelitarnego był wyposażony w przenośne słuchawki i mógł być wykorzystywany zarówno przez pasażerów, jak i załogę samolotu. W trakcie lotu samolotu Tu-154M w dniu 10.04.2010 r. zarejestrowano trzy transmisje wykonane za pomocą telefonu satelitarnego o godz.: 5:15, 5:46:59 i 6:21:40. (Rozumiem to tak, że podany jest tu czas początkowy każdej z nich - RM)  

Czyli według czasu polskiego: 
7:15 - tuż przed startem (w momencie gdy samolot rozpoczynał kołowanie na pas startowy?); 
7:47 - prawdopodobnie w momencie przekroczenia, lub tuż przed przekroczeniem punku RUDKA (lot EPWA-RUDKA to według clarisu z 18.03.2010  - 22 minuty lotu). W tym momencie z Jaka-40 ma iść na Okęcie informacja, że wylądował w Smoleńsku;   
8:21 - tuż przed, lub w momencie przekraczania punktu ASKIL przez "dużą tutkę", czyli gdzieś w momencie wejścia TU-154M na terytorium Rosji 
I tu ciekawostka. Otóż dalszy ciąg tego zapisu ze strony 51 Raportu Millera, który przed chwilą zacytowałem głosi:  

Z analizy zapisu zawartego w pokładowym rejestratorze dźwięków w kabinie samolotu nie wynika, by załoga (czy chodzi tu o załogę sensu stricte - czy o korzystanie z telefonu satelitarnego w ogóle? - RM) korzystała z telefonu satelitarnego w ciągu ostatnich 30 min lotu*. 

Jak należy to rozumieć? Jeśli bowiem "katastrofa" miała się wydarzyć oficjalnie o godzinie 8:41, przy czym ostatnie połączenie przez telefon satelitarny miało mieć miejsce o godzinie 8:21, a równocześnie też "nie wynika", aby przez ostatnie "30 minut lotu korzystano z telefonu satelitarnego", to wniosek może się nasuwać moim zdaniem tylko jeden. Jaki? Taki, że "samolot Prezydencki" nie mógł uczestniczyć w "katastrofie smoleńskiej" o godzinie 8:41. 
Jeśli by dodatkowo przyjąć, że ostatnia transmisja satelitarna (za taką przyjmuję telefoniczną rozmowę/y Prezydenta) rozpoczęła się o godzinie 8:21 to powinna ona trwać od 6 do 10 minut (przyjmuję hipotetycznie, że Prezydent dzwonił 4 minuty do córki + 1-3 minuty do lekarza + również 1-3 minuty trwałaby przerwana rozmowa z bratem).  

Gdyby więc chcieć literalnie przyjąć informacje zawarte w raporcie końcowym Millera i dokonać według nich obliczeń, wówczas należałoby dojść do wniosku, że samolot z Prezydentem zakończyć musiał swój lot dopiero gdzieś koło godziny 9:00 czasu polskiego (8:21+0:10+0:30). To jest mniej więcej w takim czasie, w którym mógłby dolecieć na przykład do... Moskwy.   
Kolejny wniosek, jaki należałoby wyciągnąć z przedstawionych materiałów musiałby być taki, iż telefon przez Prezydenta był wykonany z pokładu samolotu, skoro zgodnie z relacją jego brata o godzinie 8:20 Prezydent "jeszcze leciał" i "dzwonił z telefonu satelitarnego". A samolotem tym musiał być Tupolew, a niej np. Jak, z tego choćby względu, że na żadnym z Jaków nie było zamontowanego telefonu satelitarnego http://www.polot.info/?a=4000069 :   
Na Jak-40 nie zamontowano systemów łączności satelitarnej. Takimi systemami dysponują wyłącznie większe Tu-154 M, które będą zapewne użytkowane dłużej, a zakup i montaż urządzeń jest dość kosztowny .   

Mamy jednak także relację Jacka Tomaszewskiego, mówiącą o tym że jego żona Izabela Dyrektor Zespołu Protokolarnego Prezydenta - miała telefonować do niego o godzinie 8:19  http://www.fakt.pl/Przerwana-rozmowa-z-ofiara-katastrofy,artykuly,71850,1.html   Jak mówi Jacek Tomaszewski, był to stały zwyczaj jego żony. Zawsze, gdy samolot startował, dzwoniła do domu, by o tym poinformować, a po lądowaniu wysyłała SMS-a. Tym razem jednak było trochę inaczej. - Ten telefon, który otrzymałem o 8.19 w sobotę 10. kwietnia, nie był jej. Był to pewnie satelitarny telefon pana prezydenta - mówi w "Faktach" Jacek Tomaszewski. Dodał, że rozmowa nie trwała długo. - Powiedziała mi tylko: jestem w samolocie. Ja na to zadałem pytanie: Dopiero teraz? Przecież mieliście startować o siódmej. Ona już nie odpowiedziała mi na to pytanie, w tle słyszałem jakieś głosy i to wszystko. No i oczywiście nie dostałem SMS-a z komunikatem: orzeł wylądował.

Czy zatem opisany w raporcie Millera telefon by połączeniem (potrójnym?) wykonanym przez Prezydenta czy też może była to rozmowa Izabeli Tomaszewskiej z mężem? 
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

W każdym razie z tych wszystkich zebranych i przedstawionych w Raporcie Millera danych (oraz z zeznań świadków), wynikałoby, że Prezydent Lech Kaczyński leciał Tupolewem 154M, lot PLF-101, którego start wykonano z "Okęcia" około godziny 7:25, oraz, że jego samolot przekraczał punkt RUDKA około godziny 7:50, zaś punkt ASKIL około godziny - 8:20.  

.........................................................................................................................................
* W ogóle nie wiadomo, o co w tym stwierdzeniu komisji Millera o 30 minutach chodzi. Wersja CVR-2, będąca załącznikiem nr 8 do raportu, a więc jego immanentną częścią - trwa ponad 38 minut (podobnie jak MAKowska CVR-1, ale już inaczej niż "skompresowana" CVR-3 sporządzona przez IES - 31 minut).  Jednak przez pierwsze osiem minut stenogramów również na podstawie "analizy zapisu zawartego w pokładowym rejestratorze dźwięków w kabinie samolotu" nie można stwierdzić, aby załoga korzystała z telefonu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz