piątek, 23 stycznia 2015

VI. Ruski bardach?

Każdy kto czytał "dialogi ze smoleńskiej wieży" (stenogramy z XUBS), w pierwszym momencie zapewne odniósł wrażenie panującego tam chaosu. Jednak gdy się w nie głębiej wczytał, zwykle zwracał uwagę na inne, umykające mu wcześniej szczegóły. Proszę spojrzeć na fragment rozmowy, który już przytaczałem, tyle, że tym razem z naniesionymi (rosyjskimi) czasami wypowiedzi:

08:39:20 Paweł Pliusnin (Kierownik Strefy Lądowania): A tu taki telefonik zapiszcie: 231-56-93, to Główna centrala UWD (chodzi tu, moim zdaniem, raczej o Ministerstwo Spraw Wewnętrznych - Главное управление внутренних дел, niż o Główne Centrum Kierowania Ruchem Lotniczym - Управление воздушным движением. Mają taki sam skrót –  RM), tam na pewno, powinni wiedzieć, czy on wyleciał, czy nie wyleciał. / А вот такой телефончик запишите: 231-56-93, это главный центр УВД, там, наверное, должны знать, вылетел, не вылетел.   
08:39:33 Anatolij Kurtiniec (Dyżurny Operacyjny): A, no w głównym ja uściślę, tak dobrze./ А, ну в главном я уточню, так хорошо. 
08:39:36 Paweł Pliusnin: I zadzwońcie tutaj. / И позвоните сюда.
08:39:37 Anatolij Kurtiniec: Dobrze /  Хорошо 
08:40:55 Paweł Pliusnin: Tu podpułkownik Pliusin, halo, halo, halo, halo.... / Подполковник Плюснин. Алло, алло, алло, алло. 
08:42:06 Paweł Pliusnin: Podpułkownik Pliusin / Подполковник Плюснин. 
08:42:07 Anatolij Kurtiniec: Major Kurtiniec / Майор Куртинец
08:42:08 Paweł Pliusnin: Tak. / Да. 
08:42:09 Anatolij Kurtiniec: Znaczy się, nie wylecieli jeszcze.  / Значит, пока не вылетали.               08:42:10 Paweł Pliusnin: A nie wylecieli jeszcze / А, не вылетали еще? 
08:42:11Anatolij Kurtiniec: Tak, ale kiedy będzie wylot, powiedzą mi. Ja do was zadzwonię / Да, но как будет вылет, мне подскажут. Я вам позвоню. 
    
Proszę zwrócić uwagę, że pomiędzy zapytaniem Pliusnina, a uzyskaniem przez niego odpowiedzi (06:39:37 - 06:42:09) mija zaledwie dwie i pół minuty, przy czym komunikacja ta nie odbywa się przecież bezpośrednio. Także symptomatyczne jest stwierdzenie Anatolija Kurtińca, że kiedy będzie wylot, powiedzą mi / как будет вылет, мне подскажут. Nie mówi on – „kiedy dostaną informację, powiadomią mnie o tym”, ale wyraźnie - kiedy będzie wylot. Czy to nie daje coś do myślenia? 

"Okęcie"  

Wojciech Cegielski. Dziennikarz Polskiego Radia:
http://www.youtube.com/user/stanislaw10042010#p/u/43/Or5-0bnonmY   
Myśmy, mówię tu o grupie dziennikarzy, mieli lecieć tym samym samolotem, („co Prezydent”? - RM) ale ponieważ Kancelaria Prezydenta otrzymała bardzo dużo zgłoszeń od Rodzin Katyńskich, które chciały również polecieć samolotem, nie tylko pojechać tym pociągiem specjalnym, Kancelaria Prezydenta podjęła decyzję, że wszystkich dziennikarzy... Całą trzynastkę dziennikarzy, którzy byli w składzie delegacji z prezydentem Kaczyńskim, zostanie ta trzynastka przeniesiona do innego samolotu. Koniec końców dzisiaj o piątej rano wystartowaliśmy z lotniska Okęcie samolotem Jak-40. Wtedy, kiedy wchodziliśmy do tego samolotu TU-154M już, jak mówią piloci, grzało silniki. 

Jerzy Kubrak. Reporter dziennika „Fakt”: 
http://www.fakt.pl/Reporter-Fakt-pl-Czekalem-na-prezydenta,artykuly,68950,1.html 
O piątej rano, na dwie godziny przed wylotem prezydenckiego samolotu, siedziałem już w Jaku-40. 

Piotr Ferenc-Chudy. Dziennikarz Gazety Polskiej:
 „Jak przez mgłę” Gazeta Polska nr 15(872)/2010
Odbieram identyfikator. Oddaję paszport i około godziny piątej rano wsiadam na pokład samolotu jak. Prezydencki tupolew stoi tuż obok. Zapinam pasy. Samolot rozpoczyna kołowanie. Nagle się zatrzymuje. Okazuje się, że wysiadły silniki.

Paweł Świąder. Dziennikarz RMF24:
http://www.rmf24.pl/opinie/komentarze/pawel-swiader/news-pawel-swiader-boje-sie-powrotu-do-polski,nId,272706  
Była sobota, blady świt, a właściwie jeszcze ciemno. Musiałem wstać o 3 rano, by przed 4 znaleźć się na lotnisku. Nasz samolot miał odlecieć o 5 rano. Rzadko mam okazję towarzyszyć Prezydentowi w czasie oficjalnych wizyt. Tym razem, na wyjazd do Katynia zgłosiłem się na ochotnika. Dopiero na Okęciu okazało się, że dziennikarze mają lecieć Jakiem, a dopiero godzinę po nas wystartuje Tupolew. OK - pomyślałem, widocznie zabrakło dla nas miejsca w "Tutce". Gdy wszyscy siedzieliśmy już wewnątrz Jaka okazało się, że jeden z silników nie chce się uruchomić. Pilot grzecznie przeprosił mówiąc, że musimy przenieść się do drugiego Jaka, który stoi obok. Ktoś zażartował: "Jest jeszcze trzeci?" "Tak" - odparł pilot. "Czeka w hangarze". Po przymusowej przesiadce wszystko poszło już zgodnie z planem. 

Jan Mróz. Dziennikarz TVN:
(relacja w filmie – „Poranek” - 1'33'') 
Na lotnisku byłem planowo. O czwartej. Z tym, że wylot nie odbył się o piątej, dlatego że samolot w którym siedzieliśmy, ten pierwszy Jak-40, uległ awarii. Musieliśmy zmienić, już na płycie lotniska samolot. Wsiedliśmy do stojącego obok, już przygotowanego do lotu Jaka-40. Drugiego egzemplarza. Wylecieliśmy około 5:20. 

Dlaczego takie zmiany i przesunięcia w ogóle nastąpiły, próbuje wytłumaczyć, tyle że na łamach rosyjskiej prasy, inny, lecący Jakiem-40/044 dziennikarz - 
  
Marcin Wojciechowski (http://www.svoboda.org/content/article/2034647.html):   
Kiedy przyjechaliśmy 10 kwietnia wcześnie rano na lotnisko, od razu nam powiedziano: polecicie innym samolotem – Jakiem-40, dlatego, że w samolocie prezydenckim nie ma już miejsca. Zwykle dziennikarze latają razem z prezydentem. Tu-154 jest dostatecznie dużym samolotem, w nim oprócz VIP-owskiego salonu jest ponad 100 miejsc dla zwykłych pasażerów. Ale tym razem, członków delegacji było bardzo wielu, dużo było gości, których zaprosił prezydent. I wielu z nich miało wieńce, które trzeba było gdzieś rozmieścić. Więc umieścili je w 20 rzędach w ogonie samolotu. Dlatego dyrektor administracji prezydenta, który zginał w tej katastrofie, zdecydował: „niech dziennikarze polecą innym samolotem.”  

Nie wieńce umieszczone w tupolewie są, moim zdaniem, w tej ostatniej wypowiedzi najbardziej intrygujące, ale stwierdzenie, iż kiedy dziennikarze przed czwartą rano pojawiają się na Okęciu, to dopiero wówczas (żurnalista Kubrak wie o tym dzień wcześniej) mają się dowiedzieć, że „dyrektor administracji prezydenta” (najprawdopodobniej chodzi tu o Władysława Stasiaka) podjął decyzję o ich wylocie „innym samolotem”. Gdyby jednak zestawić tę wypowiedź z tym co mówi Świąder, że mieli wylecieć o piątej rano, towarzysząc głowie państwa, to czy aby nie mogłoby świadczyć to o tym, że mieli polecieć z Prezydentem jakimś innym samolotem, a nie "Prezydencką Tutką"? Wszak ta, miała wystartować, według clarisu z 9 kwietnia 2010, dopiero o godzinie 7:00 czasu polskiego. Czy nie wygląda więc na to, że decyzja o osobnym, całościowym wylocie dziennikarzy, jako jednolitej grupy, została podjęta w ostatniej chwili? Bo, przecież jeszcze na etapie planowania wizyty, tylko część dziennikarzy miała lecieć z Prezydentem (którym samolotem?). Mówi o tym mail Doraczyńskiej z 11 marca 2010 (Biała Księga str.50): "- dziennikarzy zgodnie z ustaleniami weźmiemy 14, połowa w JAKu, połowa w TU." Z tym, że jeszcze wówczas planowany był (11.03) tylko jeden Jak-40: "Na dzień dzisiejszy Darku (Jankowski - RM) zamów TUtkę i JAKa i pewnie ruszą dwa samochody z Polski" Tymczasem - proszę zwrócić uwagę na to, że przecież 10 kwietnia przygotowane do lotu są na pewno dwa – 044 (jako "zapasowy"**) i 045 ("dziennikarski")***.  

Wnętrze kabiny Jak-40/048****, ponoć takie samo jak w Jaku-40/044.  Zdjęcie pochodzi z http://www.polot.net/?p=a210 

W wywiadzie, jakiego „Gazecie Polskiej” udzielił Jarosław Kaczyński, mówi on   (http://www.rodaknet.com/rp_art_4809_ czytelnia_wywiad_jaroslaw.htm ):   
Katarzyna Gójska-Hejke / Tomasz Sakiewicz: Kiedy po raz ostatni widział Pan Brata? 
Jarosław Kaczyński: W szpitalu u Mamy. To było późnym wieczorem w piątek. Rozmawiał ze mną, z Mamą i z prezydenckim lekarzem, który następnego dnia także zginął. Ja również rozmawiałem z panem docentem Lubińskim. Pamiętam, że pytałem go nawet, jakim samolotem polecą do Smoleńska. Przez pewien czas byłem przekonany, że będzie to JAK, a nie tupolew.

Nie wiemy co odpowiedział doktor Lubiński, ale już samo to przekonanie Jarosława Kaczyńskiego musiało przecież z czegoś wynikać.   
   
Poza tym, ta trzynastka dziennikarzy, która miała lecieć 45-tką, musiała zostać przesunięta do innego Jaka, jako zupełnie „oddzielna grupa”, także na mocy czyjejś decyzji. Kto taką decyzję, i do tego tak szybko mógł podjąć? Moim zdaniem musiał to być ktoś władny, znajdujący się na miejscu. Na "Okęciu". Czy decyzję taką mógł podjąć samodzielnie pilot, albo któryś z wojskowych dyspozytorów obecnych na lotnisku? Chodzi tu przecież - pragnę na to zwrócić uwagę - nie tylko o samolot zapasowy (sic!) dla Tupolewa, ale i o samego „prezydenckiego Jaka”. A dysponentem lotu jest przecież Kancelaria Prezydenta. 

Porucznik Artur Wosztyl mówi wprawdzie o tym bezosobowo:

Z uwagi na fakt, iż w wytypowanym do lotu samolocie nie udało się uruchomić silnika rozruchowego po trzeciej próbie w porozumieniu z dyżurnym ruchu lotniczego zmieniono samolot, który bez jakichkolwiek problemów uruchomił się i wykonano wylot

Można by to bezkrytycznie przyjąć. Ale przecież każda decyzja ma swojego decydenta.
Proszę również zważyć, że dziennikarze nie czekają na żadną dyspozycję. Przechodzą od razu z jednego samolotu do kolejnego. Czyli, że decyzja o przesiadce, zostaje podjęta natychmiast po „nieudanym odpaleniu” (nie jest, według mnie, w tym momencie istotne, dlaczego zostaje podjęta, ale słowo ”natychmiast”) Jaka-40/45. Czy gdyby to był tak ważny samolot (a jako zapasowy dla lotu o statusie HEAD czy VIP musiał takim być) nie konsultowano by zatem tej zmiany „na telefon”, po poinformowaniu najpierw przez dowódcę samolotu – dyżurnego ruchu lotniczego, a ten poprzez swoich przełożonych – władnego urzędnika Prezydenckiej Kancelarii? I dopiero ten ostatni (być może po konsultacji) przekazał zwrotnie wiadomość?

Bo, absolutnie nie wierzę w żadną "samowolkę" Artura Wosztyla akcentowaną przez Raport Millera (str.169):

Zgodnie z dokumentami samolotem zapasowym dla Tu-154M na dzień 10.04. był samolot Jak-40 nr 044. Nie istniał żaden plan w razie konieczności użycia samolotu zapasowego uwzględniający znaczną różnicę pojemności tych samolotów. Dodatkowo, na skutek awarii samolotu Jak-40, nr 045, decyzją jego dowódcy nieskonsultowaną z przełożonymi, do wykonania zaplanowanego rejsu został wykorzystany samolot o nr 044 (samolot zapasowy dla operacji HEAD). Gdyby zaistniała konieczność użycia samolotu Jak-40 jako samolotu zastępczego dla Tu-154M, to w rozkazie dziennym na 10.04.2010 r. nie wyznaczono dla niego załogi.  

Szybkość działania świadczyłaby, moim zdaniem raczej o tym, że dysponenci lotu musieli być na miejscu, na "Okęciu." A jeśli tak, to dlaczego urzędnicy KP byli by tak wcześnie, skoro mieli lecieć dopiero Tupolewem o 7:00, czyli za dwie godziny?
    
No i należałoby tu jeszcze wspomnieć o relacji Gerarda Kwaśniewskiego (funkcjonariusza BOR pełniącego równocześnie funkcję kierowcy Ambasadora Jerzego Bahra) – http://polska.newsweek.pl/smolensk—nieznana-relacja-oficera-bor,68588,1,1.html: 
Była zmiana dwóch, trzech nazwisk. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że choć na liście nie figurowała, na pokładzie była żona mojego dobrego kolegi, Agnieszka Węcławek (Agnieszka Pogrodka-Weclawek – RM). Miała lecieć jakiem, ale zamieniły się z koleżanką na Okęciu.  
  
Skoro funkcjonariuszka BOR „miała lecieć Jakiem”, znaczyć by to moim zdaniem musiało, że miała lecieć z jakimiś osobami, którym przysługiwała ochrona. Dziennikarzom ta się nie należała, więc żaden z funkcjonariusz BOR z nimi lecieć nie mógł.   
Być może pierwszym Jakiem (tym o numerze 045, posiadającym o kilka miejsc więcej niż 044) miały, wraz z dziennikarzami lecieć pierwotnie jakieś osoby z Kancelarii Prezydenta, a może i sam Pan Prezydent. Skłaniają mnie do takiego przekonania cztery rzeczy, które tu podsumuję:
   
- szybka decyzja o „przemieszczeniu dziennikarzy” podjęta przez dysponenta lotu, 
- obecność na pokładzie „Woszytlowego Jaka” osoby z Kancelarii Prezydenta,
- słowa Gerarda Kwaśniewskiego o funkcjonariuszce BOR, która miała lecieć Jakiem, ale nim nie poleciała, 
- słowa Nikołaja Krasnokutskiego, który oznajmia: Jak-40 wylądował z "tymi: Delegacją i dziennikarzami".  

Mamy także relację Wojciecha Cegielskiego: ”(...) kiedy wchodziliśmy do tego samolotu TU-154M już, jak mówią piloci, grzało silniki”, oraz Pawła Świądra: „Nasz samolot miał odlecieć o 5 rano. (...) Dopiero na Okęciu okazało się, że dziennikarze mają lecieć Jakiem, a dopiero godzinę po nas wystartuje Tupolew”. Mamy też raport Millera, w którym napisano (str. 84): „O godz. 3:05 (5:05 czasu warszawskiego) na płaszczyźnie postoju samolotów rozpoczęła się próba silników, prowadzona przez technika pokładowego samolotu.(...) Ostatecznie sprawdzenie silników zakończono o godz. 3:20 (5:20) (...).”  

Wciąż jednak nie mam pojęcia dlaczego zmieniono decyzję o wspólnym wylocie (przynajmniej części) dziennikarzy z Prezydentem? Dlaczego przygotowano do lotu dwa Jaki-40, choć ponoć posiadano zgodę na tylko jeden lot tego typu samolotem do Smoleńska?

Załącznik nr 2 do Raportu Millera - Organizacja lotów i szkolenia lotniczego (str. 17-18):  
Wystąpienie o zgodę (claris) na przelot i lądowanie na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY w dniu 10.04.2010 r. obejmowało samoloty Tu-154M nr 101 i Jak-40 nr 044. Na wyznaczony w rozkazie dowódcy JW 2139 na 10.04.2010 r. do przewiezienia delegacji dziennikarzy samolot Jak-40 nr 045, 36 splt nie wystąpił o zgodę na przelot i lądowanie w SMOLEŃSKU.  

Po przeczytaniu tych słów automatycznie nasuwa mi się jedno pytanie: jeśli wyznaczono rozkazem samolot do przewozu dziennikarzy, a 36 splt nie wystąpił o zgodę na przelot i lądowanie w Smoleńsku, to w takim razie czy wystąpił o zgodę na przelot i lądowanie na jakimś innym lotnisku?

A kiedy dalej czytam w załączniku nr 2 (str.69-70), że:

W rozkazie dziennym jednostki nie uwzględniono samolotu zapasowego dla lotu o statusie HEAD, a także nie wyznaczono załogi zapasowej  (jednak faktycznie wystawiono samolot Jak-40 nr 044 jako samolot zapasowy dla samolotu Tu-154M łącznie z wykonaniem oblotu komisyjnego).

To mogę tylko uśmiechnąć się ironicznie. Jak to? Toż to bzdura przecież jakaś. Że niby dla Jaka-40/045 (który miał nie lecieć) ustalono załogę, ale nie wystąpiono o zgodę na lot, zaś dla Jaka-40/044 (który miał lecieć) nie ustalono załogi ale go wystawiono, wcześniej wystąpiwszy o zgodę na przelot i lądowanie?! Ba, nawet wcześniej wykonano nim oblot komisyjny!? Absurd godny Alfreda Jarry'ego. Wniosek nasuwa mi się w takim przypadku jeden - albo w komisji Millera zasiadają niespełnieni artyści z niespożytym ładunkiem nieco dziwnego vis comica, albo ludzie biorący nas za durniów. Nas, to znaczy - mnie i Ciebie Drogi Czytelniku.

I jeszcze jedno. Z tego załącznika okazuje się nagle, że "w rozkazie dziennym jednostki nie uwzględniono samolotu zapasowego dla lotu o statusie HEAD". Cóż to znaczy? Czyżby autorzy tego załącznika sygnalizowali nam, że Jak-40/044 nie był samolotem zapasowym dla Tupolewa? To w takim razie dla jakiego samolotu miał być? Dla jakiegoś innego Jaka-40, tyle że o statusie HEAD? Żadne inne wyjaśnienie nie przychodzi mi do głowy. Na (str.24 tegoż załącznika) czytamy:

Przedstawiciel KOSiŚ nie poinformował (składając meldunek o wydarzeniach mających miejsce przed wylotem Tu-154, zastępcy dowódcy pułku - RM), iż użyty do przewozu dziennikarzy samolot był samolotem zapasowym dla lotu samolotu Tu-154M (str.24).   

Dlaczego nie poinformował? Zapomniał? Nie było to dla niego istotne, czy też nie wspomniał o tym, bo też nie był to samolot zapasowy dla Tutki? Nie wiem. W każdym razie, dla mnie jako prawnika, wszystko to wygląda jak jedna wielka ściema i pseudospecjalistyczny bełkot, usiłujący zatuszować rzeczywistą sytuację.

Ponadto nasuwa się mnóstwo pytań innego typu - dlaczego wydano decyzję o sprawdzeniu silników na ponad dwie godziny przed wylotem Tupolewa? Czy Tupolew miał pierwotnie rzeczywiście wylecieć godzinę po Jaku-40, czyli około godziny 6:00, a jeśli tak, to w takim razie dlaczego trzykrotnie zmieniano godzinę jego wylotu (Prezydent nb. nie mógł „zaspać”, jak sugerują nam osoby zbliżone narracyjnie do Moskwy, skoro około szóstej rano już kontaktował się z bratem*****)? Czy funkcjonariuszka BOR nie poleciała Jakiem z dziennikarzami, bo "zamieniła się z koleżanką", czy może był jeszcze jakiś inny (poza Tu i Jakiem-40/044 samolotem) Jak-40 wymagający ochrony, który miał lecieć na uroczystości katyńskie?

Pytań dosyć dużo. W sumie jednak, gdyby chcieć wyciągnąć jakiś wniosek z tego co napisałem, należałoby stwierdzić, że skoro na pokładzie Jaka-40/044 znalazły się te osoby, które tam się w końcu znalazły (dziennikarze), znaczyć by to, moim zdaniem mogło, że polska strona dokonała w ostatniej chwili, tuż przed wylotem, jakieś „roszady”, nie informując o tym Rosjan. Utwierdza mnie w tym nie tylko wpis Agnieszki Skieterskiej (http://okonabalkany.blox.pl/2010/04/Po-tragedii-w-Katyniu.html) -

W czasie całej prezydentury Lecha Kaczyńskiego, wedle mojej wiedzy, media tylko raz leciały osobnym rządowym samolotem, właśnie w sobotę 10 kwietnia 2010 roku",

- ale także nerwowa krzątanina rosyjskich kontrolerów na lotnisku „Siewiernyj” usiłujących za wszelką cenę ustalić, którym właściwie samolotem leci Prezydent Polski.  

Drugi samolot z dziennikarzami?

W Jaku-40/044 mieli podróżować (według programu wizyty na dzień 10 kwietnia 2010 roku):
1) Pani Agnieszka Kołacz-Sarnowska - Biuro Prasowe w KPRP
2) Pan Jerzy Kubrak - Fakt
3) Pan Jacek Turczyk - PAP
4) Pan Wojciech Cegielski - Polskie Radio IAR
5) Pan Jakub Berent - Radio ESKA / FOX FM / WAWA
6) Pani Agnieszka Lichnerowicz - Radio TOK FM
7) Pani Danut Woźnicka - Radio ZET
8) Pan Paweł Świąder - MF FM
9) Pan Paweł Żukowicz - TV TRWAM
10) Pan Jan Mróz - TVN24
11) Pan Piotr Ferenc - Gazeta Polska
12) Pan Marcin Wojciechowski - Gazeta Wyborcza
13) Pan Krzysztof Strzępka - Polska Agencja Prasowa S.A
14) Pan Paweł Wudarczyk - Polsat News
Ponadto na liście uczestników lotu znaleźli się także: Pani Joanna Bichniewicz i Pan Marek Pyza, oznaczeni dwoma gwiazdkami, jako osoby które miały lecieć tylko kursem powrotnym, z Katynia do Warszawy (nie jest podane za kogo, a dodatkowo nie mogli lecieć, bo było za mało miejsc).

01 kwietnia 2014 roku na stronie TVN 24 (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/cztery-zazalenia-na-umorzenie-sledztwa-smolenskiego,413913.html)  pojawiła się następująca informacja:

(...) cała procedura (śledztwa w sprawie organizacji lotów - RM) trwała długo ze względu na liczbę pokrzywdzonych oraz konieczność przetłumaczenia liczącej blisko 350 stron decyzji prokuratury na język angielski. Przypomniała, że śledztwo dotyczyło także m.in. organizacji lotu Jaka-40 z dziennikarzami mającymi obsługiwać wizytę. - W Jaku-40 był na przykład japoński dziennikarz, on zadeklarował język angielski i w tym języku doręczono mu decyzję - dodała prokurator.  

Jak długo by się jednak nie przyglądać liście pasażerów Jaka-40/044, to nijak "japońskiego dziennikarza" dopatrzyć się na niej nie można. Czyżby jakaś dziennikarska kaczka, albo "czarny żart" na 01 kwietnia? Można by było w sumie przejść nad tym do porządku dziennego, gdyby nie ten oto artykuł, który pojawił się 11 kwietnia 2010 roku, w hiszpańskiej prasie (http://www.elmundo.es/elmundo/2010/04/11/internacional/1270984708.html):

El periodista Jan Pospieszalski, de la televisión pública polaca, es otro de los que ha salvado su vida por azar del destino. En las últimas horas del viernes, la delegación institucional dispuesta a viajar a Smolensk para asistir a la ceremonia en conmemoración de la matanza de Katyn crecía a gran velocidad, y los organizadores decidieron fletar un segundo avión al que desplazaron a funcionarios de menor rango y a los periodistas que habitualmente seguían al presidente. Uno de ellos era Jan Pospieszalski, que narra cómo ese segundo avión no llegó a despegar: "Nuestro vuelo debía salir inmediatamente después del primero, estaba previsto que aterrizásemos con sólo 15 minutos de diferencia, y con esa idea embarcamos y nos sentamos en nuestros asientos. Yo desplegué el periódico que quería leer durante el vuelo y apenas había empezado, el capitán nos pidió que desalojásemos el avión. Habían detectado un problema técnico y no podíamos despegar aún". 

Co można przetłumaczyć:

Dziennikarz Jan Pospieszalski, z polskiej telewizji publicznej, jest jednym z tych którzy ocalili swe życie dzięki przypadkowi losu. W ostatnich godzinach piątku, oficjalna delegacja, która miała asystować przy ceremonii upamiętnienia masakry w Katyniu, rosła w szybkim tempie, i organizatorzy zdecydowali wynająć drugi samolot do którego oddelegowali niższej rangi urzędników państwowych, oraz dziennikarzy, którzy tradycyjnie towarzyszyli prezydentowi. Jednym z nich był Jan Pospieszalski, który relacjonuje jak drugi samolot nie mógł odlecieć. "Nasz samolot miał startować natychmiast po pierwszym, było przewidziane ze wylądujemy jedynie z 15-minutowa różnicą czasu i w takim przeświadczeniu weszliśmy na pokład i i zajęliśmy nasze miejsca. Ja rozłożyłem gazetę, którą chciałem czytać podczas lotu, ale natychmiast kapitan poprosił nas o opuszczenie samolotu. Wykryto problem techniczny i nie mogliśmy już wystartować.

Jan Pospieszalski w Rosji 10 kwietnia jednak był i relacjonował wydarzenia z katyńskiego cmentarza. Czyżby więc artykuł w "El Mundo" był częściowo wyssany z palca, a w części mieszał w sobie różnego rodzaju rzeczywiste wydarzenia? Czy mógł się zdarzyć drugi "problem techniczny" w "drugim samolocie, który miał wystartować natychmiast po pierwszym"? Czy też może ten "Jan Pospieszalski" (niezależnie kto się pod jego nazwiskiem ukrywał) leciał jednak Jakiem-40/044.

Załóżmy na chwilę (cały czas pamiętając o "japońskim dziennikarzu" i słowach Krasnokustkiego o "Delegacji i dziennikarzach"), że był inny statek powietrzny, który także poleciał (i doleciał) do Smoleńska. Jaki to mógłby być samolot, który (cytuję za El Mundo) "startując natychmiast po pierwszym" miał lądować "15 minut po nim"? Sądząc po starcie tego samolotu  - "natychmiast po", oraz po jego lądowaniu - "15 minut po pierwszym" - musiałby to być drugi Jak (ewentualnie CASA). Co by to mogło oznaczać? Ano tylko to, że pewnie jakiś trzeci Jak (045 nie odpalił, 044 poleciał z dziennikarzami) mógł wystartować jednak do Smoleńska ("wylądujemy jedynie z piętnastominutową różnicą czasu"). Czy jest to możliwe? Teoretycznie tak. Wszak "trzeci Jak" (047?) "czeka w hangarze". 
Przyjmijmy, że drugi z Jaków (ten VIP-owski) ma startować tuż po dziennikarskim Jaku-40/045 czyli zaraz po 5:00. Jednak-45-tka nie odpala. Vipy w saloniku na wojskowym Okęciu czekają. Szybko przerzuca się więc dziennikarzy z 045-tki do 044-ki i Jaczek ten wylatuje bez przeszkód. Teraz czas na drugą grupę (Delegację). Niestety trzeba wyciągnąć trzeciego Jaka z hangaru. Trochę przy tym schodzi. Jak-40/047? (o statusie VIP lub HEAD) wylatuje więc po dziennikarzach, ale z dwudziestopięciominutowym poślizgiem.  (Załącznik  nr 2 do Rap. Millera str.24):


Zastępca dowódcy pułku opuścił pokład i przed samolotem spotkał się z przedstawicielem KOSŚ, który przekazał mu informację o problemach z wylotem samolotu Jak-40 (z powodu niesprawności technicznych nastąpiła zamiana samolotu, co opóźniło wylot o 25 min).  

Czy zatem w Smoleńsku o godzinie 6:50 nie wylądował jednak najpierw Jak-40/(044) z (cyt. za Krasnokutskim) dziennikarzami, a dwadzieścia pięć minut po nim drugi z Jaków-40/047(?) z Delegacją?  

Co mogłoby się na Okęciu dziać później, to jest - po wylocie tych dwóch ewentualnych Jaków? Ponieważ Tupolew miał wylecieć "godzinę po dziennikarzach", a ci (oficjalnie to dziennikarze) wylecieli z 25 minutowym opóźnieniem, dlatego i Tutka musiała wylecieć z 25 minutowym opóźnieniem, aby móc znaleźć się na XUBS, "mniej więcej w tym samym czasie gdy lądował dziennikarski Jak" jak to "chciało wojsko" (R.Raczyński). I - proszę zwrócić uwagę - rzeczywiście wyleciała przecież mniej więcej z takim "obsuwem",

I jeszcze jedno pytanie. A co by się stało, gdyby nie było awarii i samoloty wyleciały by w następującej kolejności - o 5:00 Jak nr. 045 z dziennikarzami, "natychmiast po nim", czyli powiedzmy o 5:05 Jak-40/044 o statusie HEAD czy VIP, a z kolei "godzinę po nim" to jest o 6:00 - 6:05 Tupolew? Czy wówczas te trzy statki powietrzne nie znalazłyby się w Smoleńsku niemal równocześnie? A decyzja o tym który - dziennikarski Jak czy ten z Delegacją, a może Tupolewie - ląduje jako pierwszy podjęta zostałaby nad Smoleńskiem. Czy nie miałoby to sensu? Czy wówczas, jeśli istniało realne zagrożenie nie można było by łatwiej w ten sposób ochronić Prezydenta? Czy taki był plan stworzony przez Kancelarię, w związku z ryzykiem "uprowadzenia jednego z samolotów"? 

***     

Czego by jednak nie mówić, cała ta sytuacja na wojskowej części warszawskiego lotniska, która miała mieć miejsce po godzinie 5:00, sprawia wrażenie, jakby podejmowano wówczas jakieś, obfite w następstwa decyzje, zmieniające wcześniejszy program wylotów. Dla mnie przynajmniej, to właśnie "Okęcie" wydaje się być w tym dniu, miejscem dużo bardziej tajemniczym niż "Siewiernyj".

W każdym razie co by się rano na „Okęciu” nie działo - jestem przekonany o jednym. Wygląda bowiem na to, że o świcie 10 kwietnia 2010 roku, Prezydent i jego Kancelaria mieli, moim zdaniem, świadomość istnienia jakiegoś realnego zagrożenia ze strony Rosjan. A jeśli tak - musieli temu przecież w jakiś sposób przeciwdziałać.

…............................................................................................................................................................ 
* IES w wersji stenogramów z 21.01.15 tłumaczy ten fragment jako: "delegacja dziennikarzy" (słyszy tu bowiem: wot z etimi, dieliegacjej żurnalistow) 
** O ile Jak-40 z 16 miejscami może być w ogóle samolotem zapasowy dla Tu-154M, z bez mała 100-ma.   
*** Jeśli to nie jest błąd w zapisie, to o tym że mogła być wydana zgoda na lot Jaka-40/045 świadczyć może  -  (http://www.naszdziennik.pl/uploads/special/uzasadnienie.pdf ) Uzasadnienie umorzenia postępowania w sprawie o niedopełnienie obowiązków służbowych przez wysokich funkcjonariuszy publicznych (V Ds  32/11 str. 305): "Ostatecznie w dniu 8 kwietnia 2010 roku Grzegorz Cyganowski przekazał drogą elektroniczną do Szefostwa Służby Ruchu Lotniczego SZ RP i 36SPLT numery zgód na 10 kwietnia 2010 roku dla samolotów TU154M i Jaka-40. Zgoda na przelot dla samolotu TU-154M (nr rejestracyjny 101) miała numer 176 CD/10, a dla samolotu Jak-40 (nr rejestracyjny 045) numer 177 CD/10. 



**** Różnica pomiędzy tymi dwoma samolotami miała polegać tylko na tym, że w 45-tce był dodatkowy rząd siedzeń w kabinie pasażerskiej (dodatkowe 4 miejsca),         
***** Jarosław Kaczyński: „10 kwietnia o 6 rano Leszek obudził mnie telefonem”. (http://m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,8135578,Kaczynski_do_Sikorskiego___To_wynik_waszej_zbrodniczej.html)                                                                                                                                          


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz